Początki


Minęły kolejne lata. Zbliżały się dwunaste urodziny Naruto, który był obecnie uczniem Akademii Ninja. Według innych studentów, Uzumaki był intrygujący, ale dziwny. Niektórzy twierdzili z ironicznym uśmiechem lub pogardą, że jest po prostu idiotą. W gruncie rzeczy stanowił jeden wielki znak zapytania zarówno dla swoich rówieśników, jak i nauczycieli (nie żeby ci przejmowali się rozwiązaniem tej zagadki). Już samo jego zachowanie było co najmniej ekscentryczne. Na przykład, Naruto zawsze miał w ręku jakąś książkę, ale wszystkie testy zdawał, zyskując najmniejszą możliwą liczbę punktów wymaganą na pozytywną ocenę.

– Naruto! – rwał sobie włosy z głowy Iruka. – Jak można nie wiedzieć, z jakiego powodu powstały Ukryte Wioski?!

– Bardzo prosto, Iruka-sensei. Wystarczy się tego nie nauczyć – odpowiadał mu zawsze Naruto z ostatniego rzędu, zasłonięty okładką książki po tytułem „Historia Shinobi, tom pierwszy. Powstanie Ukrytych Wiosek, czasy Shodaime". – Ale nie martw się, właśnie o tym czytam.

– Nie mogłeś zrobić tego przed sprawdzianem?!

Uzumaki opuścił książkę i potarł podbródek w zamyśleniu, marszcząc brwi. Po głębokiej kontemplacji problemu zadecydował znudzonym tonem przywodzącym na myśl Lustrzanego Ninja, Kakashiego Hatake:

– Nie, definitywnie nie. Przykro mi, Iruka-sensei.

Z taijutsu było podobnie. Blondyn wygrywał jeden pojedynek w taki sposób, że wyglądało to na czysty łut szczęścia, po czym albo poddawał się przed walką, albo pozwalał przeciwnikowi na zapędzenie go w kozi róg w spektakularnie prosty sposób.

– Naruto! Robisz to specjalnie! Nawet nie kiwnąłeś palcem! – ryczał czerwony na twarzy Iruka. Niestety, nikt nie wierzył tym oskarżeniom. Reszta klasy zrywała boki ze śmiechu (lub, jak w przypadku pewnego Uchihy i Aburame, przewracała oczyma czy krzywiła się niemiłosiernie), a inni sensei obserwowali to przedstawienie z politowaniem. Nikt nie zauważył, jak Shikamaru Nara zmarszczył brwi, po czym wzruszył ramionami i spojrzał w niebo.

– Ups, musiałem nie zauważyć, jak powiedziałeś „start" – komentował tymczasem Naruto, wyjmując książkę znikąd i otwierając ją na zaznaczonej stronie. Uzumaki nie przejmował się tym, że jeszcze bardziej denerwuje Irukę, wciąż leży na ziemi, a jego druga ręka jest wygięta w bolesnym chwycie.

– Ale moje zwycięstwo wciąż się liczy! – zawołał „zwycięzca", jeden z najgorszych, kiedy przychodziło do walki wręcz. Dziś był jego szczęśliwy dzień (stanął do walki z tym durniem, Uzumakim! Zwycięstwo gwarantowane!) i nie zamierzał przepuścić okazji na lepszą ocenę.

Ptaki zerwały się z pobliskich drzew, kiedy uczący ich chuunin zawył z frustracji.

Ninjutsu i genjutsu wcale nie było lepsze. Naruto miał kolosalne kłopoty, kiedy przychodziło do kontrolowania jego czakry (Czakra? Co to czakra, Iruka-sensei?). Jedynym jutsu, które opanował naprawdę, wydawało się być Henge, a Iruka dowiedział się tego tylko dla tego, że pewnego dnia znalazł w swoim mieszkaniu, (w łazience, jeśli być szczegółowym) oszałamiającą, nagą blond piękność. Naruto został przyłapany na gorącym uczynku i chuunin wstawił celującą notę do dziennika zaraz po odzyskaniu przytomności, a następnie odmówił sprawdzenia chłopca po raz drugi.

Uzumaki po prostu zdawał się nie mieć jakiejkolwiek motywacji aby być dobrym ninja, a mimo to brnął uparcie przez szkolenie.

Nauczyciel jeszcze wiele razy próbował zmusić Naruto do uczciwej pracy, ale był to bezsensowny wysiłek. Bolało to Irukę tym bardziej, że mógł zrozumieć, przez co blondyn przechodzi. Chłopak radził sobie z tym nieco inaczej, niż sam Iruka, ale wciąż był okropnie samotny. Naruto nigdy nie pozwolił nikomu na zbliżenie się do siebie. Robił wszystko bez pomocy, trzymając ludzi na dystans. Odwiedzali go czasami pewni jounini z wioski respektujący ostatnie życzenie Yondaime oraz sam Hokage, ale i ci nie mieli czasu, aby poświęcić mu więcej uwagi.

Chciałbym, żeby on był trochę bardziej otwarty, żeby bardziej ufał ludziom. Są osoby, które chcą mu pomóc i mogą go zrozumieć, myślał często chuunin. Nie mógł nawet wiedzieć, że Sandaime podzielał te wrażenie.

Powinien zostawić go z Ibikim na stałe. Ale jest za późno; jad z jakim odnoszą się do niego inni mieszkańcy wioski odcisnął na nim swoje piętno i Naruto już nie chce na nikim polegać, nie przyjdzie do mnie ze swoimi problemami, jak kiedyś. Mogę mieć tylko nadzieję, że nie da pochłonąć się nienawiści, wzdychał Hokage, obserwując medytującego Naruto przez swoją kryształową kulę z bólem w sercu. Chłopiec ciągle go odwiedzał, owszem, ale nigdy nie prosił o nic.

Pomimo oburzającego lenistwa podczas zajęć szkolnych, chłopiec był niewątpliwie jednym z najbardziej obiecujących ninja z całego pokolenia. Sprawę z tego (poza samym Hokage) zdawali sobie jedynie nieliczni, tacy jak Hatake Kakashi, Morino Ibiki, Maito Gai, Sarutobi Asuma czy Umino Iruka i parę innych jouninów. Chyba jedynie oni wiedzieli, że to Naruto był sprawców wszystkich skandalicznych kawałów, jakie „tajemniczy żartowniś" urządzał wiosce. Któż inny pomalowałby monument Hokage?

Lecz niezależnie od uczuć względem Naruto, wszyscy z niecierpliwością czekali na zbliżające się egzaminy. Tegoroczna klasa była szczególnie utalentowana i znajdowało się w niej wiele dzieci z znanych klanów. Planowano na przykład zrekonstruować osławioną formację Ino-Shika-Cho, która zdobyła rozgłos podczas wojny. Nie do końca jasne były składy innych drużyn, ale obstawiano wariacje złożone z Inuzuki, Aburame, Hyuugi i Uchihy, dziedziców najbardziej znanych oraz najpotężniejszych klanów. Nawet sporo uczniów pochodzących z zwykłych rodzin miało duże szanse.

Test składał się z trzech części. Pierwszą był test pisemny. Drugą sprawdzian taijutsu i zdolności do rozpoznania jakiegoś patetycznie prostego genjutsu. Trzecia wymagała znajomości przynajmniej jednej z trzech podstawowych technik ninja: Bunshin no JutsuKawarimi no Jutsu lub Henge no Jutsu.

I to ma nam wystarczyć w naszej karierze ninja, pomyślał Uzumaki Naruto z zdegustowaniem wpatrując się w kartkę przed nim. Gdyby nie Hermiona, Harry i Ron, skończyłbym Akademię jako niekompetentny idiota.

– Masz rację, brzdącu. Nawet jedenastoletni Neville poradziłby sobie z całą waszą klasą na tym etapie paroma szybkimi zaklęciami – odezwał się raczej rozbawiony głos w jego głowie. Harry musiał czytać razem z nim pytania.

Trzeba zaznaczyć, że dla większości ludzi głosy w ich głowach są potencjalnym źródłem niepokoju i objawem poważnych problemów. Jednak Naruto był wyjątkowy. Nie tylko pełnił rolę strażnika przerażająco irytującego Demona o Dziewięciu Ogonach, ale użyczał miejsca w swoim umyśle trzem zabłąkanym duszom z innego świata. Odkąd poznał trójkę czarodziejów, z każdym kolejnym dniem dowiadywał się nowych, ciekawych rzeczy oraz zyskał moce, o których wielu shinobi mogło jedynie marzyć. Jego „siostra" i „bracia" oraz ta wielka kupa futra dotrzymywali mu towarzystwa przez całą Akademię, pomagali mu i uczyli go wszystkiego, w tym zaklęć.

Naruto Namikaze-Uzumaki byłby oficjalnie największym geniuszem w swojej klasie, gdyby nie uznał za zabawne udawanie przeciętnego ucznia (jak słusznie podejrzewał Iruka). Poza tym, młody shinobi wiedział, że Hokage ma w zwyczaju balansować trzyosobowe drużyny według zdolności – słabi uczniowie z dobrymi i tak dalej. Oznaczało to, że drużyna, do której Naruto dostanie się jako „zły" uczeń będzie najprawdopodobniej najsilniejsza z całego roku.

Chłopiec uśmiechnął się do siebie i zaczął wypełniać test w taki sposób, aby uzyskać idealnie połowę punktów. Zamierzał mieć najwyższe oceny w genjutsu (uwielbiał magiczne iluzje) i zawalić taijutsu, po czym zdać ninjutsu przeciętnie. Miał tylko nadzieję, że tegoroczny egzamin nie będzie z Bunshin no Jutsu, ponieważ od dawna używał innej wersji tej techniki i nigdy nie próbował nauczyć się zwykłej formy. Mogło się to teraz na nim zemścić, ale po prostu nigdy nie było czasu! Naruto zawsze miał pełne ręce roboty; albo ćwiczył fizycznie, albo praktykował magię, a niekiedy sypiał w dzień, aby w nocy włamywać się do zwykle zastrzeżonych sekcji Biblioteki Publicznej lub Wieży Hokage w poszukiwaniu interesujących zwojów. Jego klony stworzone dzięki Kage Bunshin no Jutsu (poznanie tej techniki było prawdziwym szczęśliwym trafem) nieraz szpiegowały nawet innych członków klasy blondyna, aby Uzumaki wiedział, czego się po nich spodziewać.

Naruto podobały się techniki ninja, ale przede wszystkim kochał magię. Nie posługiwał się zwykłą różdżką. Nie była mu właściwie potrzebna; miał rezerwy magiczne trzech ludzi, zdolności metamorfomagiczne Hermiony, wężomowę Harry'ego i predyspozycje do magii umysłu Rona (to był wielki szok w poprzednim życiu Złotej Trójcy), więc nawet czarowanie bez różdżki było drobnostką. Jednak Hermiona nalegała, aby znaleźli jakąś rzecz, która pomoże mu skupić jego moc, aby nie męczył się zbyt szybko. Niestety, w Konohagakure nie było żadnych mitycznych stworzeń, jak feniksy czy smoki! W końcu, dzięki sugestii Kyuubi'ego, czarownica wpadła na pomysł, aby kupić pewien rzadki minerał i zrobić z niego kilka akcesoriów. Jedną z tych rzeczy był skromny pierścionek z fioletowym oczkiem, który Naruto nosił nieustannie na palcu wskazującym prawej ręki pod zaklęciem niewidzialności. Miał również różdżkę, ale zwykle jej nie używał, ponieważ za bardzo przyciągała uwagę i łatwo ją było zniszczyć.

Nagle Naruto wyczuł, że coś nadlatuje w jego stronę, ale nie uchylił się, bo…

BAM!

