Rozdział 28


Po porannej zbiórce zrobiło mi się głupio. Chyba przesadziliśmy dziś. Louis odkręcił się na pięcie i sobie poszedł. Nic więcej nie powiedział. Ja naprawdę nie chciałem źle. Nikt nie chciał. Tomlinson był wspaniałym porucznikiem. Lubiliśmy go. Gdy zostaliśmy sami nie wiedzieliśmy co mamy ze sobą zrobić.

- I co teraz? - głos zabrał Charlie.

- Wracamy do domku? - podsunął jeden z kadetów.

- Nie. - zawołałem. - Idziemy ćwiczyć. Chyba nie chcecie, by ktoś doczepił się do Lou?

- W sumie racje. - zgodził się.

- Biegi? - zapytał się znów Charlie.

- Nie wydaje mi się, aby Louis chciał dzisiaj biegać. - pomyślałem o ostatniej naszej przygodzie w lesie. Tego samego dnia przyszedłem jeszcze do jego domku. Zayn był bardzo niepocieszony. - Seria pompek?

Wszyscy zgodnie skinęli głowami. Ruszyliśmy na plac. Miałem nadzieję, że niedługo Louis do nas dołączy. Najchętniej pobiegłbym za nim, ale chyba jeszcze bardziej by się zdenerwował.

Po kilku minutach wrócił. Nie był sam. Towarzyszył mu pułkownik. Wystraszyłem się bardzo. Przełknąłem ciężko ślinę. Zapewne chcą mnie przenieść. Nie chciałem tego. Dopiero gdy rudowłosy zwrócił się do mnie, zdziwiłem się. Czyżbym znów coś zrobił? Wiem, że czasem przesadzam i nie jestem idealny, ale...

- Harry. - odezwał się po chwili.

Ruszyłem za mężczyzną, zostawiając Louis'a i kadetów za sobą. Skierowaliśmy się w stronę stołówki. Szliśmy w milczeniu. Zagryzałem zdenerwowany dolną wargę. Nawet dłonie zaczęły mi się pocić. Sheeran zabrał ze stołówki kubek z kawą i wyszliśmy. Cały czas przyglądałem mu się wyczekująco. Bałem się, jakie nowiny ma dla mnie.

- Tak? - zapytałem, gdy przez kilka minut nic nie mówił.

- Był u mnie dzisiaj Louis. - zaczął. - Jest bardzo zawiedziony? Rozczarowany? Smutny? waszym zachowaniem. W szczególności twoim. - szukał właściwego określenia.

- Ja... - urwałem, nie wiedząc co powiedzieć.

- Louis jest bardzo dobrym żołnierzem. Wrodzony talent, ale jest dość słaby psychicznie. Jego ojciec to wykorzystał, by umieścić go w wojsku. Lou wstąpił do niego, by jego siostry mogły mieć normalne życie, studiować, pracować, założyć rodzinę, wiesz? Bardzo ciężko mieć w rodzinie wojskowego. Ciągła musztra, dyscyplina. To nie jest wymarzone dzieciństwo. Gdy w końcu znalazł się w tym miejscu. - zatoczył ręką koło w powietrzu. - Musiał starać się za dwóch. Tego od niego oczekiwano. Miał być najlepszy we wszystkim. To nie jest wcale takie łatwe. Dobry z niego chłopak. Aby dorównać innym, stał się jednym słowem Nick'iem Grimshaw'em.

Spojrzałem na niego zdziwiony. Louis był sto razy lepszy niż Nick. Był miły, jeśli się postarał. Nie pasował do opisu tego dupka.

- Za wszelką cenę chciał się do niego upodobnić. Chciał chociaż raz, aby ojciec był z niego dumny, lecz nigdy tak się  stało. To Grimshaw zgarniał wszystkie pochwały, podczas gdy Lou się załamywał. Ale Louis był i jest lepszy od Nick'a. Przez lata budował wokół siebie mur. Aż w końcu pojawiłeś się ty i z każdym dniem burzysz tą ścianę. - na koniec uśmiechnął się lekko. - W końcu powoli ukazuje się prawdziwy Louis.

- Czego  od pana chciał dzisiaj? - zapytałem.

- Twierdzi, że nie daje sobie z wami rady, ale uważam wręcz przeciwnie. Może mógłbyś nieco ograniczyć te nieodpowiednie komentarze i zachowanie? To na pewno by mu pomogło. Możecie obaj nawet wyjść na przepustkę i nie przejmować się niczym przez te dni.

- Chyba ma rację. - westchnąłem. - Ale naprawdę nie chcę mu zaszkodzić. Ja go... Ja go pokochałem. - przyznałem zaskoczony, że powiedziałem to na głos. - Kurwa, ja go naprawdę kocham! - powtórzyłem, właśnie to sobie uświadamiając.

- Brawo Sherlocku. - zaśmiał się. - Długo ci to zajęło. Ale lepiej późno niż wcale.

