Oprawca
Witam! Przygotowałam bonusik dla Was na końcu rozdziału (znaczy ja go nie robiłam xD). Miłego czytania!
~~~
Tamtej nocy nie śniło mi się nic innego od wszechobecnej czerni. Z czerni wyszła otoczona jasną poświatą postać. Nie... nie oszalałem. To był Haru. Brat, którego pamiętam. Delikatne poruszył ustami... jakby chciał powiedzieć:
- Potrzebuję cię.
Sen nagle się urwał. Zalany potem zerwałem się z śpiwora.
Niewątpliwie leżę w moim namiocie. Jedynie to przywróciło mnie do rzeczywistości. Nie dostrzegłem obok siebie Akiry. Jednak jego rzeczy nadal znajdowały się tutaj, co oznacza, że jeszcze się nie "wyprowadził". Wątpię nawet, żeby dyrek mu na to pozwolił.
Leniwe zwlekłem się z mojego prowizorycznego "łóżka". Kilka razy się przeciągnąłem, wziąłem obozowe ubrania i ruszyłem w kierunku wspólnych łazienek. Tęsknię za izolatką. Przynajmniej miałem tam łazienkę prawie tylko dla siebie.
Po drodze nie minąłem nikogo żywego. Po horyzont sięgające drzewa górowały nad małymi obozowymi namiocikami. Widocznie wschód słońca jeszcze nikogo nie zbudził. W sumie też bym sobie jeszcze pospał, ale postanowiłem poszukać Akisia. Dobry współlokator i gwałciciel zawsze pilnuje swojej ofiary, a nie chcę go szukać i biegać po obozie w samych bokserkach.
- Zimno - powiedziałem sam do siebie.
Ranek faktycznie nie należał do najcieplejszych, ale jeszcze godzina i w namiocie zrobiłoby się jak w saunie. Podczas rozmyślań o mojej niemałej zgubie - mam na myśli Akisia. Dotarłem wreszcie do miejsca, gdzie król chodzi pieszo. Łazienki były osobnym wydzielonym budynkiem, który stał w znacznej odległości od pola namiotowego. Spodziewałem się raczej spartańskich warunków, ale myliłem się. Określiłbym je jako całkiem... cywilizowane? Chociaż tutaj za bardzo przyczepić się nie mogę. Dwie kabiny prysznicowe oddzielone od siebie firanką, trzy umywalki, trzy toalety (odgrodzone od siebie), kilka luster - cały przeciętny zestaw łazienkowy. Na kremowo- białych kafelkach nie zauważyłem większych zanieczyszczeń. Nie jest tak źle - pomyślałem.
Najpierw chciałem się wykąpać, więc przeszedłem obok umywalek i luster nie zwracając na nie najmniejszej uwagi. Rozebrałem się i wziąłem prysznic. Nikogo jeszcze nie było. Pełną prywatność miałem zagwarantowaną. Po skończonym prysznicu ubrałem się i z ręcznikiem na ramionach powędrowałem w kierunku umywalek wycierając moje włosy do sucha. Odruchowo wziąłem przyniesioną z namiotu szczoteczkę i pastę. Zacząłem myć zęby. Spojrzałem się w lustro.
Na początku myślałem, że w odbiciu nie widzę siebie. Przeraziłem się. Szczoteczka wypadła mi z ręki, szybko ją pozbierałem i znów spojrzałem na swoje odbicie.
- Co?!
Lekko dotknąłem moich... czarnych włosów z białym pasem!
- Ktokolwiek to był... - powiedziałem prawie przez zęby. -... zapłaci mi za to! Głupi żart. Nie daruję temu śmieszkowi.
Pierwszą osobom, która przyszła mi na myśl jako sprawca tego stanu, był nie kto inny jak Akira Akinori.
- No to się policzymy księżniczko.
Szybko dokończyłem łazienkowe sprawy. Słońce prawie wzeszło w pełni, jednak nadal nikt z obozowiczów nawet palcem nie kiwnął... no prawie nikt. W drodze powrotnej do namiotu spotkałem Keia i Naokiego, którzy sądząc po kierunku wędrówki, kierowali się do łazienek.
- Kaito?! - Z daleka wykrzyknął Kei. - Co ci się... - Zaczął dosłownie tarzać się ze śmiechu. Naoki poszedł w jego ślady.
- Widzieliście gdzieś Akirę? - Bezskutecznie próbowałem przerwać falę śmiechu.
