36
Wciąż będąc pod wpływem nerwów oraz strachu, czekałam na Louis'a. Obserwowałam każdą osobę, która obok mnie przechodziła. Większość ludzi nie zwracała na mnie uwagi, rozmawiali przez telefon, zajmowali się swoimi towarzyszami albo byli zagłębieni w swoich myślach. Każdy z nich miał swoje problemy, których nie można było odkryć przez jedno spojrzenie. Nikt nie mógł od razu stwierdzić, że byłam córką mordercy, a ja nie potrafiłam odgadnąć, co przydarzyło się innym.
- Louis? - odebrałam połączenie, widząc jego nazwisko na wyświetlaczu. Patrzyłam w podłogę, gdy dotarło do mnie, że wgłębi miałam nadzieję, że to Harry zadzwoni. Indie, uspokój hormony, to jest zakończony etap.
- Możesz iść na parking, czekam w samochodzie na pierwszym piętrze. - kiwnęłam głową, lecz wiedziałam, że nie był w stanie tego zobaczyć. Wstałam i rozłączyłam się.
Na parking dotarłam po kilku minutach i rozpoczęłam poszukiwanie czarnego mercedesa. Podskoczyłam, gdy usłyszałam klakson, a kiedy się odwróciłam zauważyłam wyszukiwany pojazd.
- Jak spotkanie?- zaczęłam konwersację, wsiadając i zapinając pas.
- Dużo się działo, opowiem ci przy jedzeniu. - mruknął dość ponurym jak na niego głosem, uruchamiając silnik i ruszając do wyjścia. Nie przejęłam się jego słowami, aczkolwiek coś musiało być na rzeczy.
Nie jechaliśmy długo, ponieważ zajęło nam to jedynie kilka minut. Widocznie Tomlinson miał więcej szczęścia do omijania korków niż Harry.
Zatrzymaliśmy się przed bardzo ładną, uroczą, ale małą restauracją. Wydawała się być cała z ciemnego drewna, udekorowana bluszczem i wieloma innym rodzajami roślin.
- Witam, panie Tomlinson. Stolik przygotowany. - byłam zaskoczona, jednak starałam się zachować pozory.
- Jem tylko tutaj, a nie mam partnerki, więc przychodzę tu codziennie.
- Rozumiem. - uśmiechnęłam się i zajęłam miejsce naprzeciwko niego. Niemal natychmiast zostało nam podane menu i mogliśmy wsadzić swój nos w kartę. - Chyba wezmę to co zazwyczaj biorę - spaghetti. - nie mogłam się powstrzymać. Kochałam ten makaron.
- To ja krewetki. - po chwili zamówiliśmy swoje dania oraz napoje w postaci wody z cytryną. - Nie jestem pewny, czy będziesz pracowała w Styles Company... - zaczął, powodując moje zdekoncentrowanie. Czyżby Styles chciał się mnie już zupełnie pozbyć?
- Czemu?
- Frank wraca do gry. - oznajmił, biorąc łyk wody. Przyglądał mi się dokładnie, oczekując reakcji. Nie otrzymał jej. Nie miałam powodu, aby się denerwować albo być zadowoloną. Starego Styles'a nie znałam zupełnie. Mieliśmy styczność wyłącznie raz i tyle mi wystarczyło. - Chce wygryźć Harry'ego i wrócić na stołek prezesa...
- Przecież sam dobrowolnie mu go oddał, więc...
- Pieniądze, Indie. Nie bądź naiwna. Ta firma ma dochody, które pozwoliłyby po miesiącu nie pracować do końca życia. Jeśli Frank'owi uda się wyrzucić Harry'ego, to większość pracowników wypadnie z rozgrywki. W tym ja i ty. - nie wyczułam żadnych negatywnych emocji w jego głosie mimo, że groziła mu utrata roboty. Dopiero później przypomniałam sobie o jego kancelarii. - Nie przejmuj się, u mnie jest dla ciebie miejsce.
- Chciałam ci serdecznie podziękować za to, że...
- Nie masz za co. Myślę, że to był mój obowiązek. Nigdy nie miałem tak młodego pracownika. - czy naprawdę byłam najmłodsza w firmie?
Po otrzymaniu swoich dań, siedzieliśmy w budynku jeszcze dwie godziny pogrążeni w konwersacji. Nie poruszaliśmy tematu pracy, a zwyczajnie poznawaliśmy się, nie narzucając sobie żadnych niewygodnych pytań. Nie był tak nachalny i ciekawski jak zielonooki. Spokojnie czekał, słuchał i nie wyciągał ode mnie informacji.
Około osiemnastej odwiózł mnie pod moje nowe mieszkanie, żegnając się ze mną krótkim, uroczym pocałunkiem w policzek. Pomachałam mu na odchodne i zniknęłam w klatce schodowej. Otworzyłam drzwi i westchnęłam z bezsilności.
