1.


                                              1

★-~---------------------------------------------------~-★

A więc zasiedli...

Sześć pobratymców wraz z lordem obkrążyli ognisko ogrzewając się w swoich skórzanych ubraniach.  Pogoda była pochmurna, zimny wiatr targał włosami i oziębiał wszystko dookoła. Multi naciągnął swój skórzany chełm mocniej na głowę, muszą odnaleźć schronienie, a niedostatek jedzenia nie sprzyjał im w tych trudnych dla wszystkich czasach. Popatrzył w ogień. Jego ciepło przyciągało go mocniej i mocniej, jakby przyciągając go i szepcząc w jego głowie Nie chciałbyś z tym skończyć?

- Multi co teraz z nami będzie? - Zege zapytał wyrywając go z transu i oparł się o pobliskie drzewo. Wszyscy jak na rozkaz popatrzyli w jego stronę oczekując odpowiedzi. Atmosfera była gęsta i gdyby Multi tylko mógł - dałby radę pociąć ją mieczem wzdłóż i w szerz.

- Musimy znaleźć schronienie - Lord wstał i przeciągnął się. Poprawił swoje dredy, które opadły na jego bladą, lecz rozjaśnioną od blasku ognia twarz i popatrzył na Zege - Wszycy zbieramy się. Pójdziemy w stronę lasu brzozowego, a tam spróbujemy się osiedlić. Dostałem również zlecenie od samego króla. Musimy dostarczyć surówce, potrzebne na skup w domu handlowym.

Wszyscy na jego rozkaz potakneli głową, zebrali swoje narzędzia i ruszyli posłusznie za lordem.

o
O
o

twoja zbroja jest gotowa do odbioru w mieście
-Kowal -
.

.

.

- To będzie jeden srebrnik Lordzie - Graf popatrzył na Multiego i potarł ręką o nową lśniącą zbroję kolczugową, wykutą z czystego żelaza.

Multi lekko uniósł swoją brew, sięgnął do kieszeni po srebrnika i podał go kowalowi. Tamten tylko się uśmiechnął, i przysunął stojak ze zbroją w stronę Lorda i schował pieniądz do schowka.

- Dziękuję kowalu. Gdyby była w przyszłości jakaś warta oferta, wiedz że będę zainteresowany i z chęcią przyjmę to co zaproponujesz - Multi wypowiedział ubierając na siebie zbroję. Chełm pasował idealnie. Odłożył miecz do pochwy przybitej do nogawic i złapał za drewnianą klamkę drzwi.

- Do widzenia Lordzie - Graf pożegnął się i wrócił do wytapiania zbroi i narzędzi. Kowal usiadł na krześle obitym skórą i zasięgnął po księgę z informacjami o wszelakich minerałach. W jego domu było dużo ksiąg o różnych surowcach, kamieniach szlachetnych i geografii oraz mitologii, które kochał czytać wieczorami, przy ciepłym ogniu.

Multi tylko ukłonił się lekko i wyszedł, zamykając drzwi za sobą. Udał się w stronę miejskiego rynku, szukając swoich pobratymców. Po drodze minął Ewrona - jednego z lordów wrogich mu gildii. Puścił mu wrogie spojrzenie, a ten bez chwili zawachania odwdzięczył mu się równie zimnym spojrzeniem, które przeszywało go wręcz na wylot, gdy szedł deptakiem po między wysokimi budynkami.

Gdy dotarł do rynku zastał tam Ctsg który dowodził królestwem. Król rozdawał srebrniaki podwładnym, za pomoc mieszkańcom w kopalniach i rolnictwie.

o

O
o

Nexe splunął krwią dostając w szczękę od remsuy w trakcie szarpaniny. Oczywiście mu oddał, bo co innego mógł zrobić niż zawalczyć o pieniądze. Ludzie ciągle przepychają się w kolejce do króla po odbiór srebrniaków, a co za tym idzie prowadzi to do dosyć mocnej bójki.

- Kurwo oddawaj mojego srebrniaka! - Mati krzyknął na Lucciego który zaczął wykradać innym monety. Wypchał go z kolejki i przywalił mu w twarz, wyciagając swój dorobek z jego kieszeni.


Lord Multi dostał od króla osiem srebrniaków, którymi musiał zadbać o dostatek pożywienia dla jego ludzi. Gdy król poszedł do swojego zamku, pośród zebranych atmosfera też się rozeszła. Nexe poszedł ze swoim łupem w stronę jego brata - Bladiego - a Multi zabierając wszystkie srebrniaki które miał, razem z innymi zaczęli zmierzać w stronę osady.

