Rozdział 17

Zielone oczy spojrzały na mnie. Policzki chłopaka były zaróżowione. Nie wiem co mnie popchnęło do tego, że go pocałowałem, ale to było tak cholernie dobre. Mógłbym cały dzień wielbić jego usta, były tak wspaniale miękkie. Nawet szybko jazda nie sprawiała mi nigdy takiej przyjemności jak pocałunek z nim.

Mógłbym to robić codziennie... całe życie. Bycie z nim, było wszystkim tym, czym chciałem od życia. Chłopak był mój i nie miałem zamiaru z niego rezygnować.

-Louis, ja... muszę iść -wyskoczył z auta, niczym się nie przejmując. Uciekł, ponownie.

*

Ten dzień od samego rana zapowiadał się chujowo. Zostałem wyrzucony z łóżka o czwartej rano. Zayn biegał po domu i szukał telefonu, który wczoraj utopił w kiblu. Liam chodził smętnie i zastanawiał się jakim cudem tutaj trafił. Niall w salonie oglądał jakiś głupi program i rechotał jak jakaś żaba. O ósmej zjawił się Yaser, informując nas, że wyjeżdża i mamy wszystkim się zająć.

W południe przyszła jakaś dziewczyna, która okazała się być naszą nową sprzątaczką. Niestety się nie nadawała. Pięć minut po jej przyjściu musiałem użyć gaśnicy. Prawdopodobnie jakby nie ja, cały salon by spłonął.

Siedząc i wpatrując się w osmolone firanki, zastanawiałem się co robię ze swoim życiem.

-zorganizujmy imprezę! -Niall skakał jak piłeczka. Zayn z uśmiechem, zgodził się. Liam mu przytaknął, a ja nie podzielałem ich entuzjazmu. Byłem zmęczony i jedyną rzeczą, którą chciałem zrobić, to zagrzebanie się w łóżku z Harry'm u boku.

Pierwszy raz w życiu kogoś tak bardzo pragnąłem i nie chodzi mi tu o pociąg fizyczny i potrzeby ciała. Chciałem go mieć przy sobie, słuchać jego głosu. Naprawdę mi odbiło!

Dotknąłem swoich ust na wspomnienie pocałunku. Jego usta były doskonałe. Pierwszy raz zdarzyło mi się podniecić samym zetknięciem ust. Czy to możliwe?

Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że jakby Harry nie przerwał pocałunku, zgwałciłbym go. Tak cholernie w tamtym momencie go potrzebowałem. Co ten chłopak ze mną robi?!

Wstałem z kanapy, spojrzałem na zegarek i bez żadnego tłumaczenia wyszedłem z domu. Harry z pół godziny kończył zajęcia. Miałem nadzieję, że nie przyjechał na uczelnię autem i będę mógł go odwieźć. Chciałem z nim porozmawiać, zaprosić na pierwszą randkę. Tak... chciałem z nim gdzieś wyjść. Nawet mógłbym posiedzieć z tym chłopakiem w parku na ławce, wszędzie... byle z nim!

Zatrzymałem się pod uczelnią zielonookiego. Ludzie wychodzili z gmachu, wyglądali jak szarańcza. Ciemne postacie, ze znużoną miną.

Harry'ego nie było nigdzie widać. Poczułem się lekko zwiedzony. Chciałem go zobaczyć, porozmawiać. Od jego urodzin minął prawie tydzień. Chłopak unikał mnie jak diabeł święconej wody. Może to był głupi pomysł, aby go całować, ale z drugiej strony...

Nagle zaczęło lać. Ciężkie krople uderzały o szybę mojego auta. Wzdrygnąłem się. Nie lubię deszczu.

Przymknąłem na chwilę oczy i westchnąłem głęboko. Nie przyjemne uczucie zagościło w moim sercu. Co będzie jak Harry nie będzie miał dalej ochoty mnie widać?!

Podskoczyłem lekko, gdy ktoś puknął w szybę auta. Spojrzałem w tamtą stronę. Harry stał, a z jego włosów ciekła woda. Ponownie widzimy się, a chłopak jest mokry jak kura.

Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, zielonooki wsiadł do auta. Roztrzepał włosy, przez co zimne krople wylądowały na mojej twarzy.

-ej! -starłem krople z twarzy i uśmiechnąłem się delikatnie.

-skoro tu już jesteś, zawiść mnie do domu -zaczesał swoje włosy do góry i związał je na czubku głowy. Oczywiście, to nie moja wina, że wpatrywałem się w to jak zaczarowany. Mógłbym to oglądać każdego dnia. To był cudowny widok -Louis, do domu... -chłopak pochylił się w moją stronę. Nasze twarze dzieliły centymetry. Zrobiło mi się gorąco, ale nie mogłem pozwolić sobie na pocałowanie go.

