Shadow Bartender (MALEC)

Rozdział I „Bójka"

Alec siedział w bibliotece, trzymając na kolanach otwartą książkę i uważnie śledził wzrokiem litery wydrukowane na lekko pożółkłym papierze. Rodzice wyjechali parę dni wcześniej na zebranie do Idrisu, podczas gdy on i jego rodzeństwo zostało zmuszone do pilnowania Instytutu. Najbardziej niezadowolony z tego stanu rzeczy był Jace. Niedawno skończył 15 lat i wydawało mu się, że jest bardzo dorosły. Chodził po Instytucie wściekły, że jak zwykle musiał zostać, podczas gdy starsi obradowali nad ważnymi rzeczami. Nawet Isabelle, która była przecież niewiele od niego młodsza, nie upierała się tak przy wyjeździe, choć w głębi duszy pragnęła znów zobaczyć Alicante.

Jego czytanie podręcznika demonologii przerwało gwałtowny trzask drzwi. Obrócił się w stronę wejścia i ujrzał blond czuprynę, która przy każdym kroku chłopaka podskakiwała oraz wielkie złote oczy. Alec przełknął ślinę na ten widok i wrócił do książki, starając się przestać myśleć o niewygodnych rzeczach. Uświadomił sobie niedawno, jak reagował na widok swojego przyjaciela.

- Alec! Mam świetny pomysł! – zawołał wesoło Jace. Już z daleka było widać, że złość na rodziców całkiem mu przeszła. – Za godzinę otwierają wszystkie bary podziemnych! Aż proszą się o wizytę! Poszedłbym sam, ale nie sprzedadzą mi alkoholu. Za młodo wyglądam, ale Tobie już dadzą!

- Jace... To bardzo zły pomysł. Jesteśmy za młodzi na alkohol, poza tym nie wolno nam wychodzić bez zgody Hodge'a. – zaprotestował Lightwood, ale wiedział, że jedno spojrzenie tych złotych oczu i przepadnie, dlatego uparcie odwracał wzrok. Wayland jednak doskonale wiedział, co zrobić by zyskać aprobatę przyjaciela.

- Będziemy się dobrze razem bawić! Potańczymy, wypijemy coś, spędzimy czas razem! To przecież doskonały pomysł!

Powtórzone dwa razy słowo „razem" spowodowało, że Alec nie potrafił odmówić. Westchnął cicho i przytaknął na pomysł przyjaciela. Był pewien, że będzie tego żałował, ale świadomość spędzenia z Jace'm więcej czasu była zbyt kusząca.

♡♡♡

Był wściekły. Jak zwykle skończyło się podobnie. Alec siedział samotnie na krześle barowym popijając jakieś losowe piwo wybrane z menu, podczas gdy Jace flirtował z seelie po drugiej stronie baru. Lightwood był zaskoczony jak łatwo kobiety ulegały jego przyjacielowi, skoro był tak młody. Z drugiej jednak strony sam zadurzył się w nim bez pamięci.

- Drugie piwo? – usłyszał i podniósł głowę. Zobaczył ciemnoskórą barmankę. Od razu wyczuł, że to wilkołak. Dziewczyna miała ten tajemniczy błysk w oku, jak każdy z nich, ale była też bardzo pewna siebie. – Nie gap się tak na niego, nie pomoże Ci to. Polecam dobrze się upić i mieć go gdzieś.

Alec otworzył szerzej oczy, a wtedy barmanka przerzuciła wzrok na Jace'a, co spowodowało, że Lightwood wstrzymał oddech. Nie mógł uwierzyć, że to było tak bardzo widoczne. Szybko jednak wrócił do siebie i odchrząknął:

- To chyba nie twój problem.

- Mój jeśli twój kochaś nie przestanie wkurwiać moich klientów. – powiedziała nagle dość ostro, a wtedy Alec natychmiast spojrzał w stronę stolika, gdzie jeszcze przed momentem Jace siedział z seelie. Chłopak właśnie wykłócał się z rosłym wilkołakiem, który najwyraźniej miał coś wspólnego z dziewczyną z Jasnego Dworu. Seelie złapała wilkołaka za ramię i próbowała odciągnąć od pijanego nocnego łowcy. Nagle Jace uderzył prawym sierpowym w twarz podziemnego, a wtedy rozpętała się wojna. Wilkołak rzucił się na Jace'a, a Alec odruchowo ruszył mu na pomoc. Inny likantrop również zauważył okazję do walki i dołączył do nich, odpychając Aleca na bok. Jace został odrzucony na bok i rozbił drewniany stolik, a siedzące tam wampiry wrzasnęły i uciekły na bok, a jeden z bardziej walecznych dzieci nocy rzucił się do walki z resztą.

