Namiot
Możecie wymyślić dla mnie karę (propozycje w komentarzach)😅 Znowu zawaliłam... to się staje nudne!
Ale chcieliście... więc macie! ;D
Miłego czytania. Liczę na jakieś komentarze :)
***
Miękko, ciepło i wygodnie!
Tak byłoby gdyby nie to, że się obudziłem... znaczy coś mnie obudziło. Brutalnie obudziło.
Natychmiast otworzyłem oczy. Mój wzrok nie zdążył się jeszcze przystosować do panującej jasności. Znów poczułem ból. Nad sobą ujrzałem ubranego w krótkie spodenki i T - shirt Akirę. Niby wszystko w porządku, ale czemu on mnie bije?!
Obolały wstałem, unikając tym samym kolejnego kopnięcia.
- Znowu to zrobiłeś! - krzyknął.
- No dobra... ale, co zrobiłem? - powiedziałem zdziwiony. Przetarłem oczy. Dopiero po chwili przypomniały mi się wydarzenia zeszłej nocy. Przeprosiny chyba nie wystarczą...
- Nie pamiętasz? - zapytał sarkastycznie.
- Hmm... wyciągnąłem cię spod prysznica, bo tam zasnąłeś. Ładnie położyłem cię do łóżka. Przy okazji chciałbym ci powiedzieć, że słodko wyglądasz jak śpisz. Przykryłem cię...
- Spałeś ze mną!
- Nie pierwszy i nie ostatni raz. - Uśmiechnąłem się w samozadowoleniu. - Nie chciałem cię obudzić wchodząc na to łóżko, na górze.
- Kłamiesz. Jesteś kłamcą. - Jego oczy zrobiły się szkliste.
- Jesteś bardzo spostrzegawczy - rzekłem ironicznie.
- Mam nadzieję, że się nacieszyłeś, bo to twój ostatni raz ze mną. Po śniadaniu idę do dyrektora i wynoszę się z tej izolatki. Jak najdalej od ciebie. - Akira zrobił minę obrażonego po czym wyszedł z domku.
Pewnie udał się na wspólne śniadanie. Pójdę za nim. Nie chce jeść samotnie.
Ubrałem się w obozowy strój. Dodatkowo wziąłem bluzę, którą zawiesiłem sobie w pasie. Wyszedłem z izolatki i skierowałem się wprost do obozowej stołówki.
Na miejscu wzrokiem próbowałem odszukać Akirę, jednak nie zauważyłem go... czyżby już zjadł? Pewnie jest u dyrka.
Kucharka nałożyła mi jedzenie. Właściwie nie da się nazwać tego jedzeniem. Lepiąca breja nieokreślonych produktów... chyba spożywczych. Wygląda to mało apetycznie. Dodatkowo dostałem mały kartonik soku. Po upojnej nocy z Kirą bardzo chce mi się pić. Gdybym tylko mógł dostać więcej. No cóż... pozostaje mi tylko jedno. Uwieść kucharkę - oto mój cel.
- Witaj śliczna - rzekłem namiętnie i uwodzicielsko.
Popatrzyła się na mnie jak na debila, którym zresztą jestem. Boże! Co ja wyczyniam?! Przecież ona masą przypomina pielęgniarkę.
- Piękny dzień, prawda? - Spróbowałem ponownie wyrwać ją na jakiś tani tekst do podrywu.
- Czego dzieciaku? Nie widzisz, że hamujesz kolejkę? - powiedziała opryskliwie poprawiając wąs na twarzy...
Zaraz.
Ona ma...
Że, co?!
- Dla tych pięknych oczy warto się poświęcić. - Z trudem uśmiechnąłem się.
- No dobra... zajmujesz mi tylko czas cwaniaczku. Czego chcesz? - Spojrzała się na mnie jakby chciała mnie zmielić. Serio. Wyobraziłem sobie siebie jako zmielonego paszteta... po tym obozie zdecydowanie muszę zapisać się do psychologa.
- Szanowna pani, czy nie zechciałabyś może... tak... hm... dać mi jednego dodatkowego soku?
- Nie! - krzyknęła. Nie, to nie był krzyk. To był ryk wielkiej bestii.
Walnęła mnie ścierką po głowie.
- Ał. - Szybko oddaliłem się z jedzeniem na bezpieczną odległość modląc się w duchu, żeby mnie nie dopadła. Trudno. Muszę obejść się bez niego. Najwyżej napiję się wody z rzeki.
Postanowiłem usiąść i w końcu coś zjeść. Szukając wolnego miejsca przemierzałem kolejne ścieżki między stołami.