-oczywiście -ruszam, choć wolałbym wyjść z auta i ochłonąć, a zimny deszcz pewnie by mi w tym pomógł.

Milczeliśmy prawie całą drogę. Nie wiedziałem co powiedzieć, a Harry'emu chyba nawet pasowało, że nie rozmawiamy. Cholera, nie chciałem tego. Miałem nadzieję, że wyjaśnimy sobie wszystko i będziemy żyć w lepszych stosunkach niż do tej pory.

-Harry, organizujemy imprezę... wpadniesz? -mówię cicho. Matko, czego się obawiam?! Zachowuje się jak maleńkie wstydzące się dziecko.

-zobaczę... -zachrypnięty głos Harry'ego, był jak miód. Mógłbym w nim pływać i nigdy, przenigdy nie będę miał go dość.

Stanęliśmy na światłach, kiedy obok nas zatrzymał się niebieski skyline. Westchnąłem. Nie, proszę... nie!

Bradley wychylił głowę z głupim uśmieszkiem. Czy akurat on musiał teraz tu się pojawić?! Proszę, jedz sobie... nie patrz tak na mnie!

Brad wskazał dłonią drogę przed nami. Wyścig.

Spojrzałem na Harry'ego, który patrzał na nas zdezorientowany. Cholera.

-przepraszam cię, Harry... -mruknąłem i jak tylko zapaliło się zielone światło, ruszyłem z piskiem opon.

-wysadź mnie!

Nie słuchałem chłopaka. Jechałem przed siebie. Wżąłem głęboki wdech. Na ulicach był za duży ruch, a nie chciałem narażać ludzi. Skręciłem na obrzeża miasta. Widziałem za sobą auto Brad'a. Harry krzyczał, że mam się zatrzymać. Zamilkł, kiedy przyhamowałem, a auto prawie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Wyglądał na przerażonego. Nie zawracałem siebie jednak tym głowy. Bradley siedział mi na ogonie. Wjechałem na piętrowy parking. Przyspieszyłem, jedną z moich dłoni wylądowała na hamulcu ręcznym.

Zaciągnąłem go, gdy wjechałem w tunel wiodący na górną część budynku. Drifting szedł mi zawsze dobrze. Można było się przy tym dobrze zabawić. Lewa strona, praw strona. Tylko krzyczący Harry dawał się we znaki. Jego miny były przerażające. Trzymał się tak mocno drzwi, że miałem wrażenie, że zaraz wciągnie je do środka. To jest najgorsze, że zawsze zapominam o innych, gdy się ścigam. Harry, chyba się wścieknie. Mogłem go wysadzić lub zapytać... ale nie było czasu. Nie mogłem dać wygrać mojemu przeciwnikowi. Moja reputacja na tym by ucierpiała.

Po ostatnim ślizgu wjechałem na dach. Zaciągnąłem ręczny i odwróciłem auto o trzysta sześćdziesiąt stopni. Brad wjechał chwilę po mnie i zatrzymał się tuż przede mną. Pokazał mi środkowego palca i odjechał.

-odwieź mnie do domu, kretynie!

Wzdrygnąłem się, ale nic nie odpowiedziałem. Kątem oka widziałem jak Harry zaciska dłonie na pasie. Chyba naprawdę przesadziłem. Jednak ostatnio cieszył się jak go przewiozłem, choć to trochę inaczej wyglądało.

Zatrzymałem się pod jego domem i posłałem mu szeroki uśmiech.

-co się szczerzysz? -mina mi zrzedła -jesteś tak popierdolony! Chciałeś mnie zabić!

-nigdy...

-chuj mnie to obchodzi! Jesteś popieprzony! Nie chcę cię znać. Nie dzwoń, nie pisz! Nie nachodź mnie. Nie chcę cie w moim życiu -widziałem jak kipi ze złości -chciałem dać ci szanse, ale okazałeś się nie odpowiedzialny. -wysiadł -pieprz się! -zatrzasnął drzwi za sobą. Poczułem wtedy, że nie tylko wysiadł z auta, a także z mojego życia. Nie chciał mnie, to bolało...

Byłem głupi...

Chciałem go zaprosić na randkę, a nie zniechęcać do siebie. Musiałem jednak odpowiedzieć sobie też na pewne pytanie: czy ten chłopak był wart zrezygnowania z wyścigów i utraty szacunku u innych...


***

Przepraszam jeśli kogoś wkurzają ucieczki Harry'ego, ale on ma taki być.

Harry ma swoje powody przez które ucieka. Niedługo się o nich dowiemy :)

do następnego :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top