56
Aria
Kirishima nie dawał znaku życia. Było już po północy, a on nie dość, że nie wrócił do domu, to nawet nie zadzwonił. Prosiłam Kentę o to, aby skontaktował się ze swoim synem, ale on z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu nie chciał tego uczynić.
- Kenta, błagam cię. Dłużej tego nie wytrzymam. Co, jeśli coś mu się stało?
Tata Kirishimy siedział ze mną na łóżku. Nalegał na to, abym poszła spać, ale ja za nic w świecie nie zasnęłabym, nie wiedząc, co działo się z moim ukochanym.
- Musisz mi uwierzyć, Ario. Nie mogę się wtrącać w sprawy bossa yakuzy.
- Jesteś jego tatą!
- Owszem, ale nie zmienia to faktu, że teraz to Kirishima ma największą władzę w Japonii. Ktoś tam z nim jest. Na pewno wszystko jest pod kontrolą. Czasami interesy się przeciągają, wiesz? Niekiedy trwają całymi nocami. Musisz uzbroić się w cierpliwość i...
Podskoczyłam na łóżku, gdy usłyszałam, że dzwoni telefon. Kenta wyciągnął urządzenie z kieszeni swoich spodni i odebrał połączenie. Przez kilka chwil to osoba znajdująca się po drugiej stronie mówiła, a tata Kirishimy milczał. Wystarczyło jednak tylko spojrzeć na jego twarz po to, aby zrozumieć, że coś było na rzeczy. Moje serce przyspieszyło pracę. Uklęknęłam na łóżku i złapałam Kentę błagalnie za rękę.
- Co?! Kurwa, w jakim szpitalu?!
Nie!
To nie mogło dziać się naprawdę!
- Dobrze. Zaraz tam będziemy.
Kenta się rozłączył i momentalnie wstał z łóżka. Spojrzałam na niego prosząco. Domyślałam się, że stało się coś strasznego, ale chciałam, aby mężczyzna zapewnił mnie, że to wcale nie chodziło o faceta mojego życia.
- Zbieraj się, Ario. Jedziemy do szpitala.
- Kenta, czy...
- Nic nie mów. Po prostu chodź.
Kenta nagle z kochającego tatusia przemienił się w ostrego, nieznoszącego sprzeciwu bossa yakuzy. Jego postawa jednak na mnie podziałała. Gdyby był wobec mnie w tej chwili delikatny, pewnie zamęczyłabym go pytaniami i nie pojechalibyśmy do szpitala. Może był wobec mnie ostry i dominujący, ale przy tym zadbał o to, abym ubrała bluzę i bezpiecznie opuściła dom.
Okazało się, że Kenta zaparkował samochód przy domu Kirishimy, więc szybko dotarliśmy do pojazdu. Mężczyzna otworzył dla mnie drzwi i zaczekał, aż wejdę do środka, po czym zatrzasnął drzwi z mojej strony. Okrążył samochód i wsiadł na miejsce kierowcy. Odpalił samochód z piskiem opon ruszył z miejsca.
- Kenta, co się stało?
Zaciskałam dłonie w pięści, wbijając sobie paznokcie w skórę. Miałam łzy w oczach. Bałam się, bo wiedziałam, że wydarzyło się coś strasznego. Kenta próbował zachować spokój, ale wystarczyło spojrzeć w jego oczy, aby zrozumieć, że to, co usłyszał przez telefon, na niego podziałało.
- Zachowaj spokój, Ario.
- Kenta, błagam!
Mężczyzna wyjechał na główną drogę i wcisnął gaz do dechy.
- Kirishima został postrzelony. Jest w szpitalu.
- Słucham?!
- Nie krzycz, do cholery! Wiedziałem, że jak ci o tym powiem, zaczniesz się, kurwa, dopytywać!
Byłam w szoku. Nie chodziło tylko o to, że Kirishima dostał kulkę i leżał w szpitalu. Kenta po raz pierwszy podniósł na mnie głos. Rozumiałam jednak, dlaczego to zrobił. Sam był w rozsypce i próbował po prostu jak najszybciej dotrzeć do szpitala. Ja za to krzyczałam mu nad głową, wcale mu nie pomagając.