- Nie widziałem... podejrzewasz go, o to? - Nadal uśmiechnięty odrzekł Kei.
- A jak myślisz? - odparłem sarkastycznie.
- Akira jest zdolny do wielu rzeczy, ale tak daleko by się nie posunął.
- Tak, czy inaczej muszę go znaleźć. Na pewno nie widzieliście go w okolicy? - spytałem ponownie.
- Nie. Potem możemy ci pomóc w poszukiwaniach, ale jak na razie wybacz. Potrzeba mnie wzywa - odrzekł Kei, po czym razem z Naokim wyminęli mnie i poszli w stronę ubikacji.
Jeszcze przez kilka chwil słyszałem ich śmiechy za sobą. Wracając do mojego pierwotnego zamiaru. Udałem się z powrotem do namiotu. Tak, jak przypuszczałem nie znalazłem tam Akiry. Nie ma się gdzie ukryć, więc prędzej, czy później musi tu przyjść. Czy tego chce, czy nie.
Do porannej zbiórki jeszcze trochę czasu. Postanowiłem sobie poleżeć... jednak nie mogłem. W myślach wspominałem mój ulubiony niebieski kolor włosów. Teraz mam biało - czarne kudły... nawet nie wiem, czym i jak to zrobił. Niemożliwe, żebym nie poczuł jak ktoś mi farbuje włosy. Nie wspomnę już o śpiworze, który jest cały w czarnej i białej farbie.Nie możliwe, żeby Akiś od tak sobie zniknął bez śladu. On nie jest zdolny do przetrwania.
- Ta sprawa jest dziwna. Gdyby chodziło tylko o odegranie się na mnie zrobiłby to w inny sposób. Kei i Naoki mają rację. To do niego nie pasuje - powiedziałem do siebie patrząc bez celu przed siebie.
Zostawiłem otwarte wejście do namiotu, więc bez trudu mogłem obserwować, co dzieje się na zewnątrz. W pewnym momencie mój wzrok przykuł odbity błysk dochodzący z drzewa. Tak! Coś srebrnego i połyskującego wbite było w pień starego drzewa rosnącego kilka metrów przed namiotem. Nie wahając się wstałem i podszedłem do połyskującej w blasku wschodzącego słońca przedmiotu. Tym przedmiotem okazał się nóż z kartką wbitą w korę drzewa.
Nóż przypominał ten, którego używają obozowe kucharki. Na jego uchwycie znajdowało się kilka kropel szkarłatnej cieczy. Ostrożnie wyciągnąłem nóż z kartką. Odczytałem treść (jak się okazało) wiadomości, a brzmiała ona mniej więcej tak:
"Północny brzeg lasu, stara opuszczona szopa, przed zbiórką"
Jakby tego nie odczytać było to dość niespójne. Do wiadomości była dołączona na szybko narysowana mapa.
- Przed zbiórką... - wyszeptałem. - Cholera! - zakląłem. - Przecież to za jakieś pół godziny!
Nie wiem kim jest adresat tej wiadomości. Jednak jednego jestem pewien. Sądząc po nożu i krwi na nim będę w niezłych tarapatach. Mam przeczucie, że chodzi tu o Akisia i pójście tam da mi wskazówkę... lub może rozwiązanie zagadki jego zniknięcia.
~~~
Pospiesznie udałem się według mapy w wskazane miejsce. Po jakiś piętnastu minutach biegania i chodzenia w kółko znalazłem właściwą drogę. Może nie jestem jakimś specjalistą w orientacji w terenie, ale gdy ujrzałem starą ciemną szopę zbudowaną z desek... wiedziałem, że trafiłem w odpowiednie miejsce.
Rozejrzałem się dookoła. Nigdzie żywej duszy. Po horyzont rozciągały się lasy zieleni i wszelkiego rodzaju drzewek. Złożyłem kartkę i schowałem do kieszeni moich krótkich spodenek. W między czasie sprawdzając, czy w drugiej kieszeni mam ten nóż. Drzwi od szopy były uchylone, a więc ostrożnie wszedłem do środka. Moim oczom ukazało się duże pomieszczenie... pewnie składzik drewna. Przeszedłem wzdłuż niego, co chwila zerkając do góry. Ubytki w dachu były dość spore. Na końcu pomieszczenia znajdowały się kolejne stare drzwi. Podszedłem do nich i lekko je uchyliłem. Niestety jestem głupi i nie zabrałem ze sobą latarki,ani niczego innego, czym mógłbym oświetlić sobie drogę.
