Rozdział 15
Dwa tygodnie minęły jakby ich w ogóle nie było. Harry nie odzywał się i zachowywał się jakbym był powietrzem. Nie odpisywał na wiadomości, nie odbierał moich telefonów, a jak już stanąłem przed nim, udawał, że mnie nie zna. Może to dziwne, że tak się starałem, ale cholera... pierwszy raz tak na kimś mi zależało. Odtrącony przez lokowatego, poczułem się jak jakaś zabawka, odstawiona na półce. Dlatego nie ma co się dziwić, że na imprezie, na którą zabrał mnie Liam z Zayn'em przeleciałem trzy laski. Byłem taki wkurzony, taki sfrustrowany... Musiałem to gdzieś ulokować, a że dziewczyny były chętne... to kto by nie skorzystał. Wolałbym oczywiście widzieć tuż pod sobą Harry'ego. Wyobrażenie jego wijącego ciała pod moim dotykiem podniecało mnie jeszcze bardziej.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na przytulającą się parę. W pewnym momencie zaczęli się całować. Skrzywiłem się.
-mateńko, nie róbcie tego przy ludziach... jesteście obrzydliwi! -Zayn wystawił w moim kierunku środkowego palca. Po tym jak odkleił się od swojego chłopaka posłał mi dość wredne spojrzenie.
-jesteś po prostu zazdrosny, bo twój Harry cię olał -złośliwy śmiech wydostał się z jego ust. Chciałem wstać i mu wywalić w twarz. Mogłem też wstać i wyjść... ale to był też mój dom!
-on nie jest mój! -zamykam oczy i opieram głowę o oparcie fotela. Wolałbym już nie słyszeć jęków, szeptów i cholera jedna wie czego jeszcze.
-a właśnie -Liam klasnął w dłonie, przez co szybko spojrzałem na niego. Wyglądał jak uradowane dziecko. -Harry ma urodziny... nie chcesz iść ze mną, Zee?
-kiedy?
-za tydzień... -wziąłem głęboki wdech. Harry ma urodziny. Zielonooki miał za tydzień urodziny. To chyba był odpowiedni moment, aby go dopaść i dowiedzieć się co się stało. Wiem, że chłopak sceptycznie podchodził do naszej znajomości, ale za tak szybkim kopnięciem mnie w dupę, coś musiało stać. Zaciekawiła mnie też informacja, którą otrzymałem od Ni. Podwiózł chłopaka do psychiatryka. Co Harry tam robił?! No chyba, że miał jakieś zaburzenia... ale nikomu umysłowo-choremu nie dają prawa jazdy... O czym ja tam w ogóle myślę?! Pewnie kogoś dowiedział. Liam, chyba powiedziałby mi jakby z jego przyjacielem było coś nie tak.
-... pierdolisz?! -śmiech Zayn'a postawił mnie na nogi. Nawet nie wiedziałem, że wyłączyłem się... zapomniałem o ich istnieniu -ty... ty... nie mogę! -Zen upadł na kolana. Wyglądał jakby był psychicznie obłąkany -ale jesteś chujem, Tommo... -czy mówiłem wszystkie moje myśli na głos?! O... proszę... nie... -zajebałeś auto Styles'owi!
-co ty pieprzysz?! -oburzyłem się. -nigdy bym nie ukradł auta Des'a. Swoich się nie okrada... -chwyciłem za telefon. Chciałem napisać do Niall'a, aby po mnie przyjechał i odwiózł do warsztatu, bo jak widzę... tych dwóch nawet nie ma o co prosić.
-Harry jest synem Des'a, cielaku! -telefon wypadł mi z dłoni. Spojrzałem na obu chłopaków. Przekonałem ślinę. Chyba właśnie piekło zamarzło. Nigdy nie widziałem na oczy syna Desmond'a. Nie pokazywał nigdy jego zdjęć, a my z Zee nigdy nie mieliśmy ochoty wychodzić na imprezy organizowane przez niego. Zawsze myślałem, że jego synek będzie podobny do niego. Obracał się w świecie dużych pieniędzy... powinien być zepsutym bachorem, który kocha kasę. Harry był odwrotnością tego wszystkiego -stary się wścieknie, gdy dowie się co zrobiliśmy z autem Styles'a -Zen na chwilę poważnieje. Ja jakoś słabo się tym przejmuję. W mojej głowie ciągle siedzi Harry... Harry Styles. -tylko nie mów nikomu, skarbie... -Liam prycha w odpowiedzi. -a szczególnie Harry'emu, że będziemy na jego urodzinkach... bo ucieknie z krzykiem, gdy dowie się o Louis'ie -w odpowiedzi pokazałem mu środkowego palca. Idiota.
