Rozdział 8

(od au:. taki straszny dupek mi wyszedł z tego Louis'a)

-kurwa! -praktycznie przykleiłem się do maski rozdzielczej, jak tylko usiadłem na przednim siedzeniu pasażera w aucie Zayn'a. -co jest do chuja?! -siedzenie było tak mokre jakby ktoś wylał na nie wiadro wody. Już sobie wyobrażam jak mokre muszą być moje spodnie.

-co się stało, Lou? -Zayn spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

-to siedzenie jest w chuj mokre! Co ty na nim robiłeś? -przecisnąłem się między siedzeniami i usiadłem na tylnej kanapie.

-padało...

-jechałeś z otwartymi drzwiami?!

Zobaczyłem jak mój przyjaciel przewraca oczami. Chciałem jeszcze coś od siebie dodać, ale ten palant pogłośnił muzykę. Całe życie z idiotami! Miał szczęście, że mam zapasowe ubrania w swoim aucie. Cholera, jak ja bym wyglądał z mokrym tyłkiem?!

Na wyścigu nie będzie pięciu osób, tylko z setka. Nawet nie chcę wiedzieć jaki by mieli ubaw, gdyby zobaczyli mnie z mokrymi spodniami. Wyglądałem jakbym popuścił. Tak ludziska Louis Tomlinson wygląda jakby przed chwilą zlał się w spodnie!

Położyłem się na kanapie i zamknąłem oczy. Nie patrzałem na to jak Zee prowadzi, ufałem mu. Miałem pewność, że nas nie zabije. Mój przyjaciel był dobrym kierowcą i nie trzeba było się o to spierać. Jeździłem z nim tyle razy, że nawet jakby chciał skakać przez przepaść, machnąłbym tylko na to ręką.

Zayn zatrzymał się tuż przy hangarze a ja z ulgą wysiadłem z jego x6. Nie to, że miałem coś do auta Zee, ale kochałem swoje samochody i lubiłem sam prowadzić, a po za tym nie lubię być mokry.

Na placu stały już dwa zaparkowane auta. Świeciły się jak psu jajca. O tak, Ash dbał o wszystko.

BMW i8 wyglądało jakby dopiero co wyjechało z salonu. Prawda była jednak inna. To auto wygrało już dla mnie niejeden wyścigów. Kochałem moją m3, ale dziś musiałem ją zdradzić z innym autem.

Zayn oparł się o swojego nissana i szczerzył się jak głupi do sera. Ten człowiek niekiedy doprowadzał mnie do szału. Kiedyś chyba go zabiję.

-ciekawe jak tam moje auto? -zapytałem nagle przypominając sobie o mojej niuni. Co się stało, że całkowicie przez ostanie dni zapomniałem o swoim skarbie?! To tak jakbym oddał je w dobre ręce i nie martwił się niczym. Co jest ze mną nie tak?! Nie znałem tego chłopaka!

-doskonale. Żadnej ryski... chyba nawet nie jeżdżone -Zayn wzruszył ramionami. Bylem zdziwiony jego odpowiedzią i ciekawy skąd on to wie.

-skąd wiesz?

-widziałem... -jego szeroki uśmiech mógł mówić różne rzeczy, a teraz na pewno było coś na rzeczy.

-gdzie?

-podwoziłem Liam'a do domu -próbował powiedzieć to obojętnie, ale ja dobrze go znałem. Widziałem, że był przejęty. Wyglądało jakby nasz kochany Zee się zadłużył w chłopaku. To było coś nowego i dosyć dziwnego.

-i pewnie zesikał się ze strachu... -nie mogłem się powstrzymać, aby mu nie dogryźć.

-padało, tępaku -Zayn z obrażoną miną wsiadł do auta.