…wiedział, że to tylko Straszliwa Gąbka Do Tablicy™ Iruki-sensei.

– NARUTO! Przestań bujać w obłokach i zabierz się za pisanie! Jeszcze tylko piętnaście minut!

Uzumaki zamrugał z zaskoczeniem.

– Och? Nie zauważyłem. Gomen, Iruka-sensei.

Iruka tylko schował twarz w dłoniach bez słowa, podczas gdy reszta klasy zaczęła chichotać. Jak taki idiota w ogóle ostał się w Akademii, skoro nie potrafił się uchylić nawet przed gąbką do tablicy? Oto była jedna z wielu zagadek wszechświata.

Po oddaniu wypełnionych kartek wszyscy uczniowie wyszli przed budynek, aby odbyć pojedynek taijutsu z Mizukim. Ten instruktor nigdy zbytnio nie lubił młodego Jinchuuriki i vice versa. Dlatego, kiedy nadeszła kolej Naruto i chłopca nagle nawiedziła genialna idea na żart, blondyn ani przez chwilę nie wahał się jej wykorzystać. Srebrnowłosemu nauczycielowi należała się mała nauczka za jego uprzedzenia.

Popatrzcie tylko na to, zwrócił się Uzumaki do swoich wewnętrznych lokatorów, stając naprzeciw nauczyciela.

– Hej, Mizuki-sensei – rzekł do chuunina blondyn na pozór znudzonym tonem, celując w mężczyznę palcem wskazującym prawej ręki. – Jak mawiali starożytni… Alucinatio: Prodigium Animadverto!

Naruto nie znał zbyt dobrze łaciny, ale Hermiona i Harry nalegali, aby w niej rzucał swoje zaklęcia. Język ten nigdy nie istniał w jego świecie, więc wrogowie nie mogli go w żaden sposób odszyfrować.

Reszta klasy mogła się tylko gapić w osłupiałym zachwycie jak Mizuki zaczął walczyć z jakimś niewidzialnym wrogiem, wykonując skomplikowane ruchy, unikając ataków i zadając ciosy w najwymyślniejsze sposoby. Iruka praktycznie promieniował radością. Naruto właśnie rzucił genjutsu bez użycia pieczęci, jedynie wskazawszy na nauczyciela palcem! Nawet geniusz miary Itachiego Uchiha nie potrafił robić tego w tak młodym wieku! Oto był dowód na prawdziwy talent dziecka.

Mizuki w końcu upadł na ziemię, wyczerpany i sapiący.

– Jak?… Jak… to… jest… możliwe?…

– To była tylko Iluzja Cudownego Widoku, Mizuki-sensei. Czy naprawdę sądzisz, że znam jakiś Antyczny Niepokonany Styl Pięciogłowego Smoka?

Szczeka chuunina opadła na ziemię. Tego się definitywnie nie spodziewał. Kitsune znane są z swoich iluzji, pomyślał Mizuki ponuro.

Pozostałe dzieci w większości starały się nie śmiać za głośno lub nie gapić za bardzo. Nara nie wydawał się być zaskoczony. Sasuke Uchiha był wyraźnie zainteresowany. Klasowy leń i obibok (niemalże większy niż Shikamaru!) okazał się jednak mieć jakieś zdolności; to musiała być bardzo dobra iluzja, skoro chuunin dał się nabrać. Czarnowłosy nastolatek pozwolił sobie na mały uśmiech, wyobrażając sobie, jak ośmiesza swojego brata taką sztuczką. A Hinata Hyuuga, która aktywowała podczas swojej walki Byakugan i wciąż jeszcze widziała świat przez swoją Zaawansowaną Linię Krwi, była w szoku. Nie widziałam, jak on rzuca genjutsu! Zupełnie, jakby Naruto-kun w ogóle nie korzystał ze swojej czakry!

Iruka wystawił Naruto najwyższą ocenę z genjutsu, rzecz jasna. Reszta poszła zgodnie z planami przyszłego shinobi… aż do testu z ninjutsu. Tegoroczną techniką, którą mieli pokazać, był Bunshin no Jutsu.

– Uzumaki Naruto!

Chuunin z blizną na nosie uśmiechnął się, widząc lekkie zdenerwowanie zwykle stoickiego ucznia.

– Spokojnie, Naruto. Nawet jeśli nie zdasz tego jutsu, reszta punktów z innych testów sprawi, że przejdziesz. Po prostu staraj się najlepiej, jak tylko potrafisz – Iruka obdarzył swojego ulubionego studenta ciepłym uśmiechem (siedzący obok niego Mizuki wykrzywił się w czymś, co raczej przypominało bolesny grymas). Wbrew pozorom, ta sytuacja nie była niczym nadzwyczajnym. Wypuścili już z Akademii ucznia, który nie potrafił w ogóle używać czakry, ponieważ był niezwykle dobry w taijutsu i posiadał wybitną samodyscyplinę (oraz rekomendację Maito Gai… ale to tak nawiasem).

Uzumaki odwdzięczył mu się jednym ze swoich nielicznych prawdziwych uśmiechów, po czym złożył dłonie do pieczęci i wymamrotał cichutko nazwę techniki.

Buchnął dym i wokół chłopca pojawiły się trzy klony. Naruto odetchnął widocznie i szybko je odwołał (aby nikt nie zauważył, że to jest Kage Bunshin no Jutsu), a Iruka podał mu z dumą jego hitai-ate.

– Naruto! – zawołał, kiedy chłopiec kładł rękę na klamce. – Jeśli poczekasz na mnie chwilę, zabiorę cię do Ichiraku na celebrację, co?

Chuunin wiedział doskonale, że sukces nie jest nawet w połowie tak słodki, kiedy nie możesz się nim cieszyć z kimś innym. Poza tym, Naruto był jego ulubionym uczniem, a teraz zapewne już nie będą mieli okazji widywać się tak często jak dotąd. Iruka na początku nie lubił chłopca, ale przez lata zaczął o nim myśleć jak o młodszym bracie.

Propozycja chyba zaskoczyła Naruto, lecz blondyn przytaknął z radością i obdarzył swojego ulubionego sensei szczerym, pogodnym uśmiechem. Ramen za darmo! Jak mógłbym się nie zgodzić?

Tego samego dnia, po pożegnaniu się z Iruką-sensei, Naruto Uzumaki leżał w swoim łóżku, wpatrując się w sufit niewidzącym wzrokiem i rozmawiając z Harrym, Ronem i Hermioną.

– Więc egzamin na genina już za mną. Kiedy będę mógł wreszcie zacząć jawnie używać czarów?

– Użyłeś ich już dzisiaj – przypomniała mu Hermiona. – Trochę cierpliwości, braciszku. Poczekaj do testu, jaki wam da wasz nowy sensei. Jeśli okażę się on wystarczająco trudny, będziesz mógł się pochwalić paroma sztuczkami. Ale żadnych zaawansowanych czarów, jak animagia! Chcę, żebyś najpierw opanował formę moją i Harry'ego, nie tylko Rona i twoją własną.

Zwierzęciem Rona był ryś, więc z pewnych nieznanych przyczyn to właśnie tej formy Naruto nauczył się najszybciej. Formą samego blondyna okazał się być lis, nie żeby ktokolwiek był specjalnie zaskoczony. Wydra Hermiony i srebrno-czarny feniks Harry'ego sprawiały mu pewne kłopoty. Szczególnie feniks, który budową różnił się najbardziej od innych zwierząt jakie opanował.

Złota Trójca nigdy nie powiedziała swojemu wychowankowi, że posiadanie więcej niż jednej formy jest niemożliwe. Ale jeśli ktokolwiek mógł osiągnąć nieosiągalne, był to Naruto. W końcu jego rezerwy czakry były zasilane aż z pięciu źródeł, a na jeden rdzeń magiczny chłopca składały się cztery mniejsze, do tego każdy potężny z osobna. Miało to nieogarniony potencjał.

– Zanim zaczniesz robisz jakieś niesamowite rzeczy, musisz się upewnić, że członkowie twojej drużyny i twój sensei nie wpadną w panikę albo nie zaczną myśleć, że Kyuubi przejmuje kontrolę– zgodził się Harry ze swoją przyjaciółką.

– Ciekawe, kogo będziesz miał w swojej drużynie– zamyślił się Ron.

– Jakie są opcje?

– Hm, zwykle drużyny składają się z dwóch chłopców i jednej dziewczyny. Najsilniejsze kunoichi w klasie Naruto to Hinata i Ino. Sakura nie jest aż tak dobra w taijutsu i ninjutsu, ale jest bardzo inteligentna i nadrabia to książkową wiedzą. Co do chłopaków… Sasuke, Shino lub Shikamaru. Kiba jest dobry, ale nie aż tak, bo ogranicza się głównie do walki wręcz z Akamaru. Prawdopodobnie jednak Shika z Ino będą w drużynie z Choujim, więc to pozostawia nam dwóch kandydatów na każdą posadę.

– O Shino nie wiem prawie nic, poza ogólnymi informacjami na temat klanu. Sasuke byłby trudnym partnerem, szczególnie biorąc pod uwagę jego arogancję i niską opinię na mój temat, ale jest świetnym ninja. Sakura to fanka, więc… bez komentarzy. A Hinata jest po prostu totalnie dziwna.

Trójka magów wymieniła między sobą znaczące uśmieszki. Ach, błogosławieństwa dziecięcej nieświadomości. Naruto nawet się nie domyślał, że podoba się dziewczynie. Sądził, że takie uczucia wszyscy ludzie wyrażają wprost… a Ino i Sakura ze swoim zachowaniem wobec Uchihy nie pomagały w skorygowaniu owego mylnego poglądu.

Trzask otwieranego w kuchni siłą okna wyrwał ich wszystkich z zamyślenia. Naruto rzucił szybko zaklęcie skanujące.

Co tu robi Mizuki? – pomyślał blondyn, siadając na łóżku i ściskając ukryte pod poduszką kunai.

Jego nauczyciel tymczasem stanął w wejściu do sypialni. Na plecach miał przywiązany ogromny tobół, który Uzumaki natychmiast rozpoznał. Włamał się przecież kiedyś do domu Hokage i przeczytał niemal połowę Zakazanego Zwoju (nie, żeby zrozumiał zbyt wiele…); w takiej sytuacji musiał zapamiętać jego wygląd.

Aura wokół Mizukiego wyraźnie dawała znać, że chuunin nie jest przyjazny.

– Czego tu szukasz, Mizuki? – zapytał Naruto zimno, w każdej chwili gotów do ruchu.

Nauczyciel zaśmiał się mrocznie.

– Tak jak myślałem – stwierdził powoli. – Wcale nie jesteś leniem ani beztroskim chłopczykiem. Cóż, wyświadczę tej wiosce ostatnią przysługę, zanim ją opuszczę – uśmiechnął się drapieżnie, ujrzawszy jak dziecko subtelnie gotuje się do ataku. Naruto zdążył już poznać intencje nauczyciela dzięki subtelnej legilimencji. Pytanie zadał tylko po to, aby móc rzucić zaklęcie. – Nie jesteśmy tacy mili, gdy nikt nas nie widzi, prawda… KYUUBI?! – i chuunin rzucił się na niego.

Naruto zablokował niezbyt imponujący atak lewą ręką, w której miał kunai, prawą pozostawiając wolną aby ewentualnie rzucić zaklęcie. Zadecydował udawać idiotę, aby zyskać więcej czasu.

– O czym ty mówisz?

– O tobie! Jesteś Kyuubim! Yondaime zapieczętował w tobie bestię dwanaście lat temu! To dlatego!…

Nie trzeba było słuchać tego dalej; znał już tą historię.

