Rozdział 22
Potrzebowałam przestrzeni, bo byłam na nich zła, że tyle czasu ukrywali przede mną tak istotną informację.
Szłam między drzewami, uważając, aby się nie przewrócić i nieustannie czułam na plecach wzrok przyjaciół. Wiedziałam, że jak tylko coś mruknę pod nosem byliby w stanie do mnie przybiec. Czasem ich troska była przesadna.
Boże, gdybym wiedziała, że Ewa zna prawdę mogłabym z nią o tym porozmawiać. Może wtedy już wcześniej nasza relacja byłaby lepsza. Zrozumiałabym jej złość i niechęć do Theodora. Cholera jasna, teraz wszystkie jej ostrzeżenia nabrały sensu! Te wszystkie dziwne zachowania w obecności wampira, to jak skutecznie unikała, by Thomas i Theo się nie spotkali. To wszystko w końcu byłam w stanie zrozumieć.
Ale dlaczego wtedy w lesie Dixon i Villenc udawali, że się nie znają? Ewa musiała opowiadać mężczyźnie o moim chłopaku. Był przygotowany do spotkania z nim? Dlaczego wszyscy ukrywają przede mną tyle rzeczy?
Kucnęłam, ukrywając twarz w dłoniach. Miałam ochotę krzyczeć z bezradności, wkładając puzzle na właściwe miejsce.
Thomas był przyjacielem mojej matki. Nie wiedziałam, dlaczego Theodore zmienił go w wampira, ale gdy to robił Ewa była świadkiem całej sytuacji. Theo nie mógł usunąć wspomnień z jej głowy, ale skoro było to ponad dziewiętnaście lat temu istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że Ewa już wtedy była w ciąży. Być może dlatego Villenc jej nie zabił. Pozwolił, by znała prawdę i sam wrócił do Ameryki, czy ktokolwiek wie gdzie. Thomas wyprowadził się do Anglii, po tym jak jego rodzice umarli. A może to on ich zabił? Teraz już spodziewać mogłam się wszystkiego, ale nie chciałam go o to bezpodstawnie oskarżać. Więc, Tom i Theo uciekli, moja matka została, a mój ojciec nas porzucił. Pomińmy kwestię mojego ojca, bo dalej nic o nim nie wiedziałam. Ewa nienawidziła Theodora, bo przez niego jej przyjaciel stał się tak jakby potworem i również ją porzucił. Została sama, ze mną. Może dlatego tak bardzo mnie nienawidziła? Może gdyby nie ja ona byłaby martwa, ale nie porzucona?
Boże, to wszystko wciąż było zagmatwane, ale przynajmniej rozjaśniło zachowanie Ewy w stosunku do Theodora.
Byłam tak zamyślona, że nie słyszałam niczego wokół mnie. Nic więc dziwnego, że nie wyczułam, że ktoś się do mnie zbliża. Nie wiem, czy oni to zauważyli, ale zareagowali za późno.
To był ułamek sekundy, gdy poczułam na sobie czyjeś ręce i usłyszałam krzyki przyjaciół. Nie byłam w stanie zareagować, gdy ktoś przytknął mi coś zimnego i ostrego do szyi. To nie był nóż, a bardziej strzykawka, bo czułam, jak wbija mi się w skórę. Chciałam uciec, próbowałam się szarpać i nie wiem czy krzyczałam, bo błyskawicznie słabłam, a przerażający ból obezwładnił moje ciało. Ten ktoś mnie puścił i uciekł. Widziałam rozmyte cienie przyjaciół, którzy rzucili się w pogoń za nim. Nim całkiem się przewróciłam pochwyciły mnie znajome ramiona. Chciałam coś powiedzieć, ale czułam, że się dusiłam. Nie mogłam złapać oddechu, w głowie mi wirowało, a obraz przed oczami był wielką czarną plamą. Jak przez mgłę słyszałam krzyki Theodora, ale nie byłam w stanie zrozumieć ich sensu. Ciemność błyskawicznie witała mnie w swoich objęciach.
Theodore
To była chwila. Przerażające sekundy. Nie odwracaliśmy od niej wzroku, bojąc się że coś może się wydarzyć i stało się najgorsze. Pierwsze usłyszałem krzyk Deidry, ale żadne z nas nie zdążyło dobiec do Liv na czas. Mężczyzna uciekł, upuszczając strzykawkę. Dopadłem do ledwo przytomnej dziewczyny nim całkiem opadła na ziemię. Deidra i Vernon pobiegli za nieznajomym. Nie miałem pojęcia, co się dzieje. Liv słabła błyskawicznie. Dusiła się, czułem jak momentalnie spada ciśnienie jej krwi, a jej tętno raz słabło, a raz szalało.
