Rozdział 13


,,Zaszkodziło mi jedzenie ze stołówki''  Akurat... - prychnąłem na jego stwierdzenie. - Żebyś tylko wiedział, Grimshit.

Minęły już trzy dni odkąd zostałem przeniesiony do oddziału Nick'a. Nie było dnia, abym go nie wyklinał. A to wszystko przez tego Tomlinson'a! Dlaczego mi  to zrobił? Byliśmy przecież najlepszym duetem w całym wojsku. Bardzo go lubiłem, ale jak widać bez wzajemności.

- Za tydzień sprawdzimy wasze umiejętności. W grze we flagi przydaje się umiejętność kamuflażu, orientacji w terenie, walki wręcz. - powiedział Nick, jak zwykle zatrzymując swoje spojrzenie na mojej osobie. Jakie to było irytujące!

- Przeciw komu będziemy grać? - zapytał jakiś grubszy mężczyzna z kilkudniowym zarostem.

- Wypowiemy wojnę grupie Tomlinson'a. To banda nieudaczników. - prychnął. - Wgnieciemy ich w ziemię i w końcu poznają swoje miejsce.

Patrzyłem się na niego, mrużąc oczy. Nie podobał mi się jego plan oraz to jak zwracał się o moich przyjaciołach. Bijącą nienawiść dało się odczuć nawet z odległości. Jaki  ten facet miał problem z Tomlinson'em?

- Dlatego też musimy poćwiczyć walkę wręcz. - dodał. - Harry, ty możesz ćwiczyć ze mną, pokażę ci dobre chwyty, jak powalić przeciwnika na ziemię w kilka sekund.

Po tłumie przeszła fala śmiechu. Jak ja ich wszystkich nienawidziłem! Zacisnąłem zęby i niechętnie podszedłem do mężczyzny. Skoro to pomoże mi powalić na ziemię Tomlinson'a, to nie widzę przeszkód. Jakoś wytrzymam ten czas w jego obecności. Może wyjść mi to tylko na dobre. Uśmiechnąłem się lekko i  stanąłem przed mężczyzną.

W ciągu dwóch godzin leżałem parokrotnie na ziemi. Byłem cały okurzony i brudny od ziemi, ale nieco się nauczyłem. Nick jednak na coś się przydał. Coś czuję, że ta bitwa, gra czy walka o flagi będzie zabawna. Nie mogłem się już tego doczekać.

Wieczorem wróciłem do pokoju. Wziąłem prysznic i ruszyłem do drugiego domku. To tam za pierwszym razem mieszkałem. Chciałem pogadać z przyjacielem, a konkretnie z Horan'em.. Z Niall'em widywałem się tylko podczas posiłków, lub tak jak teraz, po zakończeniu dnia. Właśnie zmierzałem we właściwym kierunku, kiedy zauważyłem blond czuprynę. Nie był sam. Obok niego szedł Malik we własnej osobie. Skąd się znali? I dlaczego się śmieją? Zatrzymałem się w pół kroku, kiedy zauważyłem, jak wyższy  chłopak, przyciska drugiego do ściany budynku i się całują. Zmarszczyłem brwi na ten widok. Nie spodziewałem się tego po tym małym, nieśmiałym blondynie. Szybcy byli, nie ma co. A ja od kilkunastu dni próbuję chociaż zbliżyć się nieco do Tomlinson'a i nic. On tak łatwo się nie poddaje. Jest ciężkim przeciwnikiem. Coś czuję, że jeszcze długo mi się z tym zejdzie.

Odwróciłem się na pięcie i skierowałem swoje kroki w przeciwnym kierunku. Zatrzymałem się przed betonowym budynkiem. Poczekałem chwilę, po czym wparowałem do środka. Widok jaki zastałem, przyprawił mnie o szybsze bicie serca. Na środku pokoju stał Louis. W samym ręczniku owiniętym wokół bioder. Stał do mnie tyłem, więc dopiero zauważył mnie, gdy drzwi skrzypnęły. Na jego twarzy było zdziwienie, szok a następnie pojawiła się rosnąca złość.

- Styles! - syknął i złapał za bluzkę, by naciągnąć ją na siebie.

Szybko podszedłem do niego i wyrwałem mu materiał z rąk. Wolałem oglądać go takim, jakim go zastałem. Ubrania były zbędne. Najchętniej pozbyłbym się i tego ręcznika. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym.

- Wiedziałem kiedy przyjść. - mruknąłem zadowolony, podchodząc do niego. - Przyznaj Lou, że stęskniłeś się za mną...

- Nigdy. - wycedził przez zęby.

- Nawet tak troszeczkę? - zapytałem z lekką nadzieją w głosie. - Tak tyci-tyci ?

- Nie, nawet przez pieprzoną sekundę, Styles! - warknął, wciąż cofając się do tyłu, jak najdalej ode mnie. - A teraz z łaski swojej zniknij stąd i się tu nie pokazuj. Wracaj sobie do Nick'a.

- Oj, chyba ktoś tu jest o mnie zazdrosny, prawda? - zaśmiałem się, poruszając sugestywnie brwiami.