– Drętwota!

Błysnęło czerwone światło. Siła zaklęcia była tak duża, że Mizuki uderzył w ścianę i zsunął się po niej bezwładnie. Zwój otworzył się i poturlał po podłodze. Kilka rzeczy pospadało z półek. Chłopiec przymknął oczy z ulgą. Nie lubił dopuszczać wrogów zbyt blisko siebie z dwóch powodów. Po pierwsze: jego zaklęcia najlepiej działały z większej odległości i po drugie: poczucie dużego zagrożenia mogło spowodować jakiś incydent z przypadkową magią, co niemal zawsze kończyło się katastrofą na wielką skalę. Przy jego rezerwach nie było to zaskakujące.

Naruto związał nieprzytomnego zdrajcę, posprzątał w swoim mieszkaniu zaklęciem i zabrał zwój, aby zwrócić go Hokage.

Wielkie dzięki, Mizuki. Właśnie dałeś mi wymówkę, aby zapytać o futrzaka i wyjaśnić, skąd znam Kage Bunshin.

Jeszcze tego samego dnia Morino Ibiki miał okazję obdarzyć niedoszłego zdrajcę uśmiechem obiecującym niewyobrażalne tortury. Tak się złożyło, że Mizuki zaatakował kogoś, kogo powinien pozostawić w świętym spokoju. Chuunin bardzo szybko doszedł do wniosku, że nie warto było kraść zwoju, a tym bardziej robić przystanku w apartamencie lokalnego Jinchuuriki.

Naruto najwyraźniej miał wartościowe znajomości w pewnych kręgach…

Sandaime przekładał raz za razem papiery na swoim biurku z zirytowaniem. Wszyscy uczniowie Akademii, którzy przeszli test na genina, oddali mu już swoje zdjęcia… wszyscy, poza jednym. Naruto powinien zjawić się tu już pół godziny temu. Hokage mógł tylko prosić Kami, żeby chłopiec nie zaczął naśladować Kakashiego.

Co mogło go zatrzymać? Chyba nie zrobił czegoś głupiego, bo dowiedział się o demonie, prawda? Zaraz… Kyuubi… do diabła.

Wczorajszy wieczór okazał się dość stresujący. Najpierw Mizuki włamał się do jego raczej słabo strzeżonego domu i ukradł Zakazany Zwój, a chwilę później Naruto przywlókł go z powrotem i okazało się, że ten cholerny chuunin złamał prawo i powiedział dziecku o lisie. Sarutobi zdawał sobie sprawę, że chwila, kiedy będzie musiał poinformować Naruto o jego statusie jinchuuriki zbliża się nieuchronnie, ale… to po prostu nie był dobry sposób na przekazanie takich wiadomości. A niech cię szlag trafi, Mizuki! Lecz nie wcześniej, niż skończy z tobą Morino.

Teraz już naprawdę zaniepokojony Hokage zerknął w stronę miejsca, w którym ukrywał swoją kryształową kulę. Nie miał zwyczaju podglądać swoich shinobi jak jakiś paranoik, ale Naruto był przypadkiem specjalnym.

Nagle słynny ninja poczuł, że ktoś pochyla się nad jego ramieniem. Delikatne ręce o długich palcach zaczęły wprawnie masować jego zdrętwiałą szyję, a anielsko słodki głos wyszeptał mu do ucha:

– Hokage-sama… Może powinieneś zrobić sobie przerwę i się… rozluźnić?

Sandaime spojrzał za siebie i to był BŁĄD, ponieważ ujrzał najpiękniejszą dziewczynę na świecie, do tego całkiem nagą.

Cios poniżej pasa dla prawie każdego dojrzałego mężczyzny.

Naruko uniosła brwi z politowaniem, ujrzawszy jak niepokonany Profesor osunął się bez przytomności na biurko, a z jego nosa puściła się krew. Mogła poczuć, że Harry i Ron zaśmiewają się do łez, a Hermiona milczy nadąsana. Oiroke no Jutsu było jedną z najniebezpieczniejszych technik w „jej" obecnym arsenale. Działała za każdym razem, bez wyjątku, choć używała jej bardzo sporadycznie.

Blondynka westchnęła i powróciła do swojej zwykłej postaci, stając się znów Uzumakim Naruto. Chłopak wyciągnął z kieszeni swoje zdjęcie i położył je na biurku. Po chwili zastanowienia wziął czystą karteczkę, napisał na niej „Słodkich snów, Jiji. Naruto" wiedząc, że to skutecznie zirytuje Sarutobiego, przypiął ją do zdjęcia i odwrócił się, aby opuścić scenę zbrodni.

Niestety, nie przewidział jednego…

– UWAAAH! – rozdarł ciszę nieludzki krzyk.

…że będzie miał świadków.

W wejściu stał jakiś przerażony, brązowowłosy liliput z niebieską smyczą… nie, to był szalik. Naruto zmrużył oczy. Znał skądś tego dzieciaka. Nie był to przypadkiem wnuk Staruszka Hokage? Scena, którą zastał – Sandaime leżący nieruchomo na biurku w niedużej kałuży krwi i ubrany na czarno dzieciak wychodzący z pomieszczenia – musiała wyglądać dla niego jak co najmniej morderstwo…

Jeszcze więcej powodów, żeby zwiewać. Zaraz będzie tu jego stuknięty nauczyciel!

Uzumaki w mgnieniu oka odwrócił się i wyskoczył zgrabnie przez okno, pozostawiając oniemiałego Konohamaru w pokoju. Sarutobi tymczasem odzyskał świadomość i wyciągnął z kieszeni chusteczkę do nosa, rozglądając się wokoło z niejaką obawą. Jego wzrok, rzecz jasna, padł na zdjęcie pozostawione przez Naruto na biurku.

– Na… ru… to… – wycedził Hokage, sztyletując zdjęcie wzrokiem i drąc załączoną notatkę z mściwą satysfakcją. On się tu martwi o jego dobre samopoczucie, a ten mały zdrajca tak mu się odpłaca!

Wow… – pomyślał Konohamaru z oczyma wielkimi jak spodki, w końcu załapawszy, co się tu przed chwilą stało. – Ten chłopak pokonał dziadka!

– Tutaj jesteś! – wykrzyknął Ebisu, wpadając do gabinetu. Jego podopieczny jednak nawet tego nie zauważył.

– Kto to był?! – wrzasnął Konohamaru z podekscytowaniem podbiegając do otwartego okna i bezskutecznie usiłując wypatrzyć blondyna.

– Uzumaki Naruto – odrzekł Hokage nieobecnym tonem, w duszy planują okropną zemstę za ten wybryk.

Jinchuuriki Kyuubi… pomyślał z niesmakiem Ebisu.

– Szanowny Wnuku, nie powinieneś zadawać się z takimi osobami – rozpoczął kazanie jounin. – Uzumaki to okropny chuligan i obibok…

Shinobi zorientował się, że mówi do pustego pokoju. A niech to! Znów mi uciekł! Co on tym razem planuje?

– Konohamaru musiał wybrać się na poszukiwania Naruto – zauważył Hokage, jakby czytając Ebisu w myślach. Wyglądał na raczej zmartwionego.

Miał ku temu powody.

Jakąś godzinę później Konohamaru zlokalizował wreszcie swój cel. Uzumaki Naruto siedział sobie spokojnie w restauracji i objadał się swoim ulubionym daniem.

Blondyn poczuł, że ktoś go obserwuje w tej samej chwili, gdy Konohamaru wypatrzył go wśród tłumu. Był to swoisty „szósty zmysł" chłopaka. Każdy dobry ninja wykształcał z czasem coś podobnego, a u Naruto ów radar był bardzo, bardzo mocny. Wpływało na to kilka rzeczy. Po pierwsze, od małego uczył się oceniać intencje u ludzi. Aby czasami dostać choćby coś do jedzenia, musiał umieć stwierdzić na oko, czy sprzedawca jest w wystarczająco dobrym humorze. Zmuszony był też nauczyć się, jak wyczuć, kiedy jakiś głupiec nagle zechce wykorzystać okazję i go „zlikwidować" na wypadek, gdyby ABNU nie było w okolicy. Dodatkowo Harry, Ron i Hermiona nabyli podobną zdolność podczas wojny z Voldemortem. Ich magia po prostu ostrzegała swoich panów najlepiej jak mogła. Jednocześnie Kyuubi bardzo wyostrzał zwykłe zmysły Naruto, dlatego chłopiec był w stanie wyczuć i usłyszeć każdą zbliżającą się osobę.

Uzumaki zapłacił za swój lunch i opuścił Ichiraku, aby powłóczyć się po wiosce. Miał zamiar iść do biblioteki po jakąś książkę, a potem poczytać na Monumencie Hokage, jego ulubionym miejscu, lecz najpierw musiał pozbyć się tego dzieciaka. Liliput śledził go w najbardziej niezgrabny i oczywisty sposób, jaki tylko można było sobie wyobrazić. Nie no, naprawdę, ludzie. Kto widział kwadratowe kamienie z otworami na oczy? Albo kawałek płotu, w którym deski są ułożone poziomo, a nie pionowo?

– Dobra! – zawołał Naruto, odwracając się. – Mam dość! Wyłaź wreszcie i mów, czego chcesz!

Z wnętrza kamienia (a raczej pudełka) dobiegł go lekki śmiech, po czym liliput odrzucił swój kamuflaż i wskazał na niego palcem.

– Ha! Widać, że wybrałem dobrze! Tylko prawdziwy mistrz mógłby mnie zauważyć!

Taa, jasne – pomyślał Naruto z politowaniem.

– Chcę, żebyś nauczył mnie techniki, którą pokonałeś Hokage! – obwieścił dzieciak w zadziwiająco głośny sposób.

Blondyn skrzywił się lekko i dotknął swoich uszu, sprawdzając, czy wciąż są na miejscu. Następnie spojrzał w dół na liliputa i po chwili pozornego zastanowienia, odpowiedział:

– Nie, przykro mi, ale nie.

– Musisz! – ryknął Konohamaru, widząc, jak chłopak odwraca się bezceremonialnie i odchodzi.

Naruto jedynie prychnął, ale liliput nie zamierzał mu dać spokoju.

– Musisz, bo jestem wnukiem Hokage! – wrzasnął dzieciak jeszcze głośniej, zabiegając mu ponownie drogę.

Zawsze działa, stwierdził w myślach ponuro Konohamaru, widząc, że blondyn zatrzymał się na chwilę. Chłopiec mógł nie lubić pobłażliwości, z jaką traktowali go wszyscy wokoło, ale był w stanie wykorzystać swoją przewagę. W końcu po nauczeniu się tej tajemniczej super-techniki pokona swojego dziadka i ludzie wreszcie go zauważą!

Jednak kiedy tylko chłopiec dokończył te słowa w swojej głowie, Naruto oparł dłonie na biodrach i huknął na niego z góry w sposób podpatrzony u Hermiony:

– I co mi po tym, lilipucie?! Dla mnie możesz być babką albo i podnóżkiem Hokage – mojej techniki nie dostaniesz!

Po czym wyminął osłupiałego Konohamaru i zniknął za rogiem.

On… on się nie przejmuje? – pomyślał szczerze zaskoczony malec. – Jeśli tak, to teraz muszę koniecznie namówić go do nauczenie mnie tej techniki! – na twarzy dziecka pojawiły się zaciętość i zdecydowanie.

Naruto przebył ledwie kilkadziesiąt metrów, a liliput już był z powrotem i klęczał przed nim pokornie. To zaskoczyło Uzumakiego. Owszem, był utalentowany i w ogóle, ale gdy ostatnio sprawdzał, nie miał żadnego kultu ani wyznawców!