Ogarnęła mnie lekka panika. Szliśmy w sobotę na urodziny. Chciałem kupić chłopakowi jakiś złoty zestaw długopisów... ale nie mogę kupić tego Harry'emu, bo pewnie wepchnie mi je do gardła, a później odda na jakieś cele dobroczynne z moją tchawicą w gratisie. Musiałem teraz wymyślić coś oryginalnego, coś co nie zostanie narzędziem do zabicia mnie...
-jest coś co Harry potrzebuje? -pytam przyjaciela mając nadzieję, że uzyskam jakąś konkretną odpowiedz, lub podpowiedź.
-to jednak idziesz? -Zayn poruszył brwiami, chyba myślał, że wygląda to zabawnie, ale zabawności w tym, tyle co w paczce krakersów.
-ostatnio jak ukradłeś mu auto... -przewróciłem oczami. To auto chyba będzie mnie prześladować do końca życia -zamiast nowego, chciał aby ojciec kupił mu rower... chyba stary mu coś się psuje...
Rower?! Mam mu kupić rower?! Czy ja dobrze słyszałem?! Mam kupić chłopakowi na dwudzieste szóste urodziny, rower?! Poważnie?! Spojrzałem na Liam'a z myślą, że chłopak zaraz parsknie śmiechem, a tu nic.
-mówisz poważnie? -chłopak w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami. -nie wolałby czegoś... droższego?
-to jest... Harry... go nigdy nie zrozumiesz...
Wstałem gwałtownie z fotela. Skoro nie żartuje... to o matko, czy ja naprawdę wstałem, aby iść kupić Harry'emu rower?! Pogrzało mnie?! Nie mogłem wymyślić czegoś bardziej ambitnego?! Czegoś oryginalniejszego?! Panie kochany, tylko na tyle cię stać, Tommo?!
Potrząsnąłem głową i zdałem sobie sprawę, że mam już na sobie bluzę, a w dłoniach buty. Zapomniałem o wizycie w warsztacie, zapomniałem o usterce w moim aucie. Nawet nie zaprzątałem sobie głowy tym, że Hazz jest synem Styles'a... Liczył się tylko on i ten przeklęty rower. Liczyło się to, że chciałem go dla siebie... chciałem go odzyskać. Nie wiem jak miałem nazwać co teraz do niego czułem, nie umiałem powiedzieć dlaczego przywiązałem się do niego przez tak krótki czas, ale... to było dobre i chciałem czuć to wszystko. Choć raz w życiu mieć kogoś , kto nie poleci na to co mam, a kim jestem.
-gdzie idziesz, Tommo? -śmiech Zayn'a, nawet na chwilę mnie nie zatrzymał. Zatrząsnąłem za sobą drzwi w ogóle nie odpowiadając. I nagle się zatrzymałem... cholera, przecież nie mam auta. No nieźle.
Wykręciłem numer Niall'a. Musiałem odczekać chwilę za nim blondynka odbierze.
-taaaak? -dyszał jakby właśnie przeleciał całą grupę cheerleaderek Nie, proszę... tylko nie to. Matko... proszę, tylko nie to.
-potrzebuję auta... -wymruczałem nie myśląc o tym co ten chłopak mógłby w tym momencie robić.
-jestem zajęty... -ostatnie słowo wypowiada śmiejąc się. Cholera, czyli robił to o czym myślałem. Proszę... zabijcie mnie! Wizja Niall'a z jakąś laską w łóżku jest tak 'bad', że aż mam ochotę rzygać.
-Niall!
