Rozdział 7
- Cholerny żołnierzyk! - zakląłem i przez kilka naprawdę długich minut siedziałem pod ścianą stołówki. Ludzie obrzucali mnie zaciekawionym spojrzeniem, lecz nikt się nie zatrzymał. A ja wręcz umierałem z bólu.
On za dużo sobie pozwala! Co z niego za człowiek... Co mu zależy? Przespałbym się z nim i może bym odpuścił. Może... Tomlinson ma bardzo atrakcyjny tyłek, a te niebieskie jak niebo oczy... Chyba jednorazowy numerek jednak by mi nie wystarczył. Zdecydowanie nie...
Postanowiłem odwiedzić Zayn'a. To w końcu jego kumpel. Muszę dowiedzieć się o niebieskookim czegoś więcej. Wtedy może będzie łatwiej go zdobyć. Mulat na pewno wie jakieś ważne rzeczy o chłopaku. W końcu są najlepszymi przyjaciółmi i z tego co się dowiedziałem, mieszkając ze sobą w domku. Muszą się sobie zwierzać, nie?
Droga do budynku lekarskiego zajęła mi nieco więcej czasu niż zazwyczaj. Ledwo co się mogłem wyprostować. Cierpiałem! Nawet bardzo, a wszystko to wina tego nadętego krasnala. Gdy dotarłem na miejsce okazało się, że drzwi są zamknięte. Nikogo nie było w środku. Zapukałem jeszcze raz i chwyciłem za klamkę dla pewności. Nic.
Westchnąłem i już miałem wrócić do siebie w celu ucięcia sobie drzemki, kiedy podeszła do mnie niska blondynka. Ubrana była w kitel i uważnie mi się przyglądała.
- Jest Malik? - zapytałem bezpośrednio, nie siląc się na formy grzecznościowe.
- Pan Malik dzisiaj wyjeżdża, jest u siebie, właśnie się pakuje. Chętnie się tobą zajmę. - powiedziała posyłając mi szeroki uśmiech.
Myślałem, że zwymiotuję. Ta dziewczyna była nieco starsza ode mnie i wręcz pożerała mnie wzrokiem. Czy wszyscy tutaj żyją w celibacie? Zachowują się jak zwierzęta.
- A gdzie znajduje się domek Malika? - kontynuowałem.
- Widzisz ten budynek? - wskazała na betonową budowlę w kształcie prostokąta. Zresztą prawie wszystkie budynki tak wyglądały.
Pokiwałem głowa, uważnie mu się przyglądając. Był kilka metrów stąd. Na pewno Mulat miał blisko do swojego miejsca pracy. Wszystko na miejscu.
- Właśnie tam mieszka, wraz z porucznikiem. - odpowiedziała, nie przestając obdarzać mnie przyjaznym uśmiechem.
- Porucznikiem? - zapytałem tępo.
- Porucznik Tomlinson. - odparła. - Jak ci na imię? Jestem Alex.
- Porucznik Tomlinson. - powtórzyłem za nią, zupełnie ignorując jej pytanie.
Odszedłem stąd, obierając na cel nową lokalizację. Nawet się z nią nie pożegnałem, czy jej nie podziękowałem. Droga tym razem nie zajęła mi dużo czasu. Ból w dolnych częściach ciała nieco zelżał. Nadal nie mogłem uwierzyć, że Tomlinson jest aż tak brutalny. Nie musiał od razu używać siły... Nie wiem po co ta agresja.
Zapukałem do drzwi i odczekałem chwilę. Co jeśli nie było go już w środku? A jak już wyjechał? Miałem bardzo ważną sprawę do niego. To nie mogło czekać. To była sprawa pilna. Przez chwilę miałem wątpliwości, czy w ogóle otworzy. W końcu ukazał się w progu, wpuszczając mnie do środka.
- O! Harry, jak miło cię widzieć, z czym dzisiaj do mnie przychodzisz? - zapytał przyjaźnie i porzucił pakowanie walizki, którą zauważyłem na jego łóżku.
- Ten zasmarkany porucznik uderzył mnie w dość... wrażliwe miejsce. - odparłem.
- Czy oczekujesz ode mnie... sam nie wiem. Co mógłbym dla ciebie zrobić? - zapytał lekko zmieszany. - Jak ci mogę w tym pomóc? Czy mam...
- Nie! Nie chodzi o to. Chciałbym się tylko czegoś dowiedzieć. - wyjaśniłem i opadłem na zaścielone łóżko.
Mulat po chwili usiadł na materacu obok mnie. Założył sobie nogę na kolano i przytrzymał ją ręką, lekko nią machając. Spojrzałem się na niego i westchnąłem.
- Co mam zrobić, aby Tomlinson nie był aż takim dupkiem? - spytałem wprost.
- Przecież on jest anioł, nie człowiek. - zaśmiał się. - To najspokojniejsza osoba, jaką znam. Mówimy o tym samym Tomlinson'ie?
- To istny diabeł. - mruknąłem. - Obrał sobie za cel znęcanie się nade mną, ale już to mówiłem. Potrzebuję jakiś istotnych faktów o tym człowieku.
- Czemu się tak właściwie nim interesujesz, hmm? - zapytał, unosząc jedną brew ku górze.
- Bez powodu, zawsze należy poznać wroga, jak to mówią. - wzruszyłem ramionami, dając złudzenie obojętnego. - Nie lubi swojego nazwiska?
- Co? Czemu? - zdziwił się, mrugając parę razy.
- Bo zwykle się wścieka, gdy go używam, jak mówię mu Louis, to mnie ignoruje. Jak się do niego zwracasz?
