Dodatek... Louis - one
(od au.: Witajcie w ten piękny grudniowy dzień! tak, tak...
Przychodzę do was z prezentem Mikołajkowym w formie dodatku do tego opowiadania :* mam nadzieję, że wam się spodoba :P
Ogółem dodatków będzie trzy. Drugi powinien ukazać się jakoś w święta, a ostatni tuż po Nowym Roku.
A teraz życzę wam dużo słodkości :* pozdrawiam :D)
Dodatek dedykowany HumanIThink i allalove
-żadnego ale -mój krzyk odbił się wewnątrz auta. Widzę jak chłopak siedzący tuż obok mnie, podskoczył. Posłałem mu delikatny uśmiech. Jedziemy w ciszy, coś dziwnego. Czułem, że to był koniec. To na pewno była moja ostatnia droga. Ale najlepsze to jest to, że nie martwiłem się o siebie jak to zawsze było, a przejmowałem się życiem tego kruchego chłopca. -Harry -mój głos się łamie. Co się dzieje? -już... -chłopak patrzy się na mnie, więc go wypycham z auta. Później wszystko robi się rozmazane. Czuję przeraźliwy ból, krzyczę. Coś przygniata moją klatkę piersiową. Nie mogę złapać oddechu.
-Louis... -silne szarpnięcie, jakby sprowadza mnie na ziemię. Rozglądam się dookoła, jestem w swoim pokoju. Nigdzie nie widać powgniatanego metalu. Mogłem normalnie oddychać. Złapałem za dłoń Zayn'a. Miał wszystkie palce, nie miał dodatkowych kończyn. Czyli to był naprawdę koszmar.
*
Czułem się dość dziwnie. Cały dzień chodził mi po głowie mój sen. Najgorsze było to, że był tak bardzo realistyczny. Tak jakbym naprawdę tam umarł.
Matko, to nie było dobre. Powinienem przestać o tym myśleć, a szczególnie z faktu, że zaraz miałem stanąć na linii startu. Musiałem wygrać ten wyścig, a rozmyślanie o tym koszmarze, mogło mnie rozproszyć.
Zamknąłem oczy i wziąłem kilkanaście głębokich oddechów. Skup się, skup.
Przecieram twarz. Łapię za kierownicę. Patrzę na lewo, a później na prawo. Pięć aut, pięciu różnych kierowców. Wiedziałem, że ich wszystkich wyprzedzę. Byłem przecież wielkim Louis'em Tomlinson'em. Zwycięzcą wszystkich wyścigów i najlepszym dilerem narkotyków. Jestem urodzonym królem!
Nagle usłyszałem głośne warknięcie silnika. Chciałem sprawdzić kto to, ale nie zdążyłem. Mailem stanęła przed nami. Machnęła flagą, a ja po prostu wcisnąłem gaz do dechy. Nie myślałem o niczym innym, tylko o drodze.
Wyprzedziłem wszystkie auta. Spojrzałem w lusterko i zmarszczyłem się trochę. Czarne audi r8 siedziało mi na ogonie. Auto musiało mieć podrasowany silnik, to one tak warczało na starcie.
Czyżbym miał nowego przeciwnika? No ale cóż. I tak nie ma ze mną szans. Mieliśmy już metę, więc czym ja się przejmowałem?
Poprawiłem swoje włosy. Na usta wyszedł mi zwycięski uśmiech. Mogłem zacząć planować już wieczór u boku jakiejś chętniej dziewczyny lub chłopaka.
I wtedy o mało nie dostałem zawału. Tuż przed samą metą, wyprzedziło mnie czarne audi. Moje oczy zrobiły się wielkie. Zatrzymałem się zaraz za linią końcową wyścig. Byłem w totalnym szoku. Pierwszy raz w życiu przegrałem wyścig. Nie mogłem zrozumieć jak to się stało.
Przegrałem! Kurwa mać, przegrałem! Czy ktoś to słyszy?! Co się dziś ze mną stało?!
Miałem zamiar wysiąść z auta i wypierdoli temu kolesiowi, przez którego przegrałem, w ryj. Nie zdążyłem jednak nic zrobić. Czarne auto podjechało i stanęło dziób w dziób z moim. Zmierzyłem kierowcę wzrokiem. Czerwony kaptur zasłaniał jego włosy i pół twarzy. Jego dłonie zaciskały się na kierownicy.
Kim był ten przeklęty koleś?!
Wtedy zesunął nakrycie głowy. Wbiłem się w fotel. To ten sam koleś, który uratował mi dupę. Czyżby to była jakaś podpucha?!
Wysiadłem z auta. Przesunąłem się po masce auta i stanąłem przed drzwiami audi. Czekałem, aż lokowaty koleś wysiądzie. Wzdrygnąłem się, kiedy to zrobił.
-co tu robisz? -wbijam palec w jego klatkę piersiową. Jakiś dziwny prąd przeszedł przez całe moje ciało. Odsunąłem się.
-stoję -jego odpowiedz jest naprawdę mądra. Matko, całe życie z idiotami!
