Rozdział 50
Mieszkałem u Harry'ego już ponad tydzień. Anne dzwoniła do nas niemalże codziennie. Ciągle zapraszała nas na rodzinne obiady. Zielonooki strasznie się z tego powodu złościł. Podczas ostatniej wizyty rodziny Styles, Gemma powiedziała mi, że Harry chce mieć mnie tylko dla siebie. Nie lubi się dzielić. Podobno jest taki od zawsze.
Wczoraj odwiedziła nas Gem i zapragnęła wybrać się ze mną na zakupy. Oczywiście nie zaproponowała tego zielonookiemu. Chciała mu w ten sposób zrobić na złość. Zanim zdążyłem odpowiedzieć, Harry przyciągnął mnie ramieniem do siebie i zgromił dziewczynę lodowatym spojrzeniem.
- Mój. On jest mój i nawet nie próbuj mi go zabrać. - tak brzmiały jego słowa.
Po tym wybuchnąłem śmiechem, tak samo jak dziewczyna. Skończyło się na tym, że we trójkę spędziliśmy całe popołudnie na zakupach.
Teraz kończyłem brać prysznic. Spłukałem miętowy szampon do włosów i wyszedłem spod prysznica. Wytarłem się ręcznikiem i ubrałem. Nałożyłem na siebie bluzkę z krótkim rękawkiem Harry'ego. Oczywiście zabrałem mu ją bez pytania. Uwielbiałem chodzić w jego ciuchach. Wcale nie przeszkadzało mi to, że były na mnie o wiele za duże.
Opuściłem łazienkę i skierowałem się do salonu. To tam znalazłem swojego chłopaka. Siedział na kanapie przykryty kocem. Gdy tylko mnie zauważył, uśmiechnął się i odkrył kawałek koca. Zrobił dla mnie miejsce i gdy tylko chciałem usiąść obok niego, ten złapał mnie za biodra i usadził na swoich kolanach.
- Jestem za ciężki. - zaśmiałem się.
- Nonsens. - od razu zaprzeczył.
Przykrył nas razem kocem i objął mnie rękami w pasie. Oparłem się o niego i spojrzałem na telewizor. Harry pocałował mnie w głowę. Z kosmyków włosów spływały mi krople wody, ale jemu to w zupełności nie przeszkadzało.
- Pięknie pachniesz. - szepnął mi na ucho.
- To twój szampon, Hazz. - odparłem. - Zwykły miętowy szampon. - dodałem.
- Na tobie pachnie o niebo lepiej, Lou. - kontynuował, składając delikatne pocałunki na mojej szyi.
- Strasznie słodzisz, Harreh... - wywróciłem oczami. - Oglądajmy już film.
Chłopak przytaknął jedynie i skupiliśmy się na filmie. Uwielbiałem w ten sposób spędzać wieczory. Nigdzie nie musieliśmy się śpieszyć. Mogliśmy po prostu siedzieć wtuleni w siebie i śmiać się oglądając komedie romantyczne.
Nad rankiem zawsze budziłem się w towarzystwie Harry'ego. Witały mnie jego zielone tęczówki pełne miłość. Wiedziałem, że zawszę będę mieć go przy sobie. Nigdy mi się to nie znudzi. Po przebudzeniu robiliśmy razem śniadanie. Czasami jadaliśmy je bardzo późno, gdyż pokusa leniuchowania w łóżku, przytulania się do siebie i rozmowy była silniejsza.
Tak było i tym razem. Podnieśliśmy się z łóżka po dziesiątej. Nie pamiętałem jak znalazłem się w sypialni. Wiedziałem jednak, że to sprawka Styles'a. To on musiał przenieść mnie do łóżka, gdy zasnąłem na filmie. Przez cały czas trwania seansu delikatnie drapał mnie po głowie. Wiedział, jak bardzo to uwielbiam. Czasami zachowywałem się jak kot, co nie umknęło uwadze chłopaka.
- Więc na co masz dziś ochotę? Płatki z mlekiem, naleśniki, jogurt, kanapki, a może masz ochotę na te rogaliki, które tak bardzo uwielbiasz?
- W tym momencie najbardziej mam ochotę na ciebie. - zaśmiałem się.- Ale może zostawię cię na kolację?
- Jestem pewien, że wystarczy i na śniadanie i na kolację. - zapewnił z szerokim uśmiechem.
- Jednak się rozmyśliłem. Wolę naleśniki. - wyszczerzyłem się szeroko, na co Harry westchnął.
