25
Po stresującym starcie przyszedł czas na zrelaksowanie się i oglądanie chmur za oknem. To była moja pierwsza podróż i nic ani nikt nie mógł mi tego zepsuć. Od razu po poczuciu się lepiej, puściłam dłoń Styles'a.
- Lepiej?
- O wiele. - sapnęłam i oddałam się wrażeniu, które mnie dopadło, gdy spojrzałam na błękitne niebo. To była prawdopodobnie najmilsza chwila w moim dotychczasowym życiu. Nigdy nie miałam okazji siedzieć w samolocie czy chociaż być w innym stanie, więc w pewnym sensie Harry spełniał moje ciche, nikłe marzenia.
Sekundę po tym jak nałożyłam słuchawki na uszy, zasnęłam. Może i lepiej dzięki temu szybciej będę na Malediwach. Przynajmniej mi się tak zdawało. Moje samopoczucie było tak dobre, że ani razu podczas snu nie wróciłam wspomnieniami do tego cholernego dnia. Po prostu odpoczywałam od tego koszmaru.
Postanowiłam się ruszyć dopiero, gdy mój organizm informowało, że musiałam do toalety. Zostawiłam telefon i wtedy mój mózg dał mi znać, że bruneta nigdzie nie było. Nie mógł zniknąć. To był samolot. Wzruszyłam ramionami mentalnie i podążyłam ku malutkiej toalecie. W czasie drogi napotkałam obrazek godny pożałowania. Mój kochany szef nachylał się nad stewardessą. Nie całowali się, ale mieli obleśne uśmieszki, a guziki ich koszul, no cóż, nie były zapięte do końca.
- Blokujecie wejście do kibla. - mruknęłam bez emocji, przepychając się między nimi. Czy czułam zazdrość? Nie wiem. Czy czułam wstręt? Kurwa, bardziej niż kiedykolwiek. Po załatwieniu swojej potrzeby wróciłam na miejsce, gdzie zielonooki już siedział.
- Jesteś zła?
- Mam w dupie, co robisz ze swoim życiem, więc nie. - odpowiedziałam chłodno, nie patrząc na niego ani razu.
- To dobrze. Nie tylko ty lubisz grać na dwa fronty. - co jest do cholery? Co mu się stało?
- To jest forma jakiejś zemsty? Chyba za bardzo się poczuwasz, bo nie darzę cię żadnymi uczuciami, dlatego oboje możemy robić, co nam się żywnie podoba i nie mamy prawa być na siebie za to źli. Dla mnie możesz pieprzyć tę laskę tu i teraz. Myślałam, że ze względu na twoją pozycję, posiadasz godność i klasę, ale widzę, że masz spore braki. W każdym razie, jeśli sądziłeś, że będę zazdrosna, to przykro mi bardzo. - prychnęłam na koniec i oddałam się muzyce w moim telefonie. Nie widziałam jego reakcji, lecz zniknął moment po zakończeniu mojej przemowy. Dobrze, że nie miałam donośnego głosu, bo bycie na językach wszystkich pasażerów nie było mi na rękę. Nie byłam pewna czemu nagle zmienił swoje zachowanie. Było już naprawdę bardzo dobrze i w mgnieniu oka atmosfera runęła. - Bo się zakrztusisz. - zaśmiałam się pobłażliwie, kiedy Harry wrócił, popijając szklankę alkoholu.
- Spieprzaj.
- A z miłą chęcią. Myślisz, że zatrzymują się na żądanie?
- Gdzie jest mój pokój? - zapytałam zmęczona, przytrzymując się swojej walizki. Nie byłam świadoma, co spowodowało u mnie takie wyczerpanie. Cały czas starałam się spać, jednak może to Styles odbierał mi moje siły witalne.
- To są Malediwy. Mamy domek. - posłał mi wzrok, sugerujący, że byłam głupia, a jego ton głosu był przepełniony irytacją.
- Dobra, przepraszam. - jeśli on mi zepsuje ten wyjazd, to go zabiję, a na to się zapowiadało.
Ruszyliśmy razem mostem do naszego malutkiego domku. Jednego z wielu. Wyglądały przepięknie, a przy każdym były prostokątne baseny, które prowadziły potem do oceanu. Wszystko wydawało się takie cudowne. Woda była jasna, czysta. Czułam się jakbym była nią otoczona. Miejsce, w którym mieliśmy mieszkać przez kolejne osiem dni było przepiękne, urocze i nie musiałam nigdzie wychodzić, by popływać.
- Żartujesz sobie? - mój entuzjazm opadł, kiedy po wejściu do chatki i obejrzeniu wszystkiego, zobaczyłam, że było jedno łóżko. Nie odpowiedział. Nic. Żadnej reakcji z jego strony. Westchnęłam i zostawiłam swój bagaż przy prawej rogu materaca.
Jak tylko zobaczyłam ocean i basen, to natychmiast miałam ochotę przebrać się w strój kąpielowy i popływać. Tak też zrobiłam.
Nie widzieliśmy się z brunetem przez cały dzień. Dopiero gdy nadszedł przyjemny wieczór, postanowił się pojawić. Prawdopodobnie był pod wpływem alkoholu, ponieważ gdy posadził swój tyłek na leżaku obok mnie, mogłam wyczuć oznaki wódki czy innego trunku. Nie wyglądał źle, więc musiało być to niewielkie zapomnienie.
- Nie jesteś głodna?
- Co?
- Kolacja. Powinniśmy iść na kolację.
