Rozdział 16
Chcieli mnie zawiesić. Nick nie żartował. Gra skończona. Poszedł do ludzi postawionych wyżej i naopowiadał im samych kłamstw. Poparł go niemalże cały jego oddział. Wezwali mnie kolejnego dnia na rozmowę. Jeszcze chyba nigdy się tak nie denerwowałem. Ręce mi się pociły. Bałem się. Nie mogą mnie pozbawić stopnia. Stracę wszystko. Co ja zrobię bez wojska? To tutaj spędziłem kilka naprawdę długich lat. Nie wyobrażam sobie innego życia. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że nawet nie wiem co mnie tam spotka. Nie wiem co mieli mi do zarzucenia. Wkrótce się jednak przekonałem.
Nick oskarżył mnie o brak odpowiedniego wyszkolenia żołnierzy, o ,,zhańbienie munduru'', cokolwiek miało to znaczyć. Poruszył też sprawę ze Styles'em. Oczywiście wszystko sobie to podkoloryzował.
Nie zawiesili mnie. Podczas spotkania obecny był mój ojciec. Nawet nie wiem kiedy wrócił z misji. Przez cały czas trwania zebrania, gromił mnie spojrzeniem. Nigdy nie pałaliśmy do siebie miłością. Ostatecznie wstawił się za mną i zaręczył, że nigdy nie dojdzie do czegoś podobnego. Dał słowo. A ja nie mogłem go zawieść. Po wszystkim byłem wolny. Wyszedłem z budynku jako pierwszy. Miałem wracać do swoich obowiązków, lecz zatrzymał mnie mój ojciec.
- Louis! - zawołał.
Zatrzymałem się w miejscu. Wzrok wbity miałem w ziemię, bałem spojrzeć mu się w oczy. Od zawsze mnie przerażał. Przełknąłem ślinę i czekałem na to co powie. Przez długi czas milczał.
- Spójrz się wreszcie na mnie! - warknął.
Niepewnie przeniosłem wzrok na jego osobę. Był wkurzony, chociaż to może zbyt łagodne słowo. Uwierzyli mu. Uwierzyli Nick'owi. To ja byłem ten gorszy. Czasami wydawało mi się, że mój ojciec chciałby mieć Grimshaw'a za syna. To jemu gratulował awansu na podporucznika, pomimo iż ja byłem stopień wyżej. Nie zaszczycił mnie wtedy nawet zwykłym spojrzeniem. Ale już się do tego przyzwyczaiłem.
Nim zorientowałem się w sytuacji w jakiej się znalazłem, oberwałem z pięści w twarz, zatrzymując się na ścianie za mną. Nie spodziewałem się tego. Nawet po nim, chociaż kogo ja oszukuję? On zawsze był nerwowy.
- Jeszcze nigdy w życiu nie było mi tak wstyd! - powiedział z pogardą w głosie, patrząc na mnie jak na śmiecia.
Wytarłem wierzchem dłoni krew z rozciętej wargi i nosa. Zawsze umiał bić mocno. Nie chciałbym się teraz widzieć w lustrze.
- Przepraszam... - wypowiedziałem tylko jedno słowo jakie przyszło mi do głowy.
- Zostałeś niemalże wyrzucony. - kontynuował. - Nigdy nikt mnie tak nie rozczarował.
Patrzyłem na niego czekając na jakąś reakcję. Przecież nic takiego nie zrobiłem...
- W drodze wyjątku wstawiłem się za tobą. - powiedział. - Ale nie zamierzam tolerować takich rzeczy. Jesteś moim synem, więc zachowuj się godnie noszenia munduru.
- Dziękuję, sir - powiedziałem cicho, spuszczając wzrok na jego buty.
Miałem świadomość, że zrobiło się małe widowisko. Kilka osób zatrzymało się i przyglądało w milczeniu. Widziałem również Grimshaw'a. Stał za rogiem, opierając się o ścianę. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech. Cieszył się z takiego obrotu sprawy. Zacisnąłem zęby i czekałem na to, co jeszcze ma do powiedzenia.
- A teraz zejdź mi z oczu. - rzekł ojciec lodowatym tonem. - Tylko doprowadź się do kultury...
Jako pierwszy odszedł. Odwrócił się na pięcie i ponownie wszedł do budynku. Nie czekałem już dłużej. Skierowałem swoje kroki w stronę swojego domku. Kątem oka zauważyłem jak Nick podąża za mną. Nie chciałem go oglądać, ani słuchać. Przyśpieszyłem kroku i zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem. Mimo to nie zraził się. Otworzył je i wszedł za mną do łazienki.
Oparłem ręce po obu stronach umywalki i spojrzałem w lustro. Bolało gorzej, niż wyglądało. Odkręciłem wodę i przemyłem twarz. Rozcięta warga trochę mnie piekła, ale nie zawracałem sobie nią głowy. Wziąłem trochę papieru toaletowego i przytknąłem do nosa. Gdy przestanie krwawić, muszę wrócić do swoich kadetów. Teraz są na strzelnicy.