Ktoś rozbił szybę, inny uderzył w blat baru i rozbił kilka kufli. Alec nie wiedział, co robić, ale starał się dostać do Jace'a i odciągnąć go na bok, podczas gdy chłopak wyglądał na bardzo zadowolonego z walki. Barmanka zaczęła krzyczeć na zgromadzonych. Inny pracownik rzucił się by zatrzymać walczących, aż w końcu Alecowi udało się dostać do środka zgromadzenia i zatrzymać Jace'a przed kolejnym uderzeniem i obronić go przed pięścią wilkołaka.

- Przestańcie! – wrzasnął głośno i kilkoro walczących obróciło się w jego stronę. Dopiero wtedy zobaczył, że wcześniej odepchnięty Jace właśnie wycelował w jego szczękę. Nie zdążył nawet się odwrócić, gdy poczuł bolesne uderzenie i stracił równowagę. Upadł na tyłek, co wywołało śmiech u większość podziemnych. Wtedy Wayland zorientował się, kogo uderzył.

- Alec? Co ty robisz? – spytał niby bez problemu, ale po jego oczach Lightwood mógł dokładnie przeczytać, ile miał promili we krwi.

- Chyba, co ty robisz, kretynie?! – zdenerwował się Alec, po czym podniósł się z ziemi, by zbesztać młodszego chłopaka. Nie zdążył jednak powiedzieć ani słowa więcej, bo barmanka podeszła do nich z taką wściekłością w oczach, że łowcy byli w szoku, jak długo potrafiła opierać się nagłej przemianie.

- Cholerni nocni łowcy! Zdemolowaliście mój bar! Nie odpuszczę wam, do kurwy nędzy! – Alec był zaskoczony, jaką moc w głosie miała taka drobna dziewczyna. Bał się tylko jednego. Barmanka była naprawdę bliska przemianie, a wraz z nią reszta stada, która teraz przysiadywała w barze. Z taką ilością nie poradziliby sobie nawet gdyby byli trzeźwi.

- Hej, spokojnie! Dogadamy się! – zaczął Lightwood, czując, że jeśli jakoś nie zadziała, Jace nie będzie skłonny tego zrobić samemu. Wzrok uciekał mu na boki i chyba znów myślał o tym, żeby podbijać do seelie, bo spoglądał w jej kierunku.

- Naprawa tego wszystkiego będzie kosztowała fortunę! Macie mi w tym momencie oddać pieniądze! – denerwowała się, a klienci przyglądali się temu z zaciekawieniem. Alec wiedział, że ucieczka nie ma sensu, ale również stresował go fakt, że nie mieli tak dużych pieniędzy. Co gorsza, Instytut na pewno nie da na nich ani grosza, a próba poproszenia o pieniądze mogła skończyć się szlabanem na całe życie za wychodzenie po nocach do barów i ładowanie się w bójki.

- Nie mamy tyle pieniędzy, ale Jace może odpracować to, co zniszczył. – zaproponował Lightwood, na co jego przyjaciel wydał z siebie odgłos oburzenia.

- Chyba żartujesz! – zaprotestował, a barmanka mu zawtórowała.

- Mi też się tak wydaje! Ten dupek nie tylko nie będzie pracował, ale na pewno spowoduje więcej strat! – Kiedy to powiedziała, ktoś stojący na boku parsknął śmiechem, a Alec oblał się czerwienią. Było coraz gorzej i doskonale o tym wiedział.

- A ja? Gdybym ja to odpracował? – Zaczynał się bać własnych pomysłów, ale kończyły mu się opcje. Tym razem Jace nawet się nie odezwał. To zaczynało być upierdliwe, gdy Wayland pozwalał, aby Alec brał na siebie jego winę.

- Zgoda, ale będę Cię gnoić, ile będę chciała, a ty albo oddasz mi pieniądze albo odpracujesz, umowa stoi? – zadecydowała barmanka, a wtedy widownia zaczęła się śmiać i klaskać. Alec poczuł duszności. Nie podobało mu się to wcale, ale wiedział, że wilkołaki są zdolne wysłać skargę do Clave. Wiedział, że mieliby ogromne kłopoty. Większe niż gdyby dowiedział się tylko Hodge.

- Zgoda. – powiedział w końcu, a barmanka uśmiechnęła się szeroko:

- Widzimy się jutro o 16:50. Nie spóźnij się.

♡♡♡

- Jak długo będziesz się na mnie gniewać? – spytał Jace, gdy wracali do Insytutu. Było grubo po pierwszej, kiedy Alec niósł go na plecach zupełnie bez słowa. To było już trzecie podobne pytanie blondyna, a Lightwood jeszcze nie zamierzał na nie odpowiadać. Chciał ustalić w głowie, jak będzie łączył treningi i pracę w barze. – Aaaaleeec...

Lightwood przewrócił oczami, po czym ze złością w głosie syknął krótkie „co".

- Nie gniewaj się na mnie... Sporo wypiłem, a ona mnie oszukała! Powiedziała, że jest singielką!

- To powód, żeby się bić z podziemnymi? Ty jesteś chyba nienormalny! – zdenerwował się, a Jace tylko prychnął pod nosem.

