Śpiąca księżniczka
Akira spał już prawie trzeci dzień. Luka musiał go nieźle skopać. Dwa dni siedziałem oraz spałem na niewygodnym materacu przy jego łóżku. Od czasu do czasu poprawiałem jego nieogarnięte włosy. Raz nawet chciałem je przyciąć, ale sądzę, że takie niesforne kosmyki dodają mu uroku.
Z myślowego odrętwienia wyrwał mnie odgłos otwierania drzwi do pokoju.
- Śniadanie! - ryknęła Godzilla.
Przysięgam, że pewnie tym swoim rykiem zbudziłaby niejednego umarłego, ale nie Akisia.
Zlustrowała mnie wzrokiem, po czym postawiła talerz z kanapką i szklankę na metalowym stoliku obok łóżka.
- Ty... - zaczęła głosem pełnym podejrzliwości.
- J-ja?
- Nie. Ten z tyłu!
- Kto? - Odwróciłem się. Oczywiście nikogo poza mną, Akisiem i pielęgniarką nie było w pokoju. - A, to żart był! - Zaśmiałem się. To był bardziej taki śmiech przez łzy.
- Nie widziałam cię tu wcześniej... - powiedziała podejrzliwie.
- B-bo... ale jak to? Jestem tutaj od początku. Jak mogła pani nie zauważyć takiego seksi ciacha?! - Ugryzłem się w język. Najpierw powiem, a potem myślę.
Godzilla zmrużyła oczy, jakby chciała mnie przeskanować wzrokiem. Może i posiada takie skille... ja tam nie wiem.
- Niech ci będzie. - Odwróciła się i wyszła z pokoju.
Odetchnąłem z ulgą.
- Jestem idiotą - powiedziałem sam do siebie nie oczekując odpowiedzi. Jednak przez krótką chwilę zdawało mi się, jakbym usłyszał bardzo ciche i słabe "tak". Pewnie tylko mi się przesłyszało.
~~~
Debilu przegapiłeś śniadanie - odbijało się echem w mojej głowie, a burczenia w brzuchu nie należało do symfonii Beethovena. Gdy wybiła godzina jedenasta postanowiłem, że poszukam czegoś do zjedzenia. Obiad miał być dzisiaj stosunkowo późno, bo wszyscy poszli nad rzekę.
Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że czuję się, jakbym z Akirą spędził pół życia, a przecież jeszcze kilka dni temu w ogóle nie mieliśmy pojęcia o swoim istnieniu.
- Właściwie... ile ja tu siedzę? - zapytałem sam siebie w myślach przypominając sobie każdy dzień. - Siódmy dzień to najprawdopodobniej incydent z Luką... Akira śpi prawie trzeci dzień... Aaa! To jest głupie! - Złapałem się za brzuch i głową opadłem na łóżko Akisia. - Jeść... - wyszeptałem. Po krótkiej chwili podniosłem się. Kątem oka zauważyłem dwie smacznie wyglądające kanapki z dżemem truskawkowym. Co prawda były one przeznaczone dla Akiry, ale on śpi. Przecież nie będzie ich jadł przez sen. Poczęstowałem się jedną z nich. Właściwie pochłonąłem ją w całości. Druga z kanapek nie wyglądała gorzej. Nie chcę tutaj żadnej dyskryminować, więc i po chwili nią też się poczęstowałem. Raczej Akiś nie będzie mi tego wypominał. Nawet się nie dowie, że coś tu było. Może i jestem egoistą, ale jeśli on obudzi się w obiad to kanapki się zmarnują.
Przeżuwając kolejne kęsy, siedząc wygodnie na krześle patrzyłem się na Akinoriego. Co chwila zerkałem na jego klatkę piersiową, która unosiła się co chwilę. W prawdzie spał spokojniej niż w pierwszych godzinach, gdy go tu przyniosłem. Odłożyłem kanapkę z powrotem na talerz i poprawiłem jego włosy, które opadły mu na czoło. Przy okazji złożyłem delikatny pocałunek na jego ustach i pogładziłem go po policzku.
- Ciekawe, co by ci zrobił, jakby mnie nie było?
