#10 Wdzięczność, niechęć, nienawiść, tęsknota
*Polecam włączyć sobie piosenkę wyżej do czytania, a jeśli się skończy zróbcie to ponownie, ponieważ według mnie wprawia nas ona w idealny nastrój i dodała mi weny na ten o to rozdział^^*
To boli. Boli jak cholera. Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się, żebym miała złamane serce. Nigdy nie spodziewałabym się, że James myśli o mnie w ten sposób, tak samo jak nie spodziewałabym się, że będzie on powodem mojego rozstania z Blackiem.
Minęło już trochę czasu. Zdałam SUM'y na Z (zadowalający- dobry) mimo, że ciężko było mi się skupić, gdy w pobliżu był Syriusz. Kilka razy chciałam podejść do niego na przerwie i porozmawiać, ale przypomniało mi się, co mówił James. Starałam się unikać ich obojga, jednak to nie do końca było możliwe z powodu, że mieszkają ze mną w dormitorium. Jedynymi osobami z naszej starej paczki, z którymi utrzymywałam kontakt był Remus, Peter i Lily, ale po tym wszystkim nasze relacje też się nie co zmieniły. W sumie jakby nie patrzeć, wszyscy obwiniali za to mnie. I mieli rację. Gdybym miała trochę rozsądku, nie zgodziłabym się na zażycie narkotyków i do niczego by nie doszło. Nie wiem w jaki sposób dostały się one do Hogwartu i kto je tu rozprowadza, ale myślałam, że chociaż w tym miejscu nie będę słyszeć o nich ani słowa. Jednak te nadzieje okazały się błędne. Dowiedziałam się od Lily, co wydarzyło się właśnie wtedy i co tak bardzo zdeberwowało Jamesa. Ponoć aż tak nam odbiło, że chcieliśmy skakać z wieży astronomicznej, myśląc, że jesteśmy nieśmiertelni. Pewnie od razu było widać, że coś braliśmy. W każdym razie, Potter próbował odciągnąć Syriusza od tego pomysłu, jednak ten mu się wyrwał, więc na drugi ogień poszłam ja. Szarpałam się, a mój były chłopak zauważając, że James mnie ,,bije", wdał się w bójkę. Potem przyszli nauczyciele i skończyło się to dla nas karą. Tyle z tego wiem. Jak tylko o tym pomyślę to mam łzy w oczach. Jak mogłam coś takiego zrobić.
Minął nie cały miesiąc, a Syriusz szybko znalazł sobie pocieszenie. Z tego, co słyszałam chodzi z niejaką Victorią Taylor, Gryfonką z czwartego roku z czarnymi włosami i piwnymi oczami. Jak widziałam ich razem na korytarzu miałam wrażenie, że zapadam się. Idę na dno. Ja z resztą byłam nie lepsza. Kilka dni po naszym rozstaniu zaczęłam spotykać się z Nathanem. Nie darzyłam go żadnym uczuciem. Po prostu nie wiem dlaczego zgodziłam się na jego prośbę o zostaniu jego dziewczyną. Może z desperacji, że nikogo nie mam, może z wdzięczności, że mi pomógł, a może żeby po prostu zapomnieć o Łapie albo nie chciałam zostać z tym sama. Wszędzie szwędałam się z jego paczką, co mi się zupełnie nie podobało. Za każdym razem, kiedy powtarzał, że idealnie pasuję do tej grupy, chciało mi się rzygać. Dążyli do tego, żeby stać się popularni wśród wszystkich uczniów Hogwartu. Oprócz nas członkami ,,idealnego zespołu" było jeszcze dwóch chłopaków i trzy dziewczyny, które nie były za mądre, ale za to wyróżniały się swoją urodą... aż za bardzo.
Po lekcjach zeszliśmy razem do Wielkiej Sali na obiad i usiedliśmy przy stole Gryfindoru. Podczas, gdy inni jedli ja słuchałam ich rozmowy i wgapiałam się w pusty talerz. Nigdy nic nie jadłam, kiedy byłam przygnębiona. Jedynie raz na jakiś czas coś przegryzłam, żeby nie umrzeć z głodu. Zawsze ból psychiczny przemieniam również na fizyczny. Pozwalam, żeby rozszedł się po moim ciele i umyśle.