– Uzumaki-sama! Szefie! – zawołał dzieciak, kłaniając się głęboko. – Proszę cię o przyjęcie mnie jako swojego ucznia!

– „Sama"? „Szefie"? – powtórzył zdumiony blondyn. – Lilipucie, czy wiesz, kim jestem?

– Najlepszym ninja na świecie! Pokonałeś Hokage!

Właściwie, to Naruto miał nadzieję, że wnuk Sarutobiego przypomni sobie, że rozmawia z najbardziej znienawidzoną osobą w wiosce. Ale skoro dzieciak był taki uparty…

– Bawisz mnie, lilipucie – ten sposób mówienia to był akurat patent jego wewnętrznego demona i Naruto uważał, że świetnie pasuje do sytuacji. Blondyn potarł swój podbródek w zamyśleniu. Był naprawdę rozbawiony. Ten malec mógłby występować w cyrku, z tym swoim szalikiem i zachowaniem. Przedstawienie pierwsza klasa. – Skoro jesteś taki uparty, to chodź ze mną. Zobaczymy, czy jesteś godny, aby poznać moją technikę.

Konohamaru potraktował nieco żartobliwą uwagę totalnie serio.

– Tak jest, szefie!

Naruto zaprowadził swojego „ucznia" w bardziej ustronne miejsce, jedno z wielu, których okazjonalnie używał do treningu. Tam usiadł na przewróconym pniu drzewa, a małego posadził przed sobą.

– Więc po pierwsze. Dlaczego chcesz się nauczyć mojej techniki?

– Żeby pokonać Hokage! Wtedy będę najlepszy i ludzie wreszcie mnie zauważą!

– Nie masz dość uwagi? – uniósł brwi Uzumaki. – Po co ci więcej?

Konohamaru spochmurniał.

– Mój dziadek nadał mi imię Konohamaru na cześć tej wioski – wytłumaczył – ale nikt nie widzi mnie tutaj jako mnie, tylko jako „Szanownego Wnuka". Oni mnie znają i szanują tylko z powodu mojego dziadka. Kiedy go pokonam i zostanę Hokage, ludzie będą mnie podziwiać za moje własne talenty!

Naruto zaśmiał się cicho. Dzieciak miał problem w pewnym sensie taki sam jak on i jednocześnie zupełnie inny. Jego przynajmniej nie nienawidzono.

– Dobra, lilipucie. Mam dzisiaj wolne popołudnie, więc jeśli szybko się uczysz, pomogę ci opanować moją technikę. Właściwie, jest to zwykłe Henge no Jutsu

Konohamaru okazał się raczej utalentowanym studentem. Widać była to cecha rodzinna. Opanował straszliwe Oiroke no Jutsu w niecałe trzy godziny, ku satysfakcji swojej i Naruto. Uzumaki nigdy nie przypuszczał, że tyle zadowolenia może płynąć z przekazywania swojej wiedzy innym. Jeśli tylko będę miał okazję, definitywnie zostanę sensei jakiejś drużyny geninów, postanowił młody shinobi.

Czując się bardzo łaskawie, Naruto kupił im obu przekąskę i zabrał ze sobą liliputa do swojego Świętego Miejsca na kamiennej głowie własnego ojca, Yondaime Hokage. Usiedli tam we dwójkę i obserwowali z góry wioskę, częstując się jednocześnie dango (zanim Naruto zakupił całe pudełko, rozejrzał się ostrożnie wokoło, czy w pobliżu nie ma tej zwariowanej kunoichi, która ostatnio bezczelnie zjadła mu jego deser). Blondyn postanowił dać swojemu tymczasowemu uczniowi mowę na dowidzenia. Nie czułby się dobrze, puszczając dzieciaka do domu bez tej ważnej lekcji, szczególnie jeśli chciał on zostać Hokage na poważnie. Konohamaru nawet siedział teraz cicho, jakby wyczuwając powagę chwili.

– Konohamaru – rozpoczął Naruto poważnie, po raz pierwszy używając imienia chłopca. – Chcesz zostać Hokage, przywódcą Konohy, nieprawdaż? Chcesz żeby ludzie docenili się za to kim jesteś. Jednak aby to osiągnąć, musisz wiedzieć jedno: tytuł Hokage nie da ci nic.

– CO?! – krzyknął liliput, ale ruch ręki jego „sensei" zamknął mu usta.

– Opowiem ci coś. Był sobie kiedyś geniusz. Uczył się szybko jak nikt inny i poznał tony różnych technik za swojego życia. Chciał zostać Hokage, aby ludzie go podziwiali. Lecz był sobie także zwykły, młody ninja, który ukończył akademię z przeciętnymi wynikami i na wszystko ciężko pracował. Nie miał klanu, nie był sławny, ale też myślał o byciu Hokage, choć z innych powodów niż geniusz. Jak myślisz, który z nich otrzymał ten tytuł? Geniusz czy zwykły shinobi?

– Um… – zastanowił się Konohamaru, słusznie podejrzewając, że jest tu gdzieś haczyk, lecz w końcu się poddał. – Geniusz?

– Nie, to był ten zwykły shinobi. Twój dziadek wybrał go, bo kochał on Konohę i chciał zostać Hokage, aby chronić tą wioskę. Sam tytuł nie dał mu nic. To jego oddanie Konohagakure sprawiło, że stał się bohaterem i legendą.

Dzieciak pomilczał chwilę, trawiąc te słowa.

– Myślę, że rozumiem… trochę.

Naruto poczochrał mu włosy.

– Po prostu pamiętaj. Wbrew temu, co mówi ten twój Ebisu-baka, nie ma skrótów do zostania Hokage. Trzeba ciężko i uczciwie pracować, tak jak ten zwykły shinobi o którym ci mówiłem i na którego głowie właśnie siedzimy.

– Yondaime?! Ale ludzie mówią, że on był geniuszem! – zdumiał się liliput.

– Ha, teraz tak mówią. Spytaj twojego dziadka, jak było naprawdę.

Na kilka minut znów zapadła cisza, dopóki Naruto sobie czegoś nie przypomniał.

– Ach, lilipucie… jeszcze jedno. Zanim zostaniesz Hokage, musisz wykosić konkurencję. Dużo ninja myśli sobie „będę Hokage, jestem niepokonany".

– Wiem, wiem – burknął Konohamaru, przewracając oczyma. – Ale teraz jestem dużo mądrzejszy! Dzięki twoim naukom reszta nie ma szans, szefie!

Uzumaki zaśmiał się.

– Nie przyszło ci do głowy, że może ja też chcę być Hokage?

Naruto nieczęsto dzielił się swoimi planami z innymi. Wolał oszczędzić sobie kpin i wyzwisk, ale był naprawdę zdeterminowany, aby któregoś dnia udowodnić wszystkim wokoło, że nie jest demonem.

– CO?! – wrzasnął Konohamaru, zrywając się na nogi. – Więc czemu mi pomagasz?!

– Spokojnie, lilipucie. Najgorsi rywale mogą być jednocześnie najlepszymi przyjaciółmi. Poza tym, nie chciałbym zostać Hokage tylko dlatego, że nie ma nikogo lepszego.

Wnuk Sarutobiego już miał mu coś odpowiedzieć, gdy do ich sanktuarium wtargnął intruz.

– Mam cię, Szanowny Wnuku!

– Idź sobie, Ebisu-baka sensei! – tupnął dziecinnie nogą liliput. Naruto ledwo powstrzymał śmiech, widząc jak ten szkrab rozkazuje Specjalnemu Jouninowi po prostu wynieść się tym tonem.

– Szanowny Wnuku, nie możesz przebywać z tym leniem. Nie wiadomo, czym zatruje twój młody umysł! Jeśli chcesz zostać Hokage, najkrótsza droga prowadzi jedynie przez moje nauki – powiedział Ebisu z niezachwianą pewnością w swoje słowa, poprawiając okulary.

– NIE MA krótszej drogi! – chociaż raz Konohamaru robił dobry użytek z swoich płuc… nawet, jeśli biedne uszy Uzumakiego przeżywały prawdziwą agonię. – Ciekawe, co powiesz na to: Oiroke no Jutsu!

Buchnął dym i po chwili wyłoniła się z niego brązowowłosa bogini seksu. Ebisu otworzył usta w niemym przerażeniu i desperacko starał się powstrzymać zboczone myśli oraz nadchodzący krwotok.

– O… Oburzające! To ohydna, żałosna technika! – wrzasnął specjalny jounin. – Jestem dżentelmenem! Nie działają na mnie takie sztuczki!

– Nic mu nie jest, szefie! – poskarżył się Konohamaru, powracając do swojego oryginalnego wyglądu.

– Hm. Nie martw się, lilipucie. Mało brakowało, to tylko sprawa praktyki. Niektórzy są jedynie bardziej uparci niż inni. Zaraz zrobię z nim porządek; obserwuj uważnie.

Naruto postąpił krok do przodu i obdarzył swoją ofiarę niebezpiecznym uśmiechem.

– Kage Bunshin no Jutsu!

Wokół pojawiło się pełno kopii Naruto.

– Ha! Myślisz, że skoro pokonałeś chuunina, możesz porwać się na elitę taką jak ja? – zapytał kpiąco Ebisu.

– Owszem. Henge!

W jednej chwili nauczyciel został zaatakowany przez całą zgraję nagich blond piękności. Ebisu nie miał szans; padł na ziemię nieprzytomny, zupełnie jak Hokage kilka godzin wcześniej.

– To, lilipucie, jest moje Harem no Jutsu. Jeszcze nie twój poziom, ale za kilka lat… kto wie?

– Boskie, szefie!

Dwaj chłopcy przywiązali nieszczęsnego jounina do najbliższego drzewa i opuścili Monument, zaśmiewając się do łez.

Obserwujący zajście przez swoją niezawodną kryształową kulę Sarutobi uśmiechnął się, pomimo chusteczki, którą trzymał pod swoim nosem.

Ten Naruto… Wymyślił kolejną zboczoną technikę i nauczył mojego wnuka pierwszej. Jeśli dostanę ataku serca, będzie to całkowicie jego wina – Sandaime pokręcił głową z pobłażliwym uśmiechem. – Ale to było bardzo owocne spotkanie. Konohamaru wreszcie nauczył się paru istotnych rzeczy. Naruto już teraz przemawia jak prawdziwy Hokage. Jest taki podobny do ojca… Nie mogę się doczekać, co przyniesie przyszłość.

– Drużyna Siedem składa się z Sasuke Uchiha…

Sasuke skierował dyskretnie wzrok na Irukę, choć pozornie pozostawał totalnie niezainteresowany.

– …Sakury Haruno…

Sakura podskoczyła z głośnym „Tak!" i pokazała Ino język. Nikt nie zauważył cienia przerażenia, jaki przemknął przez twarz Uchihy w tysięcznym ułamku sekundy.

– …i Naruto Uzumaki.

Entuzjazm Sakury wyraźnie przygasł. Sasuke nie zareagował. Naruto wyjrzał zza książki, spoglądając na Irukę z zdumieniem, po czym popatrzył na członków jego nowej drużyny w osłupiałym niedowierzaniu i westchnął. To była jedna z najgorszych możliwych kombinacji. Dlaczego Sarutobi musiał wsadzić do jednej drużyny fankę i obiekt jej obsesji? Chciał go ukarać za ten niewinny kawał z Oiroke no Jutsu? Czy może to miało zmotywować Sakurę do cięższego treningu, albo Sasuke do częstszego przebywania z ludźmi? Naruto jakoś wątpił, aby taka taktyka zadziałała.