Otworzyłem drzwi szerzej. W ciemności nie mogłem niczego dostrzec. Więc prawie ślepy wszedłem do środka. Drzwi szybko zatrzasnęły się za mną. Poczułem jak jakaś siła od tyłu powala mnie na ziemię i przykłada materiał do twarzy.
- Spokojnie. Jeszcze cię nie zabiję.
Usłyszałem cichy, lecz stanowczy głos męski. Po tych słowach straciłem przytomność.
~~~
Otworzyłem oczy. Powoli zaczęły przyzwyczajać się do półmroku panującego w pomieszczeniu. Spojrzałem się w lewo. Słońce zachodziło.
- Gdzie ja jestem? - zapytałem niemrawo. Strasznie chciało mi się pić.
Nagle ktoś zapalił światło światło. Próbowałem wstać, ruszyć się, ale utrudniała mi to lina zawiązana na moich nadgarstkach. Cały zesztywniały oparłem się o ścianę za mną.
- Pić - wydusiłem z siebie jeszcze nie do końca kojarząc fakty.
Nie czekając zbyt długo dostałem to, czego chciałem... a przynajmniej dostałem to częściowo. Mianowicie dostałem zimny prysznic z wiadra.
- Oszalałeś!
- Może... - odpowiedziała postać i podeszła do mnie i popatrzyła na mnie z góry.
Teraz widziałem go wyraźnie. Ciemna bluza i czarne spodnie kojarzyły mi się tylko z jedną osobą. Z pewnością nie był to Akiś. Chłopak w kapturze po raz pierwszy dobrowolnie zdjął swój kaptur. Jego niebieskie oczy przewiercały mnie spojrzeniem na wylot.
A, więc dlatego zniknął na pewien czas...
- Koniec tych żartów. - Nieudolnie próbowałem wstać. - Jeśli ty za tym stoisz to...
- Tak, to ja. - Z zadowoleniem rysującym się na jego twarzy odgarnął czarne włosy z czoła. Przez chwilę przytrzymał je ręką... w tym momencie mogłem zobaczyć jego sadystyczny uśmiech. - Ale to jeszcze nie koniec. Zakończenie tej gry zależy od ciebie.
- Jakiej gry... co ty pieprzysz?!
Chłopak w kapturze obrócił się, tym samym umożliwiając mi zobaczenie z boku Akisia przypiętego kajdanami do ściany tak, że jego ręce uniesione były do góry. Głowę miał spuszczoną.
- Zasnąłeś na prawie cały dzień. Biedaczek musiał tyle wytrzymać... ale nie chciałem tego zrobić bez ciebie. Uważam, że zasługujesz na zobaczenie tego...
- Jak umieram? - dokończył Akira nawet nie patrząc na chłopaka.
- Dokładnie! - Jego ucieszony głos przez dłuższą chwilę odbijał mi się w głowie.
- Co? - spytałem nie dowierzając.
- To, co usłyszałeś. - Młody człowiek podszedł do Akisia. Przykucnął i lekko podniósł jego podbródek. - Nie będziesz mnie powstrzymywać? - Pytanie skierował do mnie.
Nie mogłem pomóc Akirze. Wiedziałem, że trzeba mu pomóc, ale nie miałem jak. Wydawało mi się, że lina na moich nadgarstkach z minuty na minutę coraz bardziej się zaciska.
Chłopak wstał. Po krótkiej chwili przywalił Akirze z buta. Sądząc po siniakach, potarganym ubraniu i szkarłatnych plamach na nim nie pierwszy raz solidnie go pobił. Akiś bezwładnie zwiesił głowę. Nastolatek poluzował trochę łańcuch tak, że Akiś padł na kolana, a potem na ziemię.
- Nie możesz nic zrobić prawda? - Spojrzał w moją stronę, po czym ruszył w moim kierunku i spojrzał na mnie z góry. - Jakie to uczucie patrzeć na śmierć bliskiej osoby?
- Czemu to robisz? Co Akira ci zrobił? - Ostatkiem sił próbowałem uratować sytuację. Skoro nie mogę siłą to... spróbuję dialogiem.
- Zamknij się debilu - usłyszałem cichy głos Akiry, który akurat w tym momencie podniósł się z ziemi do pozycji klęczącej.
- Czemu?! Haha. - Oprawca zaczął się śmiać. - Pytasz czemu? Taka moja praca. Wiesz, że nawet dobrze mi zapłacili... a jeśli już o pracy mowa. Chyba lepiej ją wykonam.