Z uśmiechem na twarzy przebrałem się i wsiadłem do swojego auta. Pora było wygrać kolejny wyścig. Dziś graliśmy o dużą kasę. Najgorsze było jednak to, że nikt z nas nie znał trasy. To mogło być trudne. Byłem strasznie ciekawy, kto będę mnie dziś nawigował. Didi była poza miastem, ale miała mi kogoś załatwić. Ogólnie liczyłem na Zee, ale on sam postanowił brać udział w wyścigu. Perry jego nawigatorka pewnie się ucieszy. Oczywiście wszyscy wiedzą jak skończy się wyścig w wykonaniu Zayn'a. Dojedzie ostatni na metę z godzinnym opóźnieniem. To był cały Zen.

Opuszczone lotnisko. Pas startowy zapełniony ludźmi. Zatrzymałem auto tuż przy otwartej bramie. Przyjrzałem się całemu zamieszaniu. Poczułem przyjemne dreszcze przechodzące przez moje ciało. Czy to nie było zabawne? Tylko wyścigi budziły moje serce. To tak jakby dzięki nim pompowało krew.

To było moje życie.

Ruszyłem z piskiem opon. Tłum obejrzał się w moją stronę. Tak patrzcie, wielki Pan Tomlinson przyjechał.

Zatrzymałem furę tuż obok Ken'a. Mężczyzna oparł się o bok mojego auta i zapukał w szybę. Otworzyłem ją

-mam dla ciebie nawigatora -wskazał przed siebie. Spojrzałem w tamto miejsce i miałem ochotę go zabić.

-nie pieprz, że mam jechać z tym irlandzkim krasnalem! -nie to, że nie lubiłem Niall'a, bo był dla mnie jak brat, ale on nie potrafił się skupić na jednej rzeczy i ciągle gadał.

-nie ma irlandzkich krasnali, dupku! -krzyk Niall'a rozszedł się głuchym echem. Wiele osób patrzało na nas z zainteresowaniem.

-cokolwiek, Ni... a teraz wsiadaj -otworzyłem drzwi chłopakowi -tylko spróbuj mi pieprzycie o żarciu... zabiję cię!

Jakie to uczucie przekroczyć linię mety jako pierwszy słuchając pieprzenia, Ni?! To jest nie do ogarnięcia. Chyba wlałbym już przegrać niż słuchać gadania Niall'a. Jednak jego taniec radości pobił wszystkich. Dobrze, że zapamiętałem trasę, bo z Ni jest chujowy nawigator. Yaser powinien go chyba wysłać na jakiś kurs doszkalający. Choć z drugiej strony, Ni był tym od ładnego wyglądu, Zayn od robienia za sztuczny tłum i od pokazywania jakiego to cudownego syna ma Yaser. Od brudnej roboty byłem ja.

-Lou... -jakaś blondyna złapała za mój nadgarstek. Chyba powinienem pamiętać jej imię, ale cóż... nie byłem z tych, którzy pamiętają takie rzeczy. Przygody na jedną noc nie potrzebowały zapamiętania. Wiele dziewczyn chciało się przespać z Louis'em Tomlinson'em, aby mogły się później chwalić koleżanką. Ja nie miałam nic przeciwko. Korzystałem jak mogłem.

Dałem się zaprowadzić dziewczynie na obrzeża imprezy. Przyparłem ją do do budynku. Uśmiech wyszedł na moją twarz, aby później nagle zniknął. Patrzała na mnie, a ja wyobraziłem sobie zielone oczy. Cholera!

Myślałem, że rzygnę. Ta dziewczyna nawet mnie nie pobudziła. Miałem ochotę trzymać ciało zielonookiego w ramionach, nie ją. Ze mną chyba coś jest nie hallo. Nic nie piłem, więc skąd we mnie takie parcie na tego chłopaka.

-na kolana -zaciskam zęby. Mój głos brzmi dość ostro.

-co?

-zamknij mordę i na kolana -powtórzyłem. Ta dziewczyna zaczyna mnie irytować. Chyba powinienem wrócić do domu i zwalić sobie pod prysznicem myśląc o Harry'm... on jakoś bardziej mnie pobudzał.

-nie traktuj mnie jak dziwkę! -uderzyła mnie w klatkę piersiową i odsunęła się.