– Waszym instruktorem będzie Hatake Kakashi. Drużyna…

– Zaraz, Hatake Kakashi? Lustrzany Ninja? – Naruto przy tym pytaniu jęknął cicho i zaczął walić mentalnie głową w ścianę.

Nie, żeby miał coś do Kakashiego (poza czytaniem obrzydliwych „książek dla dorosłych"). Hatake był zupełnie w porządku i kiedyś nawet pokazał mu jeden użyteczny trik, który nazywał niewinnie „wpinaniem się po drzewach". Jednak najwidoczniej Hokage planował oblać tą drużynę, sądząc, że wszyscy troje powinni się jeszcze czegoś nauczyć w Akademii (albo to miała by jego Wielka Zemsta. Naruto zaczynał żałować, że przekazał swoją pałeczkę żartownisia Konohamaru). Takie przypadki również się zdarzały. I to by wyjaśniało totalną niezgodność charakterów, która w rezultacie gwarantowała wielki BRAK współpracy – rzeczy, którą Kakashi cenił najbardziej.

Iruka przerwał, nieco zdumiony, że Naruto zna to imię.

– Owszem.

– Świetnie. Dzięki, staruszku. Dawno go nie widziałem – mruknął Naruto w stronę sufitu (słusznie podejrzewając, że Hokage ma ubaw po pachy w swojej komnacie), a głośniej dodał: – Czy Kakashi-san nie ma w zwyczaju oblewania każdej drużyny, którą dostanie?

To powinno ostrzec Sasuke i Sakurę, że powinni ostrożnie się zastanowić, zanim zrobią cokolwiek i ewentualnie zachęcić ich do współpracy z rzekomym „obibokiem". Naruto miał jedynie zamiar dać im do myślenie, może trochę postraszyć perspektywą powrotu do Akademii. Jednak pytanie miało niespodziewany uboczny efekt.

– Co on ma na myśli, mówiąc „oblać"?! Jesteśmy już geninami! – wrzasnęła Ino, unosząc się gniewem.

Naruto zupełnie zapomniał, że reszta klasy nie ma zielonego pojęcia o takich rzeczach, bo totalnie nie zna się na prawdziwym szpiegowaniu i zbieraniu użytecznych informacji (nie wspominając o fakcie, że uczniowie Akademii przede wszystkim nie powinni zdawać sobie sprawy z tej małej części testu na genina). Cóż, zepsuł niektórym jouninom trochę zabawę… ale to nic wielkiego. Dzisiaj, jutro, co za różnica? I tak jego koledzy oraz koleżanki by się dowiedzieli.

Zrezygnowany Iruka oczywiście musiał wyjaśnić, że przejście testu to nie wszystko, skoro prawda wyszła na jaw. Pogorszyło to wyraźnie szampański humor wielu potencjalnych geninów. Szczególnie potencjalnej Drużyny Siedem, biorąc pod uwagę rzekomą reputację ich potencjalnego nowego sensei. Sasuke wyglądał teraz na raczej zaniepokojonego. Sakura sprawiała wrażenie zdruzgotanej. Naruto odświętnie zwracał uwagę na otoczenie i miał minę pełną ponurej rezygnacji.

Iruka, widząc to, odchrząknął. Martwiło go dokładnie to samo, bo Sasuke, Sakura i Naruto nigdy nie wykazywali chęci do pomagania sobie wzajemnie, ale Hokage zadecydował i owa decyzja była ostateczna.

– Cóż, Naruto, odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie: to prawda że jeszcze nikt nie sprostał wymaganiom Kakashiego, ale kto wie? Wasza drużyna niewątpliwie ma potencjał.

– Akurat – parsknął Uzumaki kpiąco, wyraźnie nie mając wiary w zdolności takiej formacji, i powrócił do czytania książki.

Sasuke obdarzył go swoim Śmiertelnym Spojrzeniem nr 5, czyli standardowe „Pożałujesz tych słów, ty idioto". Sakura jęczała, że musi być w drużynie z największym próżniakiem w klasie i jakimś okropnym sadystycznym jouninem.

Taa, niezwykle ogromny potencjał, pomyślał jasnowłosy Jinchuuriki widząc te reakcje.

Hinata, Kiba i Shino mieli być najwyraźniej drużyną tropiącą, a Ino, Shikamaru i Chouji zrekonstruowali formację swoich rodziców, tak jak podejrzewał od początku Ron. Reszta klasy dobrana była w ten sposób, aby uczniowie uzupełniali się umiejętnościami, ale nie było żadnego innego interesującego zestawienia.

Swoich sensei mieli spotkać dopiero po przerwie na lunch. Naruto, znając nieco zwyczaje Kakashiego, wiedział, że w ich wypadku czekanie potrwa o wiele dłużej, ale nie bardzo się tym przejmował. Czego nie można było powiedzieć o Sakurze.

– Ile można się spóźnić? Czy on w ogóle wie, że ma nas spotkać?!

– Hn.

– Może po prostu uznał, że nie warto się zjawić, skoro i tak nas obleje – poprawił im obojgu humor Uzumaki w swoim niepowtarzalnym stylu.

Sakura wyglądała po tym komentarzu na żądną krwi i gotową na wszystko, aby ją uzyskać, ale Naruto jedynie przewrócił najspokojniej na świecie stronę w swojej książce, jednocześnie rzucając wokół dyskretne Zaklęcie Identyfikujące. Kakashi wreszcie zbliżał się do drzwi. Na twarz blondyna powoli wpłynął złośliwy uśmieszek. Pora odświeżyć pewną tradycję z dzieciństwa. Jego ofiara była coraz bliżej. Trzy… dwa… jeden…

– Auguamenti. – Szept był równie głośny, co szmer leciutkiego powiewu. Sasuke i Sakura nawet nie zauważyli.

Nagle Kakashiego, który właśnie wsadził głowę do środka klasy, oblała woda, która zjawiła się znikąd. Wszyscy zamarli w bezruchu.

Naruto wyjrzał zza okładki swojej książki i uniósł brwi.

– Dzień dobry, Kakashi-san. Dawno się nie widzieliśmy. Och, czyżby coś się stało?

– Naruto… – warknął jounin, w myślach szalejąc ze wściekłości. Kakashi: 9, Naruto: 32. Uzumaki jakimś dziwnym sposobem niemal zawsze potrafił go przyłapać i zaskoczyć tą sztuczką od najmłodszych lat, nieważne jak bardzo Kakashi się wysilał, aby jej uniknąć. – Nienawidzę cię – powiedział do jednej trzeciej swojej drużyny, czyli „ekscentrycznego i wkurzającego żartownisia", odgarniając jednocześnie mokre włosy z oczu. – Nienawidzę was wszystkich, jeśli być szczerym – dodał, obrzucając przelotnym spojrzeniem resztę obecnych: ostatni Uchiha, czyli typowy „problematyczny geniusz" i dziewczyna z cywilnej rodziny, z gatunku „nieprofesjonalna trzpiotka". – Spotkamy się na dachu.

Naruto bez słowa wstał i wyszedł, nieporuszony jak zwykle. Sasuke, mordując go swoim prawie że laserowym spojrzeniem (nr 19, „Twój idiotyzm kiedyś przyniesie ci śmierć z małą pomocą mojego kunai"), również ruszył się z miejsca. Sakura szybko otrząsnęła się z szoku i pośpieszył za nimi. Kiedy ich dogoniła, zadała pytanie, na które odpowiedź liczył usłyszeć również Uchiha. Sasuke był zbyt dumny, żeby przyznać się, że Naruto mu zaimponował (nawet, jeśli zagwarantował im złą prezentację jednocześnie). Właśnie w takich sytuacjach przydawała się kunoichi.

– Naruto, jak to zrobiłeś?

– Co?

– Ta sztuczka z wodą, baka!

– Och? To tylko takie małe wodne jutsu; nic wielkiego – odparł wymijająco Uzumaki z wzrokiem utkwionym w książce, machnąwszy ręką w jej stronę w taki sposób, jakby odpędzał natrętną muchę.

Baka, pomyślała Sakura i zaczęła prawić mu kazanie na temat „sto i jeden powodów, dla których NIE powinieneś wkurzać naszego sensei".

Cholera, pomyślał Sasuke. W jego głowie gotowały się pytania. Skąd ten baka wziął wodę? Kiedy zrobił pieczęcie? Skąd wiedział, że Kakashi wejdzie akurat w tym momencie? Brunet spojrzał na swojego beztroskiego kolegę podejrzliwie.

Kiedy w końcu usiedli na dachu, Kakashi był już suchy i opierał się o barierkę.

– Może zaczniemy od przedstawienia się. Wiecie, wasze imię, ulubione i nielubiane zajęcia czy rzeczy, marzenia, hobby, takie tam.

– Um… mógłbyś zacząć, sensei? Nic o tobie nie wiemy – zaproponowała Sakura głosem grzecznej dziewczynki.

Kakashi wzruszył ramionami.

– Czemu nie? Nazywam się Hatake Kakashi. Nie chce mi się mówić o rzeczach, które lubię i nie lubię… ale mam wiele hobby. Ty następna, różowa panno.

Wow, ale dużo się dowiedzieliśmy, stwierdziła w duchu Sakura. Jej wewnętrzna część dyszała z wściekłości. „JUŻ JA MU DAM RÓŻOWĄ PANNĘ, SHANNARO!".

– Nazywam się Haruno Sakura. Lubię… – zerknęła w stronę Sasuke i zachichotała. – Moim marzeniem jest… – chichot się tylko wzmógł. – Nie cierpię leni takich jak Naruto i Ino-świni!

Och nie, jęknęła mentalnie reszta jej drużyny. Oto najstraszliwsza kreatura pod słońcem: FANKA!

– Ty następny, Emo-chłopcze.

– Moje nazwisko brzmi Uchiha Sasuke. Jest niewiele rzeczy, które lubię i dużo takich, których nienawidzę. Nie mam marzeń, marzą sobie małe dzieci. Moim celem jest odbudowanie mojego klanu i zabicie pewnego człowieka.

A niech to, Kakashi trafił w samą dziesiątkę z przezwiskiem, uśmiechnął się kpiąco pod nosem Uzumaki.

– I w końcu nasz żartowniś.

– Jestem Uzumaki Naruto – zaczął znudzonym tonem Naruto, imitując zachowanie ich nauczyciela. Nie, żeby ktoś zauważył. To za bardzo pasowało do jego reputacji obiboka. – Najbardziej lubię… hm… – długa pauza – …czytać i trenować. Nie cierpię zdrajców i idiotów. Moje marzenie? – jeszcze dłuższa pauza. – Nigdy o tym nie myślałem.

Kakashi zmrużył odrobinę widoczne oko, rozpoznając jeden z wariantów jego własnej mowy powitalnej. Naruto odpowiedział promiennym uśmiechem.

Stuprocentowy leniwiec – ocenili Sasuke i Sakura z irytacją.

Kakashi wyjaśnił im, że czeka ich jeszcze jeden test, co nie było już żadną niespodzianką. Podczas gdy dwie trzecie drużyny poddały się z rezygnacją swojemu losowi, Naruto wydawał się go nawet nie słuchać, ale jounin się tym nie przejmował. Słyszał o incydencie z Mizukim (oraz Ebisu, chociaż preferowano nie wspominać głośno o osławionej już Technice Z Piekła Rodem) i miał zamiar zmusić Naruto do ujawnienia, jakie asy trzyma w rękawie.

Nie wiedział, że sam Uzumaki niecierpliwie czeka, aby je zaprezentować.

Puf!

– Yo!

– Punktualny jak zawsze, Kakashi-san. – Naruto zjawił się tu ledwie przed godziną i po porządnym śniadaniu, więc wykazywał swoją zwykła wyrozumiałość w stosunku do wkurzających tendencji Hatake.