- Ona była przepiękna! Jak ty byś się zachował, gdyby taka laska Ci zaproponowała świetny seks?

Wtedy Alec nie wytrzymał i zrzucił Jace'a ze swoich pleców. Chłopak wylądował twardo na betonowym chodniku, a Lightwood przyspieszył i ze zdenerwowaniem warknął:

- Nie wkopywałbym najlepszego przyjaciela w takie gówno! Od teraz radź sobie sam!

Pierwszy raz od dłuższego czasu brunet był tak wściekły na Jace'a, że nie potrafił myśleć o niczym innym. Jego treningi były zagrożone, a gdyby Hodge dowiedział się, że zamiast spać w nocy, będzie pracował w barze podziemnych, chyba by go udusił na miejscu. Wiedział, że w takiej sytuacji powiedzenie o tym komukolwiek mogło by zwiastować duże problemy, dlatego z trudem przełknął myśl o skłamaniu Izzy. Nie chciał jej w to mieszać, a wiedział, że dziewczyna chciałaby jakoś pomóc.

Kiedy dotarł do Instytutu, prawie się rozpłakał, ale szybko powstrzymał łzy i westchnął. Czekał go naprawdę ciężki czas. Miał tylko nadzieję, że szybko zdoła spłacić dług barmance i wróci do normalności.

Rozdział II „Kufel i Kieliszek"

Następnego dnia zaraz po popołudniowym treningu Alec wymknął się z Instytutu i, tłumacząc się bolącym brzuchem, uciekł rodzeństwu zanim zmusili go do spędzania wspólnie czasu w salonie. Tylko Jace go nie zatrzymywał. Wciąż miał mu za złe to brutalne zrzucenie z barków i chyba nie docierało do niego, jak bardzo zaszedł mu za skórę.

Lightwood szybko dotarł do baru, który jeszcze o tej porze świecił pustkami. Barmanka stała za ladą i właśnie wycierała kufel niebieską szmatką. Kiedy Alec wszedł do środka, podniosła wzrok i uśmiechnęła się.

- Myślałam, że nie przyjdziesz. – powiedziała głośno, a Lightwood westchnął ciężko:

- Zawsze dotrzymuję słowa.

- To dobra cecha. Jestem Maia Roberts.

- Alec Lightwood.

- Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze razem pracowało. – powiedziała i rzuciła w niego jakimś czerwonym materiałem. Chłopak złapał go w locie i rozłożył, aby mu się przyjrzeć. Był to czerwony fartuszek, co wywołało grymas na twarzy łowcy. – Nie patrz tak na mnie. Jakbym chciała, to kazałabym Ci nosić siatkę na włosach.

Alec przytaknął i przewiązał się fartuchem w pasie. Maia miała podobny, co utwierdziło go w przekonaniu, że to było potrzebne. Przeskoczył nad blatem na drugą stronę i stanął przy likantropce. Ta w skrócie tłumaczyła mu, jak lać poszczególne trunki oraz jakich kieliszków do nich używać. Trwało to jakąś godzinę, nim uznała, że tyle nauki wystarczy na początek. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Roberts podeszła do drzwi i przewróciła tabliczkę z „zamkniętego" na „otwarte".

- W praktyce szybciej się wszystkiego nauczysz. Postaraj się tylko nie powodować więcej strat. Twój durnowaty kochaś zrobił już ich wystarczająco. – mruknęła i wróciła na swoje stanowisko.

- Nie nazywaj go moim kochasiem, ponieważ nie jest nim i nie będzie. Sama widziałaś jak bardzo ślini się na widok ładnych kobiet. Jestem w szoku, że jeszcze nie próbował podbijać do Ciebie. – westchnął Alec, a dziewczyna zaśmiała się.

- Uważasz, że jestem ładna? – spytała, a Lightwood przytaknął niepewnie. – Spokojnie, nie rzucę się teraz na Ciebie, ponieważ powiedziałeś, że jestem ładna. Z kilometra czuć, że jesteś gejem.

Łowca zamarł. Nie uważał, że jest to aż tak widoczne, ale Izzy również nie miała problemu z odgadnięciem tego. Czasami zastanawiał się, czy kobiety nie mają jakiegoś wrodzonego radaru dotyczącego orientacji, co wydawało się tragiczną wizją, bo jego matka również była kobietą.

- Nie pocieszyłaś mnie prawie w ogóle. Raczej wolałbym, żeby to się nie rozeszło. – przyznał, a Maia westchnęła.

- Uspokój się, przecież to nic złego. Tutaj wielu klientów to homoseksualiści. Zaakceptuj siebie, kretynie. – skwitowała krótko i rzuciła drugą szmatkę do chłopaka. – Skup się, dzisiaj piątek, więc będzie dużo klientów.

Miała rację. Już po godzinie bar był pełny. Alec nie nadążał z myciem naczyń, aż w końcu Maia postanowiła się z nim zamienić. Wskazała mu, żeby zajął się klientami, przez co Lightwood nagle uznał, że woli zmywak. Dziewczyna jednak uśmiechnęła się do niego złośliwie i wskazała na bar, gdzie czekali już kolejni klienci.

