31

Ledwo trzymając się na nogach, wpadłam wręcz do domku. Pociągałam nosem, z wargi leciała mi krew, a moje ciało było całe obolałe. Nie mogłam nawet porządnie złączyć nóg. 

Nie, nie zgwałcił mnie.

W momencie, w którym chciał już dokonać gwałtu, ostatkami sił kopnęłam go w sam środek jego dolnych partii i to było wystarczające, aby zebrać strzępki swoich ubrań oraz uciec. 

Nie czułam nic, prócz brudu. Mimo, że teoretycznego mordu mojej kobiecości nie dokonano, to sam fakt, że prawie do tego doszło, że miał jakiś dostęp do mojego ciała, że macał okolice piersi oraz bardziej intymne, pokrywało mnie błotem.

- Indie?! - nie potrafiłam unieść na niego swoich oczu. Zwyczajnie wbiegłam do łazienki, upuszczając rozerwane rzeczy na podłogę. 

Wraz z włączeniem wody pod prysznicem, zalałam się łzami. Nie umiałam ich powstrzymać, nie dałam rady wyciągnąć ze swojego gardła krzyku, który opanował mnie wewnętrznie.

- Indie, cholera?! Co się stało?! Otwórz drzwi. - dobijał się do pomieszczenia, lecz jego słowa echem odbijały się w moim umyśle. Wszystko było skupione na wydarzeniach sprzed parudziesięciu minut. - Indie, płaczesz? - zapytał już dużo spokojniejszym głosem, ale wciąż jego dłoń uderzała o drewnianą powłokę.

Weszłam pod zimną wodę, kucając w brodziku. Chciałam być czysta, pozbawiona dotyku obcego faceta. Samo zetknięcie się jego palców z miejscami, gdzie nigdy nie powinny się znaleźć, sprawiało ból i ogromną traumę. Kolejną traumę. 

- Indie?

- Zostaw mnie! - krzyknęłam, nareszcie odzyskując zdolność mówienia. Co nie oznaczało, że miałam na to ochotę. 

Wyszorowałam każdy fragment ciała, umyłam włosy dwa razy, wypłakałam się i ubrałam w czyste ubrania. Umyłam zęby, twarz kilka razy i przed dobre dwadzieścia minut stałam naprzeciwko lustra, tępo wgapiając się w swoje puste odbicie. Nie miałam w sobie już nic. Życie potraktowało mnie jak gówno i zakończyło moją walkę o lepsze warunki właśnie dzisiaj. 

- Indie?! Kochanie, co się stało? Czy to siniaki i zadrapania, kto... - złapał mnie za ramię, więc natychmiast zepchnęłam jego rękę i odsunęłam się na odpowiednią odległość.

- Nie... nie dotykaj mnie. - szepnęłam, mając oczy rozmiarów spodka. Byłam przerażona. Czułam wyłącznie nienawiść do wszystkich dookoła. - Gdzie byłeś?! Gdzie byłeś, kiedy tak bardzo cię potrzebowałam?! Czemu potraktowałeś mnie w ten sposób w siłowni?! Co takiego zrobiłam?! Gdybyś zareagował inaczej, zostałabym, a wtedy nie wydarzyłoby się... nieważne. Nienawidzę cię. - ostatnie słowa wręcz wyjawiłam bezdźwięcznie. Moje struny miały już dosyć. Nawet one nie chciały się angażować w konwersację. 

- Indie, czy... - z nową ścieżką kropli na moich policzkach pokręciłam zrezygnowana głową. - Musisz mi powiedzieć, co się stało.

- A co to zmieni? Czasu nie cofniesz. - pociągnęłam nosem i zostawiłam go ze swoimi myślami. Usiadłam skulona na leżaku, obserwując zachodzące słońce. Znikało dokładnie tak jak ja, chociaż u mnie panował już całkowity mrok. 

Prawie się wywróciłam, kiedy usłyszałam potworny huk. Po zbadaniu sytuacji, mogłam stwierdzić, że Styles rozwalił lampkę nocną, cisnąc ją o ścianę. 

- Albo mi powiedz, co się wydarzyło, albo... - wyglądał niebezpiecznie, jakby wpadł w szał. Nie kontrolował swoich ruchów, uderzał we wszystko, w każdą ścianę, mebel. 

- Albo co? Pobijesz mnie? Nie będziesz pierwszy. - oznajmiłam sucho, posyłając mu spojrzenie pełne pogardy. Nie obejrzałam się nawet, a byłam przyparta do zimnego okna tarasowego. Powietrze było mi prawie odebrane, gdyż ściskał moje gardło na tyle mocno, że z ciężkością oddychałam.

- Przestań mnie drażnić. Mów. - przed sobą miałam teraz oblicze Harry'ego, którego nigdy nie doświadczyłam. Czy śmierć matki coś w nim zmieniła? W tak krótkim czasie? - Mów!

