3.


3
★-~---------------------------------------------------~-★


Szli, ramię w ramię przez jeden z głównych szlaków w królestwie, a ich nogi ciągną w stronę pobliskiej farmy psów. Docierając na miejsce Zege wraz z Zwierzakiem oparli się o kamienną ścianę budynku, a reszta obraca się wokoło i poszukuje mieszkańców budynku. Zza drzwi wyłoniły się różowo-czarne długie dredy, gdy Amadi szedł w ich stronę chcąc dowiedzieć się, w jakieś sprawie tu przybyli.

- Dzień dobry papieżu Amadi. Chciałbym zapytać pana, czy to legalny biznes, i czy płaci pan zalecane wam podatki na rzecz naszego królestwa. Proszę odpowiadać szczerze. - Głos Lorda Multiego rozszedł się sucho w toń ciemnej nocy. Miecz który tak sztywno trzymał w swojej prawej ręce, powędrował z powrotem do jego pochwy, która była przypięta do jego pasa na zbroi.

- Gdzie jest twój szef Amadi... - Matiskater uniósł swój wzrok podchodząc do niego i ustał prosto koło papieża.

- Będę rozmawiał w tej sprawie z królem. - Papież uniósł lekko swoje ręce do góry. - Słuchaj wieśniaku, króla nie ma bo wyjechał, ale za to jest Lord, więc proszę się do mnie odzywać, tak jak powinieneś odzywać się do naszego króla. Znaj swoje miejsce wieśniaku... - Multi popatrzył na niego zimno, jego wzrok przeszył go na wylot wywierając lekkie drgawki stresu na Amadim, po czym skinął głową w stronę Matiego.

- Zawołaj swojego wspólnika. - I gdy ostatni wyraz wypłynął z ust, papież złapał za klamkę drewnianego budynku, otworzył drzwi i wpuścił ich do środka. W środku siedziała pewna osoba, która trzymała na rękach jednego, z psów które sprzedawali. 

- Zapewniam cię lordzie, że król o wszystkim wie. - Popatrzył się na nich, i ruszył w kierunku drzwi chcąc ich wyprosić.

- Mam jednak prawo sądzić, że kłamie mi pan w żywe oczy panie Kaopej. Król wysłał nas ku chwale królestwa byśmy pobrali podatek. Chyba nie kwestionuje pan prawdomówności króla? - Lord skrzyżował swoje ręce okute w kolczugowej zbroi, i uniósł jedną brew.

- Nie dam wam nic... - 

o

O

o

- Czy mogę prosić pana na chwilową pogadankę panie Zaho? - Multi podszedł do niego, a ten machnął ręką zapraszając ich do środka budynku i zatrzasnął drzwi. - Pewien chłop w tym królestwie, Kaopej, podważył wolę króla i zlekceważył nas, hańba mu.- Usiadł wygodniej na fotelu który wskazał mu zastępca króla, i podparł ręką swoją brodę. -Prawdopodobnie, współpracownik chłopa Kaopeja jest wiedźmą. Spytasz skąd wiem? Kilka razy, gdy przechodziłem przez królewskie wrota, był widziany z dziwnymi artefaktami. - 

- Dziękuje że lord poinformował mnie o tym. Udajcie się do króla, a on podpisze dekret o skazaniu tej dwójki na szubienicę. -

.

.

.


-Ja niżej podpisany Lord Multi, zgodnie z rozporządzeniem o pobieraniu podatków osobiście przez króla CTSG -


-Królu. Razem z moją gildią robimy to wszystko dla wzbogacenia się króla. - Multi położył rękę na skórzanym fotelu przed sobą i spogląda na króla. W głębi duszy czuje, że król może być podejrzliwy co do jego planu zbierania podatków.

- Dobrze, rozumiem cię Lordzie, ale czy nie sądzi lord że robi to pan na swoją korzyść? Nastały ciężkie czasy, a pieniędzy ubywa. - Spojrzał na niego i tylko uniósł brew bacznie wysłuchując co ma mu do powiedzenia. - Królu, wiem że postąpiliśmy źle, próbowaliśmy zbierać podatki dla ciebie od mieszkańców ukradkiem, aby ci to wszystko złożyć. Co do denara. - Łukaszek położył rękę na swojej zbroi, tam gdzie było serce i ukłonił się. 