Łowca z wielkim trudem podszedł do czekającego wilkołaka i spytał o jego zamówienie. Likantrop przyjrzał mu się uważnie i szybko rzucił „trzy piwa". Alec poczuł ulgę, że było to tak proste i szybko napełnił trzy kufle. Zadowolony klient odszedł, a Lightwood odetchnął. Po przełamaniu pierwszych lodów zaczęło być coraz prościej. Łowca tylko kilka razy musiał prosić barmankę o pomoc, a wtedy ona tłumaczyła mu wszystko i uderzała szmatką po głowie w ramach kary za niesłuchanie jej, kiedy wcześniej mu to wyjaśniała.

Kiedy na zegarze nad barem wybiła północ, Alec był już naprawdę zmęczony. Marzył o tym, żeby położyć się na łóżku i zasnąć, ale miał przed sobą jeszcze co najmniej godzinę pracy. Gdy na moment skończyły się zamówienia, Alec oparł się łokciami o blat i ziewnął przeciągle. Wtedy drzwi od baru otworzyły się, a on zaklął cicho. Miał już dość podziemnych, ale szybko zmienił zdanie, gdy zobaczył klienta. Był to dość wysoki mężczyzna o czarnych postawionych włosach i różowych pasemkach. Na ramionach miał błyszczącą granatową marynarkę, a do tego wąskie obcisłe spodnie na szczupłych nogach. Jego oczy były wymalowane czarną kreską i dużą ilością brokatu, co wydało się Alecowi trochę zbyt ekstrawaganckie jak na ten lokal.

Mężczyzna podszedł do baru i usiadł na jednym z krzeseł, przyglądając się uważnie Lightwood'owi, który podszedł zebrać zamówienie.

- Nocny łowca w barze podziemnych? – zapytał zaskoczony, po czym uśmiechnął się czarująco: - Blue Orange, poproszę.

Chłopaka zatkało. Patrzył na mężczyznę szeroko otwartymi oczami, jakby pytał go właśnie o jego numer telefonu, ale był tak naprawdę jedyną osobą, która zainteresowała się jego obecnością tutaj.

Maia z daleka widziała minę łowcy, więc podeszła i złapała go za ramię, odciągając na bok i podchodząc do klienta osobiście. Uśmiechnęła się radośnie i przywitała z nim.

- Witaj, Magnusie! – Jej uśmiech był zbyt duży nawet jak na stałego klienta. - Widzę, że już poznałeś Aleca.

- Nie miałem okazji, bo mi go ukradłaś sprzed nosa, a tak dobrze się na niego patrzyło, gdy stał taki zszokowany przede mną. – zaśmiał się, po czym mrugnął do stojącego z boku Aleca, który o dziwo wrócił już do normalności. – Jak udało Ci się go tutaj usidlić?

- Długa historia, a w skrócie spłaca mi czyiś dług. Zbyt miły jak na łowcę, ale dobrze pracuje. Można na nim polegać. – wyjaśniła Roberts, po czym odesłała Aleca do innych klientów i resztę rozmowy z Magnusem przeprowadziła w ciszy, siadając obok niego na jednym z krzeseł barowych.

Alec obsługiwał klientów w ciszy, cały czas kątem oka obserwując szefową i mężczyznę przy barze. Kiedy podał mu jego zamówiony drink, Magnus uśmiechnął się do niego czarująco i przesunął dłonią nad kieliszkiem, a z jego palców trysnęły iskierki, które wydostały z drinka niebieską smugę. Wtedy Lightwood zdał sobie sprawę, że tajemniczy mężczyzna to czarownik i co lepsze, że zna jego imię, a także nazwisko. Miał w barze Magnusa Bane'a – wielkiego czarownika Brooklyn'u.

Odszedł nerwowo do kolejnego klienta i gdy zastanawiał się, dlaczego ktoś taki jak on jest w tak podrzędnym barze, kufel, który trzymał, wyślizgnął mu się z ręki i z głośnym trzaskiem rozbił się na ziemi. Łowca zaklął i zaczął rękami zbierać szkło, przez co pokaleczył się mocno w palce.

Maia natychmiast doskoczyła do niego i złapała go za ramię, ciągnąc w górę, po czym wskazała na opartą o ścianę miotłę. Alec westchnął ciężko.

- Nie przydasz mi się, jak będziesz rozbijać kufle i kaleczyć sobie dłonie. Idź na zaplecze opatrzyć ręce i trochę odpocząć. Zajmę się wszystkim. – powiedziała i wskazała na drzwi na przy końcu blatu. Chłopak skorzystał z jej rady i gdy szedł na tyły, ostatni raz rzucił okiem na siedzącego przy barze Magnusa. Czarownik patrzył na niego z zaciekawieniem, co speszyło Aleca.

