Rozdział 7

Kolejny dzień jak każdy wcześniejszy i wszystkie następne.

Z tą myślą wstałam z łóżka następnego dnia, przygotowałam się do szkoły i zjadłam śniadanie. Zabrałam plecak i upewniając się, że nic nie zostawiłam, wyszłam z domu, przekręcając w drzwiach klucz, który ostatecznie wylądował w czarnej torbie.

Zmarszczyłam czoło, gdy pod mój dom podjechał lśniący czarny samochód. Nie znałam się na autach szczególnie dobrze, rozróżniałam jedynie kilka marek, ale ten miał charakterystyczny srebrny znaczek, przedstawiający konia w biegu, więc musiał to być mustang. Ten sam samochód, co wczoraj, a więc zapewne ten sam kierowca.

Włożyłam ręce do kieszeni kurtki, gdy przyciemniona szyba została opuszczona, ukazując przystojną twarz mężczyzny, którego nie powinno tutaj być.

- Co ty tutaj robisz? - spytałam na przywitanie.

- Ciebie również miło widzieć. - nie zrażony Theo uśmiechnął się lekko. - Wsiądź do samochodu, odwiozę cię do szkoły.

- Jasne, a potem moje zwłoki odnajdą w lesie lub Bóg wie gdzie. - przewróciłam oczami, ruszając szybkim krokiem w drogę po chodniku. - Miło było, ale spóźnię się na autobus! - krzyknęłam, machając mu na pożegnanie.

Wyszłam z domu spóźniona. Miałam tylko dziesięć minut, żeby zdążyć na autobus i szczerze wątpiłam, że mi się to uda. Przeklęłam w myślach, gdy po kilku minutach czarny samochód ponownie zatrzymał się obok mnie.

- Spóźnisz się. - zauważył Theodore. - Nie utrudniaj i pozwól mi odwieźć cię do szkoły.

- Śledzisz mnie? - przyspieszyłam kroku, po czym przeszłam przez pasy.

Nie musiał odpowiadać, bo przecież oboje znaliśmy odpowiedź. Theo odjechał po chwili, a ja kroczyłam szybkim krokiem w stronę przystanku. Rzuciłam się biegiem, gdy będąc pięć metrów od przystanku widziałam odjeżdżający z niego autobus. Nie dogoniłam go, a on odjechał, nie zauważywszy mnie. Ponownie tego ranka przeklinałam cały świat w myślach. Na pierwszej lekcji miałam pisać sprawdzian, a następny autobus wyjeżdżał dopiero za godzinę. Zła usiadłam na przystanku, zastanawiając się co zrobić. Mogłam zadzwonić do dziadka, na pewno zawiózłby mnie do szkoły, ale wtedy babcia musiałaby otworzyć cukiernię później.

Westchnęłam zrezygnowana. Musiałam czekać na kolejny autobus, albo w ogóle darować sobie dzisiejszy dzień. Prócz dwóch godzin matematyki i angielskiego, pozostałe trzy lekcje były zastępstwami, więc nie ominęłoby mnie zbyt wiele.

Mimowolnie mój wzrok spoczął na czarnym samochodzie, który przez cały ten czas stał zaparkowany przed sklepem. Gdy na niego spojrzałam, ten włączył się do ruchu, by zaraz potem zatrzymać się tuż przede mną w zatoczce przeznaczonej dla autobusów. Przyciemniona szyba była opuszczona, a twarz mężczyzny zwrócona w moją stronę.

- Czy teraz pozwolisz mi się podwieźć?

Zacisnęłam palce na ramionach czarnego plecaka, przyglądając się mężczyźnie. Chciałam napisać ten sprawdzian, aby mieć już go z głowy, a jeśli się zgodzę, może brunet przestanie mnie nachodzić? To robiło się coraz bardziej niebezpieczne, a ja w tej chwili postanowiłam zaryzykować. Wstałam z drewnianej ławki i chwyciłam czarną klamkę. Zatrzymałam się, nim otworzyłam drzwi, bo mój umysł krzyczał, aby zrezygnować z tego cholernego sprawdzianu, wrócić do domu i zadzwonić na policję, by zgłosić nachodzenie. To nie było normalne, że ktoś mnie śledził. Jednak najwyraźniej moja głupota zwyciężyła, bo w końcu otworzyłam drzwi, a już po chwili siedziałam w wygodnym, skórzanym fotelu. Theodore nie skomentował mojej chwili zawahania, za co byłam mu naprawdę wdzięczna.

- Nie poddajesz się łatwo, co? - zapięłam pasy, spoglądając na mężczyznę, a plecak usadowiłam na swoich kolanach.

- Bywam uparty. - uśmiechnął się lekko.

