6
Jechałam po ten cholerny garnitur Styles'a wkurzona na wszystko dookoła, ponieważ ochroniarz całej tej firmy nie chciał mnie wypuścić. Przecież gdybym pragnęła ukraść samochód Harry'ego to na pewno nie zrobiłabym tego tak, że wyjechałabym sobie z parkingu.
Tępy ćwok.
Po odebraniu ubrania wartego moje roczne wynagrodzenie, dostałam telefon. To był kolejny przykład na to, jak mnie wyprowadzić z równowagi.
- Gdzie jesteś?
- Wykonuję pracę, którą mi zadałeś.- mruknęłam, wciskając na ekranie dotykowym opcję głośnio mówiącą. Usłyszałam jego zdenerwowane westchnienie, więc byłam przekonana, że zacznie na mnie wrzeszczeć.
- Nie pytałem co robisz, a gdzie jesteś. Masz być natychmiast w moim biurze! - krzyknął i rozłączył się. Wypuściłam powietrze z ust i walnęłam w kierownicę. Był nadętym idiotą, który nie potrafił normalnie rozmawiać z ludźmi. Indie, on cię uratował od ubóstwa. - pomyślałam. Tak, ale jego zachowanie było nie do wytrzymania.
Jechałam powoli, bo w Nowym Jorku nie trudno było o wypadek. Gdy dojechałam, zastanowiłam się czy na pewno chciałam wchodzić do tego budynku.
Policzyłam do dziesięciu i weszłam do windy. Znajdowałam się w niej z pewną kobietą, lecz nie wydawała się nieprzyjemna. Przeciwnie. Uśmiechnęła się, a to była kompletna nowość. Wysiadłyśmy na tym samym piętrze i szłyśmy ramię w ramię. Widać także kierowała się do Styles'a.
- Witaj, Harry. - mruknęła, wchodząc przede mną do pokoju. Dłonią pokazał mi żebym usiadła na kanapie, a jej zaproponował miejsce naprzeciwko jego biurka.
- Witaj, Keira. - chrząknął, zerkając na mnie. Człowieku, luz, byle byście nie uprawiali seksu na moich oczach. Teraz miałam czas, aby się jej przyjrzeć. Była piękną, długonogą blondynką. Wyglądała idealnie. Dzięki takim kobietom chowałam się pod kocem z lodami śmietankowymi i nowym sezonem serialu. - Co cię do mnie sprowadza?
- Mama nie jest zadowolona, że nie przyszedłeś na jej rocznicę ślubu. - jaka kobieta każe swojemu facetowi iść na rocznicę ślubu jej matki. Może w wyższych sferach tak się powinno robić.
- Szkoda, że mama nie przejmuje się tym, że jej ciągłe skargi i krytyczne podejście zniechęca mnie do brania w czymś takim udziału, siostrzyczko. - co? Moja mina chyba wyraźnie wskazywała na zdziwienie i Harry to zauważył. - Keira, przedstawiam ci Indie Denis. Jest moją asystentką. Indie, to moja przyrodnia siostra - Keira Adamson. - wstałam i podałam jej dłoń. Cóż, źle oceniłam sytuację.
- W takim razie nic tu po mnie. - odpowiedziała mu i pożegnała się z nami. Gdy drzwi się zamknęły, zostałam sam na sam ze Styles'em.
- Dlaczego miałam przerwać moje obowiązki? - zapytałam, ponieważ przytłaczała mnie niezręczna atmosfera pomiędzy nami.
- Plany się zmieniły. Zrób wszystko, co masz na liście, a ja wrócę szybciej do domu. - i po to, do cholery, miałam tutaj przyjechać?!
- Żartujesz, prawda? - miałam nadzieję, że to jakiś głupi żart.
- Słucham?
- Nie mogłeś przekazać mi tego przez telefon?! - warknęłam, podnosząc się ze swojego miejsca.
- Chyba zapominasz z kim rozmawiasz!
- Czyżby? Z kretynem, który nie dba o nikogo tylko o siebie. Zmarnowałam tyle czasu na tę jedną, małą wypowiedź! - niemal tak szybko jak to powiedziałam, tak szybko tego żałowałam. Natychmiast się zdenerwował, wstał i ruszył w moim kierunku. Rzucił mnie na ścianę, powodując bolesny upadek.
- Powtórz to! - wrzasnął, stojąc tak blisko, że nasze czoła się stykały. Milczałam. - Powtórz! Co?! Nie jesteś już taka pewna siebie?! - wstrzymałam powietrze, gdy jego dłoń podniosła się. Na całe szczęście do środka wparował Jack.
- Cholera, co tu się dzieje?! Harry! - odsunął go ode mnie, a ja odetchnęłam.