- Dusisz mnie! - wrzasnęłam, bijąc go po ramieniu. Lekko rozluźnił uścisk, ale to nadal nie było komfortowe. O ile cokolwiek mogło być komfortowe w tym momencie. Sekundę później puścił mnie już kompletnie. - Padłam ofiarą... - zawahałam się pod wpływem jego wzroku. -... gwałciciela...

- Zgwałcił cię? - nagle z pełnego przemocy, wrogości zmienił się w troskliwego, opiekuńczego i przejętego. To było chore. - Indie?

- Nie. Nie, dałam radę uciec. - westchnęłam. - W ostatniej chwili. - dodałam, podkreślając to wyraźnie, że było naprawdę blisko. 

Potem nie odzywaliśmy się do siebie przez resztę wieczoru. Nie umieliśmy nawet na siebie spojrzeć. Dawało to wrażenie, jakbyśmy odczuwali wstręt do siebie nawzajem. 

Nie mogłam się doczekać powrotu do Nowego Jorku. Zamierzałam wszystko zakończyć. Rzucić pracę u bruneta, pożegnać się z nim i nigdy więcej go nie widzieć. Nie potrafiłam inaczej. 

Może taki miał być mój koniec? Piękne miejsce, krótki romans z Harry'm, próba gwałtu, a następnie powrót i skończenie wszystkiego tam, gdzie wszystko się zaczęło. Byłam na to gotowa.

- Jak będziemy w Nowym Jorku, załatwię ci mieszkanie. - zdziwiona odwróciłam się do niego przodem. - Nie sądzę, abyśmy po tym mogli normalnie funkcjonować. Kupię ci mieszkanie, będziesz nadal u mnie pracować, ale w innym dziale. Twój widok byłby dla mnie zbyt bolesny...

- Mój?

- Chciałbym ci pomóc, jednakże wiem, że tego nie potrzebujesz. Obwiniasz mnie o to, a ja mam teraz na głowie śmierć mojej mamy. Nie ma mowy, żebyśmy razem funkcjonowali. Zakochałem się w tobie, Indie. Kocham cię jak żadną istotę na tym świecie, ale myśl, że nie zatrzymałem cię, ani nie uratowałem, jest potworna. Nie zasługuję na to. Poza tym nienawidzisz mnie, nigdy byś mnie nie pokochała. - moje serce właśnie zostało rozerwane do końca. Tak jak wcześniej powtarzałam, że nie czułam już nic, to teraz czułam ogromny ból w okolicach klatki piersiowej. 

- Czy to jest twoje pożegnanie?

- Być może, nie tego oczekiwałaś?

- Nie potrafię ci powiedzieć, czego oczekuję teraz po tobie. Szczerze, jesteś jedyną osobą, która obudziła we mnie coś więcej niż nienawiść do świata. Kończenie tego wszystkiego w ten sposób jest okropne, ale nasze problemy nas przerosły. 

- Masz rację. Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała...

- Wiem. Do nikogo innego bym się nie zwróciła. - uśmiechnęłam się, co odwzajemnił.

- Indie?

- Tak?

- Pocałujesz mnie? - mój żołądek robił fikołki, a mózg trzymał się każdej rzeczy, by tego nie robić. Aczkolwiek kiedy ja go słuchałam?

Wstałam ze swojego fotela i przesiadłam się na łóżko. Chwyciłam jego policzki w dłonie i prędko przysunęłam jego usta do swoich. 

- Tak bardzo cię potrzebuję. - zapłakałam, odsuwając się od niego. - Boję się zostać sama. - nie miałam pojęcia, dlaczego zaczęłam zachowywać się w taki sposób. Pękłam. Nieodwracalnie, niespodziewanie. Starał się mnie uspokoić, lecz żadne jego czyny nie potrafiły mnie powstrzymać. - Dzięki tobie odżyłam, a... a wcześniej byłam samotna, pozbawiona kogokolwiek. Ile razy myślałam nad samobójstwem. Straciłam moją rodzinę, nie możesz mnie zostawić. Błagam.

*

Hej, hej xx

Nie poprawiłam rozdziału, więc za powtórzenia, błędy przepraszam.

Zbliżamy się do końca niestety....






pierwszej części, kochani x

Piszcie swoje przemyślenia na temat chujowej ich sytuacji!

A JA SZUKAM TUTAJ FANÓW 5SOS BO PLANUJE FF Z ASHTONEM ORAZ JEDNO FF Z LUKIEM!

CZEKAJCIE NA WIĘCEJ INFORMACJI W NAJBLIŻSZYM CZASIE I ZGŁASZAJCIE SIĘ DO CZYTANIA NOWYCH FF Z NOWYMI BOHATERAMI (BO WCZEŚNIEJ TYLKO STYLES BYŁ DLA MNIE MATERIAŁEM NA FF)XX

Kocham xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top