Nagle straciłem równowagę prawie nie wysypując całego jedzenia na ziemię. Na szczęście w ostatniej chwili złapał je Kei... szkoda tylko, że nie złapał mnie. Zaliczyłem bliski i bolesny kontakt z podłożem.
- Dokąd to? - zapytał radośnie, stojąc nade mną z moim jedzonkiem.
- Szukam wolnego miejsca - powiedziałem wstając i otrzepując się. Odebrałem talerz od Keia. Za jego plecami zauważyłem Naokiego.
- Tam jest wolne - rzekł brunet i wskazał palcem stół z boku.
We trójkę usiedliśmy w wskazanym miejscu.
- Nie jecie? - zapytałem.
- Zjedliśmy już - odparł Kei. - Ale ty możesz jeść.
- Dziękuję za pozwolenie - powiedziałem pod nosem. - Nie widzieliście Akiry? - zapytałem.
- Był tutaj. Jak zwykle z nikim nie rozmawiał, a potem poszedł...
- Gdzie poszedł? - Przerwałem wypowiedź Keia.
- Nie wiem? Co ja wróżka?
- Eh. - Westchnąłem. W tym czasie czerwonowłosy przysunął się do mnie.
- ... ale posiadam dość sporawą różdżkę - wyszeptał mi do ucha.
W mgnieniu oka odwróciłem się i przerażony spojrzałem na rozbawionego Takaschiego. Prawie popłakał się ze śmiechu. Odsunąłem się, zabierając przy okazji jedzenie o kilkanaście centymetrów. Czerwonowłosy i tak się przysunął. Objął mnie ramieniem i znów zaczął szeptać.
- Chcesz zobaczyć? - Zrobił minę rasowego pedofila. [ Głosuje za propozycją Keia ( ͡° ͜ʖ ͡°) d.a.]
Zakrztusiłem się sokiem.
Kaszląc zdołałem powiedzieć tylko:
- Zabiję cię kiedyś.
- Nie ma sprawy! - odrzekł całkiem radośnie. Widocznie nie ja pierwszy chcę go zabić.
Siedzący naprzeciwko mnie Naoki schował twarz w dłoniach. Po pewnym czasie nie wytrzymał i również zaczął się śmiać... ze mnie.
Wziąłem kolejną porcję tego ohydztwa do ust. Tej breji nie da się jeść! Co to w ogóle jest? Chyba wolałabym nie wiedzieć.
- Ty na serio myślałeś, że ja ci pokażę... - Tu urwał swoją wypowiedź dostając kolejnego napadu śmiechu. Naprawdę płakał.
Kątem oka zauważyłem przechodzącego między stolikami Akirę. Natychmiast ruszyłem w jego kierunku zostawiając tych dwoje śmieszków samych sobie.
- Szukałem cię - rzekłem, gdy stanąłem na przeciwko niego.
Kira z niewzruszoną miną wyminął mnie i poszedł przed siebie.
- Ej! Zaczekaj! - zawołałem za nim, po czym chwyciłem go za ramię. - Chciałem cię...
- Nienawidzę cię - wysyczał.
- O! Szukałem was kochasie. - Dyrek objął nas swoimi ramionami. - No to... zapraszam do mnie!
- Jak mogłeś nas szukać? Przecież nie bawiliśmy się w chowanego... pf - wyszeptałem sarkastycznie. Na szczęście dyrek tego nie usłyszał.
***
Przez całą drogę do domku dyrka, jak i już na miejscu Akiś unikał mojego spojrzenia. Chyba był wkurzony... jak zawsze.
- No dobra. Mam dla was same dobre wieści! - Dyrek usiadł na swoim krześle.
- Same dobre, tak... już to widzę - powiedziałem mało przekonany jego słowami.
- Po pierwsze wyniesiecie się z izolatki. A po drugie zamieszkacie razem z innymi na polu namiotowym... o ile znajdziecie jakieś miejsce. - Na jego ustach zagościł kpiący uśmieszek.
- Same wspaniałe nowiny - odrzekłem z udawanym entuzjazmem. - Dziękuję. Do widzenia. - Odwróciłem się i chwyciłem za klamkę.
- Czekaj. To nie wszystko... wiecie jakie są zasady?
- Na serio dyrku? Kto czyta zasady? Pff - odrzekłem.
- Ja. - Powiedział i spojrzał na mnie Akira.
- Akira się nie liczy!