Przycisnęłam dłonie do oczu. Chciałam powstrzymać płacz, ale nie było szansy, aby mi się to udało. Cicho szlochałam wiedząc, że to, co mieliśmy zastać w szpitalu, mogło doszczętnie mnie złamać.
Związując się z Kirishimą, miałam świadomość tego, że jego praca była niebezpieczna. Oddałam mu jednak swoje serce i nie żałowałam tego ani przez chwilę. Kirishima był bowiem mężczyzną, którego kochałam do szaleństwa. Był moim aniołem i diabłem jednocześnie. To on pokazał mi, jak barwne i piękne może być życie. Podarował mi coś, czego nie dał mi nikt inny. Nie żałowałam ani chwili spędzonej z nim. Kochałam go i nie mogłam uwierzyć w to, że los miał być dla nas taki okrutny. To nie był jego czas na śmierć. Los nie mógł zabrać mi go tak wcześnie.
Nie kłopotałam Kenty kolejnymi pytaniami, choć miałam ich mnóstwo. Nie miałam pojęcia, czy osoba, z którą mężczyzna rozmawiał przez telefon powiedziała, w jakim stanie był Kirishima. Wnioskując jednak po emocjonalnej reakcji Kenty, z moim ukochanym nie było dobrze.
Płakałam, niemal wyjąc z rozpaczy. Obawiałam się tego, że nie będę miała nawet możliwości pożegnać się z Kirishimą. Nie miałam pojęcie, jakie życie miało czekać mnie bez niego. Musiałabym wrócić do domu, do Włoch i jakoś spróbować żyć. Wiedziałam jednak, że nie byłoby to życie, a egzystencja. Nie widziałam możliwości życia bez Kirishimy. Bez niego nie było mnie.
Ocknęłam się, gdy dotarliśmy do szpitala. Kiedy Kenta zaparkował samochód, natychmiast wybiegłam z pojazdu i pobiegłam do drzwi szpitala. Kenta jednak szybko mnie dogonił i mocno złapał mnie za rękę, patrząc na mnie gniewnie.
- Trzymaj się mnie. Ani na chwilę się nie odsuwaj, zrozumiano?
Nie miałam wyboru. Jeśli chciałam zobaczyć Kirishimę, musiałam słuchać się jego taty.
Kenta wszedł ze mną do szpitala. Udaliśmy się do recepcji. Tam mężczyzna powiedział, o co chodzi. Kobieta zrobiła wielkie oczy rozumiejąc, z kim rozmawia.
- Proszę ze mną.
Udaliśmy się za kobietą na do prywatnego skrzydła szpitala. Oddychałam ciężko, zaglądając z paniką do każdej sali w nadziei, że ujrzę Kirishimę. Bałam się, że sama zaraz zejdę na zawał.
- To tutaj.
Gdy kobieta pokazała nam salę, w której leżał Kirishima, krzyknęłam ze strachu.
Na szpitalnym łóżku zobaczyłam mojego mężczyznę. Kirishima podpięty był do różnych urządzeń i miał w ustach jakąś rurkę. Na jego nagiej piersi znajdował się duży i gruby opatrunek.
Podeszłam do Kirishimy, nie mogąc uwierzyć w to, co działo się przed moimi oczami. Tak bardzo prosiłam go o to, aby nie jechał na te spotkanie. Oboje wiedzieliśmy, że coś złego mogło mu się nad nim przytrafić, ale mój ukochany mnie nie posłuchał. Zostawił mnie samą.
Byłam tak zaaferowana tym, co się działo, że dopiero po chwili ujrzałam stojącego przy łóżku mężczyznę. Miał na ubraniach ślady krwi. Patrzył na mnie przepraszająco. Powoli, jakby niepewnie, do mnie podszedł.
- Mam na imię Junji. Ty musisz być Aria, prawda?
Skinęłam lekko głową, zanosząc się płaczem.
