Rozdział 12

Theodore

Noc minęła nadzwyczaj spokojnie. Nie potrzebowałem snu, ale przyjemnie było móc odpocząć, choć na chwilę wyłączyć swój organizm. A jeszcze lepiej było móc obudzić się z ukochaną w ramionach.

Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Oliwia niemal w całości leżała na mnie. Jej głowa spoczywała na mojej piersi, jasne włosy łaskotały moją skórę, a nasze nogi były ze sobą splątane. Tak przyjemnie było czuć na sobie ciepło jej ciała. Jak najdelikatniej umiałem odgarnąłem zbłąkane włosy z tej anielskiej twarzy i zaciągnąłem się jej zapachem. Nawet teraz pachniała owocami. Wiedziałem, że jej usta smakują truskawkami, a włosy pachniały mandarynkami wymieszanymi z akacją. W całości była tak rozkosznie słodka.

Nie mogąc się powstrzymać, złapałem jej delikatną dłoń, która spoczywała na moim brzuchu i złączyłem nasze palce. Za każdym razem poruszała mnie różnica - jak jej dłoń była mała w porównaniu do mojej. Moje palce były o pół dłuższe od jej, a mimo tego tak idealnie do siebie pasowaliśmy. Ona była światłem, ja mrokiem. Była młoda i pełna energii, a ja stary i poważny. Ona żyła, ja byłem martwy. Uzupełnialiśmy się w tych kwestiach. To właśnie Liv przywróciła mi wiarę w miłość. To ona po tylu latach zdołała rozpalić we mnie uczucie. Zaufała mi i została przy mnie pomimo tego, kim byłem.

- Długo nie śpisz? – jej cichy szept wyrwał mnie z zamyślenia.

Blondynka mruknęła pod nosem, przeciągając się i dopiero wtedy na mnie spojrzała. Jej usta uformowały łagodny uśmiech, a wciąż zaspane oczy patrzyły prosto na mnie.

- Dzień dobry, kochanie. – odwzajemniłem uśmiech, składając pocałunek na jej czole.

- Dzień dobry. – odpowiedziała Liv, opierając dłonie na mojej piersi, a na nich brodę, by móc lepiej mi się przyglądać.

- Coś nie tak? – nie rozumiałem tego błyszczącego spojrzenia i zachwytu wymalowanego na jej zaspanej twarzy.

- Jestem szczęśliwa, że zostałeś. – wyznała, sprawiając że moje serce zabiło mocniej. – I jestem szczęściarą, że mam tak przystojnego i niebywale szarmanckiego chłopaka. – ponownie ku mojemu zaskoczeniu złożyła delikatny pocałunek na mojej piersi, budząc motyle ukryte gdzieś na dnie mojego brzucha.

Ułożyłem dłonie na jej biodrach i jednym zwinnym ruchem zmieniłem naszą pozycję, obracając dziewczynę na plecy. Takim sposobem znalazłem się nad nią, idealnie między jej udami. Ułożyłem dłonie po obu stronach jej głowy, nie chcąc przygnieść jej ciężarem swojego ciała. Nie przejmowałem się kołdrą, która z nas spadła, choć brak ciepła nieprzyjemnie ukłuł moje plecy. Całe szczęście Liv była blisko, a gorąc niemal buchał z jej ciała.

- Doprawdy? – mruknąłem do jej ucha, przygryzając je lekko, czym wydobyłem z ust dziewczyny ciche sapnięcie.

Tyle jednak wystarczyło, by pobudzić uśpione pragnienie. Zamknąłem oczy, ukrywając twarz w zgłębieniu szyi nastolatki. Zaciągnąłem się jej słodkim zapachem, licząc że i tym razem pomoże mi zapanować nad sobą. Naprawdę nie chciałem jej skrzywdzić, a bałem się, że mógłbym to zrobić nawet wbrew sobie.

- Mogę prawić ci wiele komplementów, ale one i tak nie wystarczą, by zapewnić cię o tym, jak bardzo się cieszę, że jesteś ze mną. – wyznała Liv, masując moje plecy, poprzez kreślenie na nich niezidentyfikowanych wzorów.

Za każdym razem, gdy zaczynałem myśleć, że nie mogę kochać jej jeszcze bardziej ona robiła lub mówiła coś, co temu zaprzeczało. Tak jak teraz. Znów w całości skradła moje martwe serce i obudziła nadzieję na wspólną przyszłość. Naprawdę w nas wierzyłem i czułem, że Liv może mnie pokochać.

- Uwierz mi, że to ja jestem większym szczęściarzem, bo mam szansę cię kochać. – uniosłem się lekko, by móc spojrzeć w te błękitne oczy.

