Rozdział 7

Zayn

Spojrzałem dwa razy w lusterko, aby zobaczyć czy na pewno dobrze wyglądam.

Wygląd to pierwszy krok do przekonania tego chłopaka do siebie. Cholernie głupio to wszystko wyszło. Nie chciałem go przecież ani przestraszyć, ani rozpieprzysz auta jego przyjaciela.

Pierwszy raz Liam'a zobaczyłem, kiedy przyjechałem po Tom'a do jego kumpla. Liam stał wtedy w drzwiach i wykrzykiwał do mojego przygłupiego kuzyna, że jest 'popieprzony jak tona gwoździ'. Spodobał mi się od razu. Chciałem go mieć tylko dla siebie.

Thomas pokazał mi wtedy jego zdjęcie. Padłem dwa razy i nie mogłem się podnieść. Jego brązowe oczy tak słodko były roześmiane. Usta miał takie, że miałem ochotę się do nich przyssać.

Tydzień musiałem prosić kuzynka o numer do chłopaka. Byłem nieustępliwy, bo lubię mieć to co chcę. Tom bronił się tym, że Liam go zabije, ale ostatecznie ustąpił i tak pisałem z brązowookim dwa tygodnie. Strasznie trudno mi było go przekonać do spotkania. Najgorsze jednak było to, że nie powiedziałem mu całej prawdy o sobie. Nie dziwiłem się, że zareagował tak a nie inaczej. Szkoda, że nie dał nam szansy na zapoznania się. No i oczywiście pechowe r8 wszystko zaprzepaściło. Jakbym wiedział, że to auto należy do tego kolesia w lokach, który okazał się być przyjacielem Li, sam bym mu go oddał.

Przetarłem dłońmi twarz. Cholera... przyklejony wizerunek kobieciarza, bandyty, chuligana... wcale też nie pomagał.

Nagle drzwi budynku otworzyły się, a na dziedzińcu pojawił się tłum ludzi. Próbowałem wypatrzeć w nich Liam'a. Uprzednio dowiedziałem się o której kończy.

Tak bardzo skupiłem się na poszukiwaniu ciemnowłosego, że prawie dostałem zawału serca, gdy tuż obok mojego auta pojawił się Niall'a. Jego głupkowaty uśmiech, doprowadzał mnie niekiedy do bólu głowy. Otworzyłem okno i spojrzałem na niego wyczekująco

-przyjechałeś po mnie, braciszku? -dotknął lekko mojego ramienia, a ja przewróciłem tylko oczami. Za jakie grzechy ktoś obdarzył mnie takim bratem?!

-nie kurduplu, czekam na kogoś -przełożyłem dłoń przez okno i poczochrałem jego starannie ułożoną fryzurę.

-spierdalaj -uderzył mnie w rękę a ja się roześmiałem. Niall naprawdę miał fioła na punkcie swojego wyglądu. -podrzuć mnie do domu.

-zamów taksówkę, irlandzki krasnalu -wyszczerzyłem się w szerokim uśmiechu.

-będzie padać, dupku -wychyliłem głowę za okno i spojrzałem w niebo. Pogoda naprawdę zmieniała się jak w kalejdoskopie. Dopiero było słoneczko, a teraz mamy czarne chmury. -a po za tym nie ma irlandzkich krasnali, to są skrzaty, tępaku! -nikt się do mnie nigdy tak nie zwracał, tylko ten debil Ni.

Wyciągnąłem kasę ze schowka i wcisnąłem ją w dłoń brata. Chłopak się skrzywił i spojrzał na mnie podejrzanie.

-cokolwiek, Ni... teraz idź poszukać tęczy i garnka na jej końcu. -zbyłem go, bo akurat zobaczyłem jak Liam idzie szybko chodnikiem w stronę swojego mieszkania. Patrzał co chwilę w niebo. Nie lubię deszczu, ale mogłoby teraz lunąć.

Zamknąłem okno i ruszyłem. W lusterku zauważyłem, że Niall wystawia mi środkowego palca. Chyba czas trochę ukrócić mu jego bezczelność.

Jechałem chwilę za chłopakiem, kiedy tak po prostu nagle duże krople deszczu uderzyły o karoserię auta. Zaczęła się ostra ulewa. Liam stanął na środku chodnika i rozłożył ręce. Otworzyłem okno, aby krzyknąć do chłopaka, kiedy usłyszałem jego głos.

-ja pierdole! -chciało mi się śmiać.

-podwieźć? -zatrzymałem się tuż obok przeklinającego wniebogłosy Liam'a.

Spojrzenie którym mnie obdarzył było zimniejsze niż ten deszcz. Myślałem, że chłopak odmówi i pośle mnie do wszystkich diabłów, ale ... on wsiadł do auta i nie przejmując się tym, że jest cały mokry rozgościł się w fotelu.