W tym momencie usłyszałem dźwięk... jakby coś obiło się o okno, które znajdowało się około dwa metry za mną. Jeśli znów spotkam tu Lukę to obiecuję, że ten jego pistolecik wsadzę mu między pośladki! I niech cierpi! Nie jestem przecież sadystą... raczej. W każdym razie lepiej, żeby mi się nie pokazywał na oczy. Mój nowy kolor włosów to nie jedyny powód. Mógł chociaż wybrać jakieś miejsce koło obozu na swoją kryjówkę. Tymczasem ja musiałem przez pół lasu dźwigać Akirę na plecach, bo ten ani myślał się ocknąć. Kilkakrotnie przywaliłem mu jakimiś gałęziami nisko zwisającymi z drzew. Chociaż było to niechcący przez pewien czas miał piękne czerwone ślady na czole. Nie wspomnę już o tym, że musiałem mu wyciągać liście i pająki z włosów. W sumie lepiej, że był nieprzytomny.
- Idę do toalety. Tylko nigdzie się nie ruszaj, bo ty też dostaniesz coś pomiędzy pośladki za nieposłuszeństwo - powiedziałem z nadzieją, że nie usłyszał tego wyznania.
~~~
Gdy wróciłem do pokoju Akinori nadal leżał w łóżku. Niestety był posłuszny, ale ściągnął z siebie koc, który okrywał jego nagą klatę. W prawdzie miałem mu ubrać jakąś koszulkę, ale wolałem go tak zostawić. Usiadłem na krześle i znowu zacząłem jeść kanapkę z dżemem napawając się widokiem gołej klatki piersiowej Akisia. Jednak po chwili stwierdziłem, że w pokoju nie jest tak ciepło, więc żeby Akirze nie było zimno postanowiłem okryć go cienkim kocem na nowo. W tym celu kanapkę chwyciłem w zęby, zamiast odłożyć na talerz. Gdy nachyliłem się po drugi koniec koca nad nim, wtedy to większa część dżemu spłynęła z kanapki na tors Akiry. Przerwałem wcześniej zamierzoną czynność. Dojadłem kanapkę... już bez dżemu. Nie myśląc zbyt długo zabrałem się za zlizywanie galaretowatej substancji o smaku truskawkowym. Lizałem Akisia bardzo dokładnie. Zapuściłem się nawet językiem w okolice jego sutków. Zatrzymałem się tam na trochę dłużej, chociaż nie było tam dżemu. Jeden z nich przygryzłem. Zaraz potem skarciłem się w myślach. To był najgłupszy z możliwych pomysłów jakie dzisiaj przyszły mi do głowy. Po skończonym, jak się okazało w porę posiłku, Akiś obudził się. Powoli przetarł oczy. Ja tymczasem obserwowałem go uważnie szykując się na pierwszy opieprz z jego strony za zostawienie go prawie nagiego w tym chłodzie. Jednak jest bardziej spostrzegawczy niż przypuszczałem.
- Czemu jestem taki mokry? - Zaczął macać się po swoim torsie. - I taki lepiący? Czy to truskawki? Kaito!
- Yes, my princess?
- Po pierwsze miałeś z tym skończyć. Po drugie... gdzie ja do cholery jestem i czemu się lepię?
- Cii... spokojnie, nie denerwuj się. Już jesteś bezpieczny. - Z całej siły przytuliłem go.
- D-dusisz mnie. - Usłyszałem zachrypnięty głos Akiry.
- A sorka...
- No więc? Wyjaśnisz mi o co tu chodzi? - zapytał spoglądając na mnie tym swoim wzrokiem obojętności.
- Chyba. - Usiadłem na krześle.
- Jak to chyba? - Usiadł na łóżku.
- No wiesz... powiedziałem im kilka faktów o naszym pobycie w lesie...
- I?
- I nic.
- Nie wezwali żadnych służb porządkowych? Prawda?
- Myślałem, że nie będziesz chciał donosić na brata, który wynajął płatnego mordercę. Zresztą przez całą drogę jakby przez sen tylko o tym mamrotałeś. "Nie mogę nikomu o tym powiedzieć" - tylko to odpowiadałeś na każde moje pytanie - odpowiedziałem nie kryjąc uśmiechu z rozbawienia całą tą sytuacją.