Kiedy po dziesięciu minutach wyszedł ze świeżą runą leczącą na przedramieniu, Bane'a już nie było, a Maia z tą samą energią, co wcześniej, obsługiwała kolejnych klientów. Chłopak szybko dołączył do niej.

♡♡♡

Po skończonej pracy gdzieś koło pierwszej trzydzieści Alec zdjął fartuch roboczy i westchnął ciężko. Maia stała nieopodal wciąż w trakcie obmywania kufli, a gdy zobaczyła jak Lightwood patrzy w przestrzeń, zaśmiała się.

- Jeden wieczór i tak Cię wykończył? Marny z Ciebie łowca skoro trochę nalewania alkoholu i zmywania naczyń tak Cię męczy.

Alec przewrócił oczami i uśmiechnął się delikatnie. Nawet polubił dziewczynę, mimo, że czasami jej komentarze uderzały go prosto w jego kruchą dumę.

- Jestem dobrym łowcą, ale barmanem już niekoniecznie... Pewnie dlatego tak mnie to zmęczyło. – zauważył, a ona tylko pokręciła głową.

- Jesteś dobrym barmanem, naprawdę, kiedyś Magnus próbował mi tutaj pomóc... To była dopiero katastrofa! Popijał mi alkohole pod ladą, kiedy nie patrzyłam! To dobry czarownik, ale słaby pracownik. – opowiedziała mu Maia, a on parsknął śmiechem. Wyobraził sobie Magnusa w brokatowym fartuchu biegającego za ladą z kuflami.

- Mógłbym to sobie z miejsca wyobrazić! – odparł pewnie, a ona uśmiechnęła się do niego podejrzanie i wyznała:

- Wpadłeś mu w oko tak swoją drogą.

Alec zamarł w miejscu i odwrócił się powoli w jej stronę, a ona tylko wzruszyła ramionami i uciekła na zaplecze z radosnym okrzykiem: „Widzimy się jutro!". Lightwood nawet nie odpowiedział, tylko zebrał się w sobie i wyszedł z baru zaciekawiony stwierdzeniem Roberts. Doszedł do wniosku, że może próbowała robić sobie z niego żarty, więc odrzucił taką myśl daleko w tył głowy i ruszył w stronę Instytutu.

Był nieziemsko zmęczony, gdy zobaczył z daleka znajome wieże. Przyspieszył kroku i kiedy dostał się do środka, prawie w podskokach ruszył do swojego pokoju. Kiedy położył się na łóżku, prawie natychmiast zasnął. Nawet nie zdążył zdjąć przepoconych ubrań. Zmęczenie wzięło nad nim górę.

♡♡♡

Obudził się niewiele po tym jak zasnął. Koło szóstej budzik na jego nocnym stoliku zawył głośno i zrzucił go z łóżka. Alec z trudem podniósł się i ruszył w stronę szafy, aby zabrać rzeczy pod prysznic. Musiał ogarnąć się przed śniadaniem, jeśli miał wyglądać, jakby w nocy nic ciekawego się nie działo.

Umyty i ubrany zszedł do jadalni, gdzie reszta jego rodzeństwa już powoli kończyła poranną ceremonię śniadaniową. Alec usiadł tuż obok Izzy i zaczął jeść, jednak czuł na sobie spojrzenie siostry. Kiedy Jace i Max ruszyli z powrotem do swoich pokoi, aby przygotować się do treningów, brunet czuł się jeszcze bardziej osaczony.

- Gdzie byłeś w nocy? – spytała oskarżycielsko dziewczyna, a on wzruszył ramionami i odparł:

- Na spacerze. Potrzebowałem zaczerpnąć świeżego powietrza.

- Alec, nie próbuj mnie okłamywać. Byłam u Ciebie o 22, a potem 23:30. Mam rozumieć, że byłeś na prawie dwugodzinnym nocnym spacerze? – Naskoczyła na niego, jak mało kiedy. Lightwood spiął się lekko, ale postanowił się nie poddawać.

- Izzy, przestań! Byłem zmęczony treningami, źle się czułem i pomyślałem, że lepiej niż runy, zrobi mi długi spacer.

Isabelle patrzyła na niego podejrzliwie, ale ten jeden raz jej brat wydawał się bardzo przekonywujący. Przytaknęła i odpuściła ten temat. Wiedziała, że jeśli coś jest na rzeczy, ona dowie się tego prędzej czy później. Wkrótce wszyscy poszli na trening.

Kiedy popołudniowy trening się skończył i był to już czas dla Aleca, aby dotrzeć do baru, chłopak rozdzielił się z rodzeństwem i ruszył do pokoju, aby zebrać się do wyjścia. Był tak zmęczony, że nim wyszedł, szybko nakreślił na ciele runę wytrzymałości, a potem dodał do tego jeszcze siłę. Skóra zapiekła go pod dotykiem steli, więc zacisnął mocniej zęby i przebrał się w świeże ubrania. Szybko wymknął się z Instytutu i ruszył chodnikiem w stronę baru.

