Nie Ma To Jak Dobry Klient
Kiedy do Wieży Hokage weszła zdyszana drużyna geninów wraz z miauczącym głośno wcieleniem zła uwięzionym w ciasnej klatce, wszyscy obecni w pokoju ninja spojrzeli jednocześnie z niedowierzaniem na zegar, który wisiał na ścianie.
- Pobiliście rekord! - zawołał jeden z chuuninów. - TYLKO pół godziny! Wow, gratulacje!
- I co, dostaniemy za to Order Merlina? - mruknął Naruto sarkastycznie, lecz nikt nie zwrócił na niego uwagi.
- Masz niezłą drużynę, Kakashi - dodał inny shinobi.
Kakashi rozpromienił się, emanując niemalże wyczuwalną fizycznie dumą. Następnie poklepał Naruto po głowie z postawą, która zdawała się mówić: „Tylko patrzcie, jak wyszkoliłem te dzieciaki!"
Ten leń zachowuje się tak, jakby zrobił coś produktywnego przez ostatnie dwa miesiące - pomyślał kwaśno blondyn, a jego powieka zadrgała w nerwowym tiku.
Drużyna Siedem wciąż ganiałaby za Torą, gdyby nie niewidzialny świstoklik na łapie małego potwora. Naruto miał już serdecznie dość owych idiotycznych misji, co wyrażał przez używanie na każdej z nich Kage Bunshinów do pomocy. Dawno temu znudziło się mu wymyślanie sposobów na wykorzystanie swoich innych zdolności podczas takich głupich zadań. Mimo tego, Kakashi był głuchy i ślepy wobec tych „subtelnych" oznak frustracji jego uczniów. Nie wykazywał ani odrobiny ochoty, aby przejść na następny stopień wtajemniczenia i zabrać swoich podopiecznych na misję rangi C.
Naruto podejrzewał, że jounin robi to tylko po to, aby doprowadzić ich do utraty zmysłów. I dlatego postanowił wziąć sprawy we własne ręce. Nie miał już ani krztyny cierpliwości, aby czekać choć dzień dłużej.
- Hm, może powinienem zaklepać tą misję wyłącznie dla waszej drużyny... - zastanowił się Hokage z diabolicznym błyskiem w oku. - Nikt dotąd nie wprawił się tak w łapaniu Tory.
- Nie! - zaprotestowali wszyscy troje (tak, nawet zwykle milczący Sasuke) w niezwykłym pokazie zgodności i współpracy. Ale tylko Sakura przypomniała sobie po chwili, aby dodać „Hokage-sama" do tej uprzejmej prośby.
- W takim razie... co my tu mamy? - Sandaime przejrzał leżące na biurku zwoje. - Opiekowanie się wnukiem jednego z członków Rady, zakupy w pobliskiej wiosce i pomoc przy wykopywaniu ziemniaków.
To nie brzmi zachęcająco... - pomyślała Sakura.
Strata czasu - podsumował tą listę zirytowany Sasuke.
Mam już tego serdecznie dość! - zbulwersował się Naruto.
Hm, ciekawe które z nich w końcu straci cierpliwość - zadumał się Kakashi, po czym zachichotał, przeczytawszy w swojej książce wyjątkowo zajmujący akapit.
Uzumaki zacisnął dłonie, usłyszawszy ten chichot.
- Spokojnie, Naruto - przypomniał mu Ron. - Nic nie uzyskasz wrzaskami.
Blondyn mrugnął, trochę zaskoczony tą nieoczekiwaną radą ze strony najbardziej porywczego z trójki czarodziejów, po czym posłusznie zaczął oklumować swój umysł aby oczyścić go z niepotrzebnego zdenerwowania. Jego napięte mięśnie natychmiast się rozluźniły, myśli stały spokojniejsze, a wyraz twarzy nie do odczytania. Dla obserwujących go doświadczonych ninja było to niczym całkowita metamorfoza.
- Hokage-sama. Jeśli mogę zadać zupełnie, ekhm, teoretyczne pytanie, to czy nasza drużyna nie jest już gotowa na poważniejszą misję? - słowa były lodowato uprzejmie, ale oczy Naruto zdawały się mówić: „tylko spróbuj powiedzieć nie".
Sakura spojrzała na swojego kolegę kątem oka. To była właśnie jedna z rzeczy, które odrobinę ją niepokoiły w Uzumakim Naruto. Przed chwilą była pewna, że chłopak jest nieskończenie sfrustrowany i gotowy do wybuchu, a w następnej sekundzie aż wiało od niego arktycznym powietrzem.
Sasuke nie zareagował, choć ostrożnie odnotował to sobie w pamięci. Naruto uparcie unikał ostatecznej klasyfikacji, raz będąc idiotą, a w innych wypadkach okazując normalny dla ninja poziom inteligencji. Uchiha był sfrustrowany faktem, że nie wiedział, czego się spodziewać po swoim koledze. Jak można ułożyć jakąkolwiek strategię na polu bitwy, kiedy nie jest się pewnym, czy towarzysz będzie w stanie wypełnić przydzielone mu zadanie?
Kakashi również to zauważył, choć wydawał się być zupełnie pochłonięty zboczoną zawartością tomu z serii Icha Icha. Doświadczonemu jouninowi wydawało się być jasnym jak słońce to, że Naruto upycha większość swoich emocji pod licznymi maskami. Sam chłopiec zapewne nawet nie był już tego świadom. Robił to niemalże odruchowo. Zachowywał się tak, aby uzyskać jak najlepsze rezultaty, a nie w sposób w jaki chciał się zachować. I o ile była to wspaniała taktyka na misji szpiegowskiej, na dłuższą metę nie służyła ona zdrowiu psychicznemu. Nie wspominając o tym, że nie można było dojść, co takiego naprawdę sobie w danej chwili myśli.
Hokage tymczasem tylko uśmiechnął się, przyzwyczajony do tych nagłych zwrotów o sto osiemdziesiąt stopni u blondyna.
- Decyzja należy do waszego instruktora, Naruto - ogłosił Sarutobi, pykając sobie radośnie fajeczką. Wyglądał w tym momencie zupełnie jak Dumbledore siedzący za biurkiem dyrektora Hogwartu i oferujący swoim gościom cytrynowe dropsy tylko po to, aby ich zirytować.
To zdanie przekonało Uzumakiego, że albo Konohamaru znów zrobił coś idiotycznego i wpędził go w niełaskę, albo to była konspiracja mająca na celu rozeźlenie lokalnego Jinchuuriki.
To, że Iruka także postanowił się wtrącić, wcale nie uczyniło sytuacji łatwiejszą do zniesienia.
- Naruto! Jesteście jeszcze zupełnymi nowicjuszami! Nie możesz żądać poważniejszych misji, dopóki się trochę nie podszkolicie! - zbeształ go nauczyciel. Jak dotąd, żadna inna z nowych drużyn nie poprosiła o misję wyższej rangi. Iruce nie podobał się pomysł, aby to właśnie Naruto, Sasuke i Sakura (tworzący najbardziej niestabilną drużynę z całej klasy) poszli na pierwszy ogień.
- Ale chyba nie musimy się szkolić całą wieczność! - odparł argument Uzumaki.
- Naruto, wiesz doskonale, że misje są dzielone według trudności pomiędzy poszczególnych ninja - odezwał się Sarutobi. - A dla jouninów, B i C dla chuuninów ora dla geninów. Nie mogę pozwolić grupce nowicjuszy na misję rangi A lub B, ponieważ jest zupełnie ponad ich możliwościami. Jeśli ninja nie wypełni swojej misji, wioska nie otrzyma od klienta zapłaty, a co gorsze, jeden taki przypadek może zniechęcić kilku innych potencjalnych zainteresowanych do zatrudniania naszych ninja i pozbawić nas źródła dochodów.
