Rozdział 19
(od au.: dziękuję IwonaEN i allalove za motywację do pisania :*)
Wkurzyłem się z lekka, gdy Harry olewał mnie przez całą imprezę. Zachowywał się jakby mnie tam w ogóle nie było. Pewnie dlatego też pozwoliłem sobie wyrwać jakąś chętną dziewczynę i zaciągnąć ją do łóżka. Na moje szczęście nic z tego nie wyszło i nie zrobiłem kolejnego głupstwa w życiu. Kiedy zobaczyłem to wrogie spojrzenie Harry'ego i Nick'a wsypującego jakieś gówno do szklanki chłopaka, zagotowałem się. Miałem ochotę go zabić. Jak on mógł szprycować mojego Harry'ego jakimś badziewiem!
Nie wytrzymałem i się na niego rzuciłem. Niestety zareagowałem zbyt wolno, co skutkuje teraz zielonookim na pełnym odlocie.
Harry właśnie trzymał mnie za rękę i ciągnął w nie wiadomo jakim kierunku. Śpiewał, tańczył i muszę stwierdzić, że podobała mi się ta wyluzowana wersja Harry'ego.
Nagle padł przede mną na kolana.
-chcę piciu... -oparł głowę o moje krocze. Musiałem wziąć głęboki oddech, aby czasem nie wydać z siebie jakiś dziwnych dźwięków. -Harold chce pić...
-Harry, dlaczego klęczysz? -Wiem. Ludzie różnie reagują na narkotyki, ale pierwszy raz widzę coś takiego.
-nie wiem... -chłopak wzrusza ramionami, wstaje szybko i znowu zaczyna tańczyć. Jego ciało było stworzone do takich dzikich tańców. Mógłby mi tańczyć...
-zostań tu... idę po coś do picia! -krzyknąłem w jego stronę. Chłopak pokiwał głową, choć mam wrażenie, że nawet nie wie co do niego powiedziałem.
Szczęście, że zaraz obok był kiosk, a przez jego okno miałem dobry wgląd na chłopaka. Nigdzie ten dzieciak mi nie ucieknie.
Stałem w kolejce i przyglądałem się zielonookiemu. Chłopak dalej wykonywał swoje niezbyt zgrabne ruchy. W pewnym momencie nawet się przewrócił, co spowodowało u mnie wybuch śmiechu. Ludzie, którzy stali tuż przede mną odwrócili się w moją stronę ze zdziwieniem. Olałem to. Mogli mnie uznać za wariata. Z szerokim uśmiechem przyglądałem się jego próbą podniesienia się ... było prześmieszne.
Kiedy nareszcie stanąłem przed ekspedientką, zapłaciłem za wodę i odwróciłem się w stronę okna. Nigdzie nie było chłopaka. Puls mi przyspieszył. Przestraszyłem się. Zgubiłem go. Cholera!
Wybiegiem ze sklepu i przystanąłem w miejscu gdzie Harry urządzał sobie imprezę. Rozejrzałem się dookoła. Panika opanowała moje ciało. Matko, gdzie on jest?!
Zacząłem zaczepiać przechodzących ludzi. Miałem nadzieję, że ktoś go gdzieś widział. Cholera, zgubiłem go! Nie wybaczę sobie tego do końca życia! Co będzie jak ktoś go zgwałci lub pobije?! A jak go porwą i będą chcieli sprzedać na czarnym rynku?! To będzie moja wina!
-ja pierdole! -ręce już mi opadały. Nieprzyjemne uczucie pustki ogarnęło moje ciało. Jeszcze chwila, a się rozryczę.
Jestem już na granicy zdrowego rozsądku, kiedy słyszę jego śmiech. Przełykam ślinę i zaczynam skanować otoczenie mając nadzieję, że się nie przesłyszałem.
Kiedy go widzę, prawię padam na kolana. Mam ochotę podbiec do niego i przetrzepać mu dupę. Cholerny gówniarz prawie doprowadził mnie do zawału.
Podchodzę do niego. Odwracam do siebie. Mam ochotę wywalić mu w pysk, ale muszę pamiętać, że to nie jego wina, bo wszystko jest spowodowane tym czym napoił go Grimshaw.
-Boże, Harry... umarłem chyba z milion razy! -krzyknąłem na niego, ale on tylko się głupkowato uśmiechał. Złapałem go za ramiona i potrząsnąłem lekko -rozumiesz mnie głąbie?! -może trochę mnie poniosło, ale złość rozsądzała mnie od środka.
