Bezsilni wobec losu.

Za oknem piękny słoneczny dzień. Nie wiem, który to raz myślałem o moim wyjeździe siedząc na parapecie i patrząc właśnie przez nie.

Usłyszałem ciche kroki na schodach. Chwilę później kroki stały się głośniejsze. Ucichły dopiero przy drzwiach do mojego pokoju. Ktoś zapukał i nie czekając na odpowiedź wszedł do środka. Oczywiście była to moja matka.

- Kaito? - zapytała.

- Eh, co znowu? - odpowiedziałem nawet nie patrząc na nią.

- Spakowałeś się?

- Nie i nie zamierzam! - Wkurzają mnie ludzie, którzy myślą, że wszystko mogą mi rozkazać. Nawet rodzice!

- Proszę, synku... - powiedziała zasmucona. Kochałem ją, nie chciałem jej smucić ale muszę postawić na swoim.

- Ile razy mam Ci mówić! Nie mów tak do mnie! - Zszedłem z parapetu i spojrzałem jej w oczy.

- Synku, Kaito... wiem, że nie jesteś zadowolony z tego wyjazdu, ale proszę spakuj się. Zostały Ci jeszcze tylko dwie godziny.

Ja? Nie jestem zadowolony? Jestem wściekły! Jak oni mogli?! Dwa tygodnie w jakiejś dziczy, bez dostępu do internetu... w sumie nawet nie wiem, czy będzie tam zasięg! Cholerne obozy przetrwania!

- No dobra. - Podszedłem do szafy i zacząłem się pakować. - Co trzeba wziąć? - zerknąłem na listę. - Hmm... mydło, bielizna, ubrania, płaszcz przeciwdeszczowy, obuwie, śpiwór, namiot...

P

o spakowaniu torby odłożyłem ją do przedsionka. Ojciec już zbierał się do wyjazdu, znaczy do odwiezienia mnie w miejsce docelowego "pozbycia się mnie", a matka sprawdzała jeszcze raz, czy aby wszystko wziąłem.

- Ubrania? - zapytała.

- Mam - odpowiedziałem obojętnie.

- Namiot?

- Mam.

- Prowiant?

- Mam. Mamo... trzeci raz pytasz się mnie o to samo!

-Przepraszam Kaito.

Nagle zza drzwi wyłoniła się gruba sylwetka partnera mojej mamy.

- Wszyscy gotowi? Kaito weź swoje torby i włóż do bagażnika!

- Ta rozkaz...

W samochodzie słuchałem muzyki. Miałem im za złe, że pozbywają się mnie w tak brutalny sposób. Dlaczego brutalny? Jadę na dwa tygodnie w zupełnie obce miejsce pełne komarów, uciążliwych współlokatorów i nadopiekuńczych przewodników.

Dodatkowo będziemy spali na dworze w namiotach, bez względu na jakiekolwiek warunki atmosferyczne. Takich cholernych wakacji jeszcze nie miałem!

Nie wiem ile trwała podróż samochodem, wiem tylko tyle, że koniec podróży, a początek mojej udręki jest bardzo daleko od mojego domu.

Ah, nadal zadaję sobie jedno i to samo pytanie: "Co ja tu do cholery robię?"

- Jesteśmy. Wysiadaj Kaito!

- Mi też jest miło was pożegnać. -Wysiadłem z samochodu.Wyjąłem bagaż i namiot z bagażnika. Chciałem udać się w kierunku punktu zbiórki, gdy usłyszałem za sobą głos:

- Do zobaczenia Kaito, kocham Cię synku.

- Jeślibyś mnie kochała, to nie wysyłałabyś mnie do tej dziury -powiedziałem pod nosem.

Ładny słoneczny dzień, tylko to mnie pociesza.

Ruszyłem w kierunku punktu, gdzie wszyscy się już zebrali. Przez megafon mówiła jakaś babka, zwykle tego nie robię, jednakże w obecnej sytuacji postanowiłem posłuchać, co ma nam do powiedzenia.

- Witajcie na tegorocznym męskim obozie przetrwania, obóz składa się z dwóch etapów...

- Bla, bla, bla nudyyy! Niech ktoś nie stąd zabierze! -powiedziałem sam do siebie.

- ...każdy etap trwa tydzień, niech każdy z Was weźmie plan z informacjami, wszelkie pytania proszę kierować do mnie! Jeśli chodzi o noclegi to dzisiejszą noc spędzicie w pensjonacie, a jutrzejszą i każdą kolejną w namiocie, więc radzę się wyspać dzisiaj!

- Tak, tak, kiedy ta szopka się skończy? Naprawdę chcę już iść do pokoju....

- ... Jeszcze jedno! Nad Waszym bezpieczeństwem będzie czuwało pięcioro opiekunów, podzielimy was w grupy, ale to jutro! Jak na razie dobierzemy was w pary i przydzielimy do pokoi. Możecie od razu udać się do punktu przydziału, to wszystko!

- Nareszcie! Dobra idę do punktu przydziału. W sumie jestem ciekawy z kim spędzę dzisiejszą noc... taaa, głupio to brzmi.

Kiedy już dotarłem musiałem ustawić się w kolejkę, długą kolejkę, bardzo długą... tak długą, że określenie "długa" może być traktowane jako zdrobnienie, przynajmniej mi się tak wydawało.

Po "tysiącach" godzin oczekiwania wreszcie nadeszła moja kolej.

- Imię? Nazwisko?

- Kaito Nagai.

- Pokój nr 9.

Opiekun wręczył mi kluczyki. Trudno, trzeba się pogodzić z losem.

Dotarłem do pokoju, drzwi otworzyły się bezszelestnie jednak z pewnymi trudnościami. Zapaliłem światło, przyznam, że pokój nie był aż taki zły... był taki sobie. Miałem, a raczej mieliśmy piętrowe łóżko, szafę, mały stolik i osobne pomieszczene - toalete. Zawsze mogło być gorzej. Pozostaje mi tylko oczekiwać nowego współlokatora.

Nie trwało długo, zanim zdążyłem włożyć rzeczy do pokoju, wszedł trochę niższy ode mnie chłopak o średniej długości blond włosach, jego szare oczy wydawały się skrywać mroczną tajemnicę, lecz jego ogólny wygląd był miły?
Miły wygląd?
Ah dobra, przyznam, że był całkiem ładny jak na chłopca.

- Suwaj się! Góra jest moja i wara ruszać moje rzeczy! - powiedział.

- Nie przywitasz się? - Trochę zaskoczyło mnie jego przywitanie, więc chciałem mu o tym przypomnieć.

- A... no tak nazywam się Akira Akinori, spadkobierca rodu Akinori, a ty to pewnie...?

- Kaito Nagai.

- I tak nie wiele zmieni fakt, że znam twoje imię. Nie myśl sobie, że będę z Tobą rozmawiać, mam przyjaciół na poziomie, a ty do nich z pewnością nie należysz!

- Że, co ?

~~~~~~~~~~~C.D.N~~~~~~~~~~~~
Witam :)
Jest to moje pierwsze opowiadanie o tejże tematyce :]

Dlatego wszelkie opinie,także te negatywne oraz rady mile widziane ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top