- Chyba w snach! - prychnął i zatrzymał się w miejscu. Ściana uniemożliwiła mu dalszą ucieczkę. Opierał  się o nią plecami.

- Mam bardzo bogatą wyobraźnię, Loulou. Wiedz, że w moich snach ty tam jesteś wraz ze mną i jest nam razem tak dobrze... - rozmarzyłem się na chwilę i spojrzałem na porucznika.

Na jego twarzy malowała się niepewność. Po chwili przybrała kolor dojrzałego pomidora. Czyżby się zawstydził? Był dosłownie na wyciągnięcie ręki. Cały dla mnie. Nikt by nam nie przeszkodził. Malik jest zbyt zajęty wymienianiem śliny z Horan'em. Na pewno tu nie zajrzy przez długi czas. Spokojnie zdążylibyśmy... W zasadzie z czym?

- Wbij sobie do tej tępej główki, Styles, że nie przepadam za tobą. - powiedział wbijając swój wskazujący palec w mój tors.

- A ja wręcz przeciwnie. - odparłem i przyłożyłem dłoń do jego gładkiej skóry na policzku. - Szaleję za tobą, poruczniku.

Wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczyma. Jego niebieskie oczy błyszczały. Obserwował każdy mój ruch. Nieśpiesznie nachyliłem się i złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek. Nie śpieszyłem się. Nie trwało to też za długo, zwykłe muśnięcie naszych warg. Byłem delikatny i nie chciałem go do niczego przymuszać. Podczas tego zdarzenia szatyn nie ruszył się ani odrobinę. Zastygł w bezruchu, chyba nawet przestał oddychać. Zabrałem z jego policzka dłoń.  Wyprostowałem się i posłałem mu szeroki uśmiech. Nie odwzajemnił go. Chyba wciąż był w szoku, nie spodziewał się tego. Cóż... ja zresztą też. To było nieplanowane.

- J-ja... - zaczął, lecz zaciął  się w połowie zdania.

Widziałem jak jego dolna warga drżała. Spuścił swój wzrok i więcej nie odważył się na mnie spojrzeć. Przynajmniej nie oberwałem w twarz, to zawsze jakiś plus. Spodziewałem się wybuchu złości, czystej furii. Nic się jednak takiego nie wydarzyło. Louis nawet nie krzyczał. Ba! Nawet uroczo się zarumienił i zająknął.

Wyglądał tak wspaniale, stojąc w samym ręczniku. Z jego włosów wciąż jeszcze skapywały pojedyncze kropelki wody. Był boso. Czy to na pewno był TEN Louis? A może go podmienili na kogoś innego? Może ma sobowtóra, a ja o tym nie wiem? 

Zapadła między nami długa cisza. Louis nie próbował nic więcej powiedzieć. Słyszałem jego przyśpieszony oddech.

- Do zobaczenia, poruczniku. - powiedziałem, posyłając mu szeroki uśmiech. Niestety i tym razem nie mógł go zobaczyć, gdyż nawet nie podniósł swojego wzroku znad podłogi. Chyba w tym momencie była o wiele bardziej ciekawsza niż moja osoba. Nie miałem mu tego za złe. Był na pewno w głębokim szoku.

Nieśpiesznie skierowałem się do wyjścia. Otworzyłem drzwi i zanim jeszcze wyszedłem na zewnątrz, obejrzałem się na szatyna. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Mogłem podziwiać błyszczące niebieskie tęczówki. Puściłem mu oczko, a ten natychmiast odwrócił wzrok. Tym razem jego uwagę pochłonęła ściana obok niego. Zaśmiałem się cicho i opuściłem jego domek. Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem powolnym krokiem przed siebie. Byłem taki szczęśliwy. Dawno nie czułem takiej radości. Louis całkowicie zawrócił mi w głowie. To już nie była kwestia zwykłego, jednorazowego pieprzenia się z nim. To było o wiele głębsze i poważniejsze.

- Styles! - usłyszałem znajomy, cudowny  głos.

Odwróciłem się do niego przodem. Stał w samym ręczniku we framudze drzwi. Wciąż się nie ubrał. Zaciskał mocno zęby i wbijał spojrzenie w moją osobę. Nawet z tej odległości widziałem jego iskrzące się tęczówki.

- Jesteś dupkiem, Styles! - krzyknął.

Na moje usta wkradł się szeroki uśmiech. Rozbawiło mnie jego zachowanie. Ten to ma opóźniony zapłon. Dopiero to sobie wszystko przetworzył?

- Ja ciebie też, Lou. - odparłem i wsadziłem ręce w kieszeń. Skierowałem się do siebie. I ani szpetna gęba Nick'a, ani nic innego nie potrafiło zepsuć mi tej chwili. Do końca dnia uśmiechałem się jak głupi.


♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥

✉  Porucznik Sieg cierpi na okropny ból głowy. W związku z tym, nie będzie jutro zbiórki o godzinie 6 (możecie się wyspać). Radujmy się!  KONIEC KOMUNIKATU


Dziękuję za gwiazdki i komentarze!




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top