Naruto jedynie posłał mu spojrzenie pod tytułem „doprawdy, jakbym tego nie wiedział".
- Na Merlina, nie chcę przecież polować na nukeninów ani zabijać gangsterów! - przewrócił oczyma blondyn. - Na pewno jest coś ciekawszego do roboty oprócz usługiwania leniwym cywilom! Jakiś pilny list do innej wioski, albo coś w tym stylu.
- Naruto... - rozpoczął znowu Iruka, ale Hokage uciszył go gestem.
Szczerze mówiąc, Sandaime tylko czekał na tą chwilę. Torturowanie geninów nudnymi zajęciami przed przydzieleniem pierwszej prawdziwej misji było po prostu niepisaną standardową procedurą.
- No dobrze. Skoro tak bardzo wam się nudzi, przydzielę wam misję rangi C.
Heh. Czasami bezczelność Naruto może być przydatna - pomyślał Sasuke z zadowoleniem.
Nie wierzę, że ten idiota ośmielił się dyskutować z Hokage... - pokręciła głową Sakura - ...ale to w końcu Naruto.
- Spodziewaj się raportu o naszym sukcesie! - uśmiechnął się Uzumaki z pewnością siebie.
Kakashi nagle wyraźnie się ożywił, jak gdyby chłopiec wypowiedział jakieś magiczne słowa.
- Och? Więc napiszesz ten raport za mnie? - zapytał jounin z nadzieją, że wykręci się od tego nudnego zajęcia.
- Chyba śnisz! - odwarknął blondyn.
Hatake natychmiast zmarkotniał.
- Waszą misją będzie eskortowanie pewnej osoby - dodał Sarutobi, skinąwszy głową w stronę straży przy drzwiach.
Drużyna Siedem odwróciła się z ciekawością i podekscytowaniem, chcąc zobaczyć swojego pierwszego poważnego klienta.
Drzwi uchyliły się i ukazał się im raczej niedbale ubrany człowiek z spakowanym plecakiem podróżnym na ramionach i butelczyną taniego sake w dłoni. Miał posiwiałe włosy, ogorzałą cerę i okrągłe okulary na nosie. Nie sprawiał wrażenia ważnej osobistości; wyglądał raczej na zwykłego wieśniaka. Gdy mężczyzna ujrzał trójkę dzieci oraz jednego dorosłego shinobi, którego postawa zdawała się wprost krzyczeć: „nie obchodzi mnie nic poza moją ukochaną książką!", skrzywił się.
Nie był pod wrażeniem... i vice versa.
- Co to ma być?! - zaczął narzekać od progu staruszek. - To tylko kupa super dzieciaków! Nie mówcie mi, że to ninja! A już szczególnie ten super krasnoludek w środku! - wskazał butelką Naruto, który niezaprzeczalnie był najdrobniejszy z całej kompanii.
Widać było, że facet nie ma zielonego pojęcia o shinobich.
Uh-oh - pomyśleli wszyscy obecni w pokoju jednocześnie. Każdy, kto znał Naruto, wiedział, że jego wzrost jest tematem tabu, tak samo jak rozmiar brzucha przy Akimichich. I zgodnie z obawami, zabójcza intencja natychmiast stała się wyczuwalna w powietrzu, a ręka Uzumakiego powędrowała w stronę pochwy na kunai i shirunkeny.
Już ja mu dam krasnoludka... - warknął w myślach blondyn.
Nagle ktoś położył na ramieniu chłopca dłoń.
- Naruto - pogroził mu pół żartobliwie palcem Kakashi. - Nie możesz zabić swojego klienta. To się mija z celem misji.
Tazuna odetchnął głośno, gdy zabójcza intencja zelżała.
- A gdy już nam zapłaci? - zapytał Naruto z ewidentną nadzieją w głosie.
- Hm... - jounin posłał nieco zaniepokojonemu mężczyźnie swój charakterystyczny oko-uśmiech. - Wtedy być może będziemy mogli się nad tym zastanowić...
Przez chwilę panowała cisza, kiedy Tazuna starał się wydedukować, czy to miał być żart, czy też kiepsko zawoalowana groźba.
- J-jestem Tazuna, super architekt i budowniczy mostu - rzekł w końcu stary. - Oczekuję s-super obrony podczas drogi d-do Kraju Fal, gdzie kończę budowę m-mojego super mostu.
Drużyna Siedem przytaknęła (choć Naruto wciąż spoglądał na niego zabójczym wzrokiem, co zresztą mogło być powodem lekkiego jąkania) po czym po ustaleniu ostatnich szczegółów, wszyscy rozeszli się aby przygotować rzeczy na podróż.
Co wiemy o Kraju Fal? - zastanowił się Naruto kilkanaście minut później, narzucając na siebie lekki, czarny płaszcz z kapturem. Na jego plecach widniała biała spirala, symbol klanu Uzumaki. Chłopiec jednakże zadbał, aby kaptur nieco ją przykrywał. Nie powinien nawet znać tego symbolu i choć w ostateczności mógł skłamać, że sam wymyślił wzór, lepiej było nie obnosić się z tym za bardzo.
- To skupisko wysp przy brzegu Kraju Ognia, dokładnie na wschód od Konohy. Łatwo się stamtąd dostać do Kraju Wody. Jest to jedno z niewielu przybrzeżnych państewek, które utrzymało suwerenność po wojnach ninja. Nie ma tam Ukrytej Wioski - rzekła natychmiast Hermiona. - A teraz, Naru, co TY wiesz na temat tego kraju?
Wymieniłaś już wszystkie najważniejsze rzeczy... - poskarżył się Uzumaki, ale posłusznie wprawił w ruch szare komórki. Pomaganie Sandaime przy papierkowej robocie przydawało się przynajmniej do jednej rzeczy; poszerzania jego wiedzy na temat samej wioski oraz innych krain, gdzie Konoha mogła mieć jakiekolwiek interesy lub z którymi utrzymywała kontakty dyplomatyczne - Kraj Fal jest bardzo mały i niezbyt bogaty. Gospodarka opiera się na... hm... pewnie rybołówstwie. Jedyną bardziej znaną postacią jest milioner Gatou, którego kompania ma tam interesy. Klimat jest podobny do tego u nas, ale bardziej wilgotny. Położenie tego państwa jest bardzo niedogodne, bo w wypadku wojny pomiędzy Kiri i Konohą stałby się celem inwazji albo po prostu polem walki. Suwerenny jest pewnie tylko dlatego, że nie ma tam nic szczególnie wartościowego.
- Bardzo dobrze - pochwaliła go Hermiona-neesan. - Teraz według tych informacji możesz zadecydować, co ci będzie potrzebne na misji.
Posiadanie w głowie inteligentnego źródła wiedzy wcale nie zwalniało z samodzielnego myślenia. Czarodziejka bardzo dbała o to, aby ich podopieczny nie był zależny od pomocy swojego „rodzeństwa". Kobieta była pewna, że któregoś dnia znajdzie się sposób na uniezależnienia dusz czarodziejów od Jinchuuriki bez naruszenia całej pieczęci oraz na odzyskanie lub odtworzenie ich starych ciał. Jednakże Hermiona musiała być bardzo ostrożna, ponieważ jej teorie balansowały już niemalże na granicy czarnej magii. Dusza nie powinna trzymać się siłą ziemskiego wymiaru bez ciała (duchy, takie jak te obecne w Hogwarcie, były wyjątkiem, ale one nie były w stanie wpływać na świat fizyczny i po prostu istniały, nic więcej), a ciało ludzkie nie powinno zostać stworzone bez duszy. Dlatego czarownica nie mogła po prostu zebrać wszystkich pierwiastków chemicznych z których składa się żywy organizm i rzucić zaklęcia transmutującego.
