Mistletoe

                Aż do tej pory nigdy nie rozumiałem tej całej magii świąt. Świąteczne ozdoby, których znaczenie niewiele wnosiło do życia czy te bezsensowne życzenia podczas dzielenia się opłatkiem. Po co to komu było, skoro one i tak nigdy się nie spełniały. Ile razy w moim życiu słyszałem od znajomych i rodziny: „wspaniałej dziewczyny itp". Dzięki, ale nie skorzystam. Jestem gejem i bardzo dobrze mi z tym. Durne święta.

Tak właśnie czułem się, gdy po godzinie siedemnastej przekroczyłem próg mojej klasy w eleganckim garniturze. Kolejna bezsensowna rzecz. Wigilijki klasowe były w moim przekonaniu najgłupszą rzeczą w roku. Dodatkowe trzy godziny, które musiałem spędzić patrząc na mordy tych debili drugi raz tego samego dnia. Cudownie...

- Andy! ~ - usłyszałem damski pisk i wzdrygnąłem się. To jednak było gorsze niż święta. Już po chwili na moim ramieniu zawisły dwie największe klasowe lafiryndy. – Gdzie usiądziesz? Może koło mnie? Prooooszę...

Szybko rozejrzałem się po klasie i dostrzegłem jedno idealne wolne miejsce. Jedno z tych, które stało na samym końcu i jedyne miejsce obok było zajęte. Przez Maxa, który najwyraźniej postanowił ukryć się w największym kącie klasy. Chłopak nie był popularny, a wręcz niewidoczny dla damskiej części tej ferajny. Duże szkła, niesforne czarne kosmyki i wielkie niebieskie oczy, a dzisiaj dodatkowo uroczy za duży sweterek świąteczny. Gratka. Słodziak jakich mało, ale oczywiście te plastiki na wysokich obcasach wolały bezmózgich mięśniaków na każde ich skinienie albo gości o grubych portfelach i ładnej buźce. Na moje nieszczęście zaliczałem się do tej drugiej grupy.

- Max zajął dla mnie miejsce. Wybaczcie! – odparłem i wręcz rzuciłem się w kierunku chłopaka z nadzieją, że to krzesło naprawdę nie było zajęte. Gdy stanąłem przed nim, powoli podniósł głowę i spojrzał na mnie zaskoczony. – Błagam... Powiedz, że nie jest zajęte... – Jęknąłem pod nosem, a kiedy ten pokręcił głową, przeskoczyłem przez stół i usiadłem z głębokim westchnięciem.

Przez moment trwała cisza przerywana jedynie przez świąteczną muzykę, aż w końcu nie wytrzymałem i spojrzałem w bok. Siedział jak na szpilkach. Zdenerwowany i cały czerwony. Dopiero po chwili dostrzegłem, że trzymał w zaciśniętej ręce kawałek choinki przyozdobionej czerwoną wstążką.

- Co to? – zapytałem cicho, wskazując na gałązkę, a on zacisnął usta, aby po chwili zmusić się do odpowiedzi.

- J-jemioła.

- A po co Ci? – drążyłem ten temat. Fascynował mnie ten chłopak, zwłaszcza gdy tak słodko się rumienił.

- Ja... Nigdy się nie całowałem, więc dzisiaj chciałem to zmienić. – był już tak czerwony, że wyglądał jak mały buraczek.

- Masz kogoś na oku? – dopytałem, starając się nie dawać po sobie poznać, jak bardzo mnie to interesowało.

- A-amber...

No tak. Mogłem się tego spodziewać. Mały słodziak nigdy pewnie nawet nie pomyślał, żeby wziąć mnie pod uwagę. Jego wybór mnie nawet tak bardzo nie zaskoczył. Amber była dość cicha, ale wciąż naprawdę piękna. Gdybym nie był gejem, pewnie wolałbym ją od tych młodocianych prostytutek. Miała długie czekoladowe włosy oraz naprawdę cudowny uśmiech. Wręcz bym się zdziwił, gdyby mały Max wybrał inną dziewczynę, ale sposób na jemiołę... Kłóciłbym się, czy był dobrą metodą, ale skoro chodziło o jeden pocałunek...

- W takim razie powodzenia! – klepnąłem go po ramieniu, aż się cały zatrząsł ze strachu. Może jednak użyłem za dużo siły.

Reszta wieczoru przebiegła w spokoju. Życzenia, kolędy, prezenty, kolędy i jeszcze raz kolędy, a na koniec jako niespodziankę: kolędy! Durne święta.

Gdy nie musiałem się uwalniać z sideł tych blachar, obserwowałem Maxa. Krążył w okolicach Amber z tą nieszczęsną gałązką, ale jego emisja była zbyt mała, żeby zdołał jakoś wyrwać ją z jej kółeczka wzajemnej adoracji. Kilka razy bezradnie spoglądał w moją stronę, a wtedy ja podnosiłem kciuki w górę i zachęcałem go do działania.