Często potrzebowałam chwili samotności i odseparowania od tego fałszywego towarzystwa. Właśnie Właśnie tym celu wybrałam się pod Bijącą Wierzbę. W tym momencie się możecie zdziwić, ale miałam z nią dobre stosunki. Nie potrzebowałam żadnych zaklęć ani nic w tym stylu, żeby ją oswoić. Usiadłam na ziemi opierając się o jej korę. Na zewnątrz nikogo nie było. W sumie nie dziwię się. Tylko ja lubiłam wychodzić w deszczową pogodę na dwór. Siedziałam tam rozmawiając sama ze sobą, co chwilę zwracając się także do drzewa i w końcu straciłam poczucie czasu. Nie czułam nawet, że jestem całkowicie przemoknięta. Z zamyślenia wyrwał mnie czyjś głos, który usłyszałam dopiero po powtórzeniu zdania. Super, Nathan mnie znalazł. Po prostu zajebiście.
-Co ty tu robisz? Ile razy mam ci powtarzać, żebyś w taką pogodę nie wychodziła na zewnątrz? Makijaż ci się rozmazał. Co teraz pomyślą sobie dziewczyny? Wiesz dobrze, że nie znoszą czegoś takiego- naskoczył na mnie z wyrzutami.
-Nie obchodzi mnie to. Mam głęboko w dupie ich zdanie- powiedziałam.
-Proszę, idź się ogarnij- odezwał się.
Nic mu nie odpowiedziałam i skierowałam się w stronę zamku. Poczułam nagle jego dłoń dotykającej moją. Powoli się do mnie zbliżał. Nie chciałam tego, ale czy ja mam w ogóle jakiś wybór? Moje zdanie się tu wcale nie liczy. Taka jest prawda. Gdyby się liczyło siedziałabym teraz wtulając się w Syriusza i rozmawiając z naszą paczką. Nathan zbliżał się do mnie niezmiernie szybko. Staliśmy twarzą w twarz. Dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów. Stałam tak chwilę w bezruchu z nadzieją, że sobie odpuści. To były tylko marne nadzieje. Gryfon zaczął mnie zachłannie całować. Wręcz czułam w tym geście agresję. Odeszłam od niego w momencie, kiedy zabrakło mi powietrza. Dopiero teraz poczułam jak boli mnie dolna warga. Przełożyłam do niej palce i zobaczyłam krew. Super, ten debil jeszcze mnie ugryzł. Jakby nie miał do tego jedzenia.
-Z nim na pewno nie było ci tak dobrze jak ze mną- powiedział z lekką kpiną.
No i wszystko wróciło. Znowu. Przypomniałam sobie jak to na miejscu Nathana był kiedyś Syriusz. Nasz pierwszy pocałunek jak wracałam wypita z baru. Jak pomagał mi po stracie rodziców. Nasze pierwsze spotkanie na peronie i to, że uważałam go wtedy za strasznego egoiste. To jak mnie wkurzał w pociągu. Nasze wszystkie wspólne wybryki. Pierwszą randkę. Pierwszy pocałunek. Nasz pierwszy raz. Nasze zazdrości. Wzajemne wyciąganie z tarapatów. Dokuczanie Severusowi. Wow, nigdy nie sądziłam, że ten Ślizgon sprawi mi tyle szczęścia. Jednak takim najlepszym wspomnieniem, które tak świetnie zapamiętałam był nasz sierpniowy spacer po parku w Londynie. Nagle z nieba zaczął padać deszcz, który stawał się coraz obfitszy. Przyglądaliśmy się ludzią, którzy uciekali pośpiesznie do domów, szukali schronienia. Wtedy właśnie wyrył nasze inicjały na jednym z drzew i powiedział, że dopóki one tu będą zawsze będzie mnie kochać. Wtedy to tak samo jak dziś całowałam się w deszczu. Tyle, że z Blackiem było inaczej. On to robił z uczuciem i nie pomiatał mną jak jakąś rzeczą. Mogłam przy nim być sobą i robić to, czego nie odważyłabym się zrobić przed nikim innym, np. wygłupiać się tak bardzo, że wszyscy uważaliby mnie za stukniętą wariatkę i idiotkę. Teraz nawet nie mogłam wyrazić własnego zdania na jakiś temat.
-Tęsknię za nim- powiedziałam do siebie, zapominając zupełnie o obecności Nathana.
-Co proszę?- zapytał zdezorientowany.
-Co?
-Co powiedziałaś?- zapytał ponownie.