♡♡♡

Alec już z daleka widział światła w barze Mai. Była sobota, więc gości mogło być naprawdę sporo. Z drugiej jednak strony praca barmana wydawała mu się ciekawsza i przyjemniejsza niż treningi. Tym bardziej, że od pewnego czasu Jace był naprawdę nieznośny. Nawet wielkie uczucie, którym darzył go Alec, nie było w stanie usprawiedliwić takiego zachowania.

Kiedy tylko Lightwood przekroczył próg baru, Maia doskoczyła do niego i natychmiast zaczęła mówić, wciskając mu do ręki jego czerwony fartuch.

- Muszę wyjść natychmiast, stado mnie wzywa, ale ty sobie poradzisz! Jeśli nie będziesz umiał wykonać jakiegoś zamówienia, to powiedz, że nie ma na stanie składników czy nie ma tego w menu. Ja lecę! Postaram się być jak najszybciej z powrotem, ale pamiętaj, że na początku i tak jest mało klientów. Dasz sobie radę!

- Al... – nawet nie zdążył dokończyć, bo Maia złapała za płaszcz wiszący na wieszaku przy drzwiach i wybiegła. Alecowi opadła szczęka. Drugi dzień w pracy i już został całkiem sam. Ze stresu pierwsze kilka minut stał w miejscu wpatrując się w drzwi, gdzie przed chwilą zniknęła barmanka. Dopiero potem zawiązał w pasie fartuch i wskoczył za ladę.

Gdy wybiła godzina otwarcia, Alec cały zesztywniał. Obrócił tabliczkę na drzwiach i wrócił na swoje stanowisko. Na początku zawsze jest spokojnie. Pojawiło się kilka osób, były proste zamówienia. Tylko raz łowca był zmuszony użyć wymówki przygotowanej mu przez Maię. Kiedy minęło pół godziny do baru wszedł elegancki mężczyzna z brokatową chustką owiniętą wokół szyi.

- Magnus Bane. – powiedział na powitanie łowca, a czarownik uśmiechnął się czarująco, co speszyło chłopaka.

- Panny Roberts nie ma? – spytał podziemny, a Alec pokręcił głową i odparł:

- Sprawy watahy. Musiała wyjść.

- No cóż... Poczekam na nią. – postanowił szybko i usiadł na krześle barowym dokładnie na przeciwko łowcy, co spowodowało, że Alec zaczął uciekać wzrokiem.

- Coś do picia? – spytał nerwowo, a Magnus uśmiechnął się do niego i odparł:

- Dzisiaj mało klientów, może ze mną porozmawiasz dla zabicia czasu?

- A-Ale nie ma tego w menu. – spanikował i ruszył w stronę zaplecza, czując jak na jego policzki wkrada się zbyt duży rumieniec. Tego nie mógłby wytłumaczyć harówką. Wiedział, że uciekanie przed Bane'em nie jest zbyt rozsądne, ale nie wiedział, jak rozmawiać z mężczyzną po tym, jak Maia powiedziała mu o jego rzekomym zainteresowaniu jego osobą.

Z drugiej jednak strony zachowywał się gorzej niż kiedy odkrył swoje zauroczenie Jace'm. Czuł, że nie powinienem aż tak reagować na czarownika. Był w końcu nocnym łowcą i zdecydowanie nie miał szans u swojego przyjaciela. Może to był czas na zmiany.

Wziął się w garść, wyprostował i wrócił do Magnusa. Mężczyzna patrzył na niego z zaciekawieniem, a gdy zobaczył wciąż jeszcze zaczerwienioną twarz łowcy, spuścił głowę, aby ukryć uśmieszek.

- Mogę zaproponować Ci Blue Orange, tak jak ostatnio. – powiedział odważnie Alec, a Bane zaśmiał się i przytaknął.

- A dostanę w zestawie też rozmowę? Nie lubię pić samotnie. – dopytał, a Lightwood zgodził się z zawahaniem. Szybko uporał się z zamówieniem, a kiedy postawił przed Magnusem kieliszek z niebieskim drinkiem, ten poklepał miejsce obok siebie dłonią.

Alec z oporem zasiadł obok, cały czas czekając na nowego klienta, którym mógłby się wytłumaczyć, gdyby zechciał uciec. Jak na złość nikt nie przychodził, a żaden z obecnych już gości nie wyglądał jakby miał znów coś domówić.

- Maia mówiła, że płacisz czyiś dług... To jakaś wyjątkowa osoba, że fundujesz sobie bezsenność?

- To chyba nie twoja sprawa. Poza tym... Skąd wiesz, że nie śpię? – westchnął Lightwood, a wtedy Magnus uśmiechnął się i odparł szybko:

- Masz wory pod oczami, których nawet runy nie zdołają ukryć, poza tym obstawiam, że praca nie stanowi wymówki do opuszczania treningów dla nocnego łowcy, Alexandrze. – zauważył, a Alec odwrócił się w jego stronę zaskoczony.

