57
Aria
Pięć dni.
Minęło dokładnie pięć dni od momentu, w którym Kirishima został postrzelony i wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej.
Każdego dnia leżałam przy nim i czekałam niecierpliwie na to, aż się obudzi. Przystawiałam swoje łóżko bliżej łóżka mojego ukochanego aż w końcu nasze łóżka były ze sobą złączone. Płakałam, trzymałam bruneta za rękę i opowiadałam mu o różnych rzeczach.
Nie miałam pojęcia, czy Kirishima mnie słyszał, ale jego lekarz powiedział, że czasami pacjenci w czasie przebywania w śpiączce słyszeli głosy bliskich. Dlatego mówiłam do mojego chłopaka prawie całymi dniami. Opowiadałam mu o tym, jak wyobrażałam sobie naszą wspólną przyszłość.
W szpitalu nie byłam sama. Kenta, tata Kirishimy, przez cały czas tu przebywał. Dostał pokój obok tego, w którym byłam z ukochanym. Do Osaki przyjechał także Makoto, który był dobrym przyjacielem Kirishimy. Junji także nie wyszedł ze szpitala nawet na chwilę. Mężczyzna czuł się winny tego, że nie obronił Kirishimy na czas i przez niego mój chłopak mógł umrzeć.
Nadszedł szósty dzień. To dziś lekarze mieli podjąć próbę wybudzenia Kirishimy ze śpiączki. Mieli podjąć się tego już trzy dni temu, ale lekarz prowadzący poprosił mnie o jeszcze chwilę cierpliwości. Każda minuta spędzona bez Kirishimy była dla mnie tragedią. Nie chciałam współpracować z lekarzami, ale nie mogłam być egoistką. Kirishima potrzebował jeszcze czasu na regenerację. Zamierzałam być przy nim tak długo, jak potrzeba. Najważniejsze było to, aby się obudził i do mnie wrócił.
Byłam w nieustannym kontakcie z lekarzem prowadzącym mojego chłopaka. Dowiedziałam się, że stan Kirishimy znacznie polepszył się od początku śpiączki. Wszystko wskazywało na to, że nic złego nie mogło się stać, ale zawsze istniało ryzyko, że coś się nie uda i będę musiała pożegnać się z mężczyzną mojego życia.
Było mi ciężko, ale się nie poddawałam. Nie miałam zamiaru się poddać, gdyż Kirishima miał o kogo walczyć. Miałam nadzieję, że jego miłość do życia i do mnie była na tyle silna, aby nie umrzeć. Był zdecydowanie zbyt młody, aby ponieść śmierć. Wiedziałam o tym, że na świecie umierali o wiele młodsi ludzie niż on, ale los nie mógłby mi go zabrać. Nie wyobrażałam sobie bez niego życia. Tak bardzo chciałam urodzić nam kilkoro dzieci, abyśmy mogli być kochającą się rodzinką.
- Wciąż na ciebie czekam, kochanie - wyszeptałam, leżąc na boku w swoim łóżku. Byłam zwrócona twarzą do mężczyzny i trzymałam go za rękę, w którą wbita była kroplówka. - Czekam, ale bardzo chciałabym, abyś otworzył już oczy, wiesz?
Kirishima oczywiście nie mógł odpowiedzieć, ale chciałam tylko, aby mnie słyszał.
- Bardzo mi ciebie brakuje. Tęsknię za tobą, skarbie. Tak bardzo chciałabym się do ciebie przytulić, ale lekarze mi na to nie pozwalają. Jesteś podpięty do tylu urządzeń...
Głos mi zadrżał. Nie miałam już jednak siły płakać. Byłam tym wszystkim tak potwornie zmęczona, że już nie dawałam sobie z tym rady.
- Kocham cię. Dzisiaj lekarze podejmą próbę wybudzenia cię, wiesz? Proszę, wróć do mnie. Tak bardzo cię o to proszę, kochanie. Pozwolę ci dać mi klapsy, dobrze? Czy to cię przekonuje?
Uśmiechnęłam się lekko, mając nadzieję, że ta obietnica pomoże mu podjąć właściwą decyzję.