Takie eksperymenty najczęściej kończyły się powstaniem nieżywej kupy tkanek (czyli po prostu trupa w różnym stopniu przypominającego przedstawiciela gatunku Homo sapiens L.) albo w najlepszym wypadku czegoś na wzór inferiusa, jakiejś żałosnej istoty będącej pustą, często także zdeformowaną skorupą ze strzępkami świadomości, która mogła jedynie wydawać niezrozumiałe dźwięki oraz pełzać niezgrabnie wokoło. Gdyby gotowe, zdolne do normalnego funkcjonowania dorosłe ciało można by stworzyć tak prostą magią, Voldemort nie musiałby uciekać się do jakichś obskurnych rytuałów podczas swojego powrotu, a jedynie wyczarowałby sobie nową postać fizyczną.
Kiedy Naruto przybył ze swoim pakunkiem na miejsce zbiórki, reszta obecnych spojrzała podejrzliwie na jego mały plecak. W środku znajdowało się zaledwie parę zwojów, w których blondyn zapieczętował swój ekwipunek, więc bagaż był lekki i niewielki. I wyglądał wysoce nieprofesjonalnie.
- Hej, ty! - zawołał Tazuna, najwyraźniej odzyskawszy już odwagę i tupet. - Czy ty w ogóle wiesz, gdzie my idziemy?! To nie wycieczka do sąsiedniej wioski!
Uzumaki spojrzał na niego chłodno.
- Ninja mogą pieczętować swoje rzeczy w zwojach, na pewno coś o tym słyszałeś - na widok niedowierzania i niezrozumienia na twarzy klienta, dodał wrednie. - Zastanawiam się, czy nie łatwiej byłoby zapieczętować ci gębę, żebym nie musiał słuchać tego narzekania przez całą drogę...
Akurat ten moment wybrał Kakashi, aby zjawić się w chmurze dymu. Tazuna natychmiast zwrócił się do niego z pretensjami:
- Czy ja będę naprawdę super bezpieczny z tym dzieciakiem? On mi co chwilę wygraża!
Kakashi spojrzał na niego tak, jakby nie było mniej ważniejszej sprawy pod słońcem. Dopiero po paru sekundach odezwał się bez zbytniego entuzjazmu:
- Tazuna-san, moja drużyna jest bardzo kompetentna i nie wystąpi przeciwko rozkazom Hokage ani celom misji. A Naruto lubi sobie tylko pożartować. Prawda? - słysząc ostrzegawczy ton w głosie swojego nauczyciela, chłopak jedynie przytaknął szybko bez słowa. Kakashi dawał mu wyraźnie do zrozumienia, że skończyło się żartowanie i drużyna musiała teraz zabrać się za misję. - Zresztą, jakby co, jestem jouninem. Nie ma się czym martwić!
Jego zapewnienie musiało wypaść raczej nieprzekonująco, bo Tazuna burknął tylko coś pod nosem, kierując się wraz z Drużyną Siedem do bram wioski.
Naruto w momencie gdy przestąpili przez wrota nagle wydało się, że poczuł coś - jakby ktoś wpatrywał się w niego intensywnie - ale uczucie to zniknęło tak szybko, że po chwili nawet nie był już pewien, czy sobie tego nie wyobraził. Jednak na wszelki wypadek przyspieszył kroku i wymijając ich klienta, wyszeptał inkantację Zaklęcia Śledzącego. Tazuna wzdrygnął się - niewątpliwie czując zimny powiew, który towarzyszył aktywacji czaru - ale nie zauważył w tym nic podejrzanego. Chłopiec uśmiechnął się do siebie. Teraz mógłby znaleźć starego pryka dosłownie wszędzie, gdyby bandyci jakimś cudem go porwali.
Irytacja z powodu powątpiewania Tazuny szybko zniknęła, ponieważ mógł wreszcie podziwiać świat poza osadą. Nigdy dotąd nie opuszczał Konohagakure no Sato. Miło było wreszcie zobaczyć coś nowego na własne oczy. Oglądał wprawdzie już bardziej egzotyczne miejsca we wspomnieniach swojego rodzeństwa - na przykład Hogwart i Londyn, - ale nic nie mogło zastąpić osobistych doświadczeń.
Przez większość podróży panowała niezmącona cisza. Każdy był pogrążony we własnych myślach. Jedynie samego Tazunę zdawało się coś dręczyć, choć trudno było zauważyć jego niepokój, jeśli nie szukało się subtelnych oznak.
- Tazuna-san? Mieszkasz w Kraju Fal, prawda? - odezwała się nagle Sakura.
- Ta, co z tego?
Dziewczyna nie odpowiedziała mu. Zamiast tego zwróciła się do Kakashiego, który truchtał za nimi:
- Kakashi-sensei, czy tam też są ninja?
Jounin oderwał wzrok od swojej ukochanej książki i spojrzał na młodą kunoichi. Sakura zdawała się mieć jakieś obawy.
- Nie, w Kraju Fal nie ma ninja - rzekł ich nauczyciel. Dziewczyna rozluźniła się nieco, słysząc to zapewnienie. - Ale w większości innych państw istnieją Ukryte Wioski oraz są tam shinobi - kontynuował Kakashi, uznając, że będzie to dobry moment na małą powtórkę i uświadomienie jego słodkim geninom, że wkrótce będą mieli dość często do czynienia z innymi (nie zawsze przyjaznymi) shinobi. - Jak wiecie, przywódca wioski dzierży władzę nad ninja kraju, a Daimyo zarządza większością spraw cywilnych. Są oni sobie równi. Dlatego Ukryta Wioska oznacza prestiż i siłę militarną, która pomaga utrzymać niezależność od innych państw. Taki mały kraj jak ojczyzna naszego klienta nie potrzebuje shinobi, ponieważ większe państwa nie interesują się nim, ale wioski ninja są raczej popularne. Obecnie największe wioski w świecie ninja to Konoha, Kiri, Kumo, Suna i Iwa. Tylko ich dowódcy otrzymali miano „Kage". Są to najpotężniejsi ninja na ziemi, którzy władają nad tysiącami innych shinobi.
- A Hokage-sama jest najlepszym z nich! - dodała Sakura entuzjastycznie.
„Ten stary piernik miałby być tak silny? Jakoś trudno mi w to uwierzyć..." - Wewnętrzna Sakura miała inne zdanie.
Pewnie dzieciaki nie mogą uwierzyć, że Sandaime-sama jest taki potężny... - pomyślał Kakashi z uśmiechem, wspominając czasy, kiedy ludzie dosłownie całowali ziemię po której stąpał Bóg Shinobi. Niestety, okres świetności Sandaime już minął, a od czasu ataku Kyuubi'ego Hiruzen nie był w stanie znaleźć sobie godnego następcy. Nic dziwnego. W porównaniu z Namikaze Minato wszyscy pozostali kandydaci wydawali się raczej żałośni lub po prostu nieodpowiedni. Nikt inny nie miał tej „iskry", tego zapału, który Sarutobi lubił nazywać „Wolą Ognia".
- Ale jest także Kage najdłużej w historii - zauważył Naruto. - W końcu miał już jednego następcę, do tego ponad dekadę temu.
Chłopiec wątpił w to, aby Sarutobi utrzymał swoją pozycję na tyle długo, aby Naruto mógł zostać Godaime (chyba że chłopiec pokazał swoje czarodziejskie moce i zdołał jednocześnie przekonać wszystkich, że nie są one sprawką demonicznego wpływu). Wcześniej czy później sytuacja zmusi ich do znalezienia innego kandydata na Hokage.