- Czyli nie wiedzą o Luce?
- Nic, a nic... no może kiedyś zauważą, że zniknął. Ale to kiedyś. Jak na razie nic nie zauważyli. - Spojrzałem na zegarek. Już prawie południe.
- Który dziś mamy dzień? - zapytał Akiś.
- Wakacje.
- Kaito... nie załamuj mnie... - Schował twarz w dłoniach.
- Chyba środa. - Spojrzałem na zaskakującą reakcje Akiry.
- Środa? Dziesiąty z czternastu dni tego piekła! - Uśmiechnął się. - Wreszcie się ciebie pozbędę - wyszeptał.
- Czyli nie chcesz usłyszeć, co im powiedziałem? - Wstałem z krzesła i podszedłem do okna.
- Mów - rozkazał.
- Nie tym tonem. Nikt cię nie nauczył mówić proszę?
- Przecież nie będę cię o nic prosić. - Złożył ręce na swoim torsie.
- Widzę, że śpiąca księżniczka wstała lewą nogą. - Odwróciłem się i wyjrzałem przez okno. Jeszcze nauczę go mówić proszę.
- Proszę... powiedz mi - usłyszałem ciche mamrotanie z strony Akiry.
Odwróciłem się w osłupieniu. Jak widać Akiś to bardzo zdolny uczeń.
- No co tak stoisz? Przecież ci powiedziałem!
- Okej... okej... Oficjalna wersja tej "przygody" to: Lunatykowałeś i tym sposobem poszedłeś do lasu w nocy. Obudziłem się wcześniej, zauważyłem, że cię nie ma i postanowiłem cię poszukać. Nie znalazłem ciebie na terenie obozu, więc poszedłem w głąb lasu. Znalazłem cię leżącego pod jakąś skarpą. Najprawdopodobniej spadłeś z niej lunatykując i straciłeś przytomność. Dlatego byłeś tak poobijany. Oczywiście postanowiłem wziąć cię do obozu. Jednak zabłądziłem i cały dzień łaziłem z tobą w tę i z powrotem. Dopiero pod wieczór znalazłem właściwą ścieżkę.
- Wymyśliłeś, że lunatykowałem? Uwierzyli?
- Nie martw się. Uwierzyli w to. Dlatego teraz na noc będę musiał dobrze zabezpieczać wyjścia z namiotu i mieć na ciebie oko. - Nie ukrywałem uśmiechu z tego faktu. - Pielęgniarka chciała cię nawet przywiązać do łóżka, ale powiedziałem, że będę tutaj siedział i cię pilnował.
- Aha - prychnął. - Nie trzeba było.
- Ona twierdziła inaczej - odrzekłem.
- Wyjaśnisz mi jeszcze jedną rzecz?
- Yes, my princess?
- Dlaczego ja... się cały... lepie?! - Powiedział, a raczej krzyknął na mnie ze złością.
Co by mu odpowiedzieć?
Musiałem cię umyć nowym żelem. - To będzie zbyt... intymne? Tak sądzę.
Godzilla zastosowała nową maść na potłuczenia, dlatego się tak lepisz i pachniesz truskawkami?... raczej nie.
- Lizałem cię - odrzekłem bez dalszego namysłu, po czym strzeliłem sobie mentalnego facepalma. Oczywiście tylko powiedzenia akurat tego, co powiedziałem wolałem uniknąć. - Znaczy... to nie tak jak myślisz...
- L-lizałeś mnie?! - Natychmiast cały okrył się kocem.
- Nie pierwszy raz zresztą. Akiś... - Mentalny facepalm po raz drugi.
Spod koca usłyszałem tylko głośne "odwal się!". W sumie taka reakcja na to, co powiedziałem mnie nie dziwi.
- To wszystko przez dżem truskawkowy... - zacząłem.
- Dżem? - Akira odkrył swoją głowę. - Robiłeś sobie ze mnie kanapkę popaprańcu?!
- Mówiłem, że to nie tak... - Przerwałem moją wypowiedź słysząc śmiech. W pierwszej chwili mnie przeraził, bo spodziewałem się innej reakcji. Tymczasem Akira zdjął z siebie koc i pokładał się ze śmiechu na łóżku.