– SPÓŹNIŁEŚ SIĘ! – niestety, Sakura nie posiadała takiej nabytej odporności, a do tego była głodna i rozzłoszczona.

– Ach, widzicie, zgubiłem się na drodze życia…

– CO TO W OGÓLE ZA WYMÓWKA?! – bardzo głodna i bardzo rozzłoszczona.

Naruto odsunął ręce od uszu, uznawszy, że najgorsze minęło.

– Myślę, że jeszcze trochę więcej decybeli i pęknie mi błona bębenkowa – zwrócił się do Uchihy.

– Nie zdziwiłbym się, dobe – mruknął Sasuke, wprawnie ukrywając własną irytację.

Cała Drużyna Siedem znajdowała się na polu treningowym, aby odbyć test, który obleją na sześćdziesiąt sześć i dwie trzecie procenta. Trójka geninów była zdeterminowana, aby znaleźć się w pozostałych trzydziestu trzech jednostkach, mimo najmniejszych szans z całego roku. Naruto stwierdził, że ma dość Akademii, Sasuke ze względu na swoją zemstę, a Sakura ze względu na Sasuke.

Po tym jakże miłym powitaniu Kakashi wyjaśnił im reguły ich małego testu. Celem było zdobycie jednego z dwóch dzwonków. Ten, komu się to nie uda, nie tylko zostanie poddany torturze znoszenia przez resztę popołudnia okropnego głodu oglądając jednocześnie, jak reszta jego drużyny spożywa sobie posiłek, ale również wróci do Akademii. Groźba była raczej poważna.

– Musicie zaatakować mnie z zabójczą intencją, jeśli chcecie coś osiągnąć – ostrzegł jounin. – Na mój znak, zaczynamy. Gotowi? – jego potencjalni uczniowie przytaknęli. – Więc… trzy… dwa… jeden… START!

Sakura i Sasuke natychmiast zanurkowali w krzaki i się ukryli.

Naruto pozostał na miejscu.

– Naruto, nie wydaje ci się, że to trochę nieodpowiednia taktyka? – uniósł brwi Kakashi. Naprawdę, spodziewał się czegoś inteligentniejszego. Naruto znał jego reputację i powinien wiedzieć, że otwarty atak to samobójstwo.

Uzumaki przez długą chwilę po prostu na niego patrzył, potem mrugnął z czystym zdumieniem w swoich niebieskich oczętach, po czym odezwał się.

– Kakashi-sensei, tousan chyba chce jeszcze z tobą porozmawiać, więc wolałem poczekać, aż skończycie… ale skoro nalegasz – wzruszył ramionami i zniknął w kłębie dymu.

Tousan? Jaki tousan? Naruto przecież jest sierotą, a Sandaime nigdy nic mu nie mówił na ten temat! – pomyślał zaniepokojony Kakashi. – Czy on mógł sam?…

Nie zdążył nawet dokończyć tej myśli, ponieważ nagle ktoś klepnął go w ramię. Jounin odwrócił się… i niemalże zemdlał na miejscu. Za nim stał Yondaime!

– Minato-sensei? – wyjąkał Lustrzany Ninja. To niemożliwe!, krzyczał rozsądek w jego głowie, więc mężczyzna zrobił to, co powinien uczynić każdy porządny shinobi na jego miejscu. – KAI!

Czwarty Hokage nie zniknął, jedynie trochę się zachmurzył i położył dłoń na czole Kakashiego. Ninja dopiero teraz zarejestrował, że jego hitai-ate nie zasłania lewego oka, ale wciąż widzi normalnie… nie miał Sharinganu! Jak TO się stało?!

– Nie masz gorączki, ale czy aby na pewno czujesz się dobrze? – zapytał z troską jego zmarły sensei. – Możesz zawsze przełożyć test, nic się nie stanie. Naprawdę byłoby lepiej, gdybyś poszedł z tym do Rin. Odkąd uderzyłeś się wczoraj w głowę podczas waszego pojedynku z Obito, wygadujesz najdziwniejsze rzeczy.

Cholera! Jak Naruto mógł rzucić genjutsu, przez które nie mogę przejrzeć?! I skąd on wie o mojej drużynie i że Yondaime był moim sensei?! Ha, mniejsza z tym! Skąd on się dowiedział, że Minato jest jego ojcem?! – zastanawiał się gorączkowo Kakashi.

Tymczasem zdumiony Uchiha Sasuke obserwował ze swojej kryjówki, jak Kakashi woła raz za razem: „Kai! Kai! Kai! KAI!", nie mogąc wyrwać się z iluzji. Czarnowłosy chłopak nie mógł pojąć, w jaki sposób Naruto był w stanie zrobić coś takiego. Blondyn pokonał ich sensei praktycznie bez kiwnięcia palcem. Jedyne co pozostało, to podejść do Kakashiego i zabrać mu dzwonki. Jounin nawet by tego nie zauważył. Uzumaki, jeden z największych obiboków w klasie, najgorszy uczeń z całego rocznika i totalny idiota rozłożył na łopatki ninja z co najmniej kilkunastoletnim doświadczeniem. Zwykle stoicki Uchiha nawet sam złożył pieczęć i rzekł z mocą „Kai!", aby przekonać się, że na pewno on sam nie padł ofiarą genjutsu.

To wodne jutsu… Teraz ta technika… Było kilka wyjaśnień, ale każde bardziej nieprawdopodobne od poprzednich. Sasuke był nawet w stanie zaryzykować stwierdzenie, że…

– Trudno uwierzyć, huh? Ja też myślałem, że jounin nie będzie miał problemów z moją iluzją, ale pomyliłem się, jak widać.

Sasuke podskoczył. Był tak pogrążony w własnych rozważaniach, że nie usłyszał najdrobniejszego szelestu, który mógłby zdradzić, że Naruto się zbliża. Ale dobe był tutaj w całej swojej chwale. Uchiha przyjrzał mu się z bliska, szukając czegoś, co mogło umknąć jego oczom przez poprzednie lata. Czegoś, co zdradziłoby, kim naprawdę jest Uzumaki Naruto lub potwierdziło szalone teorie, które przychodziły mu teraz do głowy. Sasuke uświadomił sobie nagle, że nie wie na temat członka swojej drużyny nic. Co Naruto robił, kiedy kończyły się lekcje? Trenował? Czytał? Prowadził dysputy filozoficzne z Sarutobim-sama? Kami jeden wiedział.

Blondyn był ubrany w swoje codzienne ciuchy, czyli tradycyjne czarne spodnie shinobi i koszulkę z krótkim rękawem tego samego koloru. Na jej rękawach widniały dwie pomarańczowe spirale. Jego hitai-ate z symbolem wioski nie była już przytwierdzona do niebieskiego materiału, ale zastąpiła go dłuższa, czarna tkanina. Naruto posiadał również rękawiczki bez palców, sięgające aż do łokci (sprawiały wrażenie nieco kobiecych i Sasuke zanotował sobie w pamięci, aby kiedyś to wytknąć). Reszta ekwipunku była standardem dla każdego ninja: kunai, shurinkeny, specjalna linka, eksplodujące notki i tym podobne. Uwagę zwracały znamiona na policzkach chłopca, przypominające kocie wąsy i jego niezwykle żółte, sterczące na każdą stronę włosy. Uzumaki miał ciemniejszą niż jego kolega karnację oraz jasne, lazurowe oczy. Obecnie z jego twarzy promieniowała złośliwa satysfakcja, nadając jej bardzo drapieżnego wyrazu. Miał do niej powody: Kakashi właśnie dyskutował z wytworami własnej wyobraźni.

– Co tu robisz, dobe? – wydobył wreszcie z siebie głos Uchiha, starając się brzmieć na jedynie leciuteńko zainteresowanego.

– Sasuke, Sasuke, Sasuke – westchnął Naruto „na Lockharta", wiedząc, jak denerwująco to brzmi. – Mogę po prostu zabrać oba dzwonki i zażądać, aby Kakashi-san oblał ciebie i Sakurę, lecz wierz mi; istnieje powód, dla którego staruszek Hokage wsadził nas wszystkich troje do jednej drużyny… nawet jeśli tym powodem jest fakt, że nam wszystkim czegoś brakuje – dodał pod nosem. – Tu nie chodzi o żadne głupie dzwonki. Musimy po prostu udowodnić, że nasza drużyna ma potencjał i powód do istnienia. Powinieneś to sam wywnioskować, panie geniuszu.

– Och tak? A skąd możesz to wiedzieć? – skrzyżował ręce na piersi Sasuke.

– Bo nie jestem idiotą, wbrew temu co myślisz. Wyniki w Akademii zaniżałem celowo, aby dostać się do drużyny z dobrym uczniem. Wprawdzie wolałbym mieć na twoim miejscu Shino albo Shikamaru, są dużo mniej aroganccy i uparci, ale narzekanie się na nic nie zda. Musimy pracować teraz razem – Naruto spojrzał mu prosto w oczy, zaskakując i fascynując jednocześnie Sasuke jakąś dziwną siłą woli, obecną w tych czystych, lazurowych tęczówkach. – Tylko w ten sposób geninowie mogą pokonać jounina, znajdziesz to w każdym podręczniku.

Uchiha warknął, bo nie spodobał mu się oczywisty przytyk o arogancji i uporze, ale zastanowił nad tymi słowami. Jakiś głosik w jego głowie (czy to był Rozsądek?) niespodziewanie zaczął nachalnie domagać się uwagi. Naruto MÓGŁ mówić prawdę. Właściwie, wiele wskazywało na to, że blondyn definitywnie nie kłamał. To potężne genjutsu…

– Gdzie nauczyłeś się rzucać takie iluzje? – zapytał podejrzliwie.

Uzumaki wzruszył ramionami.

– Próbowałem nauczyć się jakiegoś podstawowego genjutsu i wyszło mi to. Podejrzewam, że to jakaś Zaawansowana Linia Krwi. Jestem sierotą; któż wie, kim byli moi rodzice i do jakiego dziwnego klanu mogli należeć? – Sandaime, Kakashi, jakaś Rin, przynajmniej dwóch Sanninów i ja sam, dzięki legilimencji. Ale tego Sasuke nie musi wiedzieć.

– Załóżmy, że ci wierzę. Co chcesz zrobić?

– Dam tobie i Sakurze dzwonki, a potem wykorzystam największą słabość Kakashiego, aby zmusić go, żeby zdała cała drużyna. Czy tak, czy siak, ty przechodzisz. Zgadzasz się? – Naruto wyciągnął dwa dzwonki i zadzwonił nimi.

– Tym razem, dobe – rzekł krótko Sasuke i szybko pochwycił swoją przepustkę do zostania geninem.

– Nie ma to jak cuda legilimencji – zauważył z satysfakcją Ron, nadzorujący cały proces.

Forma magii umysłu, której właśnie użył Naruto, była jedną z najsłabszych i najsubtelniejszych jakie istniały. Ron nazywał ją po prostu nieco silniejszą formą perswazji. W czarodziejskim świecie nie stosowano jej prawie wcale, ponieważ doświadczony lub przynajmniej silny czarodziej szybko mógł zauważyć taką manipulację, rozpoznając symptomy: dziwny nacisk spojrzenia, szybki wybór jednej z dwóch opcji i niezachwiana pewność jego słuszności, czy dość nagłą niekiedy zmianę zdania. Przydawała się głównie podczas wyciągania informacji z mugoli, co magowie robili rzadko. Jednak w świecie, gdzie nikt nie słyszał o magii, taka delikatna sugestia mogła stać się śmiertelną bronią. Sasuke właśnie wpadł w tą pułapkę i miał na tyle dużo szczęścia, że polujący nie zamierzał go wykorzystywać… zanadto.