Poszliśmy rzem do kuchni. Chłopak zajął się wyrabianiem cista naleśnikowego. Sam zabrałem się za mycie truskawek. Po tym je pokroiłem. Przygotowywanie śniadania poszło nam sprawnie. Harry nucił pod nosem jakąś piosenkę. Skończyło się na głośnym śpiewie naszej dwójki. Stanowiliśmy całkiem zgrany duet. Zielonooki miał ogromny talent. Spokojnie mógłby zostać piosenkarzem i to nie byle jakim.
- Śniadanie dla uroczego Boo. - uśmiechnął się, podając mi talerz.
Skończył smażyć i przełożył gotowe jedzenie na swój talerz. Zajął miejsce po drugiej stronie stołu, naprzeciwko mnie. Wpatrywał się we mnie przez chwilę. Spojrzałem na naleśnik. Na nim została ułożona z truskawek uśmiechnięta minka. Zaśmiałem się cicho i chwyciłem za widelec. Naleśniki z dżemem, bitą śmietaną i truskawkami - to co uwielbiam.
- Jesteś niemożliwy, Harry. - pokręciłem rozbawiony głową.
- Czy to znaczy najlepszy, najprzystojniejszy, najzabawniejszy?
Spojrzałem na niego przez chwilę. Chłopak ani na sekundę nie spuszczał mnie z oczu. Wciąż czekał na odpowiedź. Wyglądał zabawnie z uniesiona brwią.
- Zdecydowanie tak, panie najlepszy, najprzystojniejszy...
- Zapomniałeś o ,,najzabawniejszy''. - wtrącił po chwili.
- ... i najzabawniejszy. - dodałem po chwili. - Ale również uparty, zazdrosny i denerwujący...
- Chyba ktoś nie chce dokładki naleśnika... - zaczął.
- Ale dla mnie najwspanialszy chłopak na Ziemi. - zakończyłem gładko, posyłając mu szeroki uśmiech.
- Tak o wiele lepiej. - zgodził się ze mną.
Chwycił truskawkę i nachylił nad stołem. Przesunął mi owocem po dolnej wardze. Po chwili wpakował ją do swoich ust, które potem oblizał.
- Bita śmietana nie może się zmarnować. - wytłumaczył. - A teraz skończmy śniadanie, bo porywam cię w pewne miejsce.
Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, lecz zielonooki mnie wyprzedził. Jakby czytał mi w myślach. Zaśmiał się krótko, cały czas spoglądając mi w oczy.
- I tym razem nie jest to sypialnia. - zapewnił. - Chyba, że wieczorem.
- Nie mogę się odczekać. - dodałem jedynie i zająłem się naleśnikiem.
Po śniadaniu wybraliśmy się do parku. Usiedliśmy na naszą ulubioną ławeczkę i rozmawialiśmy na różne tematy. Dzięki tej rozmowie dowiedziałem się trochę o dzieciństwie chłopaka. Jak on sam to określił ,,Byłem wtedy rozpieszczonym gówniarzem z dobrej rodziny''. Opowiedział mi o przyjaźni z Niall'em. Poznali się kiedyś na jednym z bankietów urządzanych przez państwo Horan. Podobno jeden drugiego wepchnął do oczka wodnego pełnego ryb. I to na pewno blondyn pozostał tym suchym.
- Chcę ci coś pokazać. - powiedział, podnosząc się z ławeczki.
Zrobiłem to samo chwilę po nim. Złapał mnie za rękę i zaczęliśmy kierować się w stronę mieszkania. Po drodze Harry wytłumaczył mi, że musimy gdzieś pojechać. Chciał pokazać mi coś, co znajduje się za miastem, na obrzeżach. Zgodziłem się i chwilę później byliśmy w drodze. Nie była to długa trasa. Cel naszej podróży znajdował się kilkanaście kilometrów od centrum.
- Jesteśmy na miejscu. - oznajmił zatrzymując samochód.
Odpiął pasy i wyszedł z auta. Po chwili znalazłem się przy nim. Patrzyliśmy na niewielki lokal z napisem ,,Do wynajęcia''.
- Co tu robimy? - zapytałem spoglądając na twarz chłopaka.
- Przez całe życie miałem wszystko, czego pragnąłem. Drogie markowe ciuchy, swój pierwszy samochód. Postanowiłem, że chciałbym zacząć zarabiać na siebie, być niezależnym od rodziców. Myślałem nad małą kawiarnią. Oczywiście chciałbym poznać i twoje zdanie na ten temat, ponieważ bez twojej pomocy nic się nie uda.