Czułam się nieswojo, gdy weszłam do środka i nie zastałam tam wściekłego, chodzącego dookoła Harry'ego, który zaraz by rozpętał kolejną wojnę.
Nie musiałam się nikim zajmować, sprzątać co minutę i robić prania. Po prostu mogłam usiąść i odpalić Netflix'a. Nie byłam pewna, czy mi się to podobało.
Włączyłam telewizor i na moment opuściłam pokój, żeby przebrać się w wygodne dresy. Wróciłam do salonu i położyłam nogi na stoliku do kawy. Puściłam pierwszy lepszy serial z mojej listy, jednak nie umiałam się na niczym skupić.
Wcześniej samotność była moją codziennością, lecz gdy zamieszkałam z tym nieogarniętym mężczyzną ujrzałam inną stronę życia. Ciekawszą.
Brakowało mi tego, jego. Głównie jego.
Siedziałam godzinę przed telewizorem i byłam zmuszona przyznać, że kompletnie nie miałam pojęcia o czym był serial, który oglądałam. Nie to mi po głowie chodziło.
Po godzinie dziewiętnastej usłyszałam dźwięk mojego telefonu, dlatego podniosłam się i wzięłam urządzenie z szafki. Uśmiech samowolnie wszedł mi na usta, widząc nazwę kontaktu, pod którą zapisałam swojego byłego szefa.
" Jak się czujesz, Indie?" - wywróciłam oczami, jednak przyznałam sama sobie, że zrobiło mi się miło. Mimo wszystko.
" Dobrze. Nie musisz o to cały czas pytać. " - odpowiedziałam, zachowując pozory.
" Chciałabyś iść wynieść śmieci? " - zmarszczyłam czoło, na początku nie rozumiejąc o co mu chodziło. Czy to był jakiś nieśmieszny dowcip, który zdarzał mu się dość często? Po kilku minutach doszło do mnie, że może stał pod drzwiami. Z ciekawości założyłam na siebie płaszcz i botki, które idealnie komponowały się z moimi dresami, a potem opuściłam mieszkanie, zamykając je. Zjechałam windą na dół i owijając się rękoma, wyszłam na zewnątrz.
Nie myliłam się.
Jego samochód stał tuż przed wejściem. Wsiadłam na miejsce pasażera, układając tył głowy na szybie. Patrzyłam na niego, a on na mnie. Jego zielone tęczówki świeciły milionami iskierek, które dodawały mu uroku. W delikatnym świetle wydawał się taki perfekcyjny. Wydawał się zadowolony.
- Jesteś niemożliwy, wiesz?
- Nie umiałem usiedzieć w domu. Jest tam... pusto. - przyznał, powodując niesamowite ciepło w okolicach mojego serca. Przestań, Styles. - Ja... chyba z braku pomysłu na siebie, pojechałem do kina i spontanicznie kupiłem dwa bilety... - pierwszy raz widziałam go takiego zawstydzonego i miałam chęć rzucić się na niego. Wycałowałabym go całego za to jakim słodkim i innym mężczyzną się okazał. Jego ręka prawie niezauważalnie się trzęsła, gdy wyciągał dwa papierki i mi je podawał. - Są na dzisiaj, za godzinę... nie musisz ze mną, ale...
- Zapraszasz mnie na randkę? - uniosłam brew.
- Ja... tak, tak myślę. - wzruszył ramionami, znów na mnie spoglądając. Jego oczy były wesołe, pełne nadziei, a uśmiech radosny, przedstawiający mi dołeczek. Był taki niewinny, pierwszy raz podczas naszej znajomości.
- W porządku i tak się nudziłam. - nawet nie wiecie jak moje serce skakało ze szczęścia. Może byliśmy głupi, ale w takich momentach się o tym nie myślało.
- Chcesz... już jechać?
- Lepiej żebym się przebrała. - zaśmiałam się. - Wejdziesz? - pokiwał głową i wyjął kluczyk od samochodu.
Wysiedliśmy i chwilę potem byliśmy już na górze. Ściągnęliśmy buty i okrycia wierzchnie. Wskazał mu miejsce w salonie, a sama poszłam do sypialni.
- Herbaty?! - krzyknęłam, ściągając bluzę. Ubrałam zwykłą czarną koszulę i w drodze do dużego pokoju zapinałam guziki.
- A jaką masz? - bacznie mnie obserwował, a raczej moje dłonie, które zapinały ostatnie guziki.
- Miętową. - skrzywił się, na co parsknęłam śmiechem.
- Podziękuję.
- Dobra, to ubiorę spodnie i możemy iść.
- Indie?
- Tak? - zatrzymałam się i rzuciłam mu pytające spojrzenie.
- Wyglądasz przepięknie.
*
Heeej xx
Liczę na duuużo komentarzy, to jutro dodam dużo rozdziałów, a poza tym kolejny rozdział jest mega uroczy, więc no chyba Wam zależy!
Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania!
Kocham xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top