Znów miał na sobie czarny garnitur, a ciemne włosy były lekko zmierzwione. Na palcach zaciśniętych na kierownicy błyszczały sygnety, a na nadgarstkach wyróżniały się żyły i czarne wzory. Mała część mnie chciała się dowiedzieć, jak wiele ma tatuaży i jak wyglądają.

- Czy teraz przestaniesz mnie śledzić? - spytałam.

- Chciałem cię poznać. - wyjaśnił, obdarzając mnie krótkim spojrzeniem.

- Wiedziałeś, gdzie mieszkam, gdzie chodzę do szkoły i o której zaczynam lekcje, zaczynając od tego, że znałeś moje nazwisko. - zauważyłam. - To niepokojące.

- Czy dobrą obroną będzie, jeśli powiem, że kiedy mnie pocałowałaś stałaś się moją obsesją?

Spojrzałam na niego zaskoczona, ale on nie odwrócił wzroku od drogi, mocniej zaciskając ręce na skórzanej kierownicy. Nawet jeśli okazałby się psychopatą, teraz byłam zdana na niego. Nie miałam szans ucieczki. Mogłam jedynie wyskoczyć z samochodu, prosto pod inne pędzące auta.

- Nie. - pokręciłam głową, zdezorientowana. - To jest jeszcze bardziej pokręcone.

- A żebyś wiedziała. - westchnął.

- Więc mi to wytłumacz, to chyba nie powinno być aż takie trudne. - zauważyłam, nie odwracając od niego spojrzenia.

Mężczyzna milczał, a ja mogłam dostrzec, jak mocno zacisnął szczękę. Jego knykcie zbielały od mocy, z jaką zaciskał palce na kierownicy. Uparcie patrzył przed siebie, gdy powoli przełknął ślinę, w końcu się odzywając.

- Co chciałabyś wiedzieć? - spytał, daje nie obdarzając mnie żadnym spojrzeniem.

Wydało mi się to dziwne. Facet od kilku dni chodził za mną, obserwował i wypisywał, a teraz zachowywał się, jakby z trudem mógł znieść moją obecność. Za bardzo jednak pragnęłam poznać odpowiedzi, by się tym jakoś szczególnie przejąć. Chciałam się dowiedzieć o nim wszystkiego, co dałoby mi podstawę, by sądzić, że nie jest niebezpieczny, że nie jest kimś złym.

- Skąd wiedziałeś jak mam na imię? - zaczęłam od początku.

- Tak jak ci wtedy powiedziałem. Słyszałem, jak zwracają się do ciebie twoi znajomi. - tkwił przy sobotniej wersji.

- Po nazwisku do mnie nie mówią.

- Znalazłem cię na stronie zespołu. Zauważyłem, że każdemu członkowi wstawiają zdjęcie z życzeniami i prześledziłem całą stronę, żeby cię odnaleźć. - odpowiedział, a ja cicho stwierdziłam, że faktycznie było to możliwe. - Tak też znalazłem cię na facebooku, a z instagramem było łatwiej, bo masz go podanego na profilu, tak samo jak miejscowość, czy szkołę. - wyjaśniał dalej. - Natomiast na instagramie podałaś profil rozszerzeń, więc znalazłem twój plan lekcji na stronie szkoły.

- Dobra, to brzmi całkiem sensownie. - przyznałam niechętnie. - Ale skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?

- Nie umiałem o tobie zapomnieć, więc w niedzielę przyjechałem do twojej miejscowości i jeździłem po wszystkich ulicach, aż w końcu cię zauważyłem.

- I mnie śledziłeś. - dokończyłam.

- Tak. - przyznał, wreszcie na mnie spoglądając.

- Dobra, załóżmy, że tak właśnie było. - nie odwróciłam od niego wzroku. - Skąd wiedziałeś, kiedy rozstałam się z Mikołajem, czy byłam na wakacjach? Wtedy nie mogłeś wiedzieć, gdzie mieszkam, a wspomniałeś o Nowym Sączu.

- Improwizowałem. - wyznał. - Miejscowość zlokalizowałem po nazwie twojego zespołu. Wiedziałem mniej więcej, gdzie leżą Kłopy, ale nie wiedziałem nic o twoich wakacjach. Strzelałem, a widząc zachowanie twoje i Mikołaja, przypuszczałem, że rozstaliście się dość niedawno.

Boże, to wszystko wydawało się takie nienormalne, ale brzmiało całkiem logicznie. Nie miałam pojęcia, czy mówił prawdę, czy zmyślił to wszystko. Równie dobrze przez te kilka dni mógł sobie dokładnie zaplanować, co odpowie na moje pytania. Musiał wiedzieć, że będę analizowała jego zachowanie, bo przecież to nie było normalne. Więc kim był? Stalkerem? Obserwował mnie już wcześniej?