-Za głośno myślę- wyszeptałam do siebie, jednak on chyba wszystko słyszy.- Nic ważnego- powiedziałam już głośniej.
-Tęsknisz za nim i to o tym mówiłaś. Jesteś teraz w związku ze mną i to ja mam cię teraz obchodzić, a nie ten pieprzony debil- powiedział, a ja przyłożyłabym mu, gdyby nie to, że się go bałam.
Wzięłam zamach, ale on był szybszy i zrobił to pierwszy. Obalił na ziemię zaczął bić mnie wszędzie oprócz po twarzy. To nie był pierwszy raz, ale zazwyczaj robił to dlatego, że go nie słuchałam. Zazwyczaj nie bolało aż tak mocno i nie był tak agresywny. Odsunął się ode mnie, a ja leżałam na ziemi cała zaryczana i skulona w kłębek. W co ja się wpakowałam? Zaczął mnie przepraszać, ale już go nie słuchałam. Wstałam z resztkami sił i uciekłam pod Bijącą Wierzbę. Wiedziałam, że nie odważy się tam podejść.
Wróciłam do Hogwartu pół godziny potem. Wszyscy wlepiali swój wzrok właśnie we mnie. Czułam się strasznie niekomfortowo. Weszłam do Wieży Grycindoru, przeszłam przez salon i udałam się do dormitorium. Zamknęłam za sobą drzwi i opadłam na ziemię i schowałam twarz w dłoniach. Miałam nadzieję, że nikogo nie ma, ale jak zwykle się myliłam. Na łóżku siedział Black, czytający jedną ze swoich ulubionych książek. Wzięłam swój ręcznik i ubranie do spania. Szłam do wyjścia, ale jednak coś mnie na chwilę powstrzymało.
-Co, księżniczka się zmoczyła?- zadrwił głos za mną.
-Byłam na zewnątrz i chyba wiesz, że nie lubię jak ktoś tak do mnie mówi- odpowiedziałam odwracając się.
-Pamiętam. To, że już nie rozmawiamy nie znaczy, że o tym zapomniałem- powiedział podnosząc się z łóżka.- Wiem, że za mną tęsknisz. Widzę jak na mnie ukradkiem patrzysz przy stole na śniadaniu, obiedzie czy kolacji.- usłyszałam, a on zbliżył się i przyparł mnie do drzwi.- Nie ma dnia, żebym o tobie nie myślał skarbie. Ja też cię kocham.
Nasze usta złączyły się po raz pierwszy od dłuższego czasu. Z początku całował mnie delikatnie, ale gdy oddałam pocałunek zaczął nabierać szybkości. Poczułam jego rękę pod moją koszulką, a gdy ją zdjął odsunęłam się nagle.
-Ja nie mogę tak dłużej... Przepraszam- powiedziałam odchodząc na bok w poszukiwaniu mojej mokrej bluzki.
-Co to jest?- usłyszałam.- Skąd te siniaki?
Kurwa, dlaczego moje ciało jest takie delikatne na wszelkie uderzenia?
-To nic takiego- powiedziałam zakładając na siebie odzież.
-On ci to zrobił?- zapytał poirytowany.
-Przestań, proszę- powiedziałam bez sił.
-Porozmawiam z nim- nie odpuszczał.
-Daj sobie spokój- powiedziałam opuszczając pokój.
Wzięłam prysznic i przebrałam się w suche ubrania. Gdy wróciłam do dormitorium nikogo nie było. Oparłam się plecami o poduszki na swoim łóżku i zaczęłam o wszystkim rozmyślać. Nie dam tak dłużej rady.
Pov. Syriusz
Nie pozwolę na to, żeby ona marnowała się z tym gościem. Najpierw jednak muszę coś jeszcze załatwić.
-Victoria, musimy pogadać- zacząłem rozmowę.
-O co chodzi?- spytała.
-Przepraszam cię, ale nie mogę już dłużej z tobą być...- odparłem, lecz nie dokonczyłem swojej wypowiedzi.
-Wiem Syriusz. Wiem, że dalej ją kochasz i, że ona się dla ciebie liczy, a nie ja. Zauważyłam to. Po za tym, ja też nie do końca zapomniałam o pewnej osobie. Walcz o nią, bo widać jak ci zależy- powiedziała, a ja stałem jak wryty.
-Aż tak bardzo jest to widoczne?- zapytałem z ciekawości.
-Wiesz, kilka razy zwróciłeś się do mnie Paula- powiedziała i uśmiechnęła się pod nosem.