- Ty już chyba byłeś na swojej kolacji. - uśmiechnęłam się i wróciłam do czytania książki. Słońce powoli zachodziło, a z naszego tarasu nad basenem wszystko było idealnie widać. Nawet Styles nie dałby rady zabrać uroku tego miejsca.
- Ubierz się i idziemy. - to było jego jedyne słowa. Nie czekał na mój sprzeciw czy zgodę. Jakby był pewny, że za nim polecę. I tak zrobiłam, ale nie dla niego. Dla jedzenia. Dla zjedzenia dobrego posiłku zrobiłabym naprawdę dużo.
Ubrałam się w zwiewną, białą sukienkę, która była idealny na taki ciepły wieczór. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a dzięki wodzie stały się bardziej falowane niż zazwyczaj. Wyszłam z łazienki i ruszyłam w stronę drzwi, gdzie stał już gotowy zielonooki. Prezentował się dobrze. Bardzo dobrze. Jego włosy były bardzo potargane, koszula prawie cała rozpięta i opinające spodnie. Bardzo dobrze.
Przeszliśmy przez most i w końcu dotarliśmy do miejsca, w którym były podawane dania dla gości. Wybraliśmy stolik i potem każde z nas poszło sobie po coś do jedzenia.
- Wyglądasz pięknie.
- Jak zawsze. - chrząknęłam, zarzucając swoje włosy na plecy. Zaśmiał się, lecz ja pozostawałam poważna. Jeśli myślał, że tandetne komplementy po sytuacji w samolocie zmienią moje nastawienie, to przepraszam, Styles, ale nie ten adres.
- Teraz pływasz w basenie? - zapytałam zdziwiona.
Wróciliśmy z kolacji jakąś godzinę temu i zegar wskazywał dwudziestą pierwszą czasu lokalnego. Byłam gotowa, aby wziąć kąpiel i usiąść pod kołdrą, czytając jakąś książkę, którą ze sobą wzięłam, a ten wybrał pływanie.
Odwrócił się do mnie przodem i teraz miałam na niego idealny podgląd. Stał zanurzony do pasa na tle Oceanu Indyjskiego, a na niebie widniał księżyc. Jeśli to nie był jeden z najlepszych widoków, to nie wiedziałam co mogłoby nim być.
Starałam się nie pokazywać, że na moment straciłam oddech i zapomniałam jak powinnam funkcjonować. Moja pozbawiona emocji twarz świetnie to kamuflowała.
- A to w czymś przeszkadza?
- Cóż, nie. Zdecydowanie nie. - Indie, uspokój się.
- Tak myślałem. - wyszedł ze zbiornika wodnego i natychmiast skierował się ku mojej osobie. Był tak blisko, że woda, która kapała z jego włosów, moczyła mi sukienkę. - Indie, przepraszam za...
- Nie wykorzystuj tego, że jesteś prawie nagi i mokry, żebym ci wybaczyła twoje dziecinne zachowanie...
- Jestem zły, że umówiłaś się z Jackson'em...
- Dlaczego? Oboje jesteśmy wolni. Nie byłam zła jak uprawiałeś seks z Mią... bardziej zniesmaczona i rozbawiona.
- Bo może faktycznie, odrobinę...
- Jesteś zazdrosny. - stwierdziłam z podniesionymi kącikami ust. Posłał mi niezręczny uśmiech i znowu się przybliżył tak, że nasze nosy się stykały, a później usta również. Tym razem był to delikatny, ale namiętny pocałunek. Długi i kompletnie inny. Harry mocno się w niego zaangażował i wyczuwałam, że chciał mi przekazać tym coś więcej. Przyciągnęłam go do siebie, wplątując palce w jego loki. Oddychaliśmy szybko, nierówno, jednak to nie miało dla nas żadnego znaczenia. W tej sekundzie wyobrażałam sobie bruneta jako mężczyznę, z którym mogłabym być w związku. Rozbudził we mnie uczucie, którego dotychczasowo nie pojmowałam.
- Myślę, że to nie jest tylko zazdrość. Jesteś cholernie irytująca, ale zarówno potrafisz mnie podniecić najmniejszą rzeczą. I nie mogę znieść ciebie w otoczeniu kogokolwiek. Nawet Jack'a. Po prostu nie. Kocham w tobie tą upartość, może przesadzam w wielu momentach, ale cholera, nadal tutaj jesteś. Kocham to w jaki sposób ze mną rozmawiasz, jak reagujesz, jak mimo wszystko potrafiłaś mnie wesprzeć. To nie jest tylko zazdrość, Indie. - chyba się przesłyszałam. W ogóle się tego nie spodziewałam. Nie po nim i nie po dzisiejszym dniu. Może to był alkohol, ale mówił to z takim przejęciem i szczerością w głosie, że uwierzyłam.
- A co to w takim razie?
- Nie jestem pewien, nigdy w takiej sytuacji nie byłem. - wzruszył ramionami, następnie ponownie złączając nasze wargi. Złapał mnie mocno za biodra, potem wręcz wpychając mnie do środka domku. Mieliśmy wyłącznie jedno piętro, więc dojście do sypialni nie było ciężkie. Posadził mnie na wielkim łóżku, a sam przede mną klęknął. Czy ja umarłam? - Zacznijmy od małych rzeczy. - mruknął, rozsuwając moje nogi.
*
Jak tutaj nie będzie UWAGA minimum 100 komentarzy to nie dodam następnego, a jak widzicie rozwija się nasza parka.
Jaki ich nazwać, bo chyba zbliżamy się do połączenia Indie i Harry'ego?
Kocham i udanego końca tygodnia xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top