Rozdział 12
- Baczność! - wydałem rozkaz i rozejrzałem się po twarzach zebranych kadetów.
Kogoś mi brakowało. A raczej nie kogoś, tylko konkretnie Styles'a. Jak zwykle musiał popsuć mi humor. Ile można spać? Co on robi po nocach, że wiecznie się spóźnia? Raz jeszcze można wybaczyć, ale nie codziennie!
- Styles! Masz trzy sekundy, zanim wejdę tam po ciebie! - powiedziałem, czekając na znajomą postać.
Jak zwykle powinien stanąć we framudze drzwi i leniwym krokiem stawić się w szeregu. Bez bluzki, rzecz jasna. Za punkt honoru uczynił sobie paradowanie z odkrytym torsem. I czy tylko ja wiem, że robił to specjalnie, na pokaz? A może tylko po to by mnie zdenerwować jeszcze bardziej? O ile się w ogóle dało.
- Styles'a nie ma, sir! - odezwał się niski blondyn.
Spojrzałem się na niego w zamyśleniu. W końcu sobie przypomniałem. Przecież Harry zmienił oddział. Nie jest już moim kadetem. Na jego miejsce dali mi piegowatego blondyna w okularach. Ten zachowywał się nienagannie. Cały oddział był wzorowy. Nikt nie pyskował i nie wypalał ci dziury w plecach samym spojrzeniem.
- Zamieńmy się, Louis. - powiedział Nick, przekraczając próg mojego domku.
- O co ci chodzi, Grimshaw? Czego ode mnie chcesz? - zapytałem i zacząłem sprzątać po sobie stertę zużytych chusteczek higienicznych.
Katar nieco zelżał, a gorączka całkowicie zniknęła. To były najdłuższe trzy dni w moim życiu. Gdy poczułem się lepiej, musiałem wrócić do swoich obowiązków. Wizyta Nick'a bardzo mnie zaskoczyła. Nie spodziewałem się go tu zastać. Nie lubi mnie i z wzajemnością. Odłożyłem sprzątanie pokoju na później. Usiadłem na łóżku i uważnie przyjrzałem się postaci.
- Chcę Harry'ego. - powiedział wprost. - To bardzo dobry żołnierz.
Aż zachłysnąłem się powietrzem. Zacząłem się dusić i o mało nie straciłem przy tym życia. Styles i wzorowy żołnierz? To jakaś kpina. Czy to kolejny żart moich kolegów po fachu?
- Mówię poważnie, Tomlinson. Dam ci najlepszego mojego człowieka. Nie będziesz miał z nim problemów.
Wprawdzie nienawidziłem Styles'a. Nawet po ostatniej akcji jaką wywinął, obiecałem mu, że go przeniosę. Nie sądziłem jednak, że naprawdę to się stanie. To chyba cud.
- Tak! Bierz go sobie. W końcu uwolnię się od niego. - ostatnie zdanie wypowiedziałem bardziej do siebie i raczej tego nie mógł usłyszeć.
- Nie pożałujesz. - zapewnił z uśmiechem.
Na pewno nie. - pomyślałem. Bo co może być gorszego niż Styles?
- Wyruszamy! - wydałem teraz komendę i ruszyliśmy na codzienny bieg.
Styles stał się tak jakby częścią mojego życia. Zaczynałem odczuwać skutki jego nieobecności. Byłem o wiele bardziej spokojny. Nie denerwowałem się i nie złościłem. Same plusy. Trochę się wygłupiłem z samego rana, może bardziej niż trochę. To była codzienna rutyna - poganiać Styles'a, by w końcu ruszył się z łóżka na zbiórkę. Teraz nie będę miał tego problemu. Już nigdy. - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Poruczniku, ja... chyba uszkodziłem sobie kostkę. - usłyszałem cichy głos chłopaka stojącego przede mną.
Przyjrzałem mu się uważniej. To on przypomniał mi tego ranka, że Harr... Styles'a nie ma. - poprawiłem się w myślach. Był to niski blondyn o błękitnych jak niebo oczach. Wyglądał na nieco wystraszonego. Czy on się mnie bał? Naprawdę? Zaśmiałem się cicho, lecz po chwili się opanowałem. Przecież nie śmiałem się z jego uszkodzonej kostki. Co by sobie o mnie pomyślał... Był przyjacielem Styles'a. Na nazwisko miał Horan. A imię... Neil? Nill? Albo Niall, nie byłem pewien. Zawsze zwracam się do kadetów po nazwisku. To praktyczne i powszechnie stosowane.