Złota Trójca czarodziejów również liczyła się z tym od wielu lat. W końcu abdykacja Hiruzena mogła oznaczać drastyczną zmianę w sytuacji Naruto. Nie można było przekreślić scenariusza, gdzie Danzou zostawał Hokage - Merlin świadkiem, że ten człowiek potrafił snuć plany i cierpliwie czekać na okazję jak nikt inny - albo że Rada Wioski wybierze na tą pozycję jakąś swoją bezwolną marionetkę. Gdyby któreś z dwóch lojalnych Sanninów zgodziło się objąć ten urząd, to Godaime rządziłby Konohą od dawna. Ale żadne z nich nie chciało wrócić na stałe do wioski. To pozostawiało wybór pomiędzy dużo mniej kompetentnymi kandydatami oraz Danzou z jego niebezpieczną filozofią wojny.
- Ale nie martw się - Kakashi znów mówił do Sakury. - Na misjach rangi C nie ma przeciwników z treningiem ninja, co najwyżej zwykli bandyci.
- Więc nie spotkamy innych shinobi?
- Ha, ha, ha, ha! Oczywiście, że nie!
Zarówno Naruto i Sasuke zauważyli, jak Tazuna drgnął nagle. Jednocześnie jasnowłosy Jinchuuriki poczuł ciężar czyjegoś nieprzyjaznego wzroku na ich drużynie. Kakashi najwyraźniej właśnie wywołał przysłowiowego wilka z lasu. Uzumaki zaczął się dyskretnie rozglądać, szukając tajemniczego przeciwnika, którego wyczuła jego magia. Korony drzew były puste. Droga za nimi również. Więc wrogowie czekali przed nimi, ukryci w...
Kałuży? - pomyślał zaskoczony Naruto, kiedy spojrzał na niewinną taflę wody i poczuł, że złe intencje emanują właśnie z niej. Nigdy by się nie domyślił.
Hatake odrobinę zwolnił kroku i został jeszcze bardziej za nimi, kiedy minęli tajemniczą Kałużę Morderczych Intencji. Uzumaki nie spojrzał w jej stronę drugi raz. Nie musiał, świadom reakcji swojego sensei. Teraz był pewien, że coś się święci.
Kakashi ustawił się tak, aby znaleźć się pomiędzy jego drużyną a potencjalnym wrogiem. Nie wiedział jeszcze, jakie zamiary mają osoby ukrywające się w tak nieudolny sposób. Mogli być to tylko przypadkowi nukeninowie, którzy nie chcieli się pokazywać ninja z Konohy. Albo ci sami ludzie, którzy obserwowali ich przy bramie wioski. Jeśli tak, to co było ich celem? On sam z powodu ceny na jego głowie? Sasuke z powodu Sharinganu? Naruto z powodu demona? Czy Tazuna, z niejasnych powodów?
Impuls czakry był leciutki jak powiew wicherku, ale doświadczony jounin natychmiast użył genjutsu i Kawarimi no Jutsu. Zanim został zastąpiony przez zamaskowany iluzją konar, ujrzał, że Naruto również coś zauważył i odwrócił się w jego stronę. Dalszy przebieg zdarzeń musiał obserwował z korony pobliskiego drzewa.
Naruto rzeczywiście poczuł czakrę, ale liczył, że będzie miał więcej czasu na reakcję. Tymczasem kiedy odwrócił się, aby ogarnąć wzrokiem sytuację, Kakashi już był owinięty w łańcuch, a na jego twarzy widniał wyraz najszczerszego szoku. W następnym ułamku sekundy łańcuch został zaciśnięty i ciało srebrnowłosego ninja rozszarpano na kawałki. Uzumaki nie miał nawet czasu, aby choć pomyśleć o interwencji.
- Jeden załatwiony! - zawołali atakujący. Było ich dwóch, owiniętych w ciemne płaszcze pod którymi mieli ubrania z maskującym wzorem na materiale. Ich usta zasłaniały urządzenia przypominające maski przeciwgazowe. Poruszali się błyskawicznie.
Zanim Naruto zdążył zareagować, tuż obok jego ucha rozległ się głos:
- Dwóch załatwionych.
Łańcuch świsnął, magia nagle skondensowała się wokoło (reagując na panikę chłopca), kątem oka Naruto uchwycił jakiś ruch Sasuke, a potem...
TRZASK!
Wszyscy podskoczyli. Kakashi niemalże spadł ze swojej gałęzi. Nikt z nich nie słyszał dotąd niczego podobnego. Nieprzyjemny odgłos towarzyszący teleportacji można było porównać do huku wystrzału z mugolskiego pistoletu. W świecie shinobi było niewiele równie hałaśliwych rzeczy.
- Co?! - zawołali zaskoczeni agresorzy, nie zauważywszy nawet jak kunai Sasuke przemknęło obok i przybiło łańcuch do drzewa, unieruchamiając ich w miejscu.
Naruto... zniknął. Nie pozostał po nim żaden ślad. Ani smużki dymu, żadnego pniaka, dosłownie nic. Gdyby nie przeszywający dźwięk towarzyszący deportacji, można by wręcz uwierzyć, że nigdy nie stał tu nikt materialny.
Co to było? - pomyślał Sasuke, ale nie miał czasu na dalsze rozważania; musiał kontynuować atak.
Dokładnie to samo pytanie zadawali sobie Kakashi, Sakura, Tazuna i Demoniczni Bracia.
To nie Hiraishin no Jutsu, technika sensei nie wydawała żadnego dźwięku i produkowała efekt świetlny, poza tym Naruto nie miał czasu umieścić nigdzie odpowiedniej pieczęci - zauważył Kakashi, rozglądając się za blond zagadką, którą miał pod swoją pieczą. - Już nawet nie wspominając o fakcie, że sensei nigdy nie opisał tego jutsu i że umarło ono na sto procent razem z nim.
- Biorę tego z lewej!
I tutaj trzeba pochylić czoło przed refleksem Uchihy. Sasuke natychmiast zmienił kurs (choć w myślach przeklinał nieprzewidywalność swojego kolegi i fakt, że strategia, którą zdążył obmyślić, właśnie stała się bezużyteczna), widząc jak jego sojusznik zeskoczył z gałęzi prosto na głowę jednego z wrogich ninja. Jakim cudem Naruto dostał się na to drzewo było dobrym pytaniem, ale na inną okazję.
Obaj chłopcy zaatakowali za pomocą taijutsu. Sasuke prześlizgnął się obok jednego z braci, użył ciężkiego mechanizmu na ręce przeciwnika jako podparcia dla rąk i kopnął go mocno w tył głowy. W jego ruchach była pewność człowieka, który powtarzał ten manewr tysiąc razy. Naruto, używając czakry dla wzmocnienia ataku, władował swoją stopę wprost w twarz drugiego wroga, który odruchowo spojrzał w górę po tym, jak blondyn krzyknął do Sasuke i zdemaskował swoją pozycję.
Z metalicznym trzaskiem łańcuch odczepił się od rąk obu shinobi i Demoniczni Bracia szybko przeszli do kontrataku; pozbieranie się do kupy po zaskakującym oporze jaki stawili dwaj genini zajęło im zaledwie sekundę.
- Sakura, Tazuna! - zawołał Naruto rozkazującym tonem, odskakując na bezpieczną odległość. Przypomniały mu się opowieści Harry'ego o walkach ze śmierciożercami i jego umysł starał się stłamsić odruch rzucenia kilku zaklęć, jednego za drugim. Musiał być odrobinę dyskretniejszy z magią.
Jego przeciwnik wyciągnął uzbrojoną w metalowe pazury broń, usiłując go jeszcze schwycić, ale jedynym co osiągnął było lekkie zadrapanie na nodze blondyna.
Naruto poczuł pieczenie rany, i gdy tylko wylądował (stając tyłem do reszty drużyny), skierował prawą dłoń w stronę ninja i szepnął:
- Drętwota!
Sasuke był zbyt zajęty własną walką, aby coś zauważyć. Sakura i Tazuna również przegapili słaby w świetle dziennym błysk czerwonego światła. Jedynie Kakashi zobaczył, jak zaklęcie uderzyło w jednego z braci i z niesamowitą siłą odrzuciło go w gęstwinę na poboczu drogi. Shinobi już nie wstał z powrotem, nieprzytomny.