-długo się ścigasz? -to wszystko było podejrzane. Jego osoba. Tak jakby mnie śledził. Choć możliwe, że tak było. Spotkanie go w jednym miejscu, to przypadek. Spotkanie go w dwóch miejscach, to coś dziwnego, a szczególnie, że wiedział o mnie kilka rzeczy.
-pierwszy raz. Muszę powiedzieć, że teraz wiem, dlaczego tak bardzo to kochasz.
-że, jak pierwszy? -nie, nie wierze. Czy przegrałem z jakimś żółtodzióbem?! Nie, nie. To nie możliwe. Byłem, aż taki beznadziejny?
-jak? -to wszystko nie mieściło się w mojej głowie.
-miałem po prostu dobrego nauczyciela. -podchodzi do mnie. Czuje ciepło bijące od niego. To wszystko jest tak bardzo znajome, że aż przerażające. -który kiedyś powiedział mi, że nie należy się śpieszyć. Trzeba robić wszystko powoli. Poznać przeciwnika. Wyciągnąć wnioski. Znaleźć wady i tym go pokonać. -z uśmiechem na twarzy poprawił włosy. Mój wzrok podążył za tym ruchem. Czy to dziwne, że nagle wszystko się zatrzymało? Nie widziałem ani nie słyszałem ludzi. Tak jakbym ogłuchł na te kilka sekund. -każdy ma jakieś wady, ale ty wszystko potrafisz ukryć. Perfekcja. -połknąłem ślinę. Czułem się taki osaczony -ale jak już mówiłem, każdy ma wady. A ty masz ją tu -uderzył palcem w moje czoło -jedziesz schematycznie. Nikogo nie słuchasz, a przy samej mecie jesteś całkowicie gdzie indziej niż w samochodzie. Planujesz to co będziesz robił za dziesięć minut. To cię gubi i jesteś łatwym celem. -pochylił się w moją stronę i wyszeptał -dlatego z tobą wygrałem.
Chłopak odsuwa się ode mnie. Nie czuję się najlepiej. Jakbym nie fakt, że patrzy na nas setka ludzi, pewnie padłbym jak długi i zbierał zęby z ziemi.
Co się ze mną działo?! Dlaczego przy tym chłopaku czułem się tak jakbym się czegoś naćpał. Spijałem każde słowo z jego ust i szczerze to nawet nie obchodziło mnie to co mówił.
I muszę przyznać, że za nim doszło do mnie, to co powiedział zielonooki, on odjechał.
-kurwa... -obnażył moją duszę i ośmieszył przed wszystkimi.
Byłem drugi i co teraz?
Zmierzyłem tłum ludzi wzrokiem i przyrzekłem sobie jedno. Odnajdę tego dupka i skopię mu tyłek. Wyrwać serce, a zwłoki zrzucić z mostu. Plan doskonały, ale czy dobry?
*
Dwa przeklęte tygodnie zajęło mi znalezienie tego zielonookiego dupka. Choć znalezieniem tego nie można było nazwać. Chłopak po prostu sam się znalazł. Staliśmy właśnie twarzą w twarz i mierzyliśmy się wzrokiem.
-ty -wskazałem na niego palcem i muszę stwierdzić, że miałem potworne déjà vu. To tak jakbym kiedyś już był w takiej sytuacji był, tylko po drugiej stronie.
-a kogo się spodziewałeś? -pyta zdziwiony. -przecież ci mówiłem, że oni będą się ze sobą spotykać. -wskazał na Zayn'a i Liam'a. Przyjaciela Mulata poznałem tydzień temu i mógłbym skojarzyć to wszystko z tym co powiedział mi powiedział parę tygodni temu, ale oni mogli się ze sobą spotykać dużo wcześniej i ten lokowaty gość mógł o tym wiedzieć.
-proponuje iść coś zjeść -Zayn wkroczył między nas jakby obawia się, że zaraz się pozabijamy. Miał rację. Moja chęć mordy wzrosła. Nie wiem dlaczego, ale ten chłopak działał na mnie jak jedzenie na Niall'a.
-ja mam inny pomysł... -podszedłem do chłopaka -masz auto? -kiwa głową. Najgorsze w tym jest to, że w jego oczach nie zobaczyłem nic oprócz znudzenia i irytacji. Mógłbym zabić tego chłopaka. Dlaczego był taki wkurzający?! -oddaj kluczyki, koledze. My się przejedziemy.
Chłopak nawet nie zaprotestował. Oddał Liam'owi kluczyki i spojrzał na mnie wyczekująco. Złapałem go za nadgarstek i nic nie tłumacząc po prostu ciągnąłem go w stronę mojego auta. Musiało to wyglądać dziwnie. Ja drobny chłopaczek ciągnę za sobą takiego giganta.
-w ogóle jak ci na imię? -nagle dociera do mnie to, że nawet nie wiem jak mu na imię. Czy to nie dziwne?