- Skoro nie czytałeś zasad to ja ci je przybliżę. Każdy na początku musi znaleźć sobie parę. Ty i Akinori tak się do siebie przywiązaliście, że szkoda was by było rozdzielać...
- Do rzeczy. - Przerwałem wypowiedź dyrka.
- ... musicie zamieszkać we dwójkę w namiocie. To była ostatnia dobra informacja. Możecie iść.
Razem z Kirą wyszliśmy z gabinetu dyrektora.
Nie rozmawiałem z nim, aż do momentu, gdy znaleźliśmy się w naszej izolatce. Obaj postanowiliśmy spakować nasze rzeczy. Przy pakowaniu zauważyłem, że została mi lina z poprzedniego dnia. Trudno, kiedyś ją oddam.
- Dlatego, że mamy zamieszkać razem w namiocie nie chciałeś się do mnie odezwać? - zagadałem zajętego układaniem rzeczy Akirę.
Nie doczekałem się odpowiedzi z jego strony. Skończyłem pakować moje rzeczy, zabrałem namiot i wyszedłem na zewnątrz. Zszedłem z małego wzniesienia, na którym stała izolatka i udałem się w kierunku pola namiotowego. Na miejscu zdałem sobie sprawę, że właściwie nie idzie tutaj postawić nogi, a co dopiero rozbić namiot. Chyba, że dyrkowi nie o taki namiot chodziło? O nie! Przestań o tym myśleć debilu! - skarciłem się w myślach.
***
Po godzinie szukania wreszcie znalazłem odpowiednie miejsce
W tym czasie dołączył do mnie Akiś. Raczej nie był zadowolony z tego miejsca, ale to jedyne wolne.
Miejsce to było oddzielone drogą od reszty namiotów. Leżało prawie za stołówką. Nawet jakbym go gwałcił to raczej nikt by nie usłyszał... To nawet fajna miejscówka!
- Nie ma innego miejsca? - zapytał Akira.
- Widzisz tu jakieś inne? - odparłem.
- Nie.
- No właśnie. - Zacząłem rozpakowywać namiot.
Akiś oczywiście stał nade mną i ani myślał mi pomóc.
- Księżniczka się znalazła - mruknąłem pod nosem.
- Zaraz wracam - odrzekł udając się w bliżej nieokreślone miejsce.
Nie przejąłem się zbytnio tym faktem. Może zniknąć nawet na cały dzień. Nie jest mi potrzeby, ale i tak ja głupi będę się o niego martwił!
Nawet sprawnie poszło złożenie szkieletu konstrukcji zwanej namiotem. Jednak do ustabilizowania konstrukcji trzeba wbić haczyki. Próbowałem wkładać - w czym jestem mistrzem. Jednak nic to nie dało. Ziemia była sucha i twarda. Potrzebuję młotka. Względnie jakiegoś ładnego kamienia.
Rozejrzałem się wokół. Żadnych kamieni, ani temu podobnego. Serio?! Jak ich potrzeba to zawsze nie mogę ich znaleźć. Może Naoki i Kei będą coś mieli.
***
Przedzierając się przez obóz namiotów zauważyłem czerwone włosy Keia. Tak! To musi być on. Przyspieszyłem kroku. Chwilę później znalazłem się koło pomarańczowego namiotu.
- Kaito! Tak dawno cię nie widziałem. - Czerwonowłosy zaczął się uśmiechać przegryzając kolejne kawałki batona.
- To było dzisiaj rano - odparłem.
- Ten czas tak szybko leci! Co robisz w naszych skromnych progach?
- Macie może jakiś kamień, czy coś? Próbuje wbić...
- Trzymaj. - Kei wyciągnął z jednej ze swoich toreb mały młotek.
- Dzięki... ale, co ty... znaczy, skąd go wziąłeś? - zapytałem zdziwiony.
Kto normalny na obóz bierze młotek?
- Nie pytaj. - Uśmiechnął się, po czym objął mnie ramieniem i wyszeptał. - To chcesz ją zobaczyć, czy nie?
- Nie, dzięki...
- Hahah znowu żartowałem!
- Żartowniś się znalazł. - Udałem obrażonego.
- Nie obrażaj się! - Kei zaczął grzebać po kieszeniach. Po krótkiej chwili z jednej wyciągnął całą tabliczkę czekolady. - Trzymaj. To na przeprosiny.
- Dzięki. - Przyjąłem od niego ten prezent. Przyznam, że byłem strasznie głodny po tym "śniadaniu", którego nie dało się zjeść. - To ja już sobie pójdę.
Naoki, który akurat przyszedł pomachał mi na pożegnanie.