- Stań za mną, Tazuna-san! - krzyknęła tymczasem Sakura. Rzuciła się przed ich klienta z odwagą, której się sama po sobie nie spodziewała.
Niemalże w tym samym momencie zmaterializował się przed nią Sasuke, gotów do odparcia następnego ataku.
Kakashi ujrzał dosyć. Jasne było, że celem jest Tazuna. I czy ten chuunin próbował właśnie zaatakować jego słodkich uczniów?
O nie, mój panie.
Sakura i Sasuke mrugnęli, kiedy ich pole widzenia nagle wypełniły plecy Hatake. Jounin bez trudu jednym ruchem złapał i pozbawił przytomności wroga.
Dzięki Kami, pomyślał Tazuna z niewysłowioną ulgą, rozpoznając charakterystyczne włosy Kakashiego. Te dzieciaki poradziły sobie raczej dobrze, ale widać było, że daleko im do poziomu elity takiej jak Lustrzany Ninja.
Uchiha spojrzał na swojego nauczyciela z niejaką irytacją. Od początku podejrzewał, że rzekoma śmierć to tylko zmyłka - w końcu taka taktyka była praktycznie klasyką i dziecko wychowane wśród ninja było tego doskonale świadome. Jednak Kakashi nie musiał interweniować; wszystko było pod kontrolą! Nawet Naruto poradził sobie bez większych problemów.
- Dobra robota, drużyno - rzekł jedynie Hatake, nie komentując na razie żadnego z podejrzanych manewrów Naruto.
Uzumaki odetchnął. Inni mogli tego nie zauważyć, ale w jego osobistym mniemaniu nie poszło mu za dobrze. Gdyby nie przypadkowa magia, byłby tu pewnie jeden prawdziwy trup. Blondyn zareagował zbyt wolno i był tego boleśnie świadom.
- Nie przejmuj się, przynajmniej nie spowodowałeś magicznego wybuchu, tak jak ostatnio gdy dałeś ponieść się emocjom - pocieszyła go Hermiona. Naruto zaczerwienił się lekko na samo wspomnienie ogromu zniszczeń na polu treningowym. - To był pierwszy atak z zaskoczenia, jaki przeżyłeś. Następnym razem będziesz lepiej przygotowany.
Sasuke nie miał takich kłopotów, odwarknął Naruto. A ja wyczułem ich jeszcze wcześniej od niego i wciąż dałem się podejść.
- Sasuke miał kiedyś rodzinę pełną genialnych ninja - rzekł Harry spokojnie. - Oni przygotowali go do tego życia od kołyski i o wiele lepiej, niż my możemy przygotować ciebie. Jesteśmy tylko czarodziejami, nie wojownikami.
- Teraz lepiej zajmij się tą raną - dodał Ron. - Na tych pazurach była chyba trucizna.
Naruto z westchnieniem wyjął kunai i podciągnął nogawkę podartych spodni. Rana na szczęście nie była poważna.
- Naruto, musimy usunąć... - zaczął Kakashi, odwracając się w jego stronę, ale przerwał, widząc że chłopak właśnie pogłębił zadrapanie za pomocą kunai. I chyba zrobił to z zbyt wielkim entuzjazmem, bo wetknął w nie nóż niemalże do połowy.
Oczywiście, reszta obecnych odruchowo spojrzała w stronę blondyna i rozpoczął się typowy spektakl towarzyszący takiemu wydarzeniu.
- NARUTO! - wrzasnęła histerycznie Sakura, widząc jak obficie krew tryska z rany. Czy on nie czuł w ogóle bólu? - Tniesz za głęboko!
- Dobe - mruknął Sasuke pobłażliwie.
Tazuna pobladł wyraźnie na widok cieknącej krwi.
Uzumaki spojrzał na nich tak, jakby próbowali go przekonać, że krowy latają i są w różowe łaty.
- Um, Naruto, jeszcze trochę i wykrwawisz się na śmierć - zauważył Kakashi uprzejmym tonem. - Naprawdę.
Mógłbym się wystraszyć, gdybym nie wiedział, że rana za chwilę się zasklepi - pomyślał Uzumaki, przewracając oczyma.
- Kakashi-sensei ma rację! - wrzasnęła zaraz Sakura. - To samo pisze w TWOICH zwojach na temat pierwszej pomocy! Jesteś masochistą, czy co?!
W odpowiedzi Naruto parsknął śmiechem.
- Przecież to tylko mała rana - powiedział z uśmieszkiem, jakby pod jego nogami wcale nie było kałuży krwi. Przesunął dłonią nad raną, w myślach wymawiając proste zaklęcie uzdrawiające, Episkey. - Poza tym, to jedyny sposób na pozbycie się trucizny, która była na tych szponach bez odpowiednich leków. Przecież nie będziemy teraz wracać po nie do Konohy, prawda?
Wprawdzie Naruto miał gdzieś zapieczętowaną apteczkę z takowymi lekami, ale nie chciało mu się jej teraz szukać. A sądząc po minie Sasuke, ostatnia uwaga blondyna odniosła zamierzony skutek i Uchiha nie miał najmniejszej ochoty rezygnować z ekscytującej misji z powodu takiej nieistotnej drobnostki jak zatrucie.
Kakashi westchnął na widok owego popisu nieodpowiedzialnością. Nie spodziewał się tego po Naruto, ale jego student najwyraźniej lubił zaskakiwać, do tego nie zawsze pozytywnie. Nauczyciel pośpiesznie wyciągnął bandaże i przygotował się do zatamowania upływu krwi, jednakże kiedy przyjrzał się ranie bliżej, zauważył, że jest o wiele płytsza niż powinna. I najwyraźniej zamykała się przed jego oczyma (a raczej okiem).
Hatake spojrzał na swojego ucznia. Wspomniany uczeń jedynie wyszczerzył się niewinnie w odpowiedzi. Najwyraźniej Minato Junior wiedział od początku, na co się porywa... jak zwykle.
Jounin pomimo tego opatrzył nogę, choćby dla utrzymania pozorów przed resztą drużyny. Następnie Demoniczni Bracia (którzy zaczynali już odzyskiwać przytomność) zostali mocno przywiązani do drzewa i Kakashi spojrzał na spoconego ze zdenerwowania Tazunę.
- Chyba będziemy musieli uciąć sobie małą pogawędkę, Tazuna-san - mruknął ninja. - Ale najpierw musimy zająć się tymi gagatkami. Ci dwaj wyglądają mi na chuuninów z Kiri, Demonicznych Braci. Tamtejsi ninja są znani z walki aż do końca, bez względu na konsekwencje.
Skrępowani shinobi spojrzeli na niego wilkiem.
- Jak nas zauważyłeś? - warknął jeden z nich.
Kakashi uśmiechnął się lekceważąco. Niefortunnych agresorów zgubiły ich przyzwyczajenia. Gdyby znajdowali się w Kraju Wody, woda na ścieżce byłaby czymś zupełnie normalnym. Ale w Kraju Ognia klimat był o wiele mniej wilgotny.
- W tak słoneczny dzień, kiedy droga jest sucha i zakurzona, wszystkie kałuże powinny dawno wyparować - wyjaśnił.
- Skoro od początku wiedziałeś, to dlaczego pozwoliłeś walczyć dzieciakom? - zapytał zdumiony Tazuna.
- Byłem pewien, że poradzą sobie z takim przeciwnikiem - rzekł Hatake, klepiąc swoim zwyczajem zirytowanego Sasuke po głowie. - Poza tym, nie chciałem ich zabić od razu, choć mogłem to zrobić. Najpierw musiałem się dowiedzieć, kto jest ich celem. Jedno z nas... czy też nasz klient?