- Wszyscy na ciebie czekamy, Kirishima. Ja, twój tata, Makoto, Junji i pozostali. Jesteś Smokiem Yakuzy. Nie możesz się poddać. Twoje ciało wraca do zdrowia. Jesteś niepowstrzymany. Proszę cię, kochanie, wróć do mnie. Nie dam sobie bez ciebie rady. Nie masz pojęcia, jak ogromny wpływ na mnie wywarłeś. Jesteś najcudowniejszym mężczyzną na świecie i to się nigdy nie zmieni. Kocham cię z całego serca, mój panie. Mój królu.
Ścisnęłam mocniej dłoń mężczyzny. Podniosłam się tak, aby oprzeć się na przedramieniu. Objęłam wolną dłonią policzek Kirishimy i delikatnie pogładziłam jego skórę.
- Czekam na ciebie, ale pospiesz się. To udręka, nie móc z tobą rozmawiać i patrzeć w twoje oczy.
Usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Do sali wszedł tata Kirishimy. Kenta wyglądał na boleśnie zmęczonego tą całą sytuacją. Ubrany był w dresy i trzymał w dłoni tacę z jedzeniem.
- Dzień dobry, Ario. Przyniosłem ci śniadanie.
Westchnęłam ciężko. Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam ręce po tacę, którą położyłam sobie na kolanach.
- Dziękuję, ale nie musiałeś.
- Nie przesadzaj - rzekł, podchodząc do Kirishimy. Pocałował syna w czoło i spojrzał na niego ze smutkiem. - Mam obowiązek się tobą opiekować i po prostu chcę to robić. Jesteś moją córką, Ario. Nie z krwi, ale to nie ma żadnego znaczenia.
Uśmiechnęłam się nieznacznie, ciesząc się z tego, co powiedział.
- Dziś ten dzień - oznajmiłam, na co on przytaknął. Zaczęłam jeść śniadanie, ale nawet nie czułam jego smaku. Życie bez Kirishimy było mdłe. - Boję się, Kenta. Tak bardzo się boję, że coś pójdzie nie tak.
Mężczyzna usiadł na fotelu znajdującym się na przeciwko mnie. Przetarł palcami zmęczone oczy i ciężko westchnął.
- Wiem, Ario. Kirishima jest jednak waleczny. Ma o kogo walczyć. Na pewno wszystko będzie dobrze. Wierzę w niego.
- Kenta, ja...
- Jeśli jednak wydarzy się coś, czego nie przewidzieliśmy, możesz być pewna, że się tobą zajmę, Ario. Jesteś bezpieczna i wszystko będzie dobrze. Jeżeli nie chcesz wrócić do Włoch, nie będę cię tam na siłę ciągnął. Zostaniesz w Japonii. Wszystko, co należy do mojego syna, przejdzie na ciebie.
- Kenta, błagam. Nie mów o tym tak, jakby Kirishima już umarł.
Ojciec mojego chłopaka schował twarz w dłoniach. Może sprawiał wrażenie silnego i nieustraszonego byłego bossa yakuzy, ale ja doskonale wiedziałam, co działo się w jego głowie. Kenta stracił już swoją żonę, a teraz istniało ryzyko, że straci jedyne swoje dziecko. Starał się trzymać, ale wystarczyło spojrzeć w jego oczy, aby zrozumieć, jak bardzo cierpiał.
- Musimy być przygotowani na każdą ewentualność, Ario. Pochowałem już w życiu wiele osób. Nie tylko swoją żonę, ale także tych członków yakuzy, którzy polegli z mojego powodu. Czasy mojego panowania w yakuzie były o wiele bardziej krwawe niż czasy mojego syna. Wielu ludzi zginęło po to, aby uratować moje życie. Każda kolejna śmierć była dla mnie ciosem. Może ci się wydawać, że my, ludzie stojący na wysokim szczeblu, jesteśmy niepokonani, ale to nieprawda. Walczymy ze słabościami i często do końca życia nie jesteśmy w stanie wybaczyć sobie samym błędów. Ja popełniłem ich wiele, Ario. Każdego żałuję.