Na twarzy Naruto pojawił się szeroki, nieco krwiożerczy uśmiech. Uchiha w przyszłości szybko nauczy się, że to nie wróży nic dobrego. Jednak na razie tego nie wiedział, a uśmiech i tak był skierowany do Kakashiego, więc bez oporów podążył za blondynem do miejsca, gdzie ukrywała się Sakura. Dziewczyna była aż nadto chętna do pomocy, kiedy ujrzała, że jej najdroższy Sasuke-kun również bierze udział w przedsięwzięciu.

Plan był dziecinnie prosty.

– Uwolnię go teraz z genjutsu – powiedział im Naruto, gdy wszyscy troje stanęli na skraju zarośli. – Sasuke, gdyby opierał się naszym żądaniom, na mój znak spopielisz tą książkę – zaprezentował im niedużą, pomarańczową książkę definitywnie przeznaczoną dla dorosłych. – To powinno wystarczyć.

– Jego największą słabością…jest ta ohydna „literatura dla dorosłych"? – zapytała Sakura z niedowierzaniem.

– Żałosne, ale prawdziwe – westchnął blondyn. – Gotowi?

Dwójka przytaknęła więc Naruto mruknął cicho „Finite incantatum", składając jednocześnie przypadkową pieczęć dla utrzymania pozorów.

Szczerze mówiąc, był zawiedziony, że wszystko poszło tak łatwo. Prawda, iluzja była bardzo potężna i opracowana tak, aby uderzyć w najczulsze punkty ich nauczyciela, uniemożliwiała również aktywowanie Sharinganu… ale żeby była w stanie po prostu unieruchomić jounina w miejscu?

Najwyraźniej. Naruto mógłby narysować na ciele swojej ofiary kilka run utrzymujących magię na miejscu i jego przeciwnik byłby uwięziony w nierzeczywistym świecie aż do śmierci z pragnienia. Chłopca na tą myśl przeszedł dreszcz. To byłaby niezauważalna i przerażająca śmierć. Zaklęcia powstrzymywałyby mózg od odczuwania bólu i wyczerpania do samego końca, a obiekt nie byłby w stanie odnaleźć nic rzeczywistego do jedzenia, choć w własnym umyśle biesiadowałby z własnymi przyjaciółmi.

Hermiona-neesan już mu o tym opowiadała, ale dopiero teraz w pełni zdał sobie sprawę z potęgi, jaką posiada.

Kakashi zamrugał i odwrócił się do trzech geninów, najwyraźniej jeszcze nie bardzo pewny, gdzie jest i co się stało.

– Kakashi-sensei! Przeszliśmy test – zawołał z bezpiecznej odległości Naruto, machając ich pomarańczową zdobyczą. – Mam nadzieję, że spodobała ci się moja Iluzja Cudów?

Niestety, odległość wcale nie była taka bezpieczna jak mu się z początku wydawało, bo ich nauczyciel przebył ją w okamgnieniu i zanim ktokolwiek zorientował się, co się dzieje, trzymał blondyna pod pachą. Wcześniejsze zdezorientowanie oraz niepewna postawa zniknęły w jednej sekundzie.

– Świetnie, drużyno – rzekł Hatake wciąż nieco nieobecnym tonem. – Spotkamy się tu jutro, żeby rozpocząć wypełnianie naszych obowiązków. A my – zwrócił się do Naruto – pójdziemy do Sandaime.

W odpowiedzi Naruto zniknął w kłębie dymu. Kakashi trzymał jedynie Kage Bunshina.

– Dlaczego miałbym akurat teraz odwiedzić Staruszka Hokage? – zapytał chłopak podejrzliwie z niedalekiej gałęzi.

Do diabła! To była ledwie namiastka jego możliwości, a wszyscy byli już podejrzliwi i zapraszali na przesłuchanie do Wieży Hokage. Na razie mógł udawać, że to tylko jakaś nieznana Zaawansowana Linia Krwi, ale co z zaklęciami innego typu? Klątwami? Transmutacją? A co się stanie, gdy kiedyś będzie zmuszony użyć Zaklęcia Zabijającego? Wszyscy uznają go za prawdziwego demona?

– Bo bardzo zainteresowało mnie to genjutsu – odpowiedział na wcześniejsze pytanie ktoś za jego plecami. – Iluzja Cudów… bardzo adekwatna nazwa.

Naruto nie marnował czasu na oglądanie się za siebie, a jedynie szybko zeskoczył z gałęzi na ziemię… a raczej wprost w ramiona swojego sensei. Kakashi wyszczerzył się do niego, co zdradziło jego widoczne oko. Uzumaki pokazał mu język i pchnął się kunai, znów znikając. Sasuke i Sakura obserwowali tą zabawę w kotka i myszkę z otwartymi ustami przez kilka minut. Każdy Naruto, który wpadał w ręce jounina, okazywał się być tylko kopią. Klasowy leń, konkurujący do tytułu z Shikamaru, zadziwiał ich po raz kolejny tego dnia.

Po pewnych czasie Hatake wyprowadził z gąszczu nadąsany oryginał. Naruto miał związane ręce w taki sposób, aby niemożliwe było ułożenie pieczęci czy wyciągnięcie broni.

– To do zobaczenia! – pozdrowił wciąż osłupiałą resztę Kakashi i zniknął w wirze liści wraz z swoim więźniem.

W wieży Hokage czekano już jedynie na srebrnowłosego jounina. Wszyscy inni sensei przeprowadzili do tej pory własne testy. Dotychczas zdały jedynie drużyny Asumy i Kurenai, więc ta dwójka pozostała z Hokage, ciekawa wyniku sprawdzianu Kakashiego. Lustrzany Ninja był znany z oblewania każdej przydzielonej mu drużyny, ale w tegorocznej znajdował się Sasuke Uchiha, najlepszy uczeń na roku, więc wynik mógł być inny. Ci, którzy znali bliżej Naruto również sądzili, że Hatake postanowi przyjąć stanowisko nauczyciela choćby tylko ze względu na niego.

Ale nie zmieniło to faktu, że wszyscy obecni byli zszokowani, kiedy Kakashi zjawił się w gabinecie z związanym geninem.

– Kakashi! Co ty robisz? – wykrzyknęła Kurenai. Honorowała ostatnie życzenie Yondaime, ale nie mogła się powstrzymać od myśli, że Naruto mógł okazać się jakimś niebezpieczeństwem dla otoczenia, skoro znalazł się tu w takim położeniu. Była to właściwie zupełnie logiczna konkluzja.

Genin wyglądał na znudzonego, choć pod pozornym spokojem ukrywał obawę.

– Niewątpliwie wszyscy chcielibyśmy to wiedzieć – dodał Sandaime.

Jounin przeciął więzy krępujące ręce chłopca.

– Podczas mojego małego testu Naruto zaprezentował mi pewną zadziwiającą umiejętność – wyjaśnił shinobi. – Pokaż im iluzję, Naruto – zażądał.

– Mogłeś po prostu powiedzieć, że chcesz prezentacji – przewrócił oczyma Uzumaki, mentalnie odetchnąwszy z ulgą, po czym zwrócił się do reszty dorosłych. – Spróbujcie uwolnić się z tego genjutsu. To moja Iluzja Cudów.

Chłopiec na ich oczach rozpłynął się w powietrzu.

– To nic nadzwyczajnego, Kakashi – zauważyła Kurenai unosząc ręce aby złożyć odpowiednią pieczęć.

Hatake już miał jej odpowiedzieć, gdy drzwi do gabinetu gwałtownie otworzyły się. Wszyscy zamarli, kiedy wysoki mężczyzna w szatach Hokage wszedł do środka.

– Kukuku, Sarutobi-sensei, czyżbyś tęsknił już za papierkową robotą? – zapytał Hokage z rozbawieniem i ściągnął z głowy kapelusz, odsłaniając twarz Orochimaru.

Wszyscy oprócz Kakashiego otworzyli szeroko usta w niemym okrzyku, po czym jak jeden mąż złożyli odpowiednią pieczęć i zawołali razem „KAI!". Orochimaru nawet nie drgnął, a jedynie uniósł brwi z szczerym zdumieniem.

– Co tu się dzieje? Czy powinienem o czymś wiedzieć? – zapytał.

– To naprawdę silne genjutsu – mruknął Sandaime z szeroko otwartymi oczyma. Kurenai i Asuma przytaknęli, obserwując z mieszanką zachwytu i strachu, jak znany ze swoich okrutnych eksperymentów bezlitosny Orochimaru podszedł do biurka i obrzucił ich zachmurzonym spojrzeniem.

– To jakiś żart, sensei? Nie słyszałem, żeby z mojego gabinetu zrobiono miejsce przeznaczone na towarzyskie herbatki.

Gabinet Hokage należący do Orochimaru, z wszystkich ludzi… – jounini oraz Sandaime wzdrygnęli się na tą myśl.

Zanim ktoś zdążył się namyślić nad odpowiedzią, rozległo się pukanie. Do pomieszczenia wsadził głowę… Yondaime. Ale zmarły Hokage nie miał na sobie swojego płaszcza, jedynie typowy ubiór jounina.

– Yondaime-sama – zwrócił się przybysz do Orochimaru ku zdumieniu i przerażeniu obserwujących. – Wróciłem z misji i mam ten report, na który czekałeś… Ale jeśli w czymś przeszkadzam…

– Ależ wchodź, Minato-kun. Kukuku, nie mogę przecież pozwolić na czekanie uczniom mojego słynnego przyjaciela, nieprawdaż? I tak nawiasem, jak ma się twój syn?

Kiedy Minato usłyszał to pytanie, cała jego twarz rozjaśniła się natychmiastowo. Zmarły Hokage (obecnie jounin) zaczął opowiadać najgorszemu zdrajcy w historii Konohy (obecnie Yondaime Hokage) o tym, jak jego syn (Jinchuuriki Kyuubi no Kitsune, czyli sam autor całej iluzji, choć Kurenai i Asuma nie mogli o tym wiedzieć na pewno) zażartował sobie z Itachiego Uchiha (masowego mordercy). Orochimaru kiwał głową i chichotał od czasu do czasu w ten swój niepokojąco dziwny sposób, jednocześnie skanując wzrokiem raport. Reszta obecnych obserwowała całą scenę z niedowierzaniem, niekiedy próbując dyskretnie uwolnić się od genjutsu. Odkryli oni, że nie działa dosłownie nic. Nawet kiedy Asuma rozciął skórę dłoni swoim kunai, iluzja wciąż pozostała na miejscu.

– …Myślałem że Kushina-chan dosłownie wybuchnie, taka była czerwona. Itachi zachował kamienny spokój przez cały proces, pomimo kapiącej z niego pomarańczowej farby i nie drgnął nawet gdy jego ojciec zjawił się na scenie. Mój syn ma zakaz jedzenia ramenu na tydzień, a Sasuke chyba się na niego obraził, ale osobiście sądzę, że warto było.

– Kukuku, niewątpliwie. Wolę to niż „terapię" mojej uczennicy. Do dziś płacę rachunki za zniszczenia powstałe, kiedy ostatnio próbowała „rozweselić" Uchihę.

Obaj mężczyźni wyraźnie zadrżeli na samo wspomnienie, po czym wyszli (najwyraźniej zapomniawszy o reszcie towarzystwa obecnej w gabinecie), dyskutując misję Minato. Nic nie wskazywało na to, że Sandaime, Kakashi, Kurenai i Asuma byli właśnie świadkami iluzji.

– Niesamowite! Co to było za genjutsu? – zapytała Kurenai, której zdolności Naruto bardzo zaimponowały. Wewnętrznie kobieta tonęła w morzu rozpaczy. Jak mogłam przegapić taki talent?!