- Nie, ty chyba nie zrozumiałeś. - zaśmiał się. - Nie wiem czy wiesz, ale jesteś w wojsku. Tu nie możesz zwracać się do przełożonego w taki sposób. Nie wołasz go po imieniu czy nazwisku. Dla ciebie to tylko porucznik.
- Ale on... - zacząłem.
- Po prostu nie wychylaj się, Harry. Nie pyskuj i nie prowokuj go. Na pewno odpuści. Musiałeś mu nieźle zaleźć za skórę, skoro ciągle o tobie mówi. - odrzekł wyraźnie rozbawiony.
- O mnie? - zdziwiłem się.
- Tak, codziennie, gdy tylko wraca. - odpowiedział, wzruszając ramionami.
Na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Czyli moja osoba nie jest dla niego obojętna. Wszystko szło w dobrą stronę. Tylko jak mam sprawić, aby w końcu wyciągnął kij z dupy i zachowywał się jak normalny człowiek? Jak mam go do siebie przekonać?
- Dzięki, Zayn. - posłałem mu uśmiech.
Do końca dnia zachowywałem się wzorowo. Skorzystałem z rady Malika. Nie chciałem podpaść u Tomlinson'a, więc starałem się go unikać. Przez cały czas biegu znajdowałem się na końcu grupy wraz z Niall'em. Blondyn tak samo jak ja, nie miał kondycji. Sapał i jęczał z każdym kilometrem. W końcu chyba dostrzegł wady jedzenia frytek. Pomimo, iż ciągle jadł, nigdy nie tył. Zawsze mu tego zazdrościłem. Ale teraz nie miałem z tym problemu, gdyż na okrągło byłem głodny.
✱✱✱✱✱✱✱✱
- Harry! Obudź się! - usłyszałem głos Niall'a.
Słyszałem go jak przez mgłę, gdyż jeszcze wciąż trwałem we śnie i się nie wybudziłem. Najchętniej pospałbym sobie dłużej, ale jakaś natrętna blond czupryna mi tego nie pozwalała. Za wszelką cenę ktoś próbował podnieść mnie z łóżka.
- Co jest? - ziewnąłem i przeciągnąłem się.
- Zbiórka, natychmiast! - powiedział i skończył wiązać sznurowadło.
Zerwałem się z łóżka i na szybko je pościeliłem. To był chyba pierwszy raz od pobytu tutaj. Byłem bardzo zdziwiony, że nikt jeszcze nie zrzucił mnie z własnego łóżka i na mnie nie krzyczał. Zwykle miałem nieprzyjemną pobudkę. Brakowało mi tego chłodnego tonu głosu i widoku niebieskich tęczówek.
Pamiętałem ostatnią rozmowę z Malikiem. Dziś również nie chciałem zdenerwować swojego ukochanego porucznika. Planowałem być grzeczny i nie przysparzać mu więcej problemów. Może w końcu to doceni? Może wtedy mnie polubi i zbliżymy się do siebie?
Ubrałem się na szybko i wraz z pozostałymi wyszedłem na zewnątrz. Ustawiliśmy się w szeregu i czekaliśmy na porucznika. Byliśmy bardzo zdziwieni, nie widząc go. Zamiast niego pojawił się obcy mi człowiek. Na twarzy gościł mu uśmiech, lecz nie był tak zniewalający jak w wykonaniu Tomlinson'a. Skoro mowa o nim, to gdzie on jest? Dlaczego się spóźnia? Sam wymaga punktualności i dyscypliny, a odwala takie coś...
- Baczność! - zawołał postawny mężczyzna.
Jak na zawołanie wszyscy wyprostowali się jak struna i popatrzyli na obcego człowieka. Wszędzie panowała cisza. Nikt się nie odezwał, nawet ja. Bo co miałbym powiedzieć?
- Jak widzicie, wasz porucznik zrobił sobie dzień przerwy. Dzisiaj ja was przejmuję. Może w końcu czegoś się nauczycie. - kontynuował.
- Gdzie Louis? - wypaliłem bez zastanowienia.
- Styles, zgadza się? - posłał mi delikatny uśmiech, cały czas mi się przyglądając.
Skinąłem jedynie głową, ale nic więcej nie dodałem. Czekałem aż w końcu coś odpowie. Wydawało mi się, że minęły wieki zanim raczył zaszczycić mnie odpowiedzią.
- Został w łóżku, zachorował. - odrzekł. - Typowe. - prychnął pod nosem z wyraźną pogardą w głosie.
Zmrużyłem oczy i bacznie mu się przyglądałem. Zaczynałem nie lubić tego faceta. Wydawał się podstępny i przebiegły. W dodatku dziwnie się na mnie patrzył. Aż przeszły mnie ciarki. Coś mi się wydaje, że się nie polubimy.
⚓ ⚓ ⚓ ⚓ ⚓ ⚓ ⚓ ⚓ ⚓ ⚓ ⚓ ⚓ ⚓ ⚓ ⚓ ⚓ ⚓ ⚓
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
Szczególnie chciałabym podziękować za liczne komentarze, moim niezawodnym kadetom:
❤❤❤
Nabór do mojego oddziału wciąż otwarty, zapisz się już dziś! (Wystarczy pisać komentarze) XD
- Spocznij! - porucznik Sieg wydał ostatnią komendę na dzień dzisiejszy i kadeci rozproszyli się do swoich łóżek.
⌚⌚⌚⌚⌚⌚⌚⌚⌚⌚⌚⌚⌚⌚
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top