- Liv, nie śpij! Błagam, patrz na mnie! – szarpałem nią, chcąc zrobić wszystko, aby przywrócić ją do życia. – Liv, proszę cię!
Nie mogłem ryzykować, że ją stracę. Nie myślałem wiele, gdy przegryzłem swój nadgarstek, zbliżając go do ust dziewczyny. Nie wiedziałem czy to pomoże. Nie wiedziałem, co jej wstrzyknął i jak silne to było, ale wampirza krew leczyła każdy przypadek.
- Błagam Liv, nie zostawiaj mnie! – odgarnąłem włosy z bladej twarzy dziewczyny, gdy drgawki ustały, a ona przestała się szarpać, szukając powietrza.
Straciła przytomność, a jej serce zamarło na kilka sekund, nim ponownie usłyszałem jego słabe bicie. Nie mogła umrzeć. Nie mogłem jej na to pozwolić. Czułem łzy spływające po moich policzkach i ponowiłem czynność. Znów rozorałem zębami nadgarstek, bo poprzednia rana zagoiła się w błyskawicznym tempie i przyłożyłem go do uchylonych ust blondynki. Musiała żyć. Musiałem ją uratować. Nie przeżyłbym, gdyby odeszła. Nie dałbym sobie bez niej rady.
- Proszę Liv! – tuliłem ją w swoich ramionach. – Wróć do mnie.
- Złapaliśmy go. – Deidra pojawiła się obok mnie. – Co jej podał? – podniosła pustą strzykawkę.
Vernon przez ramię miał przerzucone nieprzytomne ciało oprawcy dziewczyny. Miałem zamiar osobiście przesłuchać nieznajomego.
- Cyjanek. – mulatka wykrzywiła się, czując charakterystyczny zapach gorzkich migdałów.
- Musiała dostać naprawdę dużą dawkę. Po cyjanku śmierć może nastąpić w ciągu kilku minut. – wtrącił przerażony Vernon. – Dałeś jej swoją krew? Słyszę bicie jej serca. Jest mega słaba.
- Nie mam pojęcia, jak jeszcze mogę jej pomóc. – wyznałem udręczony.
- W normalnym przypadku potrzebowalibyśmy hydroksykobalaminy, ale nasza krew jest silniejszą odtrutką. – myślał na głos. – Wracajmy do domu. Musi odpoczywać i obawiam się, że musisz dać jej więcej swojej krwi.
- Poszukam zaklęć leczniczych. – zapewniła Deidra, pomagając mi wstać z Liv w ramionach.
Błyskawicznie dotarliśmy do samochodu i równie szybko Vernon zawiózł nas do domu. Niedoszłego mordercę, wciąż nieprzytomnego, przyjaciele ostrożnie przywiązali srebrnymi łańcuchami do jednego z kuchennych krzeseł. Ja w tym czasie zaniosłem Liv do sypialni, delikatnie układając ją na łóżku i podałem jej kolejną dawkę swojej krwi.
- Będzie skuteczniej, jeśli dostanie się prosto do jej krwiobiegu. – Vernon pojawił się przy łóżku z przygotowaną apteczką, z której wyjął zestaw igieł.
Skinąłem głową, gdy patrzył na mnie, czekając co zdecyduję. Podwinąłem już lekko brudny rękaw białej koszuli i pozwoliłem, by przyjaciel wbił igłę w moją skórę w okolicach zgięcia łokcia. Wykrzywiłem się, bo stal lekko zapiekła. Dawno nie miałem okazji doświadczyć bycia kłutym igłą. Vernon wypełnił dwie szpryce moją krwią i niemal od razu przekazał ją Liv. Z precyzją godną medyka nakłuł u dziewczyny to samo miejsce co u mnie i zamontował wenflon. Nie pytałem skąd w tak krótkim czasie wziął wszystkie potrzebne rzeczy i dlaczego teraz się nie bał. Przecież gdy Liv miała gorączkę wezwał ratowników. Tym razem jednak się nie zawahał. Ostrożnie wstrzyknął krew w rękę dziewczyny i zaraz potem podłączył jej kroplówkę. Zapewne Deidra wyczarowała wszystkie potrzebne leki.
- Dziękuję. – wyszeptałem, składając pocałunek na chłodnej dłoni ukochanej.
- To też nasza księżniczka. – Knight posłał mi słaby uśmiech. – Pozostaje nam czekać. Może jej trochę zająć odzyskanie sił, ale nie powinno nic jej być. Zadziałałeś od razu. – poinformował, chcąc mnie uspokoić. – Natomiast nasz towarzysz na dole powinien się zaraz obudzić. Deidra zajrzy do Liv za chwilę. Znalazła jakieś zaklęcia wzmacniające odporność.