Chłopak odszedł ode mnie. Stanął naprzeciw Akisia i wyciągnął z kieszeni bluzy pistolet.
Wydawało mi się jakby świat na te kilka chwil zamarł. Chłopak odbezpieczył broń celując nią we mnie. Był to zwykły popularny w filmach o gangsterach model pistoletu. Następnie broń tą skierował w Akisia.
Nie mogłem nic zrobić, ani nawet się odezwać. Patrzyłem na tą scenę w osłupieniu.
- Mówiłem, że ci zapłacę! - odezwał się błagalnie Akinori. Po raz pierwszy mogłem go zobaczyć w takim stanie.
- Wszyscy jesteście tacy sami - rzekł z obrzydzeniem chłopak. - Dzięki temu mam pracę... przez takich jak ty. To wy bogacze zabraliście mi to, co najbardziej kochałem. Spadkobiercy i ich rodziny są odrażający. - Opuścił broń. - Różni ważni ludzie mnie wynajmują. Z różnych powodów. Jednak zawsze chodzi o pozbycie się niewygodnego człowieka. Oczywiście sami nie splamią sobie rąk zabójstwem ojca, brata matki, syna... najlepszego przyjaciela, najgorszego wroga, byłego kochanka, który wie za dużo. Dla nich to tylko jedna niewygodna osoba mniej. Dla mnie to sposób na przeżycie... - tutaj urwał swoją wypowiedź.
Znowu wycelował w głowę Akiry. Nie czekając na dalszy rozwój sytuacji próbowałem uwolnić się z więzów, bądź znaleźć nóż, który schowałem sobie wcześniej do kieszeni. Widocznie zostałem dobrze przeszukany, bo nie czułem już noża w moich spodenkach.
- To na nic Kaito...
- Kto ci to zlecił? - zapytałem wściekły z braku jakiejkolwiek możliwej opcji uratowania Akiry przed śmiercią.
Chłopak spojrzał się na mnie swoimi czarnymi oczami.
- Może on sam ci powie... co nie Akiś? - Spojrzał znacząco na Akinoriego.
Zapadła niezręczna cisza. W końcu Akira się odezwał.
- Drugi spadkobierca rodu Akinori. Mój brat... - prychnął i odwrócił wzrok.
Jego brat? Ale jak? Jak można zrobić coś takiego...
- Bingo! Właśnie twój brat. Dał mi dużą zaliczkę.
- Nie byliśmy przyjaciółmi? Po co w ogólnie mnie tu zwabiłeś?! Nie wystarczy ci już znęcania się nad nie mogącym się obronić?! - wykrzyczałem ze złości i strachu. W końcu mnie też może zabić
- Nie przypominam sobie... właściwie w ogóle nie powinno cię tu być, jednak wasza dwójka tak mi się spodobała, że zapewne żałowałbym zabicia tylko jednego... - Wymierzył broń w moją głowę. - Żegnaj Kaito.
- Nie! - krzyknął Akira, a jego głos odbił się echem od ścian prawie pustego pomieszczenia. - Zabij tylko mnie jeśli już takie masz zlecenie... po co on też ma cierpieć?
- Nigdy nie miałem zamiaru go zabić. Powiem wam prawdę, bo zaczyna się ściemniać, a chcę wyrwać się z tego miejsca przed zmrokiem. - Usiadł na krześle, którego wcześniej nie zauważyłem, choć stało kilka metrów dalej i zaczął bawić się bronią.
Patrzyłem na niego w osłupieniu i dezorientacji. Chciał mnie zabić... czemu nie pociągnął za spust?
- Dostałem zlecenie od twojego brata. Miałem to zakończyć w dwa dni. Lekka robota, ofiara niezdolna do samoobrony, panicz z dobrego domu, bez ochrony... nie przewidziałem tylko tego, że obok ciebie może pojawić się samozwańczy stróż. - Przerwał na moment jakby się nad czym zastanawiał. - Wtedy w lesie, gdy odłączyliście się od grupy, poszedłem za wami. Zobaczyłem, że tak faktycznie to niezła z was parka. Przyjaciele. Zapomniałem jak to jest mieć przyjaciela. Pomimo tego, że takich jak on szczerze nienawidzę. - Wskazał na Akirę. - Przypomniał mi się mój...
- Zabij mnie i to skończ. - Przerwał mu Aki.
Co za idiota! Właśnie prawie udało się uratować nasze życia.
