23
Przez kolejne dni razem z Harry'm praktycznie się mijaliśmy. Nasze małe zapomnienie poszło w niepamięć, a sami skupiliśmy się na swoich obowiązkach. Brunet cały czas gdzieś wychodził, załatwiać sprawy związane z wyjazdem bądź ze swoją firmą. Mi ofiarował wielką listę zadań i przysięgam, że nigdy nie miałam ochoty go kopnąć tak jak wtedy. Indie, oddychaj. To jest twoja praca, nie narzekaj.
- Zrobiłaś obiad?
- Nie, bo byłam w pralni. - odpowiedziałam, wzruszając ramionami. Starałam się nie patrzeć na niego, bo oboje czuliśmy dziwne napięcie w atmosferze. Obserwowałam miskę, w której mieszałam kawałki kurczaka z sosem, by mieć na czym pozostawić swój wzrok.
- Jesteś taka nieodpowiedzialna, nigdy na czas...
- Ja?! - sam tego chciałeś. Nie wiedziałeś, chuju, że kobiet się nie denerwuje? Jedynie komplementuje. Od razu opuścił pomieszczenie, więc ruszyłam za nim. - Miałam zawalone ostatnie dwa dni, bo postanowiłeś wszystkie swoje garnitury oddać do wyprania, a potem miałam kupić prezenty dla twoich sióstr i...
- Bo to twoja, cholera praca!
- No to skoro tak bardzo według ciebie zaniedbuje swoją pracę, to może powinieneś mnie zwolnić?!
- Może powinienem, zwykły bezdomny byłby od ciebie lepszy w wypełnianiu obowiązków!
- Tak uważasz?!
- Dokładnie tak! - mam nadzieję, że jakiś rekin przypłynie na tych Malediwach i cię zje. Rzuciłam w niego szmatką, którą przed chwilą zmywałam blat i posłałam mu surowe spojrzenie. On tylko stanął do mnie plecami i podążył do gabinetu. Następnie słychać było huk zamykanych drzwi.
Westchnęłam i wróciłam do kuchni. Nie miałam łez w oczach, lecz było mi przykro. Robiłam wszystko, co chciał i faktycznie spóźniłam się z tym obiadem, jednak no bez przesady. Najważniejsze, że wszystko robiłam odpowiednio.
Dodałam mięso do warzyw i wrzuciłam całe danie do piekarnika. Nastawiłam budzik i poszłam do siebie, by dokończyć swoje pakowanie. Czemu go jeszcze nie skończyłam jak mieliśmy wyjeżdżać już jutro? Ponieważ najważniejszy był Styles i jego potrzeby. To było oczywiste.
- Nie miałem tego na myśli...
- Miałeś.
- Czy możesz raz zachować swoje mądrości dla siebie i wysłuchać mnie? - w głowie miałam obraz jak wywracał oczami i miał swój standardowy zirytowany wyraz twarzy. Wewnętrznie się do siebie uśmiechnęłam. - Nie miałem tego na myśli i faktycznie może trochę przesadziłem, ale taki już jestem i powinnaś wiedzieć, że mam... spore wymagania.
- Spore? - stanęłam z nim twarzą w twarz i uniosłam brew do góry.
- Tak. - mruknął, za bardzo się przybliżając. Ustaliliśmy, że wcześniejsze wypadki były wyłącznie naszym zapomnieniem i nieodpowiedzialnością. Zwyczajne nieporozumienie. - Zrobisz mi obiad? - a no chyba, że tak.
- Jest w piekarniku. Jeszcze z dwadzieścia minut. - zajęłam się z powrotem składaniem ubrań. Mimowolnie opanowały mnie dreszcze, gdy jego zimna dłoń dotknęła mojego ramienia. Wciągnęłam głęboko wdech i wypuściłam go dopiero, kiedy mnie odwrócił w swoim kierunku. - Nie tak to miało wyglądać. - szepnęłam, na co nie wydawał się zbytnio przejęty. Indie, myśl trzeźwo. Jak miałam myśleć trzeźwo, mając jego malinowe usta tuż przy swoich? Dobra, Indie, nie myśl trzeźwo.
Mentalnie dawałam sobie w twarz podczas pocałunku z zielonookim. To było zdecydowanie wbrew mojemu rozumowi, aczkolwiek rzadko kiedykolwiek go słuchałam. Tak było i teraz. Mimo wszystko przyjemność i ciepło w moim ciele wygrywało ze wszystkim. On też to czuł. Po prostu byłam tego pewna. Jego ręce objęły moją talię, lecz później wędrowały po plecach. W końcu zdecydował się posadzić mnie na biurku, a sam znalazł miejsce między moimi nogami. Właśnie w tym momencie odczułam coś o wiele silniejszego, chęć czegoś więcej, jednakże już mój mózg na to nie pozwalał.