- Kenta, ja...
- Nie przejmuj się mną, Ario. Wiedziałem, z czym będzie wiązać się moje życie, gdy obiorę taki, a nie inny kierunek. Mimo wszystkich złych chwil, jestem wdzięczny za każdą dobrą rzecz, która mnie spotkała. Moja żona odeszła wcześnie, ale miałem z nią piękne życie. Wiem, że była szczęśliwa. Kochaliśmy się najmocniej na świecie i mimo, że każdego dnia mi jej brakuje, tak wiem, że dałem jej coś wyjątkowego. Nie mam na myśli tylko jej uczuć, ciepła i zrozumienia, ale przede wszystkim syna. Kirishimę, którego kocham całym sercem. Dla tego chłopaka bym zginął, Ario.
- Kenta, proszę...
Odłożyłam na bok tacę z niedokończonym śniadaniem. Wstałam z łóżka i przeszłam bliżej Kenty. Usiadłam mu bokiem na kolanach i przytuliłam się do niego.
Gdy byłam młodsza, czasami siadałam na kolanach swojemu tacie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że tak naprawdę nie byłam jego córką. Wówczas jednak tata zachowywał się wobec mnie zupełnie inaczej niż w późniejszym okresie życia. Wspierał mnie i bawił się ze mną tak, jak tata powinien bawić się ze swoją córką.
Potem, gdy stałam się starsza, "mama" zyskała dużą władzę nad tatą. Aby jej się przypodobać, mówił i robił wszystko, co mama uważała za słuszne. Praktycznie już ze mną nie rozmawiał. Nie doradzał mi i mnie nie wspierał. Stał się dla mnie niemal kimś obcym, co bardzo mnie bolało.
Kenta dawał mi to, czego nie dawał mi od wielu lat mój "tata". Był dobrym ojcem. Nie tylko dla Kirishimy, ale i dla mnie.
Mężczyzna mocno mnie przytulił. Uronił kilka łez. Byłam pewna, że od wielu lat nikogo nie przytulał. Chyba, że Krishimę. Kenta był lojalny wobec swojej żony nawet po jej śmierci. Musiał wieść boleśnie samotne życie, ale był wierny aż do końca.
Po jakimś czasie do sali wszedł lekarz. Spojrzał na nas, ale nie wyglądał na zaskoczonego. Skinął nam głową na powitanie i podszedł do Kirishimy, aby sprawdzić jego stan.
- Za moment będziemy wybudzać pana Kirishimę ze śpiączki. Czy chcą państwo zostać tutaj, czy może zaczekać na korytarzu?
Spojrzałam pytająco na Kentę prosząc go niemo o to, aby podjął decyzję.
- Zostaniemy tutaj.
Wstałam. Chodziłam zdenerwowana po pokoju, gdy do sali weszło jeszcze kilku pracowników szpitala. Po chwili Kenta podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona. Mężczyzna spojrzał mi w oczy, a ja byłam gotowa wybuchnąć płaczem.
- Spokojnie, Ario. Musisz być silna dla mojego syna, dobrze?
Pokiwałam energicznie głową.
- Wiem, Kenta. Będę dla niego silna, ale bardzo się boję.
Tata mojego ukochanego pogładził mnie uspokajająco po ramionach, ale nie istniała taka siła na tym świecie, która by mnie choć trochę uspokoiła.
- Wiem, skarbie. Ja też się boję, ale jesteśmy tutaj razem. Wszyscy czekamy na mojego syna. Kirishima na pewno do ciebie wróci. Wróci do nas wszystkich.
Kiedy wszystko było gotowe do rozpoczęcia procesu wybudzania Kirishimy ze śpiączki, Kenta podszedł ze mną pod ścianę. Mężczyzna odwrócił się przodem do sali, a ja byłam zwrócona tyłem do Kirishimy i lekarzy. Kenta przytulił mnie do piersi. Jedną rękę trzymał na moich plecach, a drugą na tyle mojej głowy. Wiedziałam, że chciał trzymać mnie przy sobie, aby w razie niepowodzenia móc mnie pocieszyć.