Posłałem mu lekki uśmiech. Dlaczego dopiero teraz do mnie to dotarło? Na początku chodziło mi jedynie o jego ciało, potem chciałem zwrócić na siebie jego uwagę. Chciałem, by mnie zauważył, potem spojrzałem w niebieskie tęczówki i zatonąłem. Nie zauważyłem, kiedy zwykła fascynacja, zauroczenie zamieniło się w coś więcej, w coś głębszego. Ten pułkownik ma rację. Louis zasługuje na szczęście, na wszystko co najlepsze. Zdecydowanie tak.

Weszliśmy teraz do betonowego budynku. To tutaj zaprowadził mnie Tomlinson, gdy chciał wykopać mnie z wojska. Na szczęście mu się nie udało. Dzięki temu nadal tu jestem. Mogłem bardziej poznać szatyna i powili się w nim zakochiwać. Zastanawiałem się, czy on również coś do mnie czuje. Był bardzo ładny, przystojny i na pewno mógłby mieć każdego...

Ed ruszył w kierunku swojego gabinetu. Wszedłem do środka za nim i zamknąłem drzwi. Chwilę czegoś szukał w szufladzie biurka. Chyba znalazł to czego szukał, ponieważ uśmiechnął się i położył to przede mną na blacie.

- Co to?  - zapytałem.

- To są zdjęcia młodego Tomlinson'a - wytłumaczył i otworzył teczkę na pierwszej stronie.

Wpatrywałem się w uśmiechniętego chłopaka. Wyglądał bardzo młodo. Jego niebieskie oczy śmiały się wraz z nim. Był w mundurze. Obejmował ramieniem Zayn'a. Zrobiło mi się ciepło na sercu przez ten widok.

- Kiedyś był szczęśliwy, lecz przez lata się zmienił, ale to już mówiłem. - przerzucił kolejną stronę.

Teraz na fotografii był Ed i Louis. Rudowłosy udawał, że dusi szatyna, gdy tamten niemalże płakał  ze śmiechu. Przy jego oczach pojawiły się charakterystyczne dla niego zmarszczki.

- A to było po tym, jak cwaniak wygrał ze mną w to,  kto trafi najwięcej razy w środek tarczy. - zaśmiał się na to wspomnienie. - Ale to są miłe wspomnienia. Jest dla mnie jak młodszy brat.

Skinąłem głową i jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w szczęśliwą twarz szatyna. Przerzuciłem kolejną stronę. Na zdjęciu znajdowali się kadeci ustawieni w równym rządku. Każdy był w mundurze, nikt się nie uśmiechał. Wszyscy byli poważni. Odszukałem sylwetkę Louis'a. Patrzył się przed siebie. Nadal nie wychodzę z podziwu, jak wspaniale zawsze wygląda w mundurze.

- A to zdjęcie z jego ojcem. - dodaje, pokazując mi ostatnią fotografię. - To było w dzień jego awansu na porucznika, czyli kilka miesięcy temu.

Spoglądam teraz na zdjęcie. Są tam ukazane dwie postacie. Louis jest sporo niższy od swojego ojca. Nie uśmiecha się. Wygląda na smutnego. Starszy Tomlinson trzyma rękę na jego ramieniu, lecz również się nie cieszy. Co z tym facetem było nie tak? Jak można było nie cieszyć się z osiągnięć własnego dziecka? Awans w wojsku to przecież nie byle co!

- A dla porównania, zdjęcie starego Tomlinson'a z Grimshaw'em. - podsunął mi kolejną fotografię.

Skrzywiłem się na twarz Nick'a. Ale oni obaj byli szczęśliwi, uśmiechnięci. To było tak cholernie niesprawiedliwe. Czułem rosnącą złość. Louis zasługiwał na wszystko, co najlepsze.

- Dlatego tak strasznie przejmuje się nawet najmniejszym niepowodzeniem. - westchnął rudowłosy. - Za każdym razem wyobraża sobie swojego ojca, który nim gardzi i go nie docenia. Dlatego na litość boską, Harry. Zabierz stąd Louis'a, jak najdalej od tego miejsca i tych drani.

Podniosłem teraz wzrok znad fotografii. Spojrzałem na rudowłosego i skinąłem głową. Miał całkowitą rację. Wojsko niszczy tego kruchego chłopca. Lou nie jest dupkiem, to wszystko pozory, jakie chce stworzyć.

- Załatw mi dwie przepustki, Ed. - mówię na koniec i wychodzę z budynku.


♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋

Witam, kadeci!

Co tam u was ciekawego słychać? Jak  początek wakacji? Wyjeżdżacie gdzieś?

~~~~~~~

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Jesteście wspaniali!    Kiedy rozdział jest takie mocne 2/10 według mnie, a wy chwalicie go w komentarzach.  ❤❤❤

Dobrej nocy! ★☆


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top