- Nie żartujesz prawda? - zapytał.
- N-no raczej nie - odrzekłem.
- Hahaha - nie mógł powstrzymać łez. Tak. Śmiał się i płakał. Tylko ja już nie wiem, czy ten płacz to aby tylko ze śmiechu.
Minęło kilka minut. Akiś uspokoił się trochę, chwiejnie podszedł do mnie, złapał mnie za T-shirt i strzelił mi z liścia. Następnie przewrócił mnie na łóżko. Oczywiście walnąłem przy tym głową o ścianę. Akinori przyparł mnie do niej cały czas trzymając moją koszulkę.
- To najgorsze wakacje mojego życia. W dodatku na każdym kroku czynisz je jeszcze gorszymi. Ty tymczasem jak widzę świetnie się bawisz.Gdyby tak bardzo nie zależało mi na dobrym imieniu mojej rodziny... wiedz, że ta sprawa byłaby już dawno w sądzie, a moi prawnicy wykończyliby cię...
- Kolejna groźba? - zapytałem.
- Kolejne ostrzeżenie... ostatnie - odparł schodząc ze mnie.
Akira spojrzał się na pusty talerz. Zaburczało mu w brzuchu tak głośno, że bez problemu Godzilla usłyszałaby go za ścianą. Złapał się za brzuch.
- Przegapiłeś śniadanie...
- Tego to się akurat domyśliłem. Będziesz tak łaskawy i przestaniesz się na mnie gapić jak na ostatnią ofiarę losu?
- Nie. - Wygiąłem kąciki ust w w szyderczym uśmieszku - To zbyt ciekawy widok, aby oderwać od niego wzrok.
- Chociaż raz mógłbyś sobie darować. - Wydął policzki udając obrażonego.
- Poszukać ci coś do zjedzenia?
- Myślisz, że sam nie potrafię o siebie zadbać? - zapytał.
- Z dnia na dzień coraz bardziej w to wątpię.
- A więc dobrze. Znajdź mi coś do jedzenia, bo umrę z głodu.
Sam nie wierzyłem w to co powiedział. Chociaż dobrze wiem, że był to bardziej rozkaz niż prośba, niemniej jednak zaskoczył mnie.
- Yes my princess. - Ukłoniłem się.
- A teraz spadaj. Muszę zmyć z siebie twoją ślinę i resztki dżemu.
- Tak, oczywiście... jak coś to rzeczy masz w namiocie. - Zaśmiałem się.
- Wiem - warknął.
Dobrze, że nie dowiedział się o sutkach... ach. Ciekawą taktykę przyjął. Zamiast czynić sobie ze mnie wroga postanowił wykorzystać mnie jako służącego. Ciekawe... Może dla niego nic to nie znaczy, ale dla mnie to prawdziwy awans.
Wyszedłem z pokoju. Skierowałem swoje kroki do obozowej kuchni.
~~~
Gdy dotarłem na miejsce... o zgrozo nie zauważyłem tam nic zjadliwego. Przynajmniej nic dla takiego panicza jak Akiś. Surowe warzywa i owoce piętrami układamy się na stołach przede mną. Co dziwne nikogo nie zauważyłem w pobliżu, więc szybko zwinąłem pierwsze lepsze warzywo. Ciekawe, czy Akiś lubi ogórki? Zabiorę go, może się ucieszy.
Po drodze zajrzałem do namiotu. Kei niedawno dał mi dla Akiry paczkę herbatników.
- Może się tym nie naje, ale przynajmniej coś zje - mruknąłem pod nosem.
Gdy wróciłem to pokoju nie zastałem go. Pewnie się myje. Usiadłem na krześle i czekałem. Czekając bawiłem się ogórkiem. W prawdzie nie w taki sposób jak większość zboczeńców sobie to wyobraża. Mianowicie podrzucałem z nudów ogórka i łapałem go. Za którymś razem rzuciłem go za wysoko. Ogórek odbił się od sufitu i z impetem walnął mnie w czoło. Po tym incydencie i z niemałym zaczerwienieniem na czole usiadłem spokojnie na krześle. Mama mówiła, żebym nie bawił się jedzeniem. Teraz wiem, że miała rację. W prawdzie siniaka, którego będę posiadał zakryją moje włosy, ale jest to przyznam... bolesne doświadczenie.