Skinąłem głową, dając mu znak, że przyswoiłem wszystkie informacje. Bałem się, tak cholernie się przeraziłem, widząc umierającą w moich ramionach blondynkę. Byłem naprawdę wdzięczny przyjaciołom, że byli wtedy obok i cholera jasna, dziękowałem wszystkim świętym, że uparliśmy się wtedy by zostać z Kruczek. Nie wyobrażałem sobie, że mogłaby tam umrzeć, a my nie zdążylibyśmy na czas jej odnaleźć.
Vernon wyszedł z pokoju i niemal natychmiast zastąpiła go Deidra. Wstałem z zamiarem udania się na dół, a przyjaciółka posłała mi pocieszający uśmiech.
- To facet ze sklepu, w którym mierzyłyśmy sukienki. – poinformowała, nim opuściłem sypialnię.
Nieznajomy powoli odzyskiwał przytomność, bo na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Czułem, że był wampirem, ale nigdy wcześniej nie spotkałem go na swojej drodze. Od stóp do głowy ubrany był na czarno. Był mocno umięśniony i gdyby był zwykłym człowiekiem na spokojnie znalazłby prace jako ochroniarz, więc zdziwiło mnie, że pracował w butiku. Znad golfa okrywającego jego szyję wystawał kawałek tatuażu. Miał blond włosy ścięte niemal całkowicie, a lewy policzek szpeciła podłużna blizna. Nie wiem, kto mu ją zrobił, ale musiało to być jakieś magiczne stworzenie. Normalnie po ranie nie pozostałby ślad. Gdy otworzył oczy mogliśmy dostrzec brązowe tęczówki. Mógł mieć nie więcej niż trzydzieści lat, gdy uległ przemianie, ale nie byłem w stanie rozczytać, jak długo już był wampirem. W dodatku podobnie jak u Thomasa nie mogłem wkraść się do jego umysłu. Ktoś skutecznie ich bronił, sprawiając, że znów zacząłem podejrzewać Dyducha. Podejrzane było, że znajdował się w parku, gdzie krótką chwilę po jego zniknięciu ktoś zaatakował Liv.
- Współpracuj, a może cię puścimy. – zacząłem, nie przejmując się, że mężczyzna zaczął się szarpać.
Srebro na pewno sprawiało mu wiele bólu, ale choć był silny nie mógł wyrwać się z łańcuchów. Deidra na pewno zabezpieczyła je dodatkowym zaklęciem.
- Kim jesteś? – zapytałem od razu.
- Wampirem, nie widzisz? – odburknął nieznajomy, wciąż próbując się uwolnić.
- Nie o to pytałem.
- Levi.
- Dla kogo pracujesz? – spytał jeszcze spokojny Vernon, siadając na kanapie przed blondynem.
- Myślicie, że od tak wszystko wam powiem? – wampir zaśmiał się, krzywiąc z bólu. – Jak tam mała? Już nie żyje? – wymierzyłem mu solidny cios pięścią w twarz, omal nie wywracając go wraz z krzesłem. – Nie ma to jak zakochać się w śmiertelniczce, nie? Łatwiej ją stracić.
- Kto cię przysłał? – powtórzyłem, przyciskając ostrze srebrnego sztyletu do jego szyi.
- Czy to nie jasne? – blondyn warknął, gdy naciąłem jego skórę. – Ci, którzy chcą się ciebie pozbyć.
- Jaśniej. – wtrącił Knight. – Na pewno znasz jakieś nazwiska.
- Wkrótce sami się ujawnią. – mężczyzna opluł mnie krwią, gdy naparłem na niego ostrzem. – Nie martwcie się. Wszystko w swoim czasie.
- Za dużo gadasz bezsensownych głupot. – Deidra zeszła do nas.
- Jakie to uczucie?
- Co? – nie zrozumieliśmy jego pytania.
- Bezradność. – Levi zaśmiał się niewzruszony. – Nie umiecie nas zlokalizować. Nie potraficie odczytać moich myśli, prawda? – patrzył na mnie z tym kpiącym wyrazem twarzy. – To frustrujące, nie? Wielki król wampirów jest zupełnie bezsilny.
Nie powie nam nic więcej, zabijmy go. – usłyszałem myśl Vernona.
Wtedy na pewno już niczego więcej się nie dowiemy. – zauważyła Deidra.
Nie może tu zostać. Jeśli Liv się obudzi, nie może go zobaczyć. – nie chciałem bardziej jej martwić. Teraz najważniejszym było by w pełni odzyskała siły.
To jeszcze chwilę może jej zająć. – wtrącił Knight. – Pozwól mi się nim zająć. Przycisnę gnidę.