- Nieźle wyglądasz, Tomlinson. - odezwał się Nick.
Już prawie zapomniałem o jego obecności. Był jak cień, który porusza się wraz z tobą. Wiecznie cię prześladuje. Nie możesz uwolnić się od niego.
- Dzięki. Jak będę chciał zmienić wygląd swojej twarzy, będę wiedział do kogo się zgłosić. Zawsze można nakłamać, co nie, Nick? - spojrzałem się na niego w odbiciu lustra. - W tym jesteś najlepszy.
- Zazdrosny? Za pić minut mam spotkanie z twoim ojcem. Powiedział, że opowie mi o misji na której był. Sam chętnie przedstawię swój punkt widzenia z wczorajszej gry o flagi. Myślę, że z chęcią posłucha. - zaśmiał się.
Nie zareagowałem w żaden sposób. Zrobiłem sobie zimny okład i położyłem na grzbiet nosa. Wyminąłem chłopaka i poszedłem do sypialni. Usiadłem na swoje łóżko. Swój wzrok utkwiłem w podłodze. Dopiero teraz zauważyłem rozwiązane sznurowadło buta. Schyliłem się, aby je zawiązać.
Gdy doprowadziłem siebie do porządku, wyszedłem z domku. Nick wyszedł jakieś dwie minuty temu. Znudził się ciągłym milczeniem i sobie wyszedł. Mijałem właśnie plac treningowy. Kadeci robili serię powtórzeń komendy ,,padnij'' i ,,powstań.'' Do strzelnicy miałem jeszcze jakieś dwie minuty drogi. Nie spieszyłem się. Nie chciałem widzieć ich zaciekawionych twarzy. Zapewne będą komentować mój wygląd. I tak się dowiedzą. Jak nie od Nick'a to od kogoś na stołówce. Tu informacje roznoszą się błyskawicznie.
Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Na stanowiskach porozstawiani byli ludzie w grupkach dwuosobowych. Przywitałem się z Chris'em, jednym z instruktorów. Popatrzył się na mnie podejrzliwie, ale nic nie skomentował, za co byłem mu wdzięczny. Streścił mi pokrótce postępy moich kadetów. Przyglądałem się ich poczynaniom. Po godzinie skończyli. Poszliśmy biegać. Słyszałem szmer rozmów i czułem na sobie ich spojrzenia, ale je ignorowałem. Przy wyjściu minąłem się z Nick'iem. Właśnie zmierzał na ćwiczenia ze swoim oddziałem. Ciekawy zbieg okoliczności, czyż nie?
- O! Tomlinson! Jaka miła niespodzianka! - zawołał.
Zatrzymałem się i spojrzałem na niego, gromiąc go wzrokiem. Moi ludzie zatrzymali się za mną. Zapanowała chwilowa cisza. Chciałem coś powiedzieć, lecz ktoś ją przerwał.
- Co ci się stało, Louis? - usłyszałem zachrypnięty głos.
Spojrzeniem odszukałem znajomą postać. Styles przecisnął się przez grupkę ludzi i stanął obok Nick'a, naprzeciwko mnie. Napotkałem zielone tęczówki. Widziałem w nich zdziwienie.
- Biegiem marsz! - wydałem komendę.
Moi kadeci zaczęli biec. Byłem zaraz za nimi. Nie odpowiedziałem na pytanie Styles'a. I tak się dowie, prawda? Obejrzałem się przez ramię. Miałem rację. Widziałem, jak Nick mówi coś i uśmiecha się przy tym triumfalnie. Spuściłem wzrok i skupiłem się na biegu.
Chyba się w tym wszystkim pogubiłem... Może ojciec ma rację? To zawsze Nick był ten lepszy. Może nie powinienem prowadzić oddziału kadetów? Może nie nadaję się do tego? Nie dawałem sobie rady ze Styles'em, a Grimshaw tak. On ani razu się na niego nie skarżył. Uważał go za najlepszego żołnierza. Czy byłem aż tak ślepy? Pewnie miał rację. To ja się myliłem. Jak zawsze.
✚✚✚✚✚✚✚✚✚✚✚✚✚✚✚✚✚✚✚✚✚✚✚✚✚
Witajcie, kadeci!
Jak podoba się rozdział?
✌ ✌ ✌ ✌ ✌ ✌ ✌ ✌ ✌ ✌ ✌
Wiecie, że ,,Yes, sir!'' było moim pierwszym ff, które miało więcej komentarzy, niż gwiazdek? :D
Teraz znów gwiazdki wychodzą na prowadzenie ^.^
Trochę przytłoczył mnie 20 rozdział, więc robię sobie dwudniową przerwę... Ale nie martwcie się! Rozdziały będą codziennie :D
✿❀✿ Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze! ✿❀✿
❤ Dobranoc, kadeci! ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top