-To musiało być dziwne...
-I krępujące- dokończyła.-A teraz idź i walcz o nią, jak ci mówiłam wcześniej.
-Dzięki. Jesteś super byłą dziewczyną- powiedziałem ze śmiechem.- Jeszcze jedno. Nie wiesz gdzie jest ten cały Scott?
-Nathan Scott? Chyba wyszedł do toalety. Siedział tu obok z jakimiś dziewczynami.
Debil. Nie zastanawiając się dłużej poszedłem do najbliższej łazienki. Wchodząc, zobaczyłem go przy zlewie,mającego ręce. Świetnie. Nie zauważy nawet, kiedy się do niego zbliżę. Usłyszał mnie dopiero kiedy byłem zaledwie trzy kroki od niego. Nie zawahałem się ani chwili i szybkim krokiem podszedłem bliżej, a następnie uderzyłem go z pięści prosto w twarz. Nathan osunął się na podłogę i pozbył się z buzi krwi. Chyba uszkodziłem mu szczękę.
-Jeszcze raz spróbujesz ją uderzyć śmieciu, a cię zniszczę rozumiesz?- powiedziałem rozwścieczony.
Ruszyłem do wyjścia, ale Scott nie dał tak szybko za wygraną. Usłyszałem jego kroki tuż za mną, lecz ledwo zdążyłem się obrócić, leżałem na ziemi, a na moim brzuchu wiedział ten idiota, okładając mnie pięściami. Chwilę potem było na odwrót.
Gdy sądziłem, że już mu starczy, podniosłem się, spojrzałem na niego z obrzydzeniem i wyszedłem. Dopiero później zauważyłem, że z nosa i wargi cieknie mi krew. Przyłożyłem materiał mojego rękawa do twarzy i wszedłem do dormitorium. Odsunąłem swoją rękę. Krew na szczęście przestała lecieć, ale całe przedramię mojej koszuli było czerwone. Zdjąłem ją i założyłem czystą. Dopiero potem zauważyłem, że na łóżku leży wpół przytomna Paula.
-Obudziłem cię?- spytałem.
-Nie. Musiałam się na chwilę zdrzemnąć, ale nie mogę zasnąć- powiedziała obojętnie.
-Musisz odpocząć. To był ciężki dzień- odpowiedziałem siadając na krawędzi jej łóżka. Zgarnąłem z jej czoła opadające włosy, tak żebym mógł zobaczyć jej twarz.- Źle wyglądasz. Na pewno dobrze się czujesz?
-Po prostu nie mam siły, jestem strasznie zmęczona i chce mi się spać.
-Wyglądasz jakbyś była chora. Idziemy do skrzydła szpitalnego- powiedziałem z troską.
-Nigdzie nie idę. Zostaję tutaj- upierała się.
-No już, wstawaj- powiedziałem podnosząc się i łapiąc ją za nadgarstek, żeby pomóc jej wstać.- Coś ty do jasnej cholery zrobiła?!
-Nic takiego.
-Nie będę prosił cię po raz kolejny, żebyś wstała.
-Nareszcie odpuściłeś.
Podniosłem ją i na rękach wyniosłem z pokoju. Idąc rozmawiałem z nią ciągle, żeby ją czymś zająć i żeby zaraz nie odleciała.
-Wiesz, że jeśli umrzesz to najpierw za to zabiję ciebie, a potem siebie?
-Śmieszny jesteś. Jak zawsze.
-W dupie mam, że i tak byś była już nie żyła, ale za to byłbyś martwa podwójnie.
-A ty byś do mnie chciał dołączyć? Przestań tak mówić.
-Ale ja mówię prawdę i raczej powinnaś o tym wiedzieć.
-Syriusz, chcę żebyś wiedział to w razie gdyby coś mi się stało. Ja cię kocham. Kocham, kochałam i będę cię kochać- powiedziała szeptem, a ja widziałem, że ledwo się trzyma na ostatnich siłach.
-Wiem skarbie. Wiem. Ja też cię kocham, ale proszę, żebyś teraz się oszczędzała.
-Dziękuję i kocham cię- wymruczała tak, że ledwo ją usłyszałem.
Panicznie się boję, że stąd odejdzie. Nie mogę jej na to pozwolić właśnie teraz, kiedy ją odzyskałem. Wbiegłem z nią do skrzydła szpitalnego.
Straciła przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top