Skinąłem głową, zgadzając się na pomysł Vernona. Deidra wyszeptała zaklęcie, wyciszając pokój Liv, tak aby krzyki nieznajomego nie były w stanie jej obudzić, a Vern podwinął rękawy bluzy, uśmiechając się do naszego towarzysza.
- Wiesz kim jestem? – wilkołak obnażył przed nim swoje kły. W jego oczach pojawił się rubinowy błysk, gdy paznokcie zastąpiły wilcze pazury. Przez twarz Levi'ego przemknął strach, który usilnie próbował zatuszować. – Wystarczy jedno ukąszenie byś umarł w męczarniach. – straszył Vern, przejeżdżając pazurami po jego zdrowym policzku i uśmiechnął się mrożąco na widok krwi. – Więc dam ci jeszcze jedną szansę, byś zastanowił się nad współpracą.
- Nie boję się was. – parsknął Levi, ale nie brzmiał już tak przekonywująco.
- Jak chcesz. – Vernon warknął zbliżając twarz do szyi blondyna, a pazury wbił w jego klatkę piersiową w miejscu, gdzie niegdyś biło serce. Wyrwanie go i zmiażdżenie na oczach ofiary było jednym z brutalniejszych sposobów zabicia wroga.
- Zaczekaj! – krzyknął w bólu nasz Levi. – Powiem, tylko mnie nie zabijaj.
- Melodia dla moich uszu. – zamruczał Knight, odsuwając się lekko od chłopaka. – Słuchamy.
- Klan Północy zainicjował to wszystko. – wyznał coś, czego już od dawna się domyślaliśmy. – Część wilków z innych watah dołączyła do nich i my też.
- My? Kto dokładnie? – dopytywałem, a Deidra stała za nami gotowa zaatakować mężczyznę swoimi zaklęciami.
- Wampiry, które mają dość twoich rządów. – syknął Levi. – Po co nam król, który nic nie robi?
- A co chcielibyście abym robił? – nie rozumiałem. – Chcecie wojen? Zapewniłem pokój między rasami, a wy uważacie, że to za mało?!
- Twoi zwolennicy zabijają swoich braci, jeśli tylko dowiedzą się, że polujemy na ludzi! – wykrzyczał. – A to przecież oni od wieków byli naszym pokarmem! Mamy żywić się zwierzątkami, jak ty?! Albo pić krew z worków? To czyni nas słabymi.
- Więc chcecie potęgi. – pokręciłem głową. – Nie starcza wam siły? Jesteśmy najsilniejszą rasą nawet bez ludzkiej krwi.
- Z nią bylibyśmy niezwyciężeni.
On nic nie rozumiał. Wiedziałem, że nie wszystkim podoba się mój zakaz o krzywdzeniu ludzi, ale nie sądziłem, by z tego powodu aż tak się buntowali.
- To nie wszystko. – Weaver zmrużyła oczy. – Mów.
- Wiele osób cię nienawidzi. – łysielec wykrzywił się, gdy srebrne łańcuchy za sprawą Deidry mocniej oplotły jego ciało. – Nic więcej nie wiem.
- Dlaczego zaatakowaliście Liv? – musiałem wiedzieć, choć przecież znałem odpowiedź.
- Bo to cię zabolało, nie? – uśmiechnął się szyderczo mimo srebra, wbijającego mu się w skórę.
Alfa Mason będzie na niedzielnym balu. – przypomniał Vernon.
Wątpię, aby po czymś takim się pokazał. Wszyscy wiedzą, że to on odpowiada za zniszczenia i śmierć setek wampirów z tamtego roku. – słusznie zauważyła Deidra. Informacje w naszym świecie roznosiły się w błyskawicznym tempie.
Musimy być czujni. – odpowiedziałem im. – Zabij go, ale ostrożnie. Pokażemy go w niedzielę, jako przestrogę dla innych.
Vernon uśmiechnął się szeroko, a Deidra skinęła głową. Jeszcze nie wiedziałem, jak przygotuję do tego Oliwię, ale z tym sobie poradzę. Najważniejsze teraz było zapewnić jej bezpieczeństwo i wykryć wszystkich, którzy nam grozili.
Knight nie czekał dłużej. Z rozkoszą zatopił kły w szyi wrzeszczącego wampira i jednym sprawnym ruchem wyszarpał z piersi jego serce. Nie mogliśmy go wypuścić. Co by to dało? Pokazaliśmy mu nasz dom. Sprowadziłby tu więcej wrogów. Żywy również nie był nam przydatny. Tacy jak on się nie zmieniają. Musiałem pozbyć się wszystkich swoich wrogów, by Liv dalej czuła się przy nas bezpieczna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top