-Harry -jego imię odbija się w mojej głowie echem. Było tak jakby znajome, ale ja przecież nie znałem żadnego Harry'ego! Boże, chyba nieźle mi się poprzewracało w tej mojej czaszce.
Jednak to mnie nie powstrzymuje przed wrzuceniem go do auta. Poprawiłem włosy i wsiadłem do niebieskiego BMW. Za nim ruszyłem posłałem chłopakowi mordercze spojrzenie.
Umrzesz, gówniarzu.
*
Zielonooki upadł na ziemię, kiedy moja pięść wylądowała na jego twarzy. Podszedłem do niego z zamiarem kopnięcia w jego brzuch. Nim jednak mam możliwość zrobienia tego, ktoś podcina mi nogi i ląduję na ziemi.
Coś twardego spotyka się z moją twarzą. Boli jak cholera.
Harry...
Może i zachowujemy się jak jakaś banda dzieciaków, ale no cóż właśnie tarzaliśmy się po ziemi. Chociaż tarzaniem nie można tego nazwać. Przecież się biliśmy. Tego to jeszcze nie grali. Miałem wpieprzyć temu kolesiowi i tyle. Nikt nie mówił, że sam zbiorę.
Matulu, nie miałem siły. Bolała mnie każda cząstka mojego ciała. Nie mogłem nawet ruszyć palcem. Miałem ochotę wyć, jęczeć, błagać o litość.
Uśmiechnąłem się, gdy usłyszałem przeciągły jęk. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem Harry'ego. Wyglądał nie wyjściowo. Przynajmniej sam nie byłem.
-wszystko mnie napierdala -głos chłopaka był bardziej zachrypnięty niż zawsze, ale to pewnie dlatego, że miałem ochotę go udusić.
-i dobrze
-pieprz się -chłopak podniósł rękę i wystawił mi środkowego palca. Cały się przy tym trząsł. Pewnie wykorzystywał ostatnie resztki sił. Dobrze mu tak!
Wyciągam telefon z kieszeni. Zaciskam usta, gdy widzę, że wyświetlacz jest pęknięty. Nie no nieźle. Zabiję tego gówniarza.
Na szczęście telefon działał i mogłem napisać SMS-a do Zayn'a. Miałem nadzieję, że po mnie przyjedzie i podniesie moje zwłoki z ziemi.
-myślałeś kiedyś o policzeniu gwiazd? -nie wiem dlaczego o to pytam. Może nie chcę leżeć na tej zimnej ziemi milcząc.
-oczywiście, chyba jak każdy -jego głos jest delikatny. Mógłbym go słuchać do końca życia. -zrezygnowałem szybko
-dlaczego? -jestem ciekawy. Wiem, że policzenie wszystkich gwiazd jest głupotą, bo tego się nie da zrobić, ale jego głos brzmiał tak smuto. Coś musiało się za tym kryć.
-ktoś kiedyś powiedział mi, że policzenie ich zajęłoby wieczność -czuję jak wypowiada to z bólem. Zrobiło mi się go żal -a spędzenie wieczności w samotności, to nie jest to o czym marzę.
Na chwilę zatracam się w tym co mówi. Mam nieodparte wrażenie, że już kiedyś to słyszałem. To tak jakby to ja to powiedział. Czy to możliwe?
-to policzmy je wspólnie
-chcesz spędzić ze mną wieczność? -chłopak pyta jakby czegoś się obawiał.
-nie. Przynajmniej będziemy mieć co robić aż przyjedzie Zen, lub aż będę miał siłę wstać -zaczynam się śmiać. Może to wszystko dziwne -biliśmy się przed chwilą, więc wieczność odpada.
-spoko i tak uśniesz przy pięćdziesięciu -jego słowa spokojnie wychodzą z jego ust. Marszczę brwi i patrzę na niego dość zdziwiony. O czym on gada?
-co ty pieprzysz?! -chcę się podnieść, ale bolące żebra mi to utrudniają. Boże, Zen rusz dupę.
-nic. Liczmy te pieprzone gwiazdy -patrzę jak Harry spogląda na niebo i unosi rękę do góry -jeden, dwa, trzy... dziesięć... dwadzieścia... trzydzieści... czterdzieści dziewięć... -jego głos był tak spokojny. Taki usypiający. Melodyjny. To nie moja wina, że tak bardzo przyjemnie mi się go słuchało. -pięćdziesiąt -moje oczy przymknęły się. Ostatnie co pamiętam, to jak ktoś mnie podnosi. Czuję przyjemny zapach, tak jakbym był w domu. -tak bardzo za tobą tęskniłem... -później odlatuję do krainy, gdzie wszystko jest ok. Tam gdzie nie mam problemów, a mój ukochany jest przy moim boku. Chciałem tam zostać.
***
Chciałabym was zaprosić na profil xXBadUnicornsXx, który stworzyłyśmy wraz z koleżankami :)
zachęcam do przeczytania One Shot'a, którego napisałyśmy wspólnie 'Love In Snowy Night' Mam nadzieję, że zajrzycie!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top