Policzki dziewczyny nabrały rumieńców, ale mimo to Liv nie starała się przede mną ukryć. Kochałem ją za to jeszcze bardziej. Doskonale zdawałem sobie sprawę, jak z każdym dniem daje mi więcej siebie, ufa mi mocniej. Ja sam byłem gotów wyrwać swoje martwe serce i ofiarować jej na dłoni, by udowodnić, jak wiele dla mnie znaczyła, jak mocno jej ufałem i jak bezgranicznie pokochałem.

Spragniony jej bliskości nachyliłem się, by móc złączyć nasze usta w czułym pocałunku. Całowałem ją nieśpiesznie, smakując jej pełnych warg. Liv wplotła palce w moje włosy, szarpiąc za nie lekko, a zgrabne nogi zarzuciła na moje uda, przyciągając mnie jeszcze bliżej jej ciała. Sapnąłem, gdy otarła się o moją poranną erekcję. Ona też musiała ją wyczuć i co więcej, spodobało jej się, bo wypchnęła biodra w moją stronę, ponawiając tortury. Chcąc nad sobą zapanować, ułożyłem dłoń na jej odsłoniętej talii, by zatrzymać jej ruchy. Nie pomagało to, że tak mocno oplotła mnie nogami, przez co mojego kutasa od jej cipki dzieliły jedynie cienkie materiały naszej bielizny. Liv mruknęła coś niezrozumiałego prosto w moje usta, ale w końcu poddała się, odwzajemniając zachłanne pocałunki.

- Co tu się kurwa dzieje?! – skamieniałem, gdy tak nagle rozbrzmiał za mną głos mężczyzny. Na twarzy Liv również widziałem zaskoczenie, ale bardzo szybko zastąpiło je rozbawienie. – Złaź z niej zboczeńcu!

Te słowa podziałały na mnie, jak kubeł zimnej wody. Liv pozwoliła mi się odsunąć, a gdy usiadłem obok niej, sama podniosła się do siadu, przykrywając nas kołdrą od pasa w dół.

- Cześć dziadku, coś się stało? – spytała z czerwonymi policzkami i uśmiechem na twarzy.

- Co on tu robi? – Kacper wskazał mnie palcem, a przez jego twarz przewijało się zaskoczenie, obrzydzenie i złość.

- Chciałam, żeby został. – blondynka wzruszyła ramionami. – Jak widzisz dziadku oboje jesteśmy ubrani, więc nie musisz się bać. Nie zostaniesz pradziadkiem.

- Nie widzę. – Kacper zmierzył mnie groźnym spojrzeniem.

- Och, ty też wolisz spać bez koszulki. – zauważyła dziwnie niewzruszona Liv. – Późno wróciliśmy i od razu poszliśmy spać. – wyjaśniła. – Prawda, Theo? – spojrzała na mnie z rozbawieniem w oczach.

- Tak, dokładnie. – potwierdziłem, przenosząc wzrok z twarzy ukochanej na jej dziadka. – Do niczego nie doszło.

Jak dobrze, że nie potrafił czytać w myślach. Już dawno by mnie wykastrował, gdyby dowiedział się, jakie myśli chodzą mi po głowie, a w których główną rolę gra jego wnuczka.

- Oby, bo inaczej sobie porozmawiamy. – zagroził śmiertelnie poważny Kacper, nie odrywając ode mnie złowrogiego spojrzenia. – Obiad za chwilę będzie gotowy. – poinformował, i nie dodając nic więcej wyszedł z sypialni dziewczyny. – A miałem tylko sprawdzić, czy śpi. Za jakie grzechy? – słyszałem, jak udręczony mówił do siebie, gdy schodził po schodach.

W pokoju na krótką chwilę zapadła cisza, ale zaraz po tym, jak drzwi zamknęły się za mężczyzną Oliwia wybuchła śmiechem. Zatkało mnie. Nie potrafiłem się ruszyć, a jedynie wpatrywałem się w jej rozpromienioną twarz. Z jej gardła wydobywał się tak szczery i głośny śmiech, którego do tej pory nie miałem okazji słyszeć. Dziewczyna zamknęła oczy, a dłońmi złapała się za brzuch. Miałem wrażenie, że w tej krótkiej chwili promieniała jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Po kilku minutach śmiech ucichł, ale jej usta pozostały wykrzywione w uśmiechu. Liv otworzyła oczy i niezdarnie wytarła z ich kącików radosne łzy. Gdy w końcu na mnie spojrzała jej oczy błyszczały wesoło, a ja wciąż nie potrafiłem oderwać od niej wzroku.

- Wybacz. Nigdy wcześniej nie widziałam tak zażenowanego dziadka. – wyjaśniła, przeczesując palcami długie włosy.

- Zapewne znienawidził mnie jeszcze bardziej. – zauważyłem cicho, podziwiając moją dziewczynę.