- Dobrze, rozumiem wasze pomysły ale nie mogę przymknąć na to oka. Ugodzę was lekką karą, akurat potrzebuję pomocy w pracy nad wykopami lochów królewskich, więc każda sprawna para dłoni dobrze się przyda. A co do naszych mieszkańców. Zaraz dotrze do nas zastępca Zaha, i wypisze dekret dla ciebie lordzie, upoważniający do rozpoczęcia śledztwa w sprawie przez ciebie mi przekazanej.- 


- Ja, wicekról Zaha udzielam autoryzacji Lordowi Multiemu, do przeprowadzenia dochodzenia w sprawie Amadiego, oraz jego nieznanych artefaktów. Ma zostać dostarczony przed oblicze króla na dalsze wyjaśnienie sytuacji. -


o

O

o

- Lordzie! Niech lord zaczeka. - Lord Suchar podbiegł do niego i złapał się pobliskiego drzewa, bo zabrakło mu tchu. - Gildia Hopaków porwała mojego pobratymca, Miszela, i muszę z nimi wynegocjować jego wolność. Niestety nasza gildia nie jest wystarczająca do stawienia oporu, gdy doszło by do rękoczynów, dlatego proszę. Czy Gildia Yfl dałaby radę pójść z nami i stawić czoła Hopakom? - Multi zdjął z swojej głowy swój kolczugowy hełm, i wyciągnął do jego ręke. 

- A więc... O której się spotykamy.- 

o

O

o

Gdy przemierzali właśnie w sporej grupie przez sam środek pustyni, ciepły piasek chrząścił pod ich stopami. Gdy tylko podeszli pod jedną, z większych górek, kucnęli nisko i wypatrywali nadchodzącej gildii Hopaków. Luki rozejrzał się po otoczeniu i jego oczy napotkały te Ewrona. Przeszedł go zimny dreszcz, ale nie dał tego po sobie poznać.

- Widzę ich Lordzie Multi. - Szepnął do niego, a ten zmarszczył brwi. Tamten tylko przejechał swoją ręką po czole i szepnął do reszty żeby przyszykowali się do nagłego ataku. 

- Czas stawić im opór.- Multi podsumował, podniósł się i zasięgnął po miecz do swojej pochwy. Reszta też podniosła sie z piasku i ruszyli przed siebie z wyciągniętymi mieczami i napiętymi łukami.

Ostatnie na co zwrócił uwagę było ostrze zatopione w ramieniu wroga. 


- Jeśli będziemy przejmować port, przyjdziecie wspólnie ze swoją gildią przyjdziecie i pomożecie nam. My bierzemy nagrodę. Jesteśmy zmówieni. Do zobaczenia. - 


o

O

o


Multi wraz z TV przywlekli mocno do ściany. Ich wzrok powędrował do okna, gdy usłyszeli bardzo znajome głosy. Jego głowa odziana czarno-białymi dredami przywarła mocno do drewnianej ściany budynku. Obydwoje spojrzeli na siebie zdziwieni.

- Możesz mi zaufać Natan. Przecież na każdym z naszych starć gildyjnych daje ci furtkę wolności czyż nie?-  Ewron uśmiechnął się i popatrzył na Natana z wyższością. Przejechał ręką po swoim ostrym jak brzytwa mieczu.

- Proszę cię. Lordzie. Tak jak już wspominałem odegrajcie jedną malutką scenkę. Wystarczy jak lord z innymi raz będą udawać na polu bitwy, że boicie się Yfl. Wystarczy że zaczniecie krzyczeć Nie! Zostawcie nas wielkie Yfl! Nie chcemy kłopotu! , a zrobię cokolwiek jeśli dotrzymasz obietnicy i to zrobicie. 

- Natan... kiedy ostatni raz walczyliśmy razem, to ty zadałeś ten jeden cios który tak bardzo zabolał... Po co miałbym to robić. Natanie. To jest ten przyjaciel którego uwolniłem z lochów? Razem w sojuszu z Huncwotami? Jeśli będziemy sami na outpoście, to zawsze można się dogadać. Choć jeśli jeszcze jeden raz zobaczę Yfl i Huncwotów razem z tobą na czele, nie będę postrzegał cię już jako przyjaciela. - 

- Ależ Ewronie. Muszę jednak wykonywać godnie rozkazy mojego Lorda, musisz to zrozumieć. Proszę, zlituj się i zrób to o co cię poprosiłem.- Natan przetarł ręką po swoich włosach i patrzy na niego błagalnie. Jego noga stuka w podłogę równym rytmem oczekując odpowiedzi. 

- Wiesz, że z twoich ust wychodzi to tak, jakby twoja gildia była słaba Natan.- Ewron zmarszczył brwi i spojrzał na niego. Natan jest lojalny. Bardzo lojalny i oddany, tak bardzo, że zrobi wszystko dla swojej gildii i Lorda. Więc ciekawe ile będzie zdołał wykonać, zanim będzie za późno. Ewron poprawił swój hełm i złapał za rękojeść swojego żelaznego ostrza. - Więc, widzimy się niebawem... Natan. - 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top