- Jesteś jedną z niewielu osób, które nazywają mnie moim pełnym imieniem... I wory pod oczami też zauważyłeś jako pierwszy właściwie... – zastanowił się głośno, a Bane uśmiechnął się do niego przyjaźnie i upił trochę swojego drinka, uprzednio pstrykając nad nim palcami i wydobywając ten sam niebieski dym, dzięki któremu Alec dowiedział się, że jest czarownikiem.

- Wiesz, że masz wyjątkowe oczy, Alexandrze? – powiedział cicho, a Lightwood pokrył się rumieńcem. Ręce zaczęły mu się pocić ze stresu, a oczy uciekać na boki. Nagle w głowie znów usłyszał barmankę, która sugerowała, że Magnus był nim zainteresowany.

- Maia powiedziała coś... na twój temat... – zaczął wolno Alec, czując, że musi zapytać wprost, jeśli ma zamiar jeszcze spać po nocach i nie rozmyślać na ten temat.

- Co takiego? Znów historia mojej pracy tutaj? – zapytał radośnie, a łowca zaśmiał się pod nosem. Szybko jednak znów przybrał swój poważny wyraz twarzy, który był psuty tylko przez ten cholerny rumieniec.

- Nie do końca. Właściwie nieważne. To zły czas i miejsce na takie rozmowy. – wycofał się prędko, wiedząc, że nie przejdzie mu to przez gardło. Bane uniósł jedną brew i szybko odparł:

- W takim razie spotkajmy się po twojej pracy dzisiaj przed barem. Odprowadzę Cię do Instytutu i przy okazji porozmawiamy. – zaproponował czarownik, a Alec zamarł. Nawet nie potrafił nic odpowiedzieć, gdy nagle usłyszał nad sobą głos:

- Alec? Ładnie to tak opuszczać się w pracy? – Maia właśnie odkładała swój płaszcz na wieszak, gdy zobaczyła siedzącego tuż obok chłopaka czarownika. – Magnus...

- Wybacz, ale to ja porwałem twojego pracownika. Wiesz, jak bardzo nie lubię pić w samotności.

Maia zaśmiała się donośnie, po czym odesłała łowcę do pracy i sama wdała się w rozmowę z czarownikiem. Kiedy skończyli rozmawiać, Magnus dopił drinka i wstał, poprawiając przy tym marynarkę. Nim opuścił lokal, jeszcze raz spojrzał na Aleca i mrugnął do niego. Łowcy opadła szczęka. Nie mógł uwierzyć w to, jak pewny siebie był Bane.

Rozdział III „Księżycowe spacery"

W nocy, gdy bar został zamknięty, Maia pożegnała Aleca i wypuściła go bez sprzątania, mówiąc, że to w nagrodę za to, jak dobrze poradził sobie, kiedy został sam. Lightwood podziękował cicho, zdjął fartuch i wyszedł, pocierając zmęczone oczy dłonią. Miał ochotę na krótką drzemkę oraz długi prysznic. W niedzielę mieli dzień wychodny, więc nie było treningów i często rodzeństwo wychodziło razem na miasto. Lightwood już oczami wyobraźni myślał o odespaniu ostatnich dwóch dni. Miał dość wypalania sobie run na wytrzymałość. Nie było to zbyt zdrowe. Sen był jednak bardziej skuteczne.

- Bardzo zmęczony? – usłyszał i prawie podskoczył w miejscu. Gdy tylko się odwrócił, zobaczył Magnusa opierającego się o ścianę zaraz przy barze.

- Co ty tutaj robisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie, a Bane westchnął ciężko:

- Umówiliśmy się, że po twojej pracy odprowadzę Cię do Instytutu, ale widzę, że czas narysować runę na pamięć.

Alec zamarł. W ogóle nie brał pod uwagę, że Magnus pojawi się po jego pracy, tak jak mówił. Wydawało mu się, że skoro rozmowa była przerwana, nic nie zostało ustalone i potwierdzone, ale jak widać bardzo się pomylił.

- Idziemy? Czy mam się zmywać, bo musisz pomyśleć nad czymś niezwykle ważnym i ważniejszym ode mnie? – zapytał Magnus, patrząc na chłopaka takim wzrokiem, że ten natychmiast uśmiechnął się w odpowiedzi i odparł:

- Idziemy.

Bane odwzajemnił uśmiech i wskazał dłonią drogę. Oboje ruszyli powoli chodnikiem. Przez pierwsze parę minut wisiała między nimi cisza, ale widocznie Magnus z trudem to wytrzymywał, bo po chwili złapał Aleca za rękę i obrócił w swoją stronę.

- W barze mówiłeś coś o Mai i tym, że powiedziała coś na mój temat. Byłeś wtedy bardzo tajemniczy. Mógłbym wiedzieć, o co chodziło?