Budowniczy przełknął nerwowo ślinę, kiedy jounin spojrzał na niego. Choć ninja nie zmienił wyrazu twarzy, nagle zaczął wyglądać o wiele groźniej niż przedtem.
- Nic nam nie wiadomo o shinobich, którzy chcą cię zabić. Nasza praca przewidywała jedynie bronienie ciebie przed bandytami i złodziejami. Zwykła ochrona, dopóki nie dokończysz budowy mostu.
- Ale jeśli jest możliwość zetknięcia się z innymi ninja na misji - wtrącił się Naruto raczej radosnym tonem, co dziwnie kontrastowało z atmosferą - zadanie od razu przechodzi do kategorii B, za którą trzeba zapłacić więcej. Coś mi się wydaje, że wiedziałeś o tym od początku! - chłopak spojrzał na ich klienta podejrzliwie. - Nie chciało się wydawać pieniędzy, eh?!
Kakashi uciszył swojego ucznia gestem i kontynuował:
- Naruto ma rację. Walczenie z innymi ninja nie jest naszym obowiązkiem. Powinniśmy niezwłocznie wrócić do Konohy - ostatnie zdanie skierował do swojej drużyny.
Uzumaki zmarszczył brwi. Chociaż był zły na Tazunę za to bezczelne kłamstwo, to mimo wszystko czuł się na siłach, aby kontynuować misję. To była niezła gratka; rzadko kiedy można było przeżyć coś ekscytującego na misji rangi C. Teraz już wiedział, czego się spodziewać, więc nie powinien się powtórzyć żaden incydent z przypadkową magią.
Harry, Ron i Hermiona milczeli, czekając na dalszy rozwój wypadków.
Sasuke już dawno postanowił, że nie chce wracać, ale nie miał zamiaru przeciwstawiać się rozkazowi starszego rangą shinobi, więc się nie wypowiadał.
Sakura zerknęła najpierw na Sasuke, a potem na Naruto. Ona wcale nie czuła się taka pewna siebie. W całej walce jedynym co zrobiła, było wyciągnięcie kunai oraz stanięcie przed Tazuną. Nawet przez myśl jej nie przeszło, aby rzucić jakieś genjutsu, była po prostu zbyt spanikowana. Bała się, że gdy jej koledzy będą potrzebowali jej pomocy w następnej bitwie, to ich zawiedzie.
- Może to rzeczywiście za dużo jak na początek... - rzekła nieśmiało, patrząc na ziemię i nie mając nawet odwagi, aby spojrzeć w stronę chłopaków. Co oni sobie o niej pomyślą? Sasuke-kun pewnie będzie zły, że się wycofała. Naruto będzie zawiedziony, że cała jego praca i poświęcony dla niej czas poszły na marne.
Sakura... - pomyślał Uzumaki, spoglądając przez ramię na dziewczynę. Naprawdę, nie wiedział, co sądzić o tym zachowaniu. Dlaczego była ona ni stąd ni zowąd taka przygnębiona? Gdzie się podziała zaciętość i determinacja, z którą kunoichi własnym ciałem zasłoniła Tazunę?
- Hej, Sakura - odezwał się w końcu blondyn z powagą w głosie. - Wiem, że ten stary śmierdzący łgarz nie zasługuje na to aby zostawić go jego losowi, ale myślę, że powinniśmy kontynuować misję. Nie jesteśmy pierwszymi lepszymi geninami. Poradzimy sobie!
Mina Tazuny była komiczną mieszanką wdzięczności i wściekłości. Budowniczy nie mógł się zdecydować, czy dziękować dzieciakowi na kolanach, czy może lepiej zatłuc go butelką na śmierć.
- Jesteście pewni? - uniósł brwi Kakashi.
- Na sto procent - uśmiechnął się Naruto szeroko. - Yondaime przewracałby się w grobie, gdyby wiedział, że ninja z Konohy porzucili misję.
- Hn - mruknął Sasuke potwierdzająco.
Sakura po chwili przytaknęła bez słowa.
Lustrzany Ninja westchnął, choć sekretnie był dumny ze swoich uczniów.
- No dobrze.
Zapowiadała się niezła jazda.
- Sensei... - odezwał się w końcu Tazuna. - Skoro kontynuujecie tą misję, na pewno chcecie wiedzieć, o co tu chodzi.
Drużyna Siedem spojrzała na niego z wyczekiwaniem i minami pod tytułem „nie no, co ty nie powiesz". Przez chwilę trwała niezręczna cisza, kiedy architekt spoglądał nerwowo na swoją nieodłączną butelkę sake.
- Widzicie... tak się składa, że super niebezpieczny człowiek chce się mnie pozbyć - wyrzucił z siebie jednym tchem Tazuna.
- Super niebezpieczny człowiek? Kto to taki? - indagował Kakashi.
- Myślę, że już o nim słyszeliście. Jest super sławny.
Geninowie wymienili między sobą spojrzenia. Żadne z nich nie miało zielonego pojęcia, o kim może mówić budowniczy.
- On chyba ma na myśli Gatou! - załapała w końcu Hermiona.
- Gatou? - powtórzył na głos zdębiały Naruto, zapominając się na chwilę.
Obecni spojrzeli na Uzumakiego zaskoczeni, kiedy Tazuna przytaknął z ponurą miną.
- Gatou?! - Kakashi również wydawał się raczej zdumiony. - Ten z Kompani Gatou? To podobno jeden z najbogatszych ludzi na świecie!
Pytanie „dlaczego miałby się przejmować jakimś wieśniakiem?" pozostało niewypowiedziane.
- Tak, oficjalnie Gatou zarobił super pieniądze na transporcie morskim, ale to tylko przykrywka dla bardziej dochodowej reszty jego interesów - stwierdził mrocznie ich klient. - Rozprowadza narkotyki i inne nielegalne przedmioty, używając najemników i zbiegłych ninja aby przejąć kontrolę nad różnymi regionami. To okropny człowiek.
To nie będzie łatwe zadanie... - pomyślał Kakashi, marszcząc brwi. - Jeśli Gatou jest problemem Tazuny, najprawdopodobniej nie będziemy w stanie pomóc mu na dłuższą metę. Nie mogę zabić kogoś takiego bez zgody i wiedzy Hokage. A gdy tylko skończymy naszą misję, nic nie będzie stało na przeszkodzie Gatou, aby wysłać bandytów i pozbyć się kłopotu.
- Jakiś rok temu jego uwagę zwrócił Kraj Fal - kontynuował tymczasem Tazuna. - Dzięki swoim pieniądzom oraz przemocy szybko uzyskał kontrolę nad wszelkimi drogami handlowymi między nami a stałym lądem.
- ...A ty, zaczynając budowę mostu, stałeś się dla niego niewygodny - dokończył Naruto, kiwając głową.
- Ach, rozumiem - mruknęła Sakura. - Dokończenie budowy mostu to jedyna rzecz, której Gatou się obawia.
- Więc ci ninja byli tylko jego pachołkami - powiedział Sasuke, spoglądając na związanych Demonicznych Braci.
Naruto nie mógł trochę nie współczuć ich klientowi, a jego złość z powodu kłamstwa w sprawie trudności misji szybko znikała. Było jasne, że facet podejmuje się samobójczego zadania, aby pomóc swojemu krajowi i jego mieszkańcom. Ale bez pomocy i ochrony kogoś takiego jak ninja Tazuna nie był w stanie zrobić zbyt wiele. Skompletuje most - i co potem? Kiedy tylko Drużyna Siedem opuści Kraj Fal, Gatou najmie innych shinobi aby wysadzili budowlę w powietrze i sfabrykowali „naturalny kataklizm", po czym zabije staruszka.