- To ja zawiozłem Kirishimę na miejsce spotkania. Zaatakowano go. Osoba, z którą się spotkał, nie przestrzegała zasad spotkania. Próbowałem uratować Kirishimę, ale nie zdążyłem. Został postrzelony w pierś tak, że kula przeszła na wylot. Obecnie nie wiadomo, jak z nim będzie. Jego stan jest ciężki, ale Kirishima nie umarł. Musimy być pełni nadziei.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Kenta, który stał za moimi plecami, podszedł do mnie i położył dłonie na moich ramionach.
- Jakie są jego szanse? - spytał tata Kirishimy.
- Są, ale nie wiem, jak duże. Lekarz przyjdzie do nas za moment. Musimy się modlić. Kirishima... On...
- O co chodzi? - spytał Kenta.
- Kirishima prosił ci przekazać, Ario, że zawsze będzie spoglądał na ciebie z nieba. Nie wierz jednak w jego słowa. Nie może umrzeć. Musisz być przy nim. On bardzo cię kocha. Jeśli będziesz się za niego modlić i przy nim będziesz, na pewno będzie dobrze. Proszę, wierz w niego. On cię tak bardzo kocha.
Załkałam. Podeszłam do Kirishimy i padłam na kolana przy jego łóżku. Wzięłam do ręki jego dłoń i pocałowałam jej wierzch, w który wbita była kroplówka.
- Mówiłam ci, żebyś został w domu! Tak bardzo cię o to prosiłam!
Kirishima nie mógł mi oczywiście odpowiedzieć, ale ja mogłam wskazać mu swoje żale.
- Gdybyś tam nie pojechał, nic złego by ci się nie stało! Nie waż mi się umierać, słyszysz?!
Nie wiedziałam, czy Kirishima mnie słyszał. Musiałam mieć taką nadzieję, ale jak wszyscy wiedzieli, nadzieja umierała ostatnia.
- Nie możesz umrzeć, Kirishima. Musimy jeszcze tak wiele zobaczyć. Masz mi się oświadczyć, rozumiesz? Chcę zostać twoją żoną.
Głos łamał mi się przy każdym wypowiadanym słowie. Byłam boleśnie przerażona. Oczami wyobraźni widziałam pogrzeb ukochanego. Nie mogłam jednak pozwolić na to, aby odszedł. Kirishima należał do mnie. Był mój, a ja byłam jego. Mieliśmy zrobić jeszcze tak wiele. Nasze życie miało być pełne przygód i miłości.
- Nie umrzesz, kochanie - wyszeptałam, przyciskając usta do jego dłoni. - Bardzo cię kocham. Nie zostawiaj mnie tutaj samej. Błagam cię...
Kenta podszedł do mnie. Tata Kirishimy próbował mnie podnieść, ale byłam tak słaba, że przelatywałam mu przez dłonie. W końcu, z pomocą Junjiego, mężczyznom udało się mnie posadzić na fotelu.
- Nie ruszaj się, Ario. Junji, przynieś jej wody.
- Oczywiście, proszę pana.
Junji wyszedł z pokoju, a ja znowu zaczęłam łkać. Kenta podszedł do syna. Dolna warga mężczyzny drżała. Wiedziałam, że z całych sił powstrzymywał płacz. Był przerażony. Nie dość, że stracił żonę, to w dodatku miał stracić syna.
Nie, Kirishima nie mógł umrzeć. Nie tak prędko.
Po chwili usłyszeliśmy pukanie do uchylonych drzwi. Do środka zajrzał lekarz. Spojrzał na nas przepraszająco tak, jakby to była jego wina, że Kirishima leżał w szpitalu i walczył o życie.
- Pan...
- Jestem ojcem Kirishimy, a to jego narzeczona - oznajmił sucho Kenta, a ja poczułam przyjemne ciepło w sercu, gdy nazwał mnie narzeczoną swojego cudownego syna. - Proszę mi powiedzieć, jaki jest stan mojego dziecka. Tylko bez owijania w bawełnę. Muszę poznać prawdę.
Lekarz podszedł bliżej łóżka. Spojrzał na Kirishimę i zamknął na chwilę oczy, ciężko wzdychając.