-jesteś taki seksowny kiedy się złościsz, kocurku -mina mi zrzedła. Czy ja się tu produkuję, tylko dla siebie?! -to mój chłopak. -mówi do kogoś. Czy on oszalał i mówi sam do siebie?! -nie przejmuj się, tylko tak groźnie wygląda.
-spoko -słyszę męski głos. Przesuwam Harry'ego. Wysoki blondyn stoi za jego plecami. Pasowałby jak ulał do zielonookiego. Czuję zazdrość. Ogarnia mnie nieodparta chęć wydłubać kolesiowi oczy, za to jak patrzy na Styles'a. Mrużę oczy i posyłam mu spojrzenie typu: on jest mój i lepiej go nie dotykaj.
-znasz go? -pytam Harry'ego nie odrywając wzroku od blondyna. Byłem gotowy połamać mu wszystkie kości jakby trzeba było.
-dopiero się poznaliśmy -cichy chichot wydobył się z ust lokowanego. Nie wiem co jest śmiesznego w zaczepianiu obcych ludzi. -ale ma na imię Matt. -Harry machnął ręką. Zachwiał się. Jakby nie moje zwinne ruchy, upadłby na ziemię i raczej już tak śmiesznie by nie było.
-Harry, nie wolno zaczepiać obcych ludzi -próbuję być spokojny -przepraszam za niego. Wypił o jednego drinka za dużo.
-luz, koleś. Milo jest pogadać z kimś o... -spojrzał na zegarek - jedenastej w nocy o kwiatach i żywopłotach. To do miłego, Harry -poklepał zielonookiego po ramieniu i odszedł. Zagotowałem się lekko, ale wolałem nie ciągnąć dalej tematu.
-nie wolno debilu rozmawiać z obcymi! Jakby chciał cię porwać lub zgwałcić?!
Chłopak wzruszył ramionami i ruszył przed siebie. Musiałem go powstrzymać i zawrócić. Chwilę się szarpaliśmy, ale jakoś udało mi się go nakierować na właściwy tor.
Szliśmy chyba już pół godziny. Harry zdążył już zatańczyć kankana na podjeździe komisariatu, wsadzić stopę do studzienki, w której oczywiście utknął. Biegać po parku bez koszulki i zaśpiewać hymn na jakimś osiedlu. Miałem powoli już tego dość, ale nie mogłem zwiesić rąk. Trzeba było odstawić chłopaka do łóżka.
Pewnie każdy mądry by zamówił taksówkę, bo szybciej by było, ale dobrze znałem skutki narkotyków. Lepiej, żeby teraz się wyganiał i zmęczył, niż miałby mi to fundować w domu.
-kocham cię, Lou -mruczy wprost do mojego ucha. Opiera się o mnie i chichocze. Mógłbym słuchać tego dźwięku codziennie. Możliwe jednak, że to nie będzie mi dane.
-Harry, co ty pieprzysz? Pewnie nie wiesz nawet jak masz na imię -próbuję zabrzmieć poważnie, ale chyba słabo mi wychodzi. Choć to, że ten idiota się śmieje nie musi być skutkiem moich dziwnych min, lub rozbawionego głosu.
-a wiem... -teraz zachowywał się jak dziecko. Co ja dziś z nim mam. Matko jedyna... za jakie grzechy?!
-jak?
-Harry -przewracam oczami.
-skąd wiesz?
-bo ciągle tak do mnie mówisz... -szczerzy się jak głupi do sera. Cholera, Amerykę odkrył... Drugi Kolumb się znalazł! -żartowałem... -wbija mi palec w klatkę piersiową -mam tak w dowodzie, człowieku!
Powtarzam... za jakie grzechy?!
Złapałem chłopaka za dłoń i ruszyliśmy. Zbędę dyskusje, nie ma co ich prowadzić. Lepiej iść już do celu naszej podróży. Jeśli dalej tak pójdzie, to nie dojdziemy tam do jutra, a wolałbym, aby Harry obudził się w łóżku, a nie na ulicy. Będzie i tak w szoku. Pewnie nic nie będzie pamiętał, lepiej dla niego.
Szliśmy wolno. Zielonookiemu niezbyt się spieszyło, a ja nie chciałem go co chwilę poganiać. Musieliśmy ogólnie wyglądać zabawnie. Trzymaliśmy się za dłonie, a Hazz skakał jak małe dziecko, a weźmy pod uwagę, że on jest tym większym.
Szło mi się przyjemnie, ale ucieszyłem się, gdy zobaczyłem dość dobrze znane mi miejsce. Zaciągnąłem bruneta pod stalowe drzwi. Obmacałem kieszenie w poszukiwaniu kluczy. Jeśli ich nie znajdę, to będę musiał zbudzić Ash'a... nie chciałem tego.