- Nie nienawidzi cię. – Liv delikatnie złączyła nasze dłonie, a w jej oczach pojawiło się zrozumienie i troska. – Chce żebym była szczęśliwa i tym samym chce uchronić mnie przed złamanym sercem. Nie mogę go za to winić. – uśmiechnęła się lekko. – Ale nie nienawidzi cię. Jest lekko uprzedzony i może troszkę cię nie lubi, ale na pewno wkrótce się to zmieni.

- Tak myślisz? – odwzajemniłem uśmiech blondynki, nachylając się w jej stronę.

- Jestem tego pewna. – Liv uśmiechnęła się szeroko, nieco mocniej ściskając moje palce, jakby chciała tym drobnym gestem potwierdzić wartość swoich słów. – Nie da się ciebie nie lubić.

Wierzyłem jej. Chciałem dogadywać się z jej rodziną, bo zdążyłem zauważyć, jaka jest dla niej ważna. Lecz nawet jeśli jej dziadek miałby żywić do mnie urazę po kres swoich dni, nie zrezygnuję z Liv.

Złożyłem pocałunek na czole ukochanej, by zaraz potem skraść pocałunek z jej słodkich ust. Liv uśmiechnęła się szerzej, gdy się od niej odsunąłem. Niemal czułem szczęście, którym emanowała.

- Nie miałabyś nic przeciwko, gdybym skorzystał teraz z łazienki?

Dziewczyna pokiwała głową. Ubrałem na siebie garniturowe spodnie i niedbale zarzuciłem koszulę, a Liv podała mi ubrania, które zaoferowała mi już wczoraj. Następnie wskazała drzwi, za którymi znajdowało się pożądane przeze mnie pomieszczenie, gdy wróciła do pokoju, ja zamknąłem się w łazience. Zdjąłem ubrania i od razu skierowałem się pod prysznic. Uśmiechnąłem się szerzej, widząc owocowy żel pod prysznic, którego musiała używać dziewczyna i postanowiłem z niego skorzystać. Gdy rozsmarowywałem płyn na swoim ciele, zapach Liv oplótł mnie z każdej strony. Westchnąłem, opierając się o chłodną ściankę kabiny, która w porównaniu z gorącą wodą wywołała przyjemny dreszcz. Przed oczami stanęła mi twarz Liv, pamiętałem smak jej pocałunków i brzmienie jej głosu, gdy chwilę wcześniej tak chętnie się o mnie ocierała. Moja dłoń wylądowała na twardym przyrodzeniu. Dotykałem się, wyobrażając sobie, że robi to Liv, że jest tu ze mną. Na Drakulę!

Po kilkunastu minutach spędzonych pod ciepłą wodą i uporaniu się z widocznym problemem, wysuszyłem ciało ręcznikiem również przygotowanym wcześniej przez dziewczynę. Ubrałem się w dresy, wspominając jak wyglądały na niej. Przejrzałem się w lustrze, niedbale przeczesując palcami krótkie włosy. Zabrałem ze sobą resztę ubrań i wyszedłem na korytarz.

- Co ty tu robisz? – kobiecy głos zaatakował mnie, gdy tylko zamknąłem za sobą łazienkowe drzwi.

Ewa stała na końcu korytarza. Musiała dopiero co wyjść ze swojego pokoju. Miała na sobie potargane czarne jeansy i granatowy golf, mocno opinający jej ciało. Musiała skrócić brązowe włosy, bo teraz ledwo sięgały jej ramion. Na twarzy, jak zawsze tkwiła nienawiść, która była tylko wyraźniejsza, gdy kobieta zbliżyła się do mnie, zatrzymując niecały metr przede mną.

- Ogłuchłeś? – zakpiła. – Co tu robisz? Wynoś się.

- Jestem z Liv. – odpowiedziałem niewzruszony jej złością.

- Spałeś z nią?! – w jej oczach tliła się tak wielka nienawiść i wściekłość, że zacząłem się zastanawiać, czy nienawidziła mnie tylko przez przeszłość.

- Nie tak jak myślisz. – przewróciłem oczami. – A teraz wybacz...

- Nie powinno cię tu być. – wysyczała Ewa. – Nigdy nie powinieneś stawać na jej drodze. Prędzej czy później ci się znudzi i ją zostawisz. Tacy jak ty, zawsze odchodzą.

Te słowa przelały czarę goryczy. Odwróciłem się w stronę kobiety i w ułamku sekundy znalazłem się tuż przed nią. Nie wiem, co zobaczyła na mojej twarzy, ale w jej oczach zatlił się strach.

- Nie masz prawa mnie oceniać. Nic o mnie nie wiesz. – warknąłem prosto w jej twarz, nie odrywając złowrogiego spojrzenia od jej przestraszonych oczu.

- Jesteś potworem. – Ewa wyprostowała się, nie uginając się pod ciężarem mojego wzroku. – Odebrałeś moje szczęście. W jaki sposób chcesz je zapewnić mojej córce?