- Stan pańskiego syna jest ciężki. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby uratować mu życie. Najwięcej zależy teraz od samego Kirishimy i jego woli życia. Jego ciało potrzebuje odpoczynku. Wprowadziliśmy go w stan śpiączki farmakologicznej, aby ciało szybciej się zregenerowało. Za dwa, trzy dni podejmiemy próbę wybudzenia go. Jeśli się nie uda...
- Czy on umrze?!
Lekarz spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Nie mogę tego przewidzieć, proszę pani. Proszę dużo do niego mówić i przy nim być. Obecność bliskich potrafi zdziałać cuda. Kirishima jest pod najlepszą opieką medyczną w Japonii. Proszę mi uwierzyć, że zrobimy absolutnie wszystko, co w naszej mocy, aby ten człowiek wrócił do zdrowia. Czy mogę coś dla państwa w tej chwili zrobić?
- Przynieście mi łóżko. Będę z nim tutaj spać.
Doktor otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale tata Kirishimy mu w tym przeszkodził.
- Proszę właśnie to zrobić. Ja zajmę najbliższy wolny pokój i nie ruszę się stąd do czasu wybudzenia mojego syna ze śpiączki. Zapłacę każde pieniądze, aby moje dziecko było zdrowe, dlatego proszę ściągnąć tutaj najlepszych specjalistów i załatwić najlepsze leki dla mojego syna.
Lekarz skinął posłusznie głową. Na pewno wiedział, z kim rozmawiał.
- Tak zrobię, proszę pana. Łóżko dla pani zostanie niebawem tutaj przyniesione. Na parterze znajduje się stołówka, z której mogą państwo korzystać bez ograniczeń. Na piętrze jest automat z napojami oraz łazienka. Obiecuję, że dołożymy wszelkich starań, aby pański syn, a pani narzeczony wrócił do zdrowia.
Gdy lekarz wyszedł z pomieszczenia, do środka wszedł Junji. Przyniósł mi wodę. Odkręcił przy mnie butelkę i mi ją podał tak, abym mogła się napić.
- Dziękuję - wyszeptałam, choć mówienie, gdy znajdowałam się w takim stanie, zdawało mi się nie lada wyczynem.
Kenta podszedł do okna. Widziałam, jak jego ramiona drżą. Mężczyzna próbował zgrywać twardego, ale wiedziałam, w jakim był stanie.
Zarówno on, jak i ja, mogliśmy stracić najważniejszą osobę w naszym życiu. Byłam boleśnie przerażona wizją życia bez Kirishimy, ale musiałam mieć nadzieję. Wierzyłam, że mój ukochany się nie podda. Miał dla kogo walczyć.
Kiedy napiłam się wody, wstałam z fotela. Podeszłam powoli do Kirishimy. Patrzyłam na niego z tymi rurkami i sprzętem medycznym przyłączonym do ciała i z całych sił starałam się nie płakać. Byłam wystraszona. Nie mogłam uwierzyć w to, że tak mogło skończyć się nasze życie. Nasze, bo bez niego nie byłabym w stanie funkcjonować.
Ostrożnie usiadłam na brzegu jego dużego łóżka. Wzięłam Kirishimę za rękę. Była ciepła. Pełna życia.
- Obiecałeś mi, że gdy wieczorem wrócisz do domu, zabawimy się ze sobą, prawda? - spytałam, uśmiechając się przez łzy. - Musisz dotrzymać obietnicy złożonej swojej królowej, królu.
Wypowiadanie każdego słowa było dla mnie niesamowicie trudne.
- Wiesz, jeśli pewnego dnia postanowisz mi się oświadczyć, nie będę się długo zastanawiała. Od razu się zgodzę. Nie ma innej możliwości. Poza tym, bardzo chciałabym mieć z tobą dzieci. Obiecaj mi, że zostaniesz ich tatą, dobrze?
Dłoń Kirishimy ani drgnęła. Jego powieki się nie uniosły. Żyłam nadzieją podczas, gdy bałam się, że to był naprawdę koniec.
- Walcz, kochanie. Jeśli nie dla siebie, to dla mnie. Będę tu na ciebie czekać. Daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz. Nie opuszczę cię ani na moment, mój panie. Królowa będzie czekać na swojego króla.
Przycisnęłam wargi do jego dłoni i zaniosłam się płaczem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top