- Harris, odprowadź go do Malika. - poleciłem. - A reszta niech kontynuuje bieg.
Obserwowałem jak dwójka moich kadetów coraz bardziej się oddala. Wczoraj późnym wieczorem wrócił Malik ze spotkania rodzinnego. Jak się okazało, miał rację. Jego siostra wychodziła za mąż. Planowali już ślub i obiecali wysłać zaproszenia. Mulat przyznał, że cieszy się z powrotu tutaj. Nie przepada za całą swoją rodziną. Może z wyjątkiem siostry. Nie rozumiałem go. Ja bym się cieszył z obiadków w gronie rodziny. Ja takiego szczęścia nigdy nie miałem. Zayn obiecał, że opowie mi wszystko ze szczegółami, jak tylko skończę na dziś ćwiczenia ze swoimi kadetami.
W porze śniadaniowej jak zwykle wszyscy zgromadzili się na stołówce. Normalnie budynek pękał w szwach. Usiadłem obok Liam'a i zacząłem jeść swój posiłek. Wyglądał raczej jak papka dla dzieci, sam w zasadzie nie potrafiłem tego zidentyfikować, ale nie było złe. Dało się zjeść. Rozmawiałem właśnie z Liam'em, gdy ktoś się do nas dosiadł. I nie, nie był to Styles, czego się obawiałem. Po nim można spodziewać się wszystkiego. Był to Nick. Na to również się nie cieszyłem.
- Jak tam mija wam dzień, chłopcy? - zapytał, posyłając szeroki uśmiech.
Westchnąłem i odechciało mi się jeść. Najchętniej bym nic nie odpowiedział, lecz mężczyzna przeszywał mnie spojrzeniem, wyczekując odpowiedzi.
- Jak co dzień, Nick. A jak u ciebie? - odpowiedział za nas Liam.
- Wyśmienicie. Nie wiem co ty się tak czepiałeś Harry'ego, Louis. To naprawdę wspaniały chłopak. Może trochę uparty i próbuje swoich sztuczek, ale nie narzekam. Świetnie nam się współpracuje.
Już miałem powiedzieć coś niemiłego, gdy dołączyła do nas kolejna osoba. Tak, tym razem odwiedził nas Styles we własnej osobie. Spojrzeliśmy na niego zdziwieni. Czego w ogóle tu chciał? Aż tak bardzo stęsknił się za Grimshaw'em, że i na stołówce muszą trzymać się razem? Jak widać, Nick'owi w ogóle to nie przeszkadzało. Cieszył się. Uśmiechnął się szeroko i odłożył widelec. Nie podzielałem jego entuzjazmu.
- Przyniosłem panu sok, sir! - zawołał radośnie Styles.
Harry nachylił się między mną a Nick'iem. Postawił kubek przed talerzem Grimshaw'a. Ten popatrzył się zaskoczony i uśmiechnął jeszcze szerzej, o ile było to możliwe. Ale Styles ani myślał stąd odchodzić. Został w takiej samej pozycji. Po chwili poczułem jego rękę, którą przesuwał mi po plecach, zataczając małe kółeczka. Wyprostowałem się jak struna. Jego ręka zaczęła niebezpiecznie schodzić w dół. W końcu wkradła się pod pasek spodni. Oparłem się gwałtownie, przygniatając mu jego rękę o oparcie krzesła. Szybko ją zabrał i się wyprostował. Cicho zaklął pod nosem.
- Dziękuję, Harry! - zawołał ucieszony Nick, zbyt pochłonięty napojem i zaczął pić dopóki nie zobaczył pustego dna.
- Jesteś strasznie niemiły, Lou. - usłyszałem jeszcze nad swoim uchem, zanim kręconowłosy nie odszedł od naszego stolika, kierując się do wyjścia ze stołówki.
Wlepiłem spojrzenie w talerz. Chyba naprawdę straciłem apetyt. Odsunąłem naczynie nieco dalej i sięgnąłem po butelkę wody.
- Zazdrosny, Tomlinson? - zapytał z kpiną wyczuwalną w głosie.
- O co ci chodzi, Nick? - zapytałem zbity z tropu.
Dlaczego miałbym być zazdrosny? Nie widzę żadnego ku temu powodu. Chodzi mu o Styles'a? Jeśli tak, to może sobie darować. Nienawidzę tej przebiegłem zielonookiej gadziny.