- Teraz obchodzi cię jej szczęście? – prychnąłem, chcąc ugodzić jej sumienie. – Gdzie byłaś przez te wszystkie lata?

- Przez ciebie jej nienawidzę. – warknęła, wbijając palec w moją klatkę piersiową. – To ty mi go odebrałeś. Przez ciebie zostałam z nią sama!

- Nie miałem wpływu na jego wybór. – przypomniałem ostro. – Nie wiń mnie za jego pragnienia.

- Theo? Wszystko w porządku? – głos Liv dobiegający zza moich pleców skutecznie uciszył matkę dziewczyny.

Ewa patrzyła na mnie z nienawiścią jeszcze przez kilka sekund. Nie obdarzyła Liv nawet krótkim spojrzeniem. Nie odezwała się do niej ani słowem. Po prostu minęła nas ze złością i zbiegła po schodach na dół.

- Natknąłem się na nią, gdy wyszedłem z łazienki. – wyjaśniłem, odwracając się w stronę ukochanej. – Wszystko w porządku. – zapewniłem, uśmiechając się lekko, by brzmieć bardziej przekonywująco.

Obiecywałem Liv, że nigdy więcej niczego przed nią nie ukryję. Sęk w tym, że to Ewa ukrywała naszą znajomość. Ona nie powiedziała Liv prawdy, a ta część nie należała do mnie. Nie chciałem, by dziewczyna znienawidziła jeszcze mocniej własną matkę. Liczyłem, że kiedyś się dogadają, bo widziałem, jak bardzo chciałaby tego Oliwia.

- Na pewno? Ewa nie wyglądała zbytnio...

- Nigdy mnie nie lubiła.

- Racja. – westchnęła. – Przepraszam cię za nią.

- Nie jesteś za nią odpowiedzialna. – zauważyłem, układając dłoń na rozgrzanym policzku dziewczyny. – Nie jesteś winna za jej nienawiść. – złożyłem pocałunek na czole blondynki. – Zejdźmy do twoich dziadków, bo zaczną się niepokoić. – zmieniłem temat, a ku mojej uldze Liv skinęła głową na zgodę.

Zostawiłem ubrania w pokoju dziewczyny i razem zeszliśmy na dół. W międzyczasie, gdy brałem prysznic nastolatka przebrała się w czarne dresy i za duży biały podkoszulek z nadrukiem IronMana, a długie włosy związała w niechlujnego kucyka z tyłu głowy. Nie malowała się, przez co widoczne były oznaki niewyspania pod oczami, ale to tylko dodawało jej dziewczęcego uroku.

- Ooo, wstaliście! – babcia dziewczyny uśmiechnęła się szeroko na nasz widok. – Siadajcie do stołu, już podaję obiad. – zniknęła w kuchni, a my udaliśmy się do kuchni, gdzie przebywał już Kacper.

Mężczyzna obdarzył mnie groźnym spojrzeniem, ale nie zdążył się odezwać, bo wróciła jego żona z parującym garnkiem. Stół był już zastawiony, na talerzach czekał na nas domowy makaron.

- Opowiadajcie, jak się bawiliście? – spytała Zofia, nalewając każdemu rosół.

- Było świetnie. – Liv uśmiechnęła się szeroko, podając babci talerze, aby łatwiej było jej podawać obiad. – Theo wspaniale tańczy, więc prawie nie schodziliśmy z parkietu. – blondynka puściła mi oczko.

- Starałem się ci dorównać, skarbie. – posłałem dziewczynie uśmiech.

- Och, to prawda. Liv mogłaby cały czas tylko tańczyć. – zaśmiała się babcia blondynki, a dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. – Późno wróciliście?

- Chyba około czwartej nad ranem.

- Tak, jakoś tak. – zgodziłem się z ukochaną, gdy obdarzyła mnie pytającym spojrzeniem.

Babcia dziewczyny zajęła miejsce naprzeciwko nas i spojrzała na swojego męża, który wciąż patrzył na mnie tym dziwnym nieufnym wzrokiem.

- Wszystko w porządku, kochanie? – zwróciła się do Kacpra łagodnym głosem. – Zostaw Theodora w spokoju, a zajmij się rosołkiem.

Mężczyzna prychnął, ale gdy spojrzał na żonę jego wzrok złagodniał. Kątem oka widziałem, jak Liv uśmiechnęła się pod nosem, a zaraz potem zaczęła opowiadać dziadkom jak to jakaś nauczycielka francuskiego próbowała wczoraj podrywać nauczyciela informatyki. Dzięki tej historii i kilku następnym jej dziadek przestał mordować mnie wzrokiem i atmosfera w pomieszczeniu od razu zrobiła się nieco lżejsza.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top