To było jak uderzenie prosto w klatkę piersiową. Moje kończyny samowolnie przysunęły go bliżej, a podniecenie i namiętność rosła z każdym ruchem naszych warg. Urocze mrowienie i pozytywne zdenerwowanie mnie dopadło w chwili dotknięcia przez niego moich ud. To było mocniejsze od nas.
- Jesteś tak, cholernie, piękna i seksowna. - jego głos był jak miód dla moich uszu. Sama siebie nie poznawałam, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Wydawało się tak gorąco, może dlatego, że miałam kaloryfer za plecami, aczkolwiek Styles pewnie też miał na to wpływ. - Jutro pojedziemy jeszcze na sekundę do firmy... - mówiąc to, całował moją szyję i delikatnie językiem dotykał skórę, którą podgryzał. Cholera jasna. -... masz się ubrać najseksowniej jak możesz i masz jedynie być blisko mnie. Nikogo innego.
- Jesteś zazdrosny?
- Kurewsko. - warknął mi do ucha i tracąc jakiekolwiek zmysły, musiałam przyznać, że było to cholernie podniecające. Mój oddech był nierówny, drżący, aż miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Akcja toczyła się szybko, więc w minutę wróciliśmy do walki o dominację pod względem całowania.
- Um, obiad, Harry... - sapnęłam, rozłączając nas na moment, gdy usłyszałam nieznośny dźwięk niebieskiego urządzenia.
- Teraz mam na co innego ochotę.
Cały czar opisanego przed chwilą zapomnienia prysł tak prędko, jak się zaczął. Brunet otrzymał telefon od Jacka i nie miałam pojęcia, co go podkusiło, by odebrać. Jednakże zrobił to, a wtedy jego nerwy uniosły się ponad poziom i wręcz rozwalił mi pokój, a walizkę z rzeczami wywalił w ten sposób, że musiałam wszystko pakować od nowa. Jedynce, co to wiedziałam, że było to związane z Mią, dlatego pozostało mi siedzieć samej w domu.
Po kolejnym spakowaniu się, postanowiłam się odświeżyć i wziąć gorącą, relaksującą kąpiel z ulubionym jabłkowym płynem. Zapaliłam sobie dwie zapachowe świeczki i zanurzyłam się aż do szyi. Wszystko przykrywała ogromna piana, która dodawała uroku do tego spędzonego czasu.
- Halo? - odpowiedziałam, gdy nacisnęłam zieloną słuchawkę na swoim telefonie. - Jackson, w czym ci pomóc?
- Mogłabyś do mnie zejść za parę minut? - mentalnie przewróciłam oczami. Indie, on jest w porządku chłopakiem. Styles po prostu zawrócił ci w głowie. Beznadziejna sytuacja.
- Jasne, daj mi chwilkę. - i mój relaks przepadł, a zapowiadało się naprawdę bardzo miło. Chociaż gdyby mój szef wrócił, to mój spokój i tak byłby zaburzony. Na jedno wychodziło.
Zdecydowałam się ubrać w czystą bluzę dresową i zwykłe spodnie pasujące do niej. Było późno, więc nie miałam w planach nigdzie wychodzić, a że przed sekundą się myłam, to ten dresik posłuży mi potem jako piżama.
- Hej, Jackson. - przywitałam się lekkim całusem w policzek. Jego uśmiech był nieziemski, lecz to nadal nie było to samo. - Co tam u ciebie?
- Tęskniłem. - o, dobry Boże. Złapał moją dłoń i kciukiem głaskał jej wierzch. Wywołam tym u mnie dyskomfort, bo nie byłam pewna jak się do tego odnieść. Jackson nie był niczemu winien, po prostu nie miał świadomości, co działo się między mną a moim, cholernym, szefem. Indie, to twój pracodawca! Podsumowując, to sama nie wiedziałam, co było między mną a Harry'm, dlatego cóż, co mogłam zrobić?
- Widzimy się praktycznie codziennie. - starałam się zaśmiać, jednak wyszło bardziej niekomfortowo niż sądziłam.
- Wiem, ale... - byłam pod wielkim wrażeniem, jakie wyczucie czasu miał Styles. Stanął w wejściu jak w tych filmach dramatycznych i patrzył z wściekłością to na mnie, to na Jacksona. Okej, może już zaraz nie będzie moim pracodawcą. - Witam, panie...
- Zamknij się. Indie, idziemy.
- Tak właściwie, to nigdzie się nie...
- Na górę powiedziałem!
*
Heej x
Nie planowałam dodać, ale to taka niespodzianka dla mnie na polepszenie tygodnia.
Liczę na Waszą aktywność tak jak wcześniej xx
Widzimy się w piątek/sobotę na dwa rozdziały
W KOLEJNYM ROZDZIALE ZWRÓĆCIE UWAGĘ NA SŁOWA, KTÓRE WYPOWIADA HARRY!
MÓWIĘ POWAŻNIE, MUSICIE DOKŁADNIE ANALIZOWAĆ JEGO SŁOWA ♥
Kocham Was xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top