- Jesteś cały czerwony, Tomlinson. Powiedz, kiedy Harry zrobił cokolwiek miłego dla ciebie, hm? - popatrzył na mnie uważnie, unosząc jedną brew do góry.
- Nigdy, Nick i niech tak zostanie. - mruknąłem, podnosząc się od stołu. I wcale nie byłem czerwony! Możliwe, że zrobiło mi się na chwilę bardzo ciepło, ale nic więcej. To Styles tak na mnie działa, strasznie mnie denerwuje. Ale na pewno nie jestem o nikogo zazdrosny!
Na kolacji powtórzył się ten sam schemat. Siedziałem z Liam'em przy stole, z tym, że był z nami jeszcze Zayn. Nick po wejściu do stołówki zauważył nas i zajął wolne miejsce po mojej prawej. Nie byłem z tego faktu jednak zadowolony. Przez cały czas nawijał o tym jak wyglądał jego dzisiejszy dzień. Dziwnym zbiegiem okoliczności temat zawsze schodził na Styles'a. Ścisnąłem mocniej widelec po usłyszeniu już po raz trzydziesty słowa ,,Harry''. Postanowiłem to jednak przemilczeć.
- I wtedy dotarliśmy już do placu głównego i... - kontynuował swój monolog, gdyż żaden z nas go nie słuchał.
Nagle zerwał się jak poparzony i nie bacząc na nic, wybiegł ze stołówki. Po drodze potrącił jakiegoś kadeta niosącego tacę z jedzeniem. Spojrzeliśmy po sobie i wzruszyliśmy ramionami. Widocznie miał bardzo ważny powód by wybiec w trakcie posiłku. I miał...
Jak się później okazało - bardzo ważny powód. Dostał strasznego rozwolnienia. Biegał co chwila do łazienki. Nie wiem dlaczego dopiero teraz powiązałem fakty ze sobą. Miły Harry, tabletki na przeczyszczenie i sok pomarańczowy z rana... To była sprawka Styles'a, ale ani trochę nie byłem z tego powodu zły, wręcz przeciwnie. Nawet go za to polubiłem.
Obejrzałem się za siebie, napotykając zielone tęczówki szatyna. Uśmiechał się jak głupi. I nic nie mogłem na to poradzić, że na mojej twarzy pojawił się również szeroki uśmiech. I nikt oprócz mnie nie połączył tych faktów ze sobą. Nikt nie podejrzewał Styles'a. Jak zwykle mu się upiekło. A ja miałem bardzo dobry humor i do końca dnia prześladował mnie widok błyszczących, intensywnie zielonych tęczówek Style... Harry'ego.
❈❈❈❈❈❈❈❈❈❈❈❈❈❈
- Dobra wiadomość jest taka, kadeci: Wszyscy zdali! Prawie wszyscy... może z wyjątkiem Styles'a. On jak zwykle zaspał i spóźnił się na test. - poinformował z dumą porucznik Sieg.
Odpowiedzi było bardzo dużo, z czego ogromnie się cieszę. Niektóre z nich mnie nieźle rozbawiły, były oryginalnie napisane. Dziękuję wszystkim, który włożyli trochę wysiłku i dołączyli do testu/zabawy.
Odpowiedzi:
1. Samochód
2. Sierżant
3. Tabletki na ból głowy i na przeczyszczenie.
4. Białe
5. 3 sekundy
6. Settlemyer (podopieczny/ziomek/ktoś od Liam'a)
7. Nick'a Gromshaw'a
8. Niall'a Horan'a
9. ,,Styles, wystąp!'' lub parsknięcie śmiechem też się wlicza ;)
10. Rzuca papierowe kulki do kosza.
11. Zaspał.
12. Generał.
13. Alex
14. Klucze.
15. Louis'a
16. Szkło
17. Tu wiele odpowiedzi jest poprawnych np. kociak, krasnal, dupek.
18. Chusteczki higieniczne.
19. Harry, Liam, Smith
20. Greg
♖♖♖♖♖♖♖♖♖♖♖♖♖♖♖♖♖♖
Chcielibyście za kilka rozdziałów podobny test, kadeci?
Podobała wam się taka zabawa i chętnie wzięlibyście udział w kolejnej?
- Dziękuję za dzisiejszy dzień, kadeci. Spocznij! - wydał rozkaz i rozejrzał się po twarzy zmęczonych kadetów. - Możecie się rozejść. Dobranoc!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top