– Imponujące, jak na takiego brzdąca – przytaknął Asuma. – Genjutsu, z którego nie potrafi uwolnić się nawet najsilniejszy ninja w wiosce… – Czy to jakaś część mocy Lisa, do której dzieciak ma dostęp?

Kakashi wyglądał na niezwykle zadowolonego z siebie. Miał w swojej drużynie nie jeden, ale dwa prawdziwe talenty! Jeśli Naruto jest takim geniuszem w genjutsu – rozmyślał srebrnowłosy jounin – Sakura może skupić się na innych, mniej powszechnych lub trudniejszych sztukach shinobi. Z jej niezwykłą kontrolą czakry o której wspominał w raporcie ich szkolny sensei mógłbym zrobić z niej medycznego ninja. Sasuke jest podobno bardziej w taijutsu i ninjutsu… Mogę zostać nauczycielem następnej generacji Sanninów! Ha! Co ty na to, Gai? Takiego zimnego prysznica nie przetrwają nawet twoje legendarne płomienie młodości! Hatake ledwo powstrzymał się od rechotania na cały regulator z złośliwej satysfakcji.

Silni ninja byli bardzo potrzebni w tej chwili wiosce. Wojna z Iwą, potem atak Kyuubi'ego, nie wspominając o masakrze klanu Uchiha mocno zredukowały siły Konohagakure. Nie było już tutaj żadnego z Sanninów, zastępu posiadaczy Sharinganu, ojca Kakashiego, Yondaime, Kushina również zmarła… Wszyscy oni byli asami w rękawie, filarami osady. Któż teraz pozostał? Sandaime, Hatake, klan Hyuuga, Gai i kilku innych. Reszta shinobi i kunoichi była dobra, ale nie Legendarna.

– Takie zdolności mogą być bardzo ważnym ukrytym asem naszej wioski – pokiwał z powagą głową Sandaime. Staruszek musiał już pomyśleć o wspomnianym aspekcie sprawy. – Musimy zadbać o to, aby nasi wrogowie pozostali nieświadomi jak najdłużej. Zdolności Naruto w genjutsu odtąd są sekretem rangi A, który znać będziecie tylko wy i członkowie jego drużyny. Informacji tej nie wolno wam ujawniać, dopóki nie będzie to konieczne, zrozumiano?

Wszyscy przytaknęli.

– A teraz, jeśli pozwolicie, chciałbym porozmawiać z Naruto sam na sam. Kakashi, poinstruuj niezwłocznie Sakurę i Sasuke, by nie rozpowiadali o tym co się stało podczas testu.

Jounini opuścili pokój i Naruto zjawił się znikąd na krześle naprzeciw biurka Hokage.

– Nie jestem w kłopotach, prawda? – zapytał ze zdenerwowaniem.

– Nie, mój mały – uśmiechnął się dobrodusznie Hokage. – Po prostu iluzja która potrafi oszukać Sharingan i nie da się zniszczyć to niesamowicie potężna broń. Musimy zastanowić się, jak powinieneś się z tą zdolnością obchodzić…

Rozpoczęła się długa dyskusja.

Sasuke Uchiha siedział przy stole w pustej kuchni w swojej zwykłej pozie; ze splecionymi dłońmi i zmarszczonymi brwiami. Przed nim, niczym winny przed sędzią, leżał dzwonek z niedawnego testu. Chłopiec wpatrywał się w rzecz takim wzrokiem, jakby ta miała się złamać lada chwila i wszystko mu wyjaśnić.

Ostatni (lojalny) Uchiha miał takie wrażenie, jakby Naruto pokazał mu zadanie, rozwiązał je, a on sam jeszcze nie bardzo zrozumiał, o co w nim w ogóle chodziło. Przeszli osławiony test, który oblały wszystkie poprzednie drużyny, z zadziwiającą łatwością. Sasuke nie musiał zrobić właściwie nic, po prostu stał tam i czekał aż Naruto ewentualnie da mu znak do spalenia książki. Niewątpliwie inni kandydaci również wykazali się jakimiś niecodziennymi zdolnościami, a mimo to wrócili wszyscy do Akademii. Więc dlaczego oni zdali? Czy to miało coś wspólnego z tą Zaawansowaną Linią Krwi Naruto? Jeśli tak, Kakashi nie powinien mieć skrupułów przed oblaniem jego i Sakury, bo dzwonki zdobył Uzumaki. I rzecz jasna, problem numer dwa: od kiedy to on, Sasuke Uchiha, najlepszy uczeń na roku, postępował według planu najgorszego obiboka jaki stanął na tej ziemi? W pewnym momencie brunet jedynie przytaknął Naruto i zrobił to, o co go poproszono… ale Uchiha Sasuke nie robił niczego bez powodu. A nie było wówczas powodu, aby pomóc Uzumakiemu. Test był praktycznie skończony, dzwonek z drugiej ręki w gruncie rzeczy nie był żadną gwarancją przejścia sprawdzianu, Naruto wyraźnie nie potrzebował żadnego asystenta (krew go zalewała przy tej myśli, lecz Sasuke nie należał do ludzi, którzy próbowali okłamać samych siebie… za bardzo), a Kakashi został unieszkodliwiony jednym ruchem. Ta scenka z książką była totalnie niepotrzebna. Właściwie, to Uzumaki tylko przepuścił okazję, żeby pozbyć się jego i Sakury z drużyny (on sam nawet to przyznał wprost, jeśli Sasuke dobrze pamiętał!). Nie wydawał się być zbyt szczęśliwy, kiedy Iruka wyczytał ich troje razem.

Więc co go zmusiło do działań takich, a nie innych? Sasuke wiedział, że jounini mogli zamiast drużyny wybrać tylko jednego ucznia, kiedy ich uwagę zwrócił jakiś szczególny talent.

Nie znajdując odpowiedzi na to pytanie, Sasuke zaczął sztyletować dzwonek wzrokiem jeszcze mocniej niż przedtem.

– Yo!

Chłopak prawie – prawie – poskoczył. Ktoś zaszedł go niezauważenie już po raz drugi tego samego dnia. Takie rzeczy nie powinny się zdarzać, do diaska!

– Kakashi-sensei – przywitał zimno zamaskowanego jounina, który przycupnął na parapecie okna.

– Ach, Sasuke. Medytujesz nad swoją cenną zdobyczą?

Lustrzany Ninja poznał w tym momencie moc Zabójczego Spojrzenia Uchihy nr 18 pod tytułem: „Jeszcze jedno słowo, a szczerze pożałujesz, że nie jesteś niemową". Było to pewne odświeżenie po niezliczonych Zabójczych Spojrzeniach nr 33, Seria Specjalna, pod tytułem: „Jak śmiałeś ukraść Sharingan, ty zapchlony kundlu i hańbo wioski?!" oraz numerze 24, patent Itachiego, nazwany: „Jesteś taki żałosny i nie dorastasz mi nawet do pięt, a mimo to otwierasz swoje usta, ale ja i tak się nie przejmuję, choć tonę w morzu pogardy dla twojej nędznej egzystencji". Itachi mógł sprawiać wrażenie uprzejmego człowieka przed masakrą, ale nawet wtedy jego oczy mówiły wszystko.

Kakashi to wiedział.

A wracając do denerwowania Sasuke…

– Coś nie tak, mój drogi uczniu? Mam coś na masce? – zapytał niewinnie Hatake, w duszy pękając ze śmiechu, gdy spojrzenie Sasuke stało się jeszcze bardziej intensywne. Może bycie instruktorem nie będzie takie złe, jak sądził na widok zachowania Sakury. Młody Uchiha był marzeniem każdego kpiarza. Nie byle kto mógł to zauważyć, ale poważny chłopak nienawidził, kiedy z niego żartowano i wpadał w złość bardzo łatwo, w przeciwieństwie do stoickiego Naruto (nawet jeśli brunet dobrze tą złość ukrywał). Uzumaki niestety odziedziczył tą dziwną zdolność swojej matki do obracania każdego przytyku przeciw jego adresatowi; naśmiewanie się z niego nie przynosiło najmniejszej satysfakcji. Z drugiej strony, Kushina była gorsza… jak można naśmiewać się z kogoś, kto nosi jadowicie pomarańczowe i czerwone ciuchy, nie wstydząc się tego?

– Czy czegoś potrzebujesz, sensei? – wycedził w końcu Uchiha. Jeszcze raz: dlaczego po prostu nie oblałem tego testu?

– Nie, skądże. Wpadłem tylko przekazać nowiny – Kakashi spoważniał. – Od tego momentu zdolności Naruto w genjutsu, a raczej jego Zaawansowana Linia Krwi, są sekretem rangi A. Wiesz co to znaczy, nieprawdaż?

To były nieco zaskakujące nowiny.

– Nie jestem upoważniony do mówienia o tym nawet przy innych ninja z Konohy bez zgody swojego zwierzchnika lub dopóki nie zaistnieje uzasadniona sytuacja i powinienem chronić ten sekret za wszelką cenę – wyrecytował Sasuke z pozornym znudzeniem.

– Bardzo dobrze. To wszystko.

Kakashi odwrócił się, aby zeskoczyć z parapetu, i Sasuke podjął decyzję. W końcu nie będę prosił o wyjaśnienia Naruto, tego usuratonkachi. Idiota pewnie sam nic nie wie.

– Kakashi-sensei – odezwał się. – Właściwie, to dlaczego nasza drużyna zdała? Mogłeś wybrać tylko jednego z nas.

Nareszcie. Myślałem, że nigdy nie spyta, pomyślał Kakashi. Ledwie kilka minut wcześniej przeprowadził tą samą rozmowę z Sakurą i miał nadzieję, że wszyscy jego uczniowie zrozumieją wiadomość, którą chciał im przekazać. Zapomniał im to wytłumaczyć zaraz po teście, z tym całym zamieszaniem wokół genjutsu.

– Bo pracowaliście razem. Wprawdzie nie było to nic imponującego, ale nikt inny tego nie zrobił – jounin uśmiechnął się do swojego studenta przez ramię, co można było poznać po jego widocznym oku. – Naruto oddał wam swoje dzwonki i to oznacza, że przynajmniej on zrozumiał coś, czego nie mogły pojąć moje inne potencjalne drużyny, że kluczem do sukcesu i wielkości jest współpraca. To więcej niż kiedykolwiek mogłem oczekiwać. Pamiętaj, Sasuke: ci, którzy nie przestrzegają zasad to śmiecie. Ale ci, którzy porzucają swoich przyjaciół, są gorsi niż śmiecie. To słowa pewnego mądrego Uchihy, które powinieneś przemyśleć. Do zobaczenia!

I shinobi zniknął równie cicho, jak się pojawił.

Więc to tak, zaczął zastanawiać się Sasuke, przypominając sobie nagle, że właściwie Uzumaki wspominał coś podobnego. Czarnowłosy mógł być arogancki, mógł być uparty i mógł być obsesyjnie skupiony na pokonaniu swojego brata: ale tytułu najlepszego ucznia na roku, mimo wszystko, nie dostał za ładne oczy. Naruto musiał stuprocentowo wiedzieć, co jest kluczem do przejścia testu, w końcu on i Kakashi zachowują się tak, jakby się już skądś znali. To dlatego był taki pewny siebie i miał gotowy plan. Nic nadzwyczajnego. Ja postąpiłbym podobnie, gdybym miał takie informacje.

Wreszcie usatysfakcjonowany Uchiha spojrzał przelotnie na stół.

Stół był pusty.

Sasuke zatrzymał się w pół kroku.

Kiedy ten przeklęty cyklop zabrał mi mój dzwonek?!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top