Otworzyłem portfel. Odetchnąłem z ulgą. Mały kluczyk mieścił się w jednej z przegród. Włożyłem go do zamka. Drzwi ustąpiły. Miałem trzydzieści sekund, aby wpisać kod na alarmie, aby się nie włączył. Puściłem dłoń chłopaka i szybko stanąłem przed panelem.
1191
Miałem nadzieję, że nikt nie zmienił kodu. Zatrzymałem oddech czekając. Po długiej minucie jedynym dźwiękiem w hangarze był śpiew Harry'ego. Nie no cudownie.
Zamknąłem drzwi za nami na klucz i zaprowadziłem chłopaka w 'zamieszkałą' część budynku. Znajdowały się tu trzy sypialnie. Jedna była moja i nikt nie miał prawa tam przebywać poza mną. Kiedyś często tu spałem, teraz raczej tu nie przychodzę.
Otworzyłem drzwi pokoju. Nic się tu nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty. Będę musiał wytrzepać wszystko z kurzu. Mam nadzieję, że nie będzie to przeszkadzało Harry'emu.
Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem czystą i pachnącą pościel. No tak Michael i jego obsesja czystości. Fajnie jednak jeszcze zrozumiał, co to znaczy NIE WCHODZIĆ!
-dobra, Hazz... rozbieraj się i kładź się spać -odwróciłem się twarzą do chłopaka. Zdążył się oczywiście trochę już uspokoić.
-muszę umyć zęby... -mówi cicho.
-Harry, idź spać...
-muszę umyć zęby. Nie usnę inaczej.
Wzdycham. Pocieram czoło dłonią. Wyklinam wszystko na czym świat stoi. Łapię chłopaka za rękę i ciągnę go za sobą. Wchodzimy do łazienki. Kiedy Harry przegląda się w lusterku, ja przeszukuję szafki mając nadzieję, że znajdę jakąś nową szczoteczkę do zębów. Z ulgą odnajduję jedną. Wyciągam ją z opakowania i płuczę pod gorącą wodę. Podaję ją chłopakowi i modlę się, aby zaczął już myć zęby. Chcę się położyć.
-twoja? -kręcę przecząco głową -szkoda, chciałbym cię poczuć w ustach... -że co kurwa?! Nie to, że moje serce stanęło w miejscu, a mój umysł podsunął obraz Harry'ego na kolanach przede mną. Zrobiło mi się gorąco. Cholera, on nie powinien mówić takich rzeczy. -ok... skończone, a teraz mogę zrobić to... -byłem tak skołowany, że nawet nie zauważyłem jak chłopak znalazł się tuż przede mną. Jego usta zaatakowały moje. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Odwzajemnić jego pocałunek, czy też nie. Moje plecy uderzyły o coś twardego. Harry przycisnął mnie do ściany. Jego dłonie wśliznęły się pod moją bluzę. Zimny dotyk wywołał we mnie dreszcze i nie moja wina, że odwzajemniłem pocałunek. Chłopak tak dobrze całował! Ja pierdole! Mógłbym teraz umrzeć.
-chcę uprawiać seks... z tobą -wymruczał prosto w moje usta. Przekonałem ślinę. To była kuszona propozycja, ale nie mogłem.
-nie... -nie dokończyłem. Jego usta zamknęły moje. Zostałem wypchany z łazienki. Nawet nie wiem jakim sposobem znaleźliśmy się w sypialni. Harry pchnął mnie na łóżko i zawisł nade mną -Harry, nie... -w odpowiedzi podciągnął moją bluzę wraz z koszulką do góry. Ciepły oddech otulił moją skórę brzucha. Zimne usta przywarły do niej.
Matko, chyba umarłem i trafiłem do nieba. Było mi fantastycznie i na chwilę nawet odleciałem. Długi jęk wydostał się z moich ust. Ocknąłem się jednak, gdy chłopak zaczął majstrować przy moim pasku od spodni.
Wyrwałem mu się i przełknąłem ślinę. Byłem podniecony i to chyba na maksa. Nie mogłem jednak go wykorzystać. Nigdy bym sobie nie wybaczył jakby miał do mnie żal.
Chciałem już coś powiedzieć... ale z szokiem stwierdziłem, że usnął. Pokręciłem głową. Rozebrałem go, podziwiając jego ciało. Wyglądał smakowicie.
Przykryłem go delikatnie kołdrą.
Pozbycie się problemu w spodniach, nie zajęło mi dużo czasu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top