-podrzuć mnie do domu -wymruczał. Nawet na mnie nie patrzał. Westchnąłem i przełączyłem klimę na ogrzewanie. Nie chciałem przecież, aby moja księżniczka przeziębiła się lub zmarzła.

Po tym jak uzyskałem adres, choć dobrze wiedziałem, gdzie mieszka, ruszyłem. Najbardziej denerwowało mnie to że chłopak nawet słówkiem się nie odezwał. Sam nawet nie wiedziałem jak zacząć rozmowę.

-nie jestem taki jak o mnie mówią -szepnąłem tak trochę głośniej -nikogo nie zabiłem, nie okradłem... może nie zarabiam w dość legalny sposób, ale nigdy nic nie ukradłem...

Liam wreszcie spojrzał na mnie. Miał dziwną minę. Może trochę zaciekawioną, a zarazem zdenerwowaną i zdziwioną.

-może ludzie mówią dziwne rzeczy o mnie i o Louis'ie, ale połowa to brednie. Nie jestem doskonały, ale też nie jestem potworem.

-ok...

I tyle było rozmowy. Myślałem, że powie coś więcej, a tu nic. Lepsze 'ok' niż spierdalaj.

Zatrzymaliśmy się tuż przy krawędzi chodnika, pod mieszkaniem chłopaka. Samochód Louis'a dumnie stał na podjeździe. Pasował do tej okolicy. Ekskluzywny, drogi...

Rozejrzałem się po terenie. Wszędzie stały eleganckie budynki. Tak jakby każdy chciał prześcignąć ten poprzedni. Dlatego też wolałem mieszkać na obrzeżach, z dala od tego wszystkiego.

-dzięki za podwózkę i przepraszam za szkody... zapłacę -zaczął grzebać po plecaku. Ostatecznie wyciągnął z niego portfel. Spojrzałem na niego zdezorientowany. Czy on naprawdę chciał mi zapłacić?! Kiedy wystawił banknoty w moją stronę, wprasowało mnie w fotel.

-to żart, tak? -zaśmiałem się -nie chcę twojej kasy. Człowieku, to tylko auto... -pokręciłem głową -idź do domu, bo się przeziębisz. -nachyliłem się i otworzyłem mu drzwi. Wiem, że powinienem przedłużyć ten moment jak najdłużej, ale nie chciałem aby mnie uznał za jakiegoś dupka. -napiszę, a ty mi odpiszesz -spojrzałem na niego i utonąłem na chwilę w jego oczach. -do zobaczenia -wyszeptałem.

Liam pokiwał głową i ponownie wyszedł na deszcz. Patrzałem jak biegnie do drzwi mieszkania. Za nim za nimi zniknął, odwrócił się i popatrzał na mnie.

Uśmiechnąłem się, a później ruszyłem. Ogłupiałem chyba...

Liam

Oparłem się o drzwi i zjechałem po nich. Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Czy ja naprawdę jechałem do domu z Zayn'em Malik'iem?! O tym człowieku mówi cały Londyn, a nie wspomnę o policji. Ostatnio miałem okazję usłyszeć jak jeden z policjantów opowiada jak Malik z Tomlinson'em zniszczyli cztery policyjne auta. Nikt nie może ich usadzić, bo w jakimś stopniu są ponad prawem... pieprzone pieniądze rządzą światem.

Plotki które krążą o tych dwóch naprawdę przywołują dreszcze. Jechałem do domu z kolesiem, który mógł mnie zabić, a do tego chciałem mu zapłacić za szkody, które wyrządziłem moim mokrym ubraniem. Jestem tępy...

Ciche pyknięcie prawie doprowadziło mnie do zawału. Wyciągnąłem telefon z kieszeni. Na moje szczęście nie zdążył jeszcze zamoknąć.

Zayn: miło było Cię zobaczyć :)

Milion uderzeń serca później odłożyłem telefon nie odpisując mu. Robiłem tak od naszego spotkania. Nie mogłem wchodzić w jakiekolwiek relacje z BANDYTĄ! Ojciec by mnie zabił i tak nie jest zadowolony z tego, że jego jedyny syn nigdy go nie 'obdaruje' wnukami, bo woli facetów.

Nawet nie chcę sobie wyobrazić tego jakby zareagował, jakbym któregoś dnia poszedł do niego i przedstawił Malik'a jako swojego chłopaka. Wydziedziczyłby mnie na dzień dobry.

Jakby to wyglądało?!  Syn prokuratora generalnego związał się z gangsterem, którego próbuje wiecznie  wsadzić za kratki.

No ale kim ja byłem, aby żyć tak jak ojciec mi zagra?! Zawsze robiłem mu na złość...

chuj, raz się żyje...

złapałem za telefon i szybko wystukałem odpowiedź.

Ja: dziękuję za podwiezienie do domu. To było miłe xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top