-to nie ja ciągnąłem cię tu -wyciągnąłem paczkę papierosów z kieszeni. Odpaliłem fajkę i zaciągnąłem się dymem. Dziewczyna odkręciła się na piecie i odeszła.

Cholera... co się ze mną dzieje?!

Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie zielone oczy patrzące na mnie ze złością. Podnieciłem się na samo wspomnienie. Chciałem tego chłopaka. Pragnąłem go!

Telefon w mojej kieszeni oznajmił, że nadeszła nowa wiadomość.

TaKiej: Kod P. Macie 5 minut

Nie przejmując się niczym pobiegłem z powrotem na płytę lotniska. Szybko przeskanowałem otoczenie.

Zayn i Ni stali z Kenem i kilkoma znajomymi. Rzuciłem się w ich stronę.

Stanąłem przed nimi i mruknąłem.

-mamy psy na ogonie.

Nie muszę nic więcej mówić. Wszyscy od razu starują do aut. Pierwszy wyjeżdża Niall swoją corvette, po nim Ken z Kelly, ostatni jest Zayn. Pokazuje mi środkowego palca i go już nie ma.

Ludzie widząc, że zwijamy się w pośpiechu, zaczynają wsiadać do aut.

Idę do swojego i8. Wsiadam i przekręcam kluczyk w stacyjce. Jadę w całkiem inną stronę niż inni. Jak psy tu wpadną, pojadą za mną a nie za resztą. Mnie przynajmniej nie złapią.

Chyba jednak zdążyliśmy wyjechać na czas. Wycie syren jest ciche... bardzo odległe. Warto mieć wtyki w policji. Choć przy ostatnim wyścigu, gdy ukradłem auto Harry'ego, trochę te wtyki za szwankowały.

'frajer, Tomlinson... gdzie pojechał?'

Przewracam oczami i podnoszę 'gruszkę'. Naciskam przycisk.

'tam, gdzie chuj Malik nie dojdzie'

'macie oboje, niedojebanie mózgowe' -wtrącił Niall

'widzimy się pod hangarem, wujku TomTo'

Śmiech Zayn'a rozszedł się po moim aucie. Niall był irytujący, ale Zayn nieraz bił go na głowę.

Zjechałem z głównej ulicy i wjechałem w jakąś boczną. Nawet nie wiedziałem gdzie jestem, ale spoko. Zawsze dotrę do celu.

Pół godziny później stałem nad skarpą, gdzie powinny leżeć szczątki r8. Ludzie Malika uprzątnęli złom, który po nim został.

Czy to nie dziwne, że wystarczyły dwa spotkania, aby ten chłopak zawładnął moim umysłem?!

Stałem tu i ciągle myślałem o nim.

Miał piękne zielone oczy. Jego głos wywoływał we mnie dreszcze. Chciałem dowiedzieć się jakie w dotyku są jego włosy. Ten chłopak był idealny. Idealny dla mnie.

Chyba zacząłem się cieszyć, że ukradłem mu auto, a on ma moje. Będziemy mieć teraz wiele okazji aby się spotkać. Dopilnuję tego.

-zaraz ci mózg wyparuje -Zayn klepnął mnie w plecy. Odpowiedziałem mu śmiechem -mamy na jutro robotę. Ojciec chce abyśmy odebrali hondę... -przekrzywiłem głowę i spojrzałem na przyjaciela. -z jakiegoś zadupia... -wyciągnąłem fajkę i ją odpaliłem. Zaciągnąłem się mocno za nim mu odpowiedziałem.

-napisz do swojego strachliwego kochasia. Zapytaj o moje auto i o numer telefonu do Harry'ego. Potrzebujemy samochodu -wsadziłem fajkę do ust i ponownie spojrzałem na skarpę.

Pora się zabawić w podmiankę aut. Coś czuję, że trochę czasu minie za nim odkupię pięknemu auto.

W tym moja głowa, aby wszystko sprowadziło się do jednego...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top