-tak, tak... Zluzuj gacie Tommo... -zacisnąłem zęby, aby nie palnąć czegoś głupiego i zgryźliwego. Możliwe, że Ni wtedy odeśle mnie z kwitkiem, a tego przecież nie chciałem -przyjedź do domu... -później słyszę tylko dźwięk zakończonego połączenia. Przewróciłem oczami i ruszyłem w stronę miasta. Miałem spory kawałek do przejścia. Może powinienem wziąć taksówkę... nie, nie, trochę świeżego powietrza mi pomoże. Oczyszczę mózg ze zbędnych myśli. Mówią, że spacery są dobre dla zdrowia.
Maszerowałem już pół godziny, spaliłem całą paczkę fajek. Miałem ochotę zajść do jakiegokolwiek sklepu i kupić nową. Do tego zaczęło padać! Naprawdę?! Cholera jasna!
Do bramy wili w której kiedyś mieszkałem dotarłem cały mokry. Nie wiem po jaką choinkę nałożyłem kaptur, skoro i tak zmokły mi włosy. Moja fryzura wyglądała teraz pewnie jak mokry kurczak. Potrzebowałem szybkiego suszenia.
Wpisałem kod i poczekałem, aż szanowna kupa żelastwa otworzyły się i wpuści mnie do środka.
Zawsze powtarzałem, że należy tu wstawić bramkę, bo za nim te wrota się otworzą lub zamkną, minie cała wietrzność. Żyć nie umierać.
Wszedłem na posesję i westchnąłem. Tyle wspomnień związanych z tym miejscem jak i problemów. Tu się narodziłem, pokazując swoje oblicze. Louis Tomlinson, najlepszy kierowca w kraju. Zawsze ponad prawem. Choć teraz wyglądałem jak zmokły kurczak.
Doszedłem do drzwi. Już miałem wyciągać klucze, aby dostać się do środka, ale jakąś blondynka mnie uprzedziła. Wyszła z wili Malik'a jakby była królową. Niall stał w przejściu i obczajał jej tyłek.
-dowodzenia -mruknęła w moją stronę i pognała do czerwonego porsche, którego wcześniej nie zauważyłem.
-dowiedzenia -nie moja wina, że patrzałem na jej tyłek. Ta dziewczyna chyba nie miała majtek! Co się dzieje z tą dzisiejszą młodzieżą?!
Pokręciłem głową. Ominąłem Niall'a i wszedłem do środka. Od razu skierowałem się do swojej starej sypialni. Miałem nadzieję, że znajdę tam jakieś moje stare ubrania. Pech chciał, że znalazłem w szafie tylko jakieś moje dresy. Po resztę będę musiał zgłosić się do blondynki. Ubrania Niall'a zawsze śmierdziały jakimiś kwiatowymi płynami do płukania. Przecież to jest nie do wytrzymania!
Zrezygnowany zeszedłem do salonu. Niall właśnie sprzątał ze stolika. Wszędzie walały się jakieś kartki, a nie wspomnę o książkach, długopisach, ołówkach i markerach. Spojrzałem pytająco na chłopaka.
-no co?... projekt robiłyśmy -pokiwałem głową. Projekt, powiada? Coś średnio w to wierzę, ale niech chłopakowi będzie.
-potrzebuję koszulki, bluzy i skarpetek -rzucam i idę w stronę łazienki dla gości. Za cholerę nie chce mi się wracać do góry. Te schody męczą!! Chyba naprawdę mam za mało ruchu.
-idziesz na randkę z Harry'm? -przystaję gwałtownie. Imię lokowatego wywołuje na moich ustach uśmiech, a przyjemne ciepło rozchodzi się po moim ciele, ale gdy trafia do mnie znacznie słów Horan'a, odwracam się i mierzę chłopaka wzrokiem co to miało być?!
-niby dlaczego? -jestem poirytowany!
-bo nie poprosiłeś o gacie... -moje oczy robią się wielkie. Oddech zatrzymuje się w płucach. Czy mogę mu wywalić w twarz?!
-bardzo śmieszne, kurwa... bardzo śmieszne! -pokazuje mu środkowego palca i odwracam się do tego idioty plecami. Kiedy zamykam za sobą drzwi łazienki słyszę głośny śmiech Niall'a. Całe życie z idiotami!