- Lordzie myślę że mam ci do pokazania coś, co ci się spodoba. - Zza jego pleców odrazu wyłonił się remsua, idąc koło niego a resztę zostawiając lekko w tyle. Zaprowadził ich pod miejskie mury. W murze była zrobiona wielka dziura przypominająca wysadzenie dynamitem.

- O proszę bardzo. Remek, ty to sie jednak do czegoś w życiu przydajesz. - Multi poklepał go po ramieniu i razem z resztą obmawiali ważne plany dotyczące rozrostu ich gildii.

Uwagę Multiego przykuły ciche szepty dochodzące zza jednego z pobliskich budynków. Dwójka neutralnie nastawionych do każdej z gildii mieszkańców - Kubson i Anterias - podsłuchiwali i dowiedzieli sie o dziurze w murze.

- Wy dwaj, wychodzić z ukrycia. - Multi wypowiedział szorstko a remsua, Lucci, TV, Mati i Natan wyciągneli miecze na znak, że jeśli Multiemu coś się stanie, to nie ręczą za siebie.

- Jeśli kiedykolwiek, wyjdzie jakakolwiek informacja o dziurze w murze to wiecie co sie może stać... - Multi powiedział przytrzymując Anteriasa za kawałek koszuli i odepchnął go od siebie. Ten tylko podniósł ręce na znak pokoju i pokiwał szybko głową, wiedząc żeby z nimi nie zadzierać.

- Jeśli takie coś będzie miało miejsce, to oficjalnie witamy was na liście naszych wrogów. To tyle, spieprzajcie z tąd. - Lord gildii Yfl podsumował, a Anterias wraz z Kubsonem w pośpiechu udali się do miasta.

o
O
o

Natan, spotkajmy się w barze.
- Lord Ewron -
.

.

.

- Witam cię Natan - Ewron wypowiedział cicho, poprawiając się na wygodnym skórzanym fotelu na drugim piętrze baru. - Dostałem od Kuboxa, mojego towarzysza coś, co prawdopodobnie należało do ciebie... Usiądź Natan. Porozmawiajmy. - popatrzył na niego i pokierował go głową w stronę drugiego fotelu naprzeciw niego.

Ten tylko skinął głową na znak zrozumienia i uczynił to, o co Ewron poprosił.

- A więc... Wczoraj, tak jak już wcześniej wspomniałem dostałem pewny artefakt od mojego pobratymca. W głębinach kopalnii pośród górników chodzą plotki, że masz coś z tym wspólnego... - Lord położył swoje ręce na blacie stołu i pogładził czerwoną, bawełnianą tkaninę obrusu. - Janina też się o tym dowiedział Natan, i przestrzegam cię, że zrobi on wszystko, by odnaleźć tego kto pierwszy trzymał artefakt w swojej dłoni i skarze go do zimnych, brudnych lochów. - Jego puste oczy wylądowały na tych ciemno-brązowych, gdy wypowiadał te słowa.

Natan potaknął głową.

- Znalazłem ten artefakt przebywając długą drogę w stronę wśi nieumarłych. Gdy tylko zobaczyłem to cudo, artefakt który mienił się na piękne niebiesko-fioletowe barwy, nie mogłem go tak poprostu zostawić Lordzie. Artefakt ma bardzo uzależniające rażenie. Jakbym zakochał się w nim od razu, od pierwszego wejrzenia. - Natan przetarł ręką swoje czoło i kontynuował. - Kiedy doszło do starcia między moją gildią, a gildią Hopaków, artefakt podczas bitwy został mi brutalnie odebrany. Potem była ciemność. Obudziłem się  na środku placu głównego, w samym centrum miasta. Bez artefaktu i żadnych srebrniaków. Ale zaprzysiągłem sobie, że odbiorę za wszelką cenę, to co było moje.

- Powiem ci tak. Gdy byliśmy w trakcie zwiedzania wieży, zaatakowali nas Huncwoci. Razem z Lawkiem- moim wiernym kompanem, schodziliśmy z krętych schodów budynku, przy wyjściu na drodze staneła nam pewna kobieta. W geście swojej obrony drasneła mnie swoim oszczepem, oddaliśmy jej pięcioma mocnymi dźgnięciami w sam środek jej klatki piersiowej- jeden w sam środek serca. Umarła na miejscu, nikt jej nie pomógł. - Ewron oparł głowę o ręce i skończył opowiadać. Śmierć wroga bądź nawet pobratymca nie jest nikomu obca.