Trwało to w nieskończoność, ale kiedy w końcu wszyscy mieli już dość kolęd, ludzie zaczęli się powoli rozchodzić do domów. W trakcie tego całego zamieszania zauważyłem, że zarówno Max, jak i Amber zniknęli z mojego pola widzenia. Czułem, że chłopakowi w końcu udało się do niej zagadać, a miła dziewczyna zgodziła się na rozmowę poza klasą. Może i czułem lekki zawód, ale jeśli wszystko mu się uda, być może chociaż on mógłby być szczęśliwy w te święta.

Oparłem się o krzesło i westchnąłem głośno, słuchając tego piskliwego głosiku nadającego o największych pierdołach nad moim uchem. Udawałem, że słucham podczas gdy w głowie miałem tylko posiadacza tego słodkiego świątecznego sweterka.

Byłem już tym naprawdę zmęczony, gdy do klasy ponownie weszła dziewczyna o czekoladowych włosach. Usiadła obok swojej koleżanki lekko przejęta i zarumieniona, podczas gdy po paru minutach pojawił się Max. Głowę miał spuszczoną, a pomięta gałązka w jego ręce jakby zmarkotniała. Czyli jednak zawód miłosny...

Usiadł obok mnie w całkowitej ciszy i choć próbowałem zagadać go odnośnie jakichś pierdół, odpowiadał jedynie półsłówkami. Nawet te nieśmiertelne rumieńce gdzieś znikły. Jego twarz była blada jak kartka papieru. Zmartwiło mnie to odrobinę.

W końcu nawet on złapał za kurtkę i pożegnawszy się cicho z klasą, wyszedł. Przez moment siedziałem zaskoczony, aż nagle sam rzuciłem się po płaszcz i wybiegłem za chłopakiem. Nie mógł odejść daleko. Udało mi się go złapać na schodach przed szkołą. Chwyciłem go za ramię i odwróciłem do siebie. Po jego policzku spływała samotna łza. Szybko wytarł się rękawem kurtki i odwrócił wzrok.

- Przyszedłeś się pośmiać? – mruknął, ale nim zdążyłem się odezwać, kontynuował: - Wszyscy jesteście tacy sami. Nawet ona. Jedyne, o co wam chodzi, to żeby mieć się z kogo pośmiać. Szkoda, że wybraliście na ofiarę akurat mnie. Nie jestem taki doskonały jak ty! Nigdy nie miałem dziewczyny, nie całowałem się, a o seksie już nawet nie wspomnę. Mam siedemnaście lat, a gówno w życiu robiłem! Mam tego dość!

- Czekaj! Stój! – powstrzymałem go szybko i położyłem mu rękę na ramieniu. – Ja może i się całowałem, ale nigdy nie miałem prawdziwej dziewczyny! Ba, ja nawet nie chcę! Czy chodzi Ci tylko o pocałunek? Czy ty tak naprawdę to lubisz Amber? Tego kwiata to pół świata! Znajdziesz sobie inną, a nawet lepszą.

- Nieprawda! Mnie nie chce żadna... – jęknął, a ja wyciągnąłem rękę w jego kierunku i wyciągnąłem pomiętą gałązkę z kieszeni jego kurtki. Spojrzał na mnie pytająco, a kiedy uniosłem jemiołę trochę nad nami, otworzył usta ze zdumienia. Wtedy właśnie pochyliłem się nad nim i delikatnie pocałowałem go w usta. Trwało to tylko chwilę, ale wystarczyło, żeby jego blade policzki pokryły się rumieńcem, a oczy zabłysły.

- D-dlaczego ty...? – zapytał, a ja uśmiechnąłem się szeroko.

- Pomyślałem, że skoro twoje marzenie świąteczne się nie spełniło, to przynajmniej moje ma szansę. – odparłem, a on zarumienił się jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe i spuścił głowę.

- Dlaczego wciąż sobie ze mnie żartujesz...? – jęknął i przetarł twarz rękawem swojej kurtki, jakby chciał odgonić zaczerwienienia. Zaśmiałem się głośno, co najwyraźniej go nie uspokoiło, bo odwrócił się na pięcie i chciał mi uciec, ale zamiast tego złapałem go za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie z powrotem, znów składając na jego ustach tego delikatnego buziaka.

- Myślisz, że żartowałbym sobie z takich rzeczy? Myślisz, że interesowałoby mnie to tak bardzo, żebym wybiegał za Tobą na oczach tych wszystkich ludzi? Myślisz, że pocałowałbym Cię dwa razy, gdybym zwyczajnie robił sobie z Ciebie jaja? – zapytałem, a wtedy on otworzył zaskoczony usta i cicho dopytał:

- Czyli mówiłeś to na serio?

- Bardziej się nie da. – odparłem, a on uśmiechnął się uroczo pod nosem, jakby nie potrafił w to uwierzyć.

Nagle poczułem, że święta wcale nie są tak złe, jak do tej pory myślałem. Być może były początkiem pięknej bajki?

~*~

Świąteczny shot po świętach - polecam! XD Przepraszam... W święta mam jednak większe urwanie głowy niż w okresie szkolnym ._. Mam nadzieję, że najecie się na tym shotcie tęczy i wam wystarczy XD Wesołych Świąt raz jeszcze! ~Lucyfer

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top