Lightwood natychmiast zaczął się jąkać i uciekać wzrokiem. W głowie nawet zrodził się mu plan ucieczki, ale wiedział, że nie ważne jak szybko by biegł, nie uciekłby czarownikowi. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że Magnus wciąż trzyma go za rękę. Pokrył się rumieńcem i spojrzał na Bane'a.

- Maia powiedziała, że jesteś zainteresowany... no... w sensie... powiedziała, że mną, ale właściwie mogłem się przesłyszeć, a tak właściwie to ja muszę już iść, bo to było w ogóle niepotrzebne i ta rozmow...

- Alexandrze, uspokój się na moment. – przerwał mu Magnus, a on spojrzał na niego dużymi oczami, przez co nawet czarownik potrafił się zaciąć. Patrzył na zaczerwienioną twarz chłopaka i duże niebieskie oczy. W końcu jednak udało mu się odezwać: - Maia miała słuszność, choć w ogóle nie rozumiem, jak te kobiety to robią...

- Nie jesteś pierwszy, który się nad tym zastanawia... – powiedział, po czym dotarło do niego, co usłyszał od czarownika i przerzucił na niego swój zagubiony wzrok. – Co ty powiedziałeś?

- Jesteś niezwykły, Alexandrze, ale bardzo zagubiony... Chciałbym pomóc Ci znaleźć tę drogę. Co ty na to?

- J-Ja... Ale ja koch... – Alec zaciął się nagle. Od pewnego czasu jego myśli już nie były całkowicie opanowane Jace'm. Przestał o nim tak uporczywie marzyć, a praca w barze i pojawienie się Magnusa sprawiło, że nagle zaczął wątpić w to, czy kiedykolwiek kochał blondyna. Kiedyś Izzy powiedziała mu, że to bezpieczne zakochać się w kimś nieosiągalnym. Może Alec właśnie coś takiego próbował zrobić. Nie mógł uwierzyć, że tak nagle mógł sobie odpuścić takie długo pielęgnowane uczucie. Bał się tego, co może stać się, gdy weźmie na poważnie swoje uczucia.

- Alexandrze... – Magnus niepewnie wybudził go z jego rozmyślań. – Dasz mi szansę?

- Możemy czasami... wyjść na drinka... – mruknął cicho Alec, a Bane uśmiechnął się na tę odpowiedź i przyznał:

- Ta odpowiedź jest bardzo w twoim stylu, mój drogi...

Lightwood uśmiechnął się pod nosem i przytaknął, a wtedy czarownik zbliżył się do niego i złożył na jego policzku krótki pocałunek. Był jak obietnica.

- Tylko... Na razie zachowajmy naszą znajomość w tajemnicy... Wolałbym, żeby moje rodzeństwo się nie dowiedziało. – powiedział Alec, a wtedy Bane zaśmiał się pod nosem i wskazał ręką ponad jego ramieniem.

- Myślę, że już za późno.

Kiedy Alec się odwrócił, zobaczył stojącą przy bramie Instytutu Izzy, która wpatrywała się w niego z lekkim uśmiechem. Gdy ich spojrzenia się spotkały, dziewczyna uniosła kciuki w górę i ruszyła z powrotem do budynku. Lightwood był zszokowany, ale zaraz poczuł jak Magnus ściska jego rękę i odwraca go do siebie.

- Tak mi się wydaję, że błogosławieństwo już mamy. – powiedział ze śmiechem w głosie, po czym spojrzał z czułością na łowcę i spytał: - Randka dzisiaj wieczorem? Oczywiście po tym jak się porządnie wyśpisz.

- Muszę iść do pracy... – powiedział ze smutkiem Alec, a Bane zagryzł usta tajemniczo i odparł:

- Załatwimy zastępstwo.

♡♡♡

- Ragnor! – wrzasnęła Maia, widząc jak zielony czarownik po raz kolejny miesza zamówienia. – Piwo dla Alarica, a krew dla Rafaela!

Ragnor Fell przeklął pod nosem i wymienił kufel na kieliszek. Miał już serdecznie dość tego, że Magnus za każdym razem wysługiwał się nim, gdy chodziło o jakieś jego wybujałe miłostki. Jak znał przyjaciela, pewnie i tak szybko by się to skończyło. Miał tylko nadzieję, że tym razem nie będzie go to kosztowało jego spokojne wieczory, ale jak widać Magnus uważał inaczej.

- Ragnor! Jeszcze jeden Blue Orange i piwo! – usłyszał po swojej prawej i przeniósł wściekłe spojrzenie na Magnusa siedzącego na kanapie wraz z jego nowym chłopakiem. Bane trzymał rękę na jego kolanie, a ten patrzył na niego z czułością.

- Mogłeś chociaż wybrać inne miejsce na tę głupią randkę... – westchnął Fell i wrócił za ladę.

THE END

~*~ 

Podrzucam wam fanfiction z Shadowhunters z moim ulubionym shipem z serii ;) Mam nadzieję, że wam przypadnie do gustu :3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top