- Masz jeszcze jakieś pytania, czy skończyłaś przesłuchanie? - zerknął na mnie, ale ja przeniosłam wzrok na widok za szybką.

- Nie wiem. - przyznałam szczerze. - Bo albo jesteś doskonałym aktorem i zaplanowałeś to wszystko, albo mówisz prawdę.

- Dlaczego nie chcesz w to uwierzyć? - czułam na sobie jego wzrok, gdy zatrzymał się na czerwonym świetle.

- Bo to wszystko wydaje się nierealne. - przeniosłam na niego spojrzenie. - Dlaczego miałbyś wiedzieć o mnie tak wiele?

- Mówiłem już. - zauważył. - Stałaś się moją obsesją.

- Dlaczego? - nie odrywałam spojrzenia od czarnych oczu wpatrzonych tylko we mnie.

- Jest w tobie coś, co mnie intryguje i przez to podobasz mi się jeszcze bardziej.

Czułam, jak na jego słowa moje policzki zmieniają swój kolor na wściekle różowy. Nie chciałam tak reagować, ale nie potrafiłam zatrzymać reakcji własnego ciała. Szybko odwróciłam od niego wzrok, widząc jak uśmiech wkrada się na jego twarz. Nie wiedziałam, o co mu chodziło, czy to co mówił, faktycznie było prawdą. A może Natalia miała rację i był jedynie osobą, która miała zawrócić mi w głowie, by mnie zranić?

- Bądź szczery, proszę. - westchnęłam, ponownie na niego spoglądając. Chciałam być pewna chociaż tego jednego, ale nawet tego nie mogłam mieć. Jak miałam mu zaufać, gdy to wszystko było takie dziwne? - Bierzesz udział w jakimś zakładzie? Ktoś z moich znajomych kazał ci zawrócić mi w głowie?

- Co? Nie! Nigdy w życiu! Skąd w ogóle taki pomysł? - spojrzał na mnie jak na wariatkę.

- Ludzie są okrutni. - wzruszyłam ramionami, opierając czoło o chłodną szybę.

Między nami zapadła cisza. Przez dobre kilkanaście minut żadne z nas nie wypowiedziało żadnego słowa, będąc sam na sam z własnymi myślami. Naprawdę nie rozumiałam zachowania mężczyzny. Dopuszczałam do siebie setki różnych opcji, bo bałam się, że gdy znów kogoś poznam i ten ktoś wkradnie się do mojego serca, znów zakończy się to poharatanymi uczuciami. A ja nie chciałam znów cierpieć. Nie byłam gotowa ponownie zmierzyć się z tym bólem.

Odetchnęłam z ulgą, gdy mężczyzna zajechał na szkolny parking. Widziałam zaskoczone spojrzenia innych na widok drogiego samochodu, ale nie to było teraz ważne. Dla mnie liczyła się tylko obecność Theodora i cały stos niepewności. Spojrzałam na bruneta, a on patrzył wprost na mnie.

- Nie chciałem, żebyś się mnie bała. - pierwszy przerwał niekomfortową ciszę. - Nigdy nie miałem zamiaru cię skrzywdzić.

Skinęłam głową, zabierając plecak i odpinając pasy, by wyjść z samochodu. Przebywanie z nim teraz mogło być jeszcze bardziej krępujące niż chwilę wcześniej. Musiałam na spokojnie przemyśleć to wszystko jeszcze raz.

- Nie jestem psychopatą. - dodał, sprawiając, że znów na niego spojrzałam.

- Dziękuję, że mnie tu przywiozłeś. - chwyciłam klamkę, by następnie wysiąść z samochodu.

Nie obejrzałam się za siebie, ani nie zatrzymałam się, dopóki nie przekroczyłam progu szkoły. Ignorowałam ciekawskie spojrzenia uczniów i dopiero, gdy zamknęłam się w kabinie w jednej ze szkolnych łazienek mogłam odetchnąć. Przetarłam twarz dłońmi, nie wiedząc co powinnam zrobić. Nie chciałam się w nic angażować i od dobrego miesiąca powtarzałam to każdemu, kto tylko chciał ode mnie czegoś więcej. Nie chciałam nikomu dawać złudnych nadziei, a tym bardziej łamać serc, bo wiedziałam, jak bardzo to boli.

Dlaczego więc Theodore nie pozwalał mi o sobie zapomnieć? Co było w nim takiego, prócz zapędów psychopatycznych, że mnie w nim intrygowało i przerażało jednocześnie? Boże, kim on był i dlaczego stanął na mojej drodze? Czy nasłał go na mnie sam szatan? A może to było przeznaczenie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top