Wpatrywałem się przez chwilę w spokojną twarz Harry'ego. Mówił poważnie. Chce pracować i zarabiać na siebie. Jego rodzice chyba padną na zawał jak się dowiedzą, ale oby nie! Bardzo ich polubiłem...
- Oczywiście, że to wspaniały pomysł! Bardzo się cieszę, Harry. - uśmiechnąłem się, widząc ogromną ulgę zielonookiego.
- Jest jeszcze jedna sprawa, Lou... Chodzi o mieszkanie. Pamiętasz jak mówiłeś, że wolałbyś mieszkać w spokojnej okolicy z dala od tłumów, hałasu?
- To było zanim jeszcze wyszliśmy z wojska. Nie wiedziałem, że masz mieszkanie i...
- Pamiętam. Chciałbyś zamieszkać ze mną w domku jednorodzinnym z ogrodem, zamiast dużym mieszkaniem w centrum miasta? - popatrzył na mnie wyczekująco.
- Nie stać nas na to. Obiecałeś, że więcej nie weźmiesz pieniędzy od swoich rodziców. Sam też nie zarabiam i nie mam pieniędzy, czuję się jak pasożyt, który...
- LouLou... - westchnął przerywając mi. - Sprzedamy mieszkanie w centrum. Pieniędzy wystarczy nam na ten malutki domek znajdujący się kilkaset metrów stąd. A jeśli nie wystarczy, w co szczerze wątpię, to sprzedam swój samochód. Zamienię go na jakiś tańszy.
- A co z tą kawiarnią o której mówiłeś? - zapytałem. - Wiesz ile kosztuje rozkręcenie takiego biznesu?
- Ojciec zgodził się przeznaczyć na to pieniądze, za które chciałem kiedyś nowy samochód. Wtedy nie zgodził się na taki zakup i właśnie wtedy poinformował mnie, że trafiam do wojska. Obiecałem, że jak tylko kawiarnia zacznie przynosić dochody, oddam mu co do funta. Ucieszył się na pomysł z tą kawiarnią. Wszystko jest już załatwione, ale niczego nie zacznę, kiedy nie usłyszę tego, co o tym myślisz...
- Skoro tak... - zacząłem. - To nie mam nic przeciwko. We wszystkim ci pomogę. A co o tego mieszkania to bardzo się cieszę. Nienawidzę tego ujadającego psa sąsiadów z góry. Wiesz, że ostatnio obsikał twój rower, który zostawiłeś na dole?
- Nie znoszę jamników. Wyglądają jak parówki na frytkach zamiast nóg. Zdecydowanie kupimy kota.
- Zwierzę to nie rzecz, Harold. Trzeba o niego dbać, karmić go, poświęcać swoją uwagę... - zacząłem wyliczać.
- Przecież ty jesteś jak kot. Karmię cię, kąpię, chodzimy na spacery. Uwielbiasz drapanie za uszkiem, zupełnie jak kotek! Chyba zdałem już ten test i jestem gotowy na pupila?
- Pomyślimy nad tym. - stwierdziłem. - Ale niech ta kulka sierść spróbuje zająć moje miejsce na łóżku, lub zacznie się do ciebie łasić i mnie odtrącisz to...
- Uroczy jesteś, Lou. - przerwał mi, złączając nasze usta razem. - Ale za dużo gadasz. Może spożytkujemy twoją energię w inny sposób i w innym miejscu? Na przykład w sypialni? - spojrzał na mnie, posyłając mi szeroki uśmiech, który odwzajemniłem.
❊❊❊❊❊❊❊❊❊❊❊❊❊❊❊❊❊❊❊❊
Witajcie, kadeci!
Rozdział sprawdzany powierzchownie. Byłam na basenie i jestem taka śpiąca, że nie wiem już co czytam... Więc wybaczcie mi błędy, ale jeśli jakieś spotkacie, napiszcie i później to poprawię.
Dzisiejszy rozdział jest taki sobie, ale w następnym nie zabraknie akcji (chyba) :D
Jeszcze go nie napisałam, ale myślę, że będę potrzebować chusteczek. Muszę się w nie zaopatrzyć. Może jeszcze dzisiaj zacznę go pisać, ale to dopiero po tym jak się wyśpię ^.^
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
Porucznik Sieg musi zadbać o waszą formę, więc: Padnij! I 100! (sami wiecie czego ^.^)
A na zakończenie jeszcze 30! (tego też nie trzeba wyjaśniać)
Miłego wieczoru!
⚣⚣⚣ I niech Larry będzie z wami! ⚣⚣⚣
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top