Wróciłem do mojego nieszczęsnego namiotu, wbiłem wszystkie haczyki. Młotek postanowiłem oddać później. Akurat zbliżała się pora obiadu.
***
Jak zwykle usiadłem koło Keia i Naokiego. Takaschi nadal nie odnalazł chłopaka w kapturze. W sumie to dziwne. Przez moment wydawało mi się, że widziałem Akisia, ale potem znikł mi z oczu.
Po obiedzie, jako, iż mamy dzień wolny od zajęć, czyli każdy może robić, co chce... postanowiłem zadomowić się w namiocie.
Rozłożyłem śpiwór, na nowo poukładałem rzeczy tak, aby mieściły się w namiocie. Schowałem również rzeczy Akiry.
Uznałem, że nie mam, co robić, więc poszedłem z Naokim i Kei nad rzekę. Wróciłem pod wieczór, po kolacji.
W namiocie zastałem leżącego na swoim śpiworze Akisia. Naprawdę słodko wygląda jak czyta. Mokry ręcznik zawiesiłem na drzewie i położyłem się obok niego. Teraz dzieliły nas od siebie dosłownie centymetry. Przypomniała mi się ta chwila, gdy przytulałem zmarzniętego Akisia do siebie. Przypomniałem sobie jego ciepło... tak, było przyjemnie. Może dzisiaj też tak będzie? W końcu historia lubi się powtarzać.
Włączyłem mój odtwarzacz i puściłem ulubiony utwór.
- Idę się umyć - odparł wychodząc z namiotu.
- Dobrze moja księżniczko. Przecież wiesz, że nigdzie się stąd nie ruszę...
Akira zignorował to wyznanie i udał się w stronę łazienek.
Poszperałem trochę w mojej torbie i odkryłem tabliczkę czekolady. Tą, którą dał mi Kei.
Już prawie się roztopiła. Trudno. W sumie... jedzenie na wieczór to niezbyt dobry pomysł.
- Tłuszczyk to tylko seksualna powierzchnia użytkowa - powiedziałem sam do siebie. Nie ma, co się tym przejmować.
Poszperałem jeszcze trochę w moim plecaku. W jednej z kieszeń zauważyłem linę. Może znajdę jej jakieś zastosowanie? Zacząłem jeść słodką tabliczkę. Niestety trochę się pobrudziłem.
W tym czasie wrócił Akiś ubrany w krótkie spodenki, koszulkę z krótkim rękawkiem i bluzę, którą zdjął jak tylko wszedł do namiotu. Było trochę ciasno.
- Czy... ja tu czuję czekoladę? - zapytał.
- Nie, wcale kochanie.
- Jedzenie w nocy to zły pomysł. Pobrudzisz mi śpiwór debilu!
- Martwisz się o mnie? - Zbliżyłem moją twarz do jego.
- N - nie! - Odwrócił wzrok lekko się rumieniąc.
- Spójrz się na mnie. - Chwyciłem jego podbródek i pobrudziłem go czekoladą. - Nienawidzisz mnie?
- A jak myślisz? - Jego oczy zrobiły się szkliste.
- Myślę, że nie. - Pobrudziłem specjalnie jego policzek czekoladą, po czym zlizałem ją z tego miejsca.
Po chwili zapominając o wszystkim zacząłem całować go po każdym kawałku szyi. Niekiedy zostawiałem po sobie ślady w postaci malinek. Akiś nie protestował. Jedynie dotknął moją dłoń, która spoczywała na jego policzku. Objął ją swoją ręką i odsunął. To samo zrobił z moją twarzą, po czym położył mi palec wskazujący na ustach.
- Nienawidzę cię - szepnął.
- Tak, wiem. - Szybko przewróciłem go na plecy. - Tak bardzo mnie nienawidzisz, że aż kochasz - wyszeptałem mu do ucha.
- Po prostu poddałem się tobie. Walka nie ma sensu - rzekł beznamiętnie. Zamknął oczy.
Chwyciłem za linę i związałem mu ręce. Ręce natomiast przywiązałem do torsu. Usiadłem na nim. Dzisiaj nie zajmę się tą częścią. Zejdę trochę w dół.
Nie wiem, co mnie napadło, ale ściągnąłem spodenki Akinoriemu. W lewą dłoń wziąłem jego członka, a w prawą czekoladę.
Posmarowałem całe jego przyrodzenie czekoladą. Jak zwykle w takim momencie zatrzymałem się na chwilę, aby przemyśleć to, czy aby na pewno postępuje właściwie. Zastanawiało mnie, czemu Akiś nie krzyczy? Nie prosi o pomoc? Nie błaga mnie, żebym przestał?