- Dobrze wiedzieć, że lord jest uzbrojony w bardzo mocną gildię. Nie będę z wami zadzierać. Lecz jeśli odnalazłbyś artefakt, który należy do mnie, racz mnie poinformować proszę. Jestem w stanie zdradzić własnych braci, byleby go odzyskać. -

o
O
o

Przemierzając właśnie część pasm górskich, gildia Yfl napotkała wielki, niezany nikomu obiekt. Gdy weszli do środka, napotkała ich jedynie wieczna cisza. Jedynie stukot ich zbroi roznosił się echem po wysokich, nierównomiernych ścianach budowli.

- Koloseum...- Lord gildii powiedział w głowie sam do siebie, odpalił pochodnię i zaczął rozglądać się wewnątrz.

- Echoooo~ Jest tu ktoś? - krzyknął Zwierzak stojąc na środku areny, i rozglądając się na boki. Popatrzył w niebo, na którym widniał wielki wóz. Poszukał na nim dwóch mieniących się srebrzystym kolorem gwiazd i które tworzą prawą stronę kielicha i podążył prostą linią na północ. Tam napotkał gwiazdę polarną, która jest rączką małego wozu. Od jego zamyślenia wyrwał go głos Lorda.

- Myślę że tu nic nie ma. Zbierajmy się póki słońce nie zachodzi. - Multi kiwnął ręką do pozostałych i ruszył w stronę wyjścia z koloseum. Po godzinnej wędrówce na horyzoncie zawidniał dym ciągnący się dalego w niebo. Daleko w miejscu dymu zawidniał obóz założony przez tutejszych bandytów którzy nie odpuszczą tak łatwo tym, co postawili stopę w ich osadzie.

Gdy gildia Yfl podeszła dość blisko, tak oby rozejrzeć się głębiej, zauważyli skrzynię. Jeśli były to łupy bandytów, to warto byłoby zaryzykować by się wzbogacić. Tak pomyśleli. I tak zrobili.

Multi wystrzelił kilka strzał ze swojego kołczanu i wraz z tym rozpoczeła się bitwa. Zanim się zorientował jego bracia napierali na bandytów i dzielnie odbierali każdy z ich ataków, chociaż było też kilka zachwiań. Odwrócił się i został ugodzony nożem w swoim przedramieniu na co syknął boleśnie. Szybkim ruchem znokautował bandytkę która mu to zrobiła i pobiegł w kierunku Zege i Tv którzy zostali dociskani przez czterech bandytów. Udało mu się zabić jednego z nich, wbijając swój żelazny miecz w sam środek serca ofiary.

- Zege uważaj! - Chłopak popatrzył się tylko na Lorda z zapytaniem i został udeżony tępą stroną maczety w głowę. Upadł on na brudną ziemię półprzytomny, i z pomocą Tv zdołali uciec za pobliskie drzewa w kierunku osady.

Reszta radziła sobie dosyć dobrze, Lucci sprawnym, szybkim ruchem wyciagnął trzydzieści srebrników i list ze skrzyni po czym również zaczął uciekać w stronę ich osady. Multi uniósł swój zakrwawiony miecz sprawną ręką ku niebu i zagwizdał na znak odwrotu. Wszyscy zaczeli biec do wyjścia z obozu zostawiając rozgromionycj bandytów.

Gdy dobiegli na miejsce Tv właśnie kończył bandażowanie głowy Zege, zawiązując supeł z tyłu głowy poszkodowanego. Zege nałożył swój chełm ostrożnie na głowę i wstał na znak że dalej jest sprawny do bitew. Po krótkim odpoczynku Yfl udało się do swojego małego miasta, gildii która jednoczyła ich wszystkich.

Zachodziło już słonce. Multi opadł zmęczony na swój skórzany fotel i patrzy się bezwładnie na ogień w kominku. Jego oczy zaczeły się zamykać, i sam udał się w głęboki sen.

o
O
o

- Mam nadzieję że kiedyś, pewnego pięknego dnia, wy. Moi bracia, moi wierni Assasyni. Pewnego dnia staniemy się tacy silni, żeby zdominować ten świat. Napaść i przejąć władzę nad miastem i być niepokonanymi. - Ewron zakończył swój monolog, a jego pobratymcy stojący razem z nim w kręgu, wiwatują i krzyczą głośno na cześć swojego lorda.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top