- Od tamtego dnia i pamiętnej imprezy w waszym towarzystwie czułem się jakbym wreszcie znalazł przyjaciół. - Wstał z krzesła. - Dlatego teraz zrobię coś głupiego... - Odbezpieczył ponownie broń. - Żartowałem. - Obdarzył Akirę szyderczym uśmiechem.
Strzały padły w kierunku Akiry. Jednak nie w niego. Pociski ze trafiły w łańcuch, którym Akira był przywiązany do ściany. Łańcuch rozpadł się w jednym miejscu.
- To był pierwszy i ostatni raz, gdy puszczam moją ofiarę wolno. Jeśli kiedyś się spotkamy... mogę nie mieć tyle litości. Niemniej jednak świetnie się bawiłem. Szczególnie jeśli chodzi o farbowanie włosów Kaito.
- Nie wybaczę - wysyczałem i spojrzałem na byłego już, zagadkowego chłopaczka w kapturze.
- Wiem. - Uśmiechnął się i podszedł do okna. - Radzę wam wracać do obozu. Mogą tu być jakieś leśne bestie i nie mam tu na myśli tylko pająków.
Pod nogi Akiry rzucił coś połyskującego. Zapewne był to klucz od kajdanek. Zabezpieczył broń i włożył ją z powrotem do prawej kieszeni bluzy. Z lewej natomiast wyciągnął nóż. Upuścił go na podłogę i kopnął w moim kierunku.
- To wam pomoże się stąd wydostać... - Spojrzał w okno, po czym je otworzył. - Jestem bardzo niekulturalny... jeszcze się nie przedstawiłem. - Odwrócił się w naszym kierunku. - Moje imię to Luka... jeśli kiedyś będziecie chcieli kogoś zabić, lub siebie nawzajem śmiało możecie mnie odszukać. - Uśmiechnął się czarująco. - To również ja wtedy narobiłem bałagan w waszej izolatce... mam nawet kilka zdjęć z aparatu Kaito.
- Zabiję - powiedziałem sam do siebie.
- Żegnajcie. - Usiadł na parapecie tak, że jego stopy zwisały na zewnątrz. - A i Kaito nie przejmuj się. Według sprzedawcy kolor powinien utrzymać się do trzech miesięcy. - Założył kaptur i zeskoczył z okna.
- Luka - zakląłem pod nosem.
- Idiotycznie wyglądasz - skomentował moją fryzurę Akira. Jak widać nadal jest sobą.
Nie namyślając się zbyt długo podczołgałem się do noża i jakoś udało mi się przeciąć dość słabej jakości linę oplatającą moje nadgarstki. Gdy już się uwolniłem szybko podbiegłem do Akiry. Był cały blady, z jego nosa cienką strużką sączyła się krew. Twarz miał posiniaczoną. Wziąłem klucz i bez namysłu otworzyłem kajdanki. Akira dosłownie wpadł w moje ramiona.
- Mogłeś zginąć - powiedział z zamkniętymi pewnie ze zmęczenia oczami.
- Wiem... ale jestem piekielnie dobrym kochankiem.
Wtuliłem moją twarz w jego złociste kosmyki i przez chwilę tuliłem go tak w moich ramionach. Wydawało mi się, że Akiś chce podnieś rękę, ale szybko opadł z sił. Postanowiłem wrócić do obozu. Nie ma sensu tu zostawać dłużej.
- Gra skończona - wyszeptałem i pocałowałem na wpół przytomnego Akirę. - Będę cię chronił... my princess.
~C.D.N.~
Żyje!
Sądząc po tym, ile czasu nic nie pisałam nie pożyję sobie długo.
Możecie mnie śmiało zabić (albo wynająć Lukę).
Poszłam w złym kierunku, ale taki mix fabularny planowałam od początku tej pseudo książki ^^
Proszę o opinię w komentarzach... ciekawią mnie, bo takiego "dramatycznego" rozdziału jeszcze nie było 😊
Mam szczerą nadzieję, że ktoś jeszcze to czyta 😂 Prócz tych, co ciągle przypominali mi jakim to leniem jestem xD
Rozdział 2.5k słów napisane w niecałe 3 godziny.
Wybaczcie tak długą nieobecność, a rozdział chciałam wstawić na święta, ale pomyślałam, że nie chcę Wam ich psuć 😄
Team Luka najlepszy 😏
I bonusik *-*
https://youtu.be/wPNzOKuNKO8
Autorstwa: Sziliana2243
Dziękuję <3
Zaprawszam na jej YT oraz profil na watt ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top