Siedząc na nim przysunąłem się bliżej jego twarzy. Teraz patrzyłem na niego z góry. Akinori głowę miał przechyloną w bok i tępo wpatrywał się w jedną ze ścianek namiotu. Rękoma obróciłem jego głowę i spojrzałem mu w oczy. Szare tęczówki bezuczuciowo wpatrywały się we mnie. Z oczu Akisia, co chwilkę wypływały pojedyncze łzy.
- Czemu nie krzyczysz? - zapytałem nie mogąc oderwać wzroku od jego szklistych oczu.
- Przecież wiesz, że to nie ma sensu. I tak nikogo bym nie zawołał. Wywołałbym tym jedynie skandal...
- Czyli dobre imię twojej rodziny jest dla ciebie ważniejsze, niż własne szczęście? - Nie ukrywam. Trochę przejąłem się jego wyznaniem.
- Bywa... - Krótko, lecz treściwie skomentował moją wypowiedź.
- Nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził...
- Głupi. Sam mi robisz krzywdę - odrzekł przez łzy.
- W takim razie nie pozwolę, żeby ktoś prócz mnie zrobił ci krzywdę. - Mocno go przytuliłem, a następnie namiętnie pocałowałem w usta. Jak zwykle nie odwzajemnił pocałunku. Przyzwyczaiłem się do tego.
Gdy wszystkie wątpliwości przeminęły, a górę nade mną przejął instynkt postanowiłem przejść do aktu.
Wróciłem na miejsce przy wysmarowanym czekoladą, stojącym członku Kiry. Zacząłem delikatnie zlizywać z niego czekoladę dodatkowo, co jakiś czas dogadzając sobie samemu, ruszając dłonią po moim własnym przyrodzeniu.
Po kilkunastu chwilach, gdy już zlizałem całą czekoladę doszedłem oblewając członka mojej księżniczki spermą. Nie mogłem zostawić w takim stanie Akisia, więc chwilę później i jego doprowadziłem do szczytu.
Gdy już było po wszystkim ubrałem się, następnie założyłem na miejsce spodenki Akiry i rozwiązałem go. Najpierw odwiązałem jego ręce od torsu, następnie zacząłem męczyć się z odwiązaniem liny na rękach. Tu było trudniej. W momencie całkowitego uwolnienia rąk Kiry popatrzyłem się na niego. Spojrzałem w jego oczy... zapewne wymyśla najlepszy sposób na zamordowanie mnie.
Dostałem od niego z liścia, następnie Akinori przybliżył swoje usta do mojego ucha i wyszeptał:
- Tu nic nie zaszło. Tego nie było. - Położył się na boku i okrył śpiworem.
Nic nie odpowiedziałem. Teraz ja patrzyłem się tępo w przestrzeń nie wiedząc, co począć. Po chwili namysłu poszedłem w ślady Akiry. Położyłem się w śpiworze i próbowałem zasnąć. Czułem się nieziemsko... ale z drugiej strony... to, co zrobiłem mu jest niewybaczalne.
Cały obóz najwyraźniej poszedł już spać. W tej ciszy usłyszałem cichy szloch. Nie myśląc obróciłem się i od tyłu przytuliłem Akinoriego. Poczułem silny ból w okolicach krocza. Tak. To księżniczce zachciało się bronić. Jednak, pomimo bólu nie puściłem go. Akira obrócił się w moją stronę i wtulił się we mnie
- Huh? Nie pomyliłeś się? - szepnąłem.
- J-ja nigdy nie spałem na dworze.
Mocniej przytuliłem panią... a raczej pana mego serca i postanowiłem nie puszczać go, aż do rana. Najchętniej w takiej pozycji pozostałbym całą wieczność.
~C.D.N.~
Prawie 2.7k słów! 😥
O nie! 😂
Tak nudno - długiego działu już dawno nie było.
Komu podobał się pomysł z czekoladą? ( ͡ ° ͜ʖ ͡ °)
Do następnego! xD
Ale zanim to nastąpi... mam pytanie do Was ^^
Wolicie:
a) krótsze rozdziały (tak do 1k słów) wstawiane częściej,
b) długie i treściwe rozdziały wstawiane... nie tak często? ^^
Bardzo prosiłabym, o komentarz w tej sprawie :3 Z góry dziękuję :D
Dziękuję również wszystkim czytelnikom!
Wyświetlenia, komentarze i vote bardzo motywują! ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top