Siedziałem pod prysznicem dwadzieścia minut. Międzyczasie zdążyłem porozmawiać z Ash'em o moim samochodzie. Niall przyniósł mi ubrania nie przejmując się tym, że stoję pod prysznicem nagi. Wszedł sobie do łazienki jakby nigdy nic.
Pół godziny umyty, wygrzany i ubrany stałem przy aucie Horan'a słuchając wytycznych co do prowadzenia jego auta. Dopiero ją wyszorowałem, nałożyłem wosk, wypolerowałem alusie. Niall o swoim aucie mówił jak o najwspanialszej kochance! Co tu się dziwić, że nikogo nie mógł sobie znaleźć?!
-nie zajedź jej. To, że już nie jest dziewicą, to nie znaczy, że masz robić z niej dziwkę! -że co proszę?! Pokręciłem głową i zamknąłem za sobą drzwi. Ruszyłem z piskiem opon. Widziałem w lusterku jak zły Niall wymachuje rękoma. Czuję, że ostatni raz pożyczył mi auto.
Cóż...
Zatrzymałem się pod pierwszym lepszym sklepem sportowym, modląc się o to, że mają rowery. Dobra pogrzało mnie, kupuję rower.
Wszedłem do środka i przełknąłem ślinę. Tyle sprzętu sportowego w jednym miejscu, to nie na moje siły! O rzesz w mordę!
-dzień dobry... w czym mogę służyć? -nie to, że właśnie złapałem się za serce, a chłopak przede mną patrzał na mnie z przerażeniem -Louis Tomlinson? -no pięknie... i tu mnie znają. Zajebiście.
-szukam roweru... -olewam całkowicie jego pytanie co do mojej osoby. Nie lubiłem rzucać: Tak to ja, bój się!
-coś konkretniej? -słyszę w jego głosie lekkie przerażenie, ale zarazem ciekawość. No tak, po co królowi szos rower. Chyba od dziś przerzucam się z aut na rower. Tomlinson rowerzysta... chłop...!!
-w sensie? -poczułem się trochę jak głupek. Rower to przecież rower, prawda?
-chodzi o rodzaj.. rower górski, szosowy, trekkingowy, fitness, miejski, fatbike, bmx, drit, single, składany, Beach cruiser... -moje oczy o mało nie wypadły z oczodołów, a mózg eksplodował... że co? O czym ten gościu do mnie mówi?!
-ja... nie mam zielonego pojęcia -marszczę brwi -to ma być prezent, więc... -zamyśliłem się trochę -chłopak dużo jeździ, możliwe, że wyczynowo... a może tylko dla przyjemności.
-to może trekkingowy... Jest czymś pośrodku między miejskim a górskim, choć nie jest ani jednym ani drugim... -podrapał się po szyi -do jakiej kwoty?
-pieniądze nie grają roli...
-czyli oglądamy te z górnej półki... to dobrze, bo są bardziej wytrzymalsze. Tędy proszę -wskazał mi ręką, abym udał się do pomieszczenia przed sobą. Wszedłem do raju dla rowerzystów, co oczywiście mnie nie cieszyło. Wolałem zapach spalonej gumy w aucie niż zapach opon rowerów.
Pół godziny 'siedzenia' i patrzenia się na masę rowerów. Słuchanie o zaletach i wadach. Umarłem... mam nadzieję, że gra będzie warta świeczki.
-kawałek żelastwa i tyle kasy -wzdycham podając swoją kartę chłopakowi.
-mówił pan, że pieniądze...
-nie o to chodzi. Po prostu, nie kupiłbym tego dla siebie -roześmiałem się. Chłopakowi moje poczucie humoru nie udzieliło się. No trudno.
***
teraz wyjaśnienia, dlaczego mnie nie było tak długo... jak niektórzy widzieli, powstał One Shot -Meteorite... pisałam go przez cały tydzień. Ci którzy nie czytali, zapraszam :*
*
Kiedy następny rozdział?
Już teraz piszę, że nie mam pojęcia... może ukazać się za tydzień, za dwa, albo w ogóle. Nie mam ostatnio humoru do pisania.
Więc was przepraszam. Jeśli macie jakieś pytania, czy coś... to tam gdzieś jest koperta. Możecie do mnie napisać.
Do następnego ...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top