Uzumaki zmrużył oczy i zaczął intensywnie myśleć nad rozwiązaniem tego problemu. Mógłby zostawić na moście jakieś zaklęcia ochronne, może do tego efektowną klątwę, która odstraszyłaby najemników i samego Gatou. To dałoby mu czas na powrót do Konohy i namówienie Sandaime na wzięcie Kraju Fal pod patronat Ukrytej Wioski. Hm, niegłupi pomysł...
- Skoro wiedziałeś, że zostaną nasłani na ciebie ninja, to dlaczego zataiłeś ten fakt? - przerwał rozmyślania Jinchuuriki Kakashi.
Oczywiście doświadczony shinobi już domyślał się dopowiedzi na to pytanie, ale zawsze lepiej potwierdzić swoje przypuszczenia.
- Kraj Fal jest super biedny - westchnął żałośnie Tazuna. - Nawet właściciel ziemski nie ma pieniędzy, nie wspominając o nas, zwykłych wieśniakach... A misja wyższej klasy, nawet tylko B, jest bardzo droga. Jeszcze przez długi czas nie będziemy w stanie zapłacić wam tego, co się naprawdę należy za to zadanie. Nie musicie kontynuować.
Znów zapadła cisza.
- Cóż... jeśli zrezygnujecie, to na pewno ludzie Gatou w końcu mnie dorwą i zabiją... - odezwał się po chwili Tazuna tonem, który miał być chyba nonszalancki w zamierzeniu. - Ale... Nie martwcie się! Jeśli zginę, mój słodki dziesięcioletni wnuczek tylko popłacze sobie trochę! A moja córka będzie wiodła smutne życie, nienawidząc Konohy! Ale to nie wasza wina! Ani trochę!
Drużyna Siedem wymieniła spojrzenia. Architekt, pozwalając im w ten sposób na porzucenie misji sprawił, że nawet wciąż wahająca się Sakura poczuła wyrzuty sumienia na samą myśl o zostawieniu bezbronnego staruszka samego na drodze. Był to wredny szantaż emocjonalny i każdy zdawał sobie z tego sprawę.
- Dobrze, dobrze! - przerwał mu szybko Kakashi. - Przecież już postanowiliśmy, że będziemy kontynuować tą misję!
- Och, jestem niezmiernie wdzięczny!
Wygrałem, pomyślał Tazuna z satysfakcją.
Naruto nie był w stanie wypatrzyć praktycznie niczego w gęstej mgle spowijającej ocean. Miało się wrażenie, że łódź porusza się na oślep, ale prowadzący ją wprawnie znajomy Tazuny zdawał się wiedzieć, co robi. Dlatego blondyn zamknął oczy i zaczął medytować, próbując spenetrować otoczenie swoją magią bez wypowiadania formuły jakiegokolwiek zaklęcia.
To wcale nie było łatwe. Niekierowana inkantacją magia była bardzo kapryśna, jak pokazał to incydent podczas potyczki z Demonicznymi Braćmi. Zdawała się wówczas niemalże posiadać własną inteligencję i na razie nie miała zamiaru pomóc mu zlokalizować nikogo, nawet Sakury i Sasuke siedzących tuż za nim. Z czakrą, którą produkowało jego własne ciało, byłoby dużo łatwiej, ale ją mógłby poczuć każdy potencjalny wróg. Zaś magia była zewnętrzną siłą i tylko czarodzieje posiadali to „coś", co pozwalało wraz z odpowiednim treningiem wyczuć ją oraz zapanować nad nią.
- Niedługo ujrzymy most - poinformował ich cicho przewoźnik.
Naruto otworzył oczy, poddając się na razie. Mgła wciąż jeszcze się nie przerzedziła. Łódka sunęła po powierzchni wody i jedynie plusk fal uderzających w burtę zapewniał, że nie stoją w miejscu. Motor był wyłączony, aby odgłos pracy silnika nie zwrócił uwagi statku patrolu, należącego do kampanii. Szum fal i trzeszczenie długiej tyki, za pomocą której przewoźnik kontrolował kurs wydawały się nienaturalnie głośne. Wszyscy wytężali słuch i wzrok w obawie, że z mlecznej zawiesiny niespodziewanie wychynie dziób wrogiej łodzi lub usłyszą naglę pracę wielkich turbin.
W końcu przed nimi powoli zaczęła zarysowywać się sylwetka imponującej konstrukcji. Most był szeroki oraz masywny. Nie umywał się nawet do większych tego typu budowli w świecie z którego pochodzili Harry, Ron i Hermiona, lecz prawdziwa rzecz i tak wciąż wywierała większe wrażenie niż dziwne wspomnienia alternatywnej rzeczywistości, pełne obrazów, które niekiedy trudno było uznać za prawdziwe. Naruto oraz reszta Drużyny Siedem uniosła głowy, wpatrując się z uznaniem w dzieło architekta.
- Widać, dlaczego Gatou tak bardzo chce przerwać budowę... to nie byle jaki most - mruknął Uzumaki z podziwem.
Tazuna napuszył się niczym paw.
- Będziemy u brzegu niedługo - zauważył jego znajomy. - Wygląda na to, że nikt nas nie zauważył, ale na wszelki wypadek popłyniemy trasą, gdzie jest dużo roślinności. Łatwiej się tam ukryć.
- Dzięki - odrzekł cicho Tazuna.
Po przepłynięciu przez krótki tunel Drużynie Siedem ukazała się o wiele bardziej słoneczna sceneria. Musieli wreszcie wpłynąć na mieliznę pomiędzy wyspami, ponieważ z płytkiej lazurowej wody wyrastały liczne drzewa. Znad ich koron czasami można było ujrzeć drewniane dachy domów. Mała łódka łatwo prześlizgnęła się pomiędzy wodnymi zaroślami i w końcu dobiła do przystani. Przewoźnik szybko pożegnał się z nimi i natychmiast odpłynął.
Na pierwszy rzut okaz widać było, że to bardzo biedny oraz zastraszony kraj. Wskazywały na to posklecane ze starych desek i trochę zaniedbane domy, dziwna cisza, brak ludzi na ulicach oraz zlęknione oczy obserwujące ich zza okien i przez szpary w drzwiach. Naruto czuł te wszystkie spojrzenia na swoich plecach, co przyprawiało go o dreszcze. Na szczęście Tazuna nie mieszkał w samej wiosce, lecz trochę dalej i wkrótce grupka podróżnych opuściła ponure miasteczko.
Chłopcy szli na samym przodzie, obaj pogrążeni we własnych myślach. Sakura trzymała się przy Tazunie, a Kakashi znów zajął pozycję z tyłu.
Jounin westchnął do siebie.
Teraz już nie będziemy mieli do czynienia z chuuninami, ale z kimś co najmniej mojej rangi... - pomyślał ponuro Hatake.
Pewnym pocieszeniem był fakt, że nukeninowie wysoko się cenili i trudno było ich znaleźć. Nawet magnat taki jak Gatou nie mógł zatrudnić więcej niż trzech jouninów w najgorszym przypadku, a i to było wątpliwe, bowiem Kiri raczej dbała o to, aby wokół jej granic było czysto (dlatego nukenini stamtąd lubili się trzymać na wybrzeżach Kraju Ognia). Kakashi był pewien, że sam poradziłby sobie bez problemu, ale miał tu także swoją drużynę. I to była jego największa słabość.
Sasuke i Naruto rozglądali się wokoło ostrożnie, ale blondyn był wyraźnie dużo bardziej spięty.
Mam wrażenie, że ktoś nas lada chwila znów zaatakuje - mruknął w myślach Uzumaki.
- Musisz się uspokoić - poradziła Hermiona. - Zaufaj swojemu instynktowi i reaguj zgodnie z jego podpowiedziami.
I wtedy to się stało; jakby nagle go ukłuto. Naruto, nie chcąc tym razem stracić przeciwnika z oczu, natychmiast obrócił się na pięcie, wyciągając jednocześnie prawą rękę przed siebie, jakby zamierzając wykonać ruch nieistniejącą różdżką, a lewą wydobywając kunai.