Byłam przerażona. Modliłam się do wszystkich znanych mi bóstw o to, aby mój ukochany do nas wrócił. Minął prawie tydzień od jego postrzelenia, a ja przez cały ten czas szalałam z niepokoju. Bałam się o niego, ale wierzyłam, że Kirishima wróci i będziemy razem szczęśliwi.
Kochałam tego człowieka każdą cząstką swojego jestestwa. Kirishima zawrócił mi w głowie i w sercu. Pokazał mi, jak piękne mogło być życie. Dzięki niemu zrozumiałam wiele rzeczy. Najważniejsze było dla mnie jednak to, że Kirishima nieustannie mnie wspierał. Był przy mnie, rozumiał mnie i nie próbował mnie zmienić. Kochał mnie za to, jaka byłam.
Zakochałam się w tym człowieku bez pamięci, choć początek naszej historii był trudny i mroczny. Przylatując na wycieczkę do Japonii nie spodziewałam się, że poznam tutaj miłość swojego życia. Nie spodziewałam się również, że człowiek, któremu oddam swoje serce, okaże się być bossem yakuzy.
Praca Kirishimy jednak wcale go nie definiowała. Owszem, był niebezpiecznym mężczyzną, ale dla mnie był kochany i to najbardziej się dla mnie liczyło. Wiedziałam, że z nim byłam bezpieczna.
Podczas podróży do kraju kwitnącej wiśni dowiedziałam się także tego, że byłam adoptowana. Wciąż nie dowiedziałam się, kim byli moi prawdziwi rodzice oraz dlaczego zostałam oddana do adopcji, ale w tej chwili nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Miałam żal do rodziców adopcyjnych o to, że nie powiedzieli mi prawdy przez ponad dwadzieścia lat mojego życia, ale może mieli ku temu powód. Na razie sama nic już nie wiedziałam, ale byłam pewna, że to, z jakiej rodziny się wywodziłam, nie miało wpływu na to, jakim byłam człowiekiem.
- Zaczynamy proces wybudzania - oznajmił lekarz, a ja zadrżałam.
Słyszałam dźwięki maszyn. Rozmowy lekarzy. Deszcz uderzający w okno.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że płakałam w pierś Kenty. Mężczyzna głaskał mnie po głowie, choć sam drżał. Był równie przerażony, co ja.
Nie miałam pojęcia, jak długo to wszystko trwało. Wydawało się to jednak ciągnąć w nieskończoność. Nigdy wcześniej nie czułam takiego strachu, jak w tym momencie.
- Pacjent oddycha samodzielnie. Obudził się.
Odwróciłam się z niedowierzaniem. Spojrzałam na stojących wokół łóżka pracowników medycznych, a potem przeniosłam wzrok na leżącego na łóżku mężczyznę.
Powoli, jakby z niedowierzaniem, podeszłam do Kirishimy. Mój ukochany miał otwarte oczy i oddychał.
- Dobry Boże.
Lekarz złapał mnie w ostatnim momencie, gdy straciłam równowagę i runęłabym na podłogę. Mężczyzna posadził mnie na fotelu, ale ja od razu się z niego zsunęłam i na klęczkach zbliżyłam się do ukochanego. Kirishima powoli odwrócił głowę w moją stronę.
Oddychał. Żył. Był tu ze mną.
Złapałam go bardzo ostrożnie za rękę. Przycisnęłam usta do jego dłoni i płakałam, śmiejąc się jednocześnie. Kirishima lekko zmarszczył brwi. Bałam się, że mnie nie poznał. Gdy jednak wypowiedział kolejne słowo, wszystkie moje obawy zniknęły.
- Aria?
- Jestem tutaj, kochanie - wyszeptałam, uśmiechając się do niego tak mocno, że aż rozbolała mnie twarz. - Jesteś bezpieczny. Twoja Aria tutaj jest, wiesz?
Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Kirishima wypowiedział jeszcze jedno zdanie, po czym ze zmęczeniem zamknął oczy.
- Śniło mi się, że mieliśmy dziecko.
Och. Teraz to na pewno musiałam spełnić jego senne życzenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top