- Dokończę swoją pracę. - szepnęłam, zostawiając ich samych. Nie chciałam na niego patrzeć, ale mimowolnie mój wzrok powędrował na jego twarz. Otrzeźwiał i spoglądał na mnie nikłym smutkiem i lekkim współczuciem.
Nie chciałam już u niego pracować. Wolałam być bezdomna i pozbawiona czegokolwiek do normalnego życia. Gardziłam nim, jego pieniędzmi i jego ofertą pracy. Nie było to warte takiego traktowania.
Skończyłam swoje zadania w dość szybkim czasie, dlatego postanowiłam wrócić do mojego tymczasowego domu.
Już na samym początku poczułam coś niedobrego. Jackson próbował mnie zatrzymać i nie dopuścić do windy, ale prędko ucięłam z nim rozmowę i pojechałam na odpowiednie piętro. Nie musiałam używać kluczy, bo Styles był w środku, jednak takiego widoku nie spodziewałam się ujrzeć.
Nagi Styles leżał na kanapie, a na nim siedziała do połowy tylko ubrana narzeczona Jacka. To taki przyjaciel. Szklanki i butelka smakowej wódki świadczył o tym, że nie byli trzeźwi.
- To tak teraz wygląda relacja faceta z narzeczoną przyjaciela. - uśmiechnęłam się ironicznie, widząc jak zszokowani zbierali swoje ubrania.
- Ja już pójdę. - Mia w sekundę opuściła apartament, a ja zostałam sama z tym ćwokiem. Oj, Styles.
- Indie...
- Nie, nie, nie. Posłuchasz mnie teraz uważanie i nie przerwiesz mi ani razu. Za to co dzisiaj zrobiłeś powinnam cię skopać i po prostu rzucić tę robotę, ale wiesz co? Sam znalazłeś rozwiązanie całej tej sytuacji. Nic nie powiem Jackowi, jednakże masz w końcu okazać mi szacunek, który jednak też mi się należy. Przestaniesz być taki zadufany w sobie, bo teraz twoja reputacja i współpraca z Jackiem jest w moich rękach. Jesteś żałosnym stworzeniem przypominającym na kształt mężczyznę, naprawdę. Mam ochotę zrobić wszystko, aby zniszczyć ci karierę, ale w odróżnieniu do ciebie mam coś takiego jak empatia. Teoretycznie. - pozostawiłam go z jego myślami i poszłam do swojego pokoju. Nie miałam nawet chwili spokoju, bo zaraz dostałam telefon. Jack.
- Hej, Indie. Nie wiem czy to odpowiedni moment...- no ja właśnie też nie wiem. - ... chciałbym się dowiedzieć czy wszystko w porządku. Harry jest strasznym dupkiem, ale naprawdę daj mu szansę. - to było przykre, że akurat teraz starał się go bronić. - Przyjadę do ciebie. Myślę, że w tej chwili jest pomiędzy wami bardzo źle, więc przyda ci się towarzystwo. - konfrontacja Styles'a i Kerry'ego od razu po tym jak ten pierwszy pieprzył jego narzeczoną? Dla mnie cudnie.
- W porządku. Będę na ciebie czekała. - mruknęłam i rozłączyłam się. Od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa, dlatego postanowiłam czegoś poszukać w kuchni na dole. Zeszłam i w tym samym czasie wpadłam na bruneta.
- Indie...
- Co? Co chcesz mi jeszcze powiedzieć, co jeszcze możesz...
- Przepraszam. - chyba umarłam, albo śnię, albo śnię, że umarłam.
- Słucham?
- Słyszałaś. Naprawdę nie chciałem cię tak potraktować, a całe to zajście było tylko dlatego, że nie umiem inaczej odreagować swoich emocji. Seks i alkohol, to wszystko.
- Może naucz się grać w warcaby albo szachy. Nie wiem, wymyśl coś, bo zapijanie się i bzykanie czyjejś kobiety to nie jest najlepszy pomysł. Ewentualnie wybierz sobie taką, która jest wolna.
- Co robisz wieczorem?
- Co? - nie miałam na myśli siebie, kiedy mówiłam o sobie, cholera jasna.
- Chciałem się zrekompensować za to co zrobiłem w biurze. - uff.
- Wieczorem nic, ale zaraz będziemy mieli gościa, więc przygotuj się.
- Kogo? - już jego humor nie był tak dobry jak przed minutą.
- Mężczyznę. - zacisnął pięści i spojrzał na mnie z góry. -Jack zaraz tu będzie. - i w ten sposób jego mina zmieniła się na pełną przerażenia. Zaczynamy zabawę, Styles.
♥
Witam, aniołki!
Naprawdę przepraszam za taki brak aktywności z mojej strony:(
mam nadzieję, że mi wybaczycie i napiszecie mi wrażenia po rozdziale!
Kocham xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top