Po kwadransie Akira wrócił odświeżony. Założył na siebie obozową koszulkę i krótkie spodenki. Na głowie miał ręcznik. Prysznic najwyraźniej dobrze mu zrobił... a co jeszcze może mu dobrze zrobić? Ogórek! (d.a. Raczej "kto może mu dobrze zrobić" ( ͡° ͜ʖ ͡°))
- Lepiej ci? - zapytałem z troską.
- Było dobrze, dopóki cię nie było. Teraz przypomniałem sobie o twoim istnieniu - odpowiedział sarkastycznie. - I już tak dobrze nie jest.
- Bardzo mi przykro. - Udałem urażonego. Zaraz po tym przypomniało mi się o ogórku. - Mam coś dla ciebie. - Pokazałem Akisiowi długiego, zielonego ogórka.
- Żarty sobie robisz, tak? - Spojrzał się na mnie jak na debila.
- Nie - odrzekłem nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- To nie jest śmieszne!
- Nie? To dlaczego mnie to bawi? - Posłałem mu szyderczy uśmieszek. - Masz jedz. - Dałem Akirze ogórka.
- Co to ma być?
- Ogórka nie widziałeś? - zdziwiłem się.
- Przecież widzę idioto co to jest!
- To po jakiego się pytasz, skoro wiesz?
- Myślisz, że tym się najem? I co ja mam z nim zrobić? Wsadzić go sobie? Na surowo zjeść?
Odebrałem zielone warzywo z rąk Akiry.
- Ciś... nikt nie będzie cię dyskryminował Andrzeju. - Z czułością pogłaskałem ogórka po jego skórce.
- Co ty robisz?
- Rozmawiam z ogórkiem.
- I właśnie tego nie chciałem usłyszeć...
- Odrzucasz go, bo co? Bo jest inny? Nie jest w jakiejś sałatce? Jest surowy?
- Dobra... dobra skończ już. Wezmę go.
- I tak się należy... ej co ty robisz?
Akira otworzył okno i cisnął ogórkiem przed siebie.
- Tak nie można! - zaprotestowałem.
- Andrzej postanowił zakosztować wolności, a ja zaczekam na obiad. - Obdarzył mnie tym swoim ironicznym uśmieszkiem.
- Jesteś bezlitosny Kira.
- Akira! Mam ci to przeliterować? - zapytał wyraźnie wkurzony.
- Nie musisz - odrzekłem beznamiętnie. - Masz. - Rzuciłem na łóżko paczkę ciastek.
- Herbatniki? Skąd je masz? Mówiłeś, że nie znalazłeś nic do jedzenia!
- To dostałem od Kei'ego.
- Aha.
- Jedz, albo cię nakarmię nimi.
- To groźba? - zapytał.
- Rozkaz - odpowiedziałem, po czym usiadłem na krześle. - Nie krępuj się.
Akiś nie był zadowolony moją odpowiedzą jak i pomysłem jedzenia przy mnie. Ja w każdym razie najadłem się kanapkami. Uważnie go obserwowałem. Zdjął ręcznik z włosów i przewiesił go przez ramę łóżka. Po chwili zastanowienia usiadł na łóżku i otworzył paczkę herbatników.
~~~
Akira odłożył prawie puste opakowanie herbatników. Widocznie się najadł. Udałem, że nie zauważyłem tego faktu i nadal błądziłem wzrokiem gdzieś po pokoju. Byle nie patrzeć na Akirę.
- Nie chcę już. - Podał mi opakowanie z ostatnim ciastkiem w środku. - Możesz zjeść.
Nie wiedziałem jak zareagować. On był dla mnie... miły? tak po prostu miły? On? Ha! Chyba śnię! Albo to ciastko jest zatrute, albo Luka za mocno go wtedy skopał.
- Jesz, czy nie? - Już trochę ostrzej powiedział.
Wyciągnąłem rękę. Niechcący jednak zamiast za opakowanie chwyciłem za jego dłoń. Ciepłą dłoń. Nasze spojrzenia na moment złączyły się. Akira delikatnie się zarumienił, a ja nie potrafiłem puścić jego ręki. W końcu Akiś szarpnął swoją ręką, czego skutkiem był upadek prawie pustego opakowania na podłogę.