- Tam ktoś jest!
Kakashi i Sasuke również natychmiast chwycili za kunai, a Sakura stanęła przed klientem. Wszyscy spojrzeli na wskazany krzak i drzewo z napięciem.
Liście zaszeleściły... i z chaszczy wychynął łepek białego zajączka.
Naruto desperacko postarał się nie zarumienić, kiedy Uchiha i Haruno posłali mu wiele mówiące spojrzenia. Świetna rada... „Zaufaj swojemu instynktowi", na brodę Merlina. Jego instynkt najwyraźniej wystrychnął go na dudka.
- To tylko zając! - prychnął Tazuna, chwytając się za serce. - Doprawdy, jeśli przyprawicie mnie o zawał tylko z powodu czegoś takiego...
Tymczasem rozważania Kakashiego miały zgoła inną naturę.
Ten zając jest biały, a mamy teraz lato. Futro zmienia kolor w zależności od ilości światła, więc to zwierzę musiało być trzymane w klatce, specjalnie w celu użycia go jako zmiennika w Kawarimi no Jutsu. To oznacza, że nasi goście już tu się zjawili - wydedukował jounin, rozglądając się wokoło dyskretnie.
I rzeczywiście; ktoś sprawnie maskował się wśród gęstych koron drzew. Stojąca na odsłoniętej polanie nad brzegiem jeziora Drużyna Siedem wraz z klientem stanowiła niemalże cel idealny.
Hm, nic dziwnego, że Demoniczni Bracia zostali pokonani - pomyślał tajemniczy obserwator, sięgając po szerokie ostrze, które znajdowało się na jego plecach. - To Sharingan Kakashi, Lustrzany Ninja z Konohy.
- PADNIJ! - krzyknął nagle srebrnowłosy shinobi. Wszyscy bezzwłocznie zastosowali się do tego rozkazu, choć Sakura musiała pociągnąć osłupiałego Tazunę razem ze sobą.
Sekundę później nie było wątpliwości, że w ten sposób zachowali życie. Tuż nad ich głowami przeleciało wielkie, szybko wirujące ostrze, które następnie zagłębiło się w pniu jednego z drzew. Przypominało gigantyczny nóż rzeźnicki. Na rękojeści dziwnego miecza stanął wysoki człowiek z dolną częścią twarzy owiniętą w bandaże i hitai-ate krzywo przywiązaną na głowie.
Naruto, dzięki charakterystycznej broni, rozpoznał momentalnie ich przeciwnika z Księgi Bingo i uświadomił sobie, że to już nie jest zabawa. Sam fakt, że ninja był w stanie zamaskować się przed magią i innymi zmysłami młodego Jinchuuriki świadczył o jego zdolnościach.
- Momochi Zabuza, nukenin klasy A - rzekł blondyn do swoich towarzyszy, powoli zbierając się z ziemi. Nie odwracał wzroku od ich przeciwnika, w myślach przypominając sobie wszelkie zaklęcia obronne, klątwy i uroki, które mógłby wykorzystać w razie najgorszego obrotu spraw. - Jeden z Siedmiu Mistrzów Miecza z Kiri, nazywany też Demonem Kirigakure.
Sakura nabrała gwałtownie powietrza, a Sasuke zmrużył oczy.
Naruto nie dodał tego na głos, ale wiedział, że Momochi stał się nukeninem po tym, jak próbował obalić obecnego Yondaime Mizukage. Oczywiście, nie powiodło mu się. Plotka głosiła, że opuścił Kiri wraz z swoimi pomocnikami. Demoniczni Bracia musieli być jednymi z nich. Ale nikt nie porwałby się na atakowanie słynącego z okrucieństwa Kage tylko z dwoma sojusznikami o wątpliwych talentach; więc bardzo prawdopodobne było, że ich przeciwnikowi towarzyszył ktoś jeszcze, choć Uzumaki nie mógł pewien czy reszta kompanów Momochiego również została zatrudniona do tego zadania.
Zabuza spojrzał prosto na niego i można było niemalże poczuć, że nukenin uśmiecha się okrutnie.
- Więc w Konohagakure no Sato pilnują, aby małe dzieci odrabiały swoje zadanie? - zakpił.
Naruto zacisnął zęby. Ciekawe, czy osławiony „cichy zabójca" byłby w stanie uchylić się przed zwykłym zaklęciem oszałamiającym?
- Cofnijcie się! To już zupełnie inny poziom - ostrzegł ich Kakashi. - Walka z kimś takim może być trudna. Chyba, że...
Hatake sięgnął powoli ku swojej hitai-ate z zamiarem odsłonięcia słynnego oka.
- Wygląda na to, że mam do czynienia ze słynnym Sharingan Kakashi - stwierdził Zabuza lekceważącym tonem. - Bardzo mi przykro, ale ten staruch jest mój.
Tazuna i Sakura wyglądali na trochę zdziwionych tytułem nauczyciela Drużyny Siedem, ale to szok Sasuke był najwyraźniejszy. Uzumaki spojrzał na niego. Ostatni lojalny Uchiha chyba nie wiedział o transplantowanym oku ich nauczyciela. Dziwne.
- Nie każdy spędza pół swojego życia bawiąc się w berka z najgroźniejszymi ninja w swojej wiosce - przypomniał Harry cicho. - Klanowi Uchiha nigdy nie podobał się fakt, że Kakashi posiada Sharingan, ale to zrozumiałe, że nie dyskutowali o tych sprawach przy Sasuke.
Naruto odpowiedział mentalnym odpowiednikiem przytaknięcia.
- Otoczcie i pilnujcie Tazunę! Pod żadnym pozorem nie włączajcie się w walkę! - rozkazał Kakashi tonem nie znoszącym sprzeciwu. Jego postawa zmieniła się całkowicie. Nie stał już przed nimi leniwy i irytujący sensei, lecz shinobi, który przeżył wojnę. Drużyna Siedem nie marnowała czasu i natychmiast wypełniła te polecenia. - Zabuza. Mi również jest przykro, ale nie mogę ci pozwolić na zabicie Tazuny bez walki.
Ninja w końcu uniósł swoją hitai-ate, odsłaniając drugie oko.
Sharingan stanowił widok, który mógł przestraszyć niedoświadczonego przeciwnika. Szeroka tęczówka była całkowicie czerwona, a wokół małej źrenicy znajdowały się trzy tomoe, kształtem przypominające zwykłe przecinki. Oko Hatake było w pełni rozwinięte, co stanowiło niezwykłe osiągnięcie, biorąc pod uwagę, że mężczyzna nie należał do klanu Uchiha.
Naruto ostrożnie wycofał się z pola widzenia Kakashiego. Jounin po raz pierwszy odsłaniał Sharingan w sytuacji, gdy chłopiec czuł się zagrożony i używał dużej ilości magii. Jinchuuriki nie był pewien, co dokładnie jego nauczyciel mógłby zauważyć za pomocą takiej Zaawansowanej Linii Krwi.
- Więc mogę zobaczyć osławiony Sharingan... czuję się zaszczycony - stwierdził Zabuza. Nukenin zmienił pozycję, aby nie stać plecami do niebezpiecznego wroga, a jego mięśnie napięły się, gotowe w każdej chwili do ataku lub obrony.
- O czym on gada? - mruknął Tazuna.
- Sharingan - odezwał się niespodziewanie Sasuke - to Zaawansowana Linia Krwi klanu Uchiha, manifestująca się w oczach jej posiadacza. Ci, którzy ją obudzili, są w stanie przejrzeć przez wszelkie rodzaje taijutsu, ninjutsu i genjutsu, widząc czakrę wroga. Ale to nie wszystko.
- Racja, to nie wszystko - wtrącił się Zabuza, spoglