Rozdział 10


Z pomocą Liam'a usiadłem na łóżku. Było mi gorąco, ale nie wiem czy od wstydu czy gorączki.  Mogłem się założyć, że twarz miałem w kolorze dojrzałego pomidora. Jak mogłem nie połapać się, że to był Styles?  Powinno mnie olśnić po tym, że się nie odzywał. Liam nigdy nie milczał. Jaki ja jestem głupi! Zakryłem twarz dłońmi.

- W porządku Lou? - spytał, siadając obok mnie na łóżku.

- Tym razem naprawdę przesadził, ale to też moja wina. - mruknąłem ignorując jego pytanie, spuszczając głowę.

Czułem się bardzo źle, ale wizyta Styles'a  wcale mi nie pomogła. Przez niego można powiedzieć, że czułem się jeszcze gorzej. Pewnie teraz będzie się chwalił pozostałym kadetom z dzisiejszej nocy. Wyśmieją mnie. To było zbyt oczywiste. Może powinienem poprosić o przeniesienie? Skoro Styles był nietykalny, nie można było go wyrzucić, to może ja odejdę. Taki wstyd...

- Louis. - zawołał, trącając mnie ręką. - Nie myśl o tym. Przecież nic się nie stało.

- Mylisz się, on... - westchnąłem, ale urwałem swoją wypowiedz. - Boli mnie głowa, przyniesiesz mi później jakieś tabletki?

- Jasne, ale teraz się połóż. - powiedział.

Odsunął się i zrobił mi miejsce. Opadłem z powrotem na poduszkę. Znów okrył mnie kocem i zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco. Co on ma z tym kocem?  Jak mu zimno, to niech sam się nim przykryje.

- Jutro też mnie nie będzie, zgłosisz to? - zapytałem, zakrywając usta, gdy miałem kolejny napad kaszlu.

Nie chciałem go zarazić. Nie Liam'a, może jedyną osobą, jaką bym chciał był Styles. Wtedy miałbym go z głowy na kilka dni. Jak widać, ja się od niego nie uwolnię. Jest jak karaluch, gdzie wszędzie wejdzie i zatruwa ci życie. Jest to męczące.

- Oczywiście. Odpoczynek dobrze ci zrobi. - poklepał mnie po nodze i wstał z materaca.

Podszedł do krzesła, które leżało wywrócone na podłodze. To wszystko sprawka Styles'a. Przez niego się obudziłem. Oraz to przez niego boli mnie jeszcze bardziej głowa.

- Zayn zostawił mi klucze do swojego gabinetu. Nie musisz nigdzie po nie chodzić. Są w jego szafce, sięgniesz? - zapytałem.

Skinął głową i po chwili wrócił z kluczami. Zdążył z powrotem usiąść na łóżku, przy moich nogach, gdy drzwi się otworzyły. Do środka wszedł zupełnie przemoczony żołnierz. Nie znałem go. Ale Liam owszem.

- Sierżancie! - zasalutował przybysz i stanął na baczność.

Więc chodziło o Liam'a. Zastanawiałem się jak go tu znaleźli. Przecież powinien być na stołówce, albo u siebie, nie tutaj.  Czego od niego w tej chwili chcieli? Kim był ten mężczyzna?

- Smith, spocznij. - odpowiedział. - Coś się stało?

Popatrzyłem uważniej na postać stojącą przede mną. Był to blond włosy chłopak. Kropelki wody spływały mu z kosmyków włosów. Cały strój miał przemoczony, a buty porządnie ubłocone.  Wyglądał zresztą jak Liam, gdy tu wszedł. Na dworze musiało nieźle lać. Wcale nie tęskni mi się za swoimi obowiązkami. Leżenie w łóżku jest o wiele wygodniejsze. Chociaż  można się zanudzić na śmierć. To jedyny minus, albo nie... jest jeszcze katar, przez który ciągle kapie ci z nosa. Nic przyjemnego.

- Settlemyer uległ wypadkowi przy ćwiczeniach. Wzywają pana, sir!

Usłyszałem ciche westchnięcie przyjaciela. Niechętnie podniósł się z łóżka i obejrzał się na mnie.

- Leć, obowiązki wzywają. - odparłem na jego nieme przeprosiny.

Najwyżej znów zostanę sam i będę umierał. Gorączka dla faceta to jak wyrok śmierci. Powolnej i bolesnej z resztą. Ale nie mogę zatrzymać przy sobie Liam'a. Ma swoje obowiązki. Niestety.

- Dasz sobie radę? - zapytał jeszcze.

- Przecież nie umrę. - powiedziałem. ,,Chyba'' - pomyślałem po chwili. - Ale przynieś mi tabletki na ból głowy bo oszaleję, błagam.

- Będę najszybciej jak będę mógł. - obiecał.

Ruszył za mężczyzną. Zamknął drzwi i znów zostałem sam. Długo się jego towarzystwem nie nacieszyłem. Już Styles był dłużej... Zresztą o czym ja myślę? Jego w ogóle nie powinno tu być. Jest noc a o szóstej mają mieć zbiórkę. Nie zmęczył się dzisiaj na ćwiczeniach?

Zastanawiałem się co dziś takiego robili. Chociaż i tak znałem odpowiedź.  Prawdopodobnie biegali. Pierwsze tygodnie w wojsku nie należą do najfajniejszych. Ciągle się tylko biega i wykonuje schematycznie rozkazy. Dopiero później zaczyna się to wszystko rozkręcać. Ćwiczenia na strzelnicy, biegi na orientację w terenie.

Niebo przecięła kolejna błyskawica i po chwili słychać było głośny huk. Chyba burza była już blisko. Deszcz nie przestawał dzwonić o szyby. Wielkie krople spływały po powierzchni okna, zostawiając za sobą smugi. Bardzo nie lubiłem burzy.

Jako mały chłopiec dużo czasu spędzałem na świeżym powietrzu. Bawiliśmy się z kolegami od rana do wieczora. To były wspaniałe czasy. Pewnego razu będąc u Greg'a, mojego najlepszego kumpla zaczęło grzmieć. Nadciągała burza. Mieszkałem daleko od nich, więc jego mama zaoferowała się, że mnie odwiezie. Ojciec nie zgodził się na nocowanie. Musiałem wracać do domu. Nie wiem co mu tak zależało. Pani Jackson wsiadła w samochód i po chwili byliśmy w drodze. Jadąc ulicą, piorun trafił w drzewo, które z kolei obwaliło się na samochód. Do dziś pamiętam głośny krzyk, odgłos hamujących opon, potężny huk. Wszystko wydawało się trwać wieki, wydarzenia rozgrywały się jak na zwolnionym filmie. Ja przeżyłem. Mama Greg'a nie miała tyle szczęścia. Zmarła w szpitalu. Byłem wtedy mały, nic nie rozumiałem. Miałem z siedem lat. Długo nie mogłem dojść do siebie. Pamiętam, że chodziłem na jakieś idiotyczne wizyty do psychologa dziecięcego. Do nikogo się nie odzywałem. Nic nie mówiłem przez długie miesiące. Chyba dopiero pomoc Zayn'a okazała się skuteczna. Nie wiem jak to zrobił, ale zacząłem mówić. Był dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałem. Z biegiem lat czułem się winny tej tragedii, ale co mogłem zrobić? Nie przewidziałbym tego. Greg wraz z ojcem przenieśli się do innego miasta. Chcieli ułożyć sobie na nowo życie. Straciłem z nim kontakt. Od tamtego czasu burze mnie przerażały. Były niebezpieczne dla ciebie i innych.  Bałem się i nadal boję.

Ale podczas pobytu w wojsku nie mogłem schować się pod kołdrą i ją przeczekać. Wiele razy towarzyszyła mi podczas ćwiczeń. Może to trochę żałosne, że duży facet boi się zjawiska atmosferycznego, ale to silniejsze ode mnie. Tylko nieliczni mogą to zrozumieć.


Wyrwałem się z zamyśleń, słysząc otwierające się drzwi. Czyżby Liam szybko uporał się ze swoją sprawą i przybył mi na ratunek z tabletkami na ból głowy? Uniosłem się na łokciach, patrząc na przybyłą osobę.

- Tęskniłeś? - usłyszałem zachrypnięty głos i opadłem z powrotem na poduszki.

O cholera... - pomyślałem i zamknąłem oczy. - Niech ktoś go stąd zabierze...


⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡ ⚡

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♡♡♡

※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top