- Pf. Niezdara - prychnął i odwrócił wzrok.
Nie zareagowałem na to żadnym komentarzem. Byłem w szoku. On nigdy tak na mnie nie patrzył. Podniosłem opakowanie i wyjąłem z niego herbatnika, którego połamałem na dwie części. Jedna zjadłem. Następnie usiadłem koło Akiry. Chwyciłem go za podbródek. Nasze spojrzenia znów się złączyły. Palcem delikatnie przejechałem po jego wargach. Delikatnie je rozchyliłem i nakarmiłem ciastkiem Akirę. Potem szybko złożyłem pocałunek na jego ustach i przytuliłem go. Gdy byłem przytulony do niego... Akira tak jakby zamarł. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku, ani też słowa protestu. Puściłem go. Dopiero teraz zrozumiałem, co zrobiłem.
Odsunąłem się od Akisia. Nie mogłem mu spojrzeć w oczy. On z zwieszoną głową siedział na łóżku. Wyszeptał tylko:
- Mam tego dojść. Nienawidzę cię. - Ukrył twarz w dłoniach.
Nagle do pokoju wtargnęła (bo wejściem tego nie nazwę) Godzilla i ryknęła na cały pokój. W zasadzie tylko powiedziała - "obiad". Akira tak się przestraszył, że omal nie podskoczył w miejscu. Przyznam również, nie spodziewałem się takiego wejścia smoka.
- O obudziłeś się. A teraz wynocha! Muszę tutaj posprzątać.
Tym sposobem wygoniła mnie i Akirę z izolatki. Innej od tej, w której mieszkaliśmy przedtem.
~~~
Na obiedzie przysiadłem się do Kei'ego i Naokiego. Akira uciekał przed naszym towarzystwem, ale skutecznie za nim podążaliśmy. W końcu się poddał. Nie miał gdzie się przesiąść. Gdy wszyscy wrócili cała stołówka została zapełniona po brzegi.
- Już dobrze się czujesz? - zapytał Kei.
- Ta - odparł beznamiętnie Akira grzebiąc w swojej sałatce. Nie był zbyt rozmowny. Właściwie w ogóle się nie odzywał.
- Omijają was najlepsze atrakcje! - powiedział radośnie Naoki.
- Widzieliście Lukę? - zapytałem. Oczywiście odpowiedź mogła być tylko jedna.
- Nie. Co dziwne byliśmy w tej sprawie u opiekuna, ale on powiedział, że chłopaka o takim nazwisku nigdy tu nie było. Dziwne co nie? Ciekawe, gdzie jest...
- Już się tutaj nie pojawi - odrzekł z wyraźną wściekłością Akira.
- Wyjechał? Czemu nam nic nie powiedział?
- Miał mało czasu - odparłem.
Naprawdę Akiś? Lepiej będzie jak im nie powiemy? Ach wszystko w tej sprawie zależy do ciebie. I być może to mnie tak wkurza.
- W sumie to ten nowy kolor włosów zupełnie ci nie pasuje - powiedział nagle Kei.
- Ach tak?
- Też tak uważam - odparł Naoki.
- Ja też - odrzekł Akiś.
- O proszę... księżniczka nie chowa już urazy na cały świat? - zapytałem. Jednak byłem szczęśliwy, że w końcu przemówił niepytany i to w mojej sprawie. Zawsze to jakiś postęp.
- To nie tak, że się obraziłem. Po prostu zastanawiałem się... naprawdę w poprzednim kolorze było ci lepiej.
- Też tak uważam - odparłem ze smutkiem.
Akira zignorował mnie i zaczął jeść swój obiad.
- Powiedziałem, że było ci lepiej, ale nie powiedziałem, że wyglądałeś dobrze. - Wyszczerzył zęby. - Uważam, że wyglądałeś mniej idiotycznie, niż teraz.
Tym razem to ja postanowiłem go zignorować. Podobał mi się mój poprzedni kolor włosów, a jemu nic do tego.
- Widzę, że nie układa się pomiędzy wami za dobrze... - zaczął swoją wypowiedź Kei.
- Właściwie w ogóle się nie układa - mruknąłem.
-... bo wiesz. Moja oferta... pamiętasz jaka? Jest nadal aktualna - wyszeptał.
- O nie! Już się na to nie nabiorę! - Stanowczo odmówiłem oferty zobaczenia jego "różdżki".
Tymczasem Kei i Naoki pokładali się ze śmiechu, a Akiś patrzył na to wszystko z niemałym zdziwieniem.
- Jaka oferta? - zapytał w końcu.
- Nie martw się... nie zabiorę ci go - odrzekł czerwonowłosy.
- Kto tu coś powiedział, że zamierzam się o niego upominać? - Odwrócił głowę. Wyglądał na urażonego słowami Keia.
Po skończonej kolacji poszedłem razem z Akisiem do namiotu. Zanim jednak położyłem się spać, poszedłem zażyć kąpieli i względnie ogarnąć się. Obawiałem się, że Luka tutaj wróci. Akiś nie zgodził się aby ze mną pójść pod prysznic... znaczy nie tak dosłownie. Chciałem go tylko przypilnować. Chociaż... co ja mogę zdziałać przeciwko broni palnej? Jeśli Luka chciałby go po tym dniu zabić z pewnością zrobiłby to już milion razy. Dzięki takim usprawiedliwieniom mniej się o niego bałem.
Leżałem już w śpiworze, gdy Akira wrócił. Na szczęście nic mu się nie stało. Natychmiast położył się w swój śpiwór. Leżał plecami do mnie, więc trudno mi było stwierdzić, czy zasnął, czy też nie.
- Akira? - zapytałem. Jednak uważałem, żeby nie mówić niczego za głośno. Nie chciałem obudzić nikogo z obozu. - Zastanawiam się...
- Przymknij się i zaśnij w końcu - wysyczał.
- Dlaczego wtedy... wtedy, gdy Luka mierzył do mnie z pistoletu powiedziałeś, że nie chcesz aby mnie zabił? - zapytałem leżąc na plecach.
Odpowiedziała mi głucha cisza. Poniekąd wiedziałem, że mi nie odpowie. Jest na to za dumny.
Przekręciłem się na prawy bok tak, aby być przodem do jego pleców. Powoli wyciągnąłem lewą rękę i palcem wskazującym dotknąłem jego głowy.
- Ech... Nie dasz mi spokoju?
- A jak myślisz?
- Jeśli taka odpowiedź cię zadowoli: nie chcę wciągać nikogo innego w moje sprawy z bratem - powiedział. - To tyle, a teraz daj mi zasnąć - warknął.
- Jak chcesz to potrafisz być szczery - odrzekłem, po czym poczochrałem jego włosy.
~C.D.N.~
Witam! ^^ Obiecałam rozdział w ferie? Obiecałam! Akurat mi się skończyły 😭
Zanim rozpiszę się tutaj...
Jedno wielkie dziękuję! A nawet nie jedno! Tylko po stokroć dla każdego! 😄
(Tak wiem, że to nie pierwszy raz to pseudo yaoi zajmuje to miejsce w opowiadaniach... ale nigdy jakoś opublikowanie tego nie szło w parze z publikacją nowego rozdziału xD)
Wiecie kto potrafi napisać 3.2k słów i nie wkręcić tam żadnej większej akcji? Kto jest mistrzem drętwej fabuły?
*z dumą podnosi rękę* Ja!
Bo o to prezentuje Wam rozdział, który przy ponad 3k słów jest... po prostu rozdziałem wypchanym po brzegi dziwnymi dialogami głównych bohaterów. Tymczasem fabuła błaga w kącie o choć odrobinkę uwagi.
W lutym mija mój pierwszy roczek na watt 🎂 Dokładnie 16 lutego ^^ Pewnie o tym jeszcze coś kiedyś powiem ☺
Właściwie chciałabym zadać Wam jedno małe pytanie.
Co powoduje to, że pomimo rzadkiego wstawiania rozdziałów jeszcze czytacie ZP? ^^
Zawsze ten fakt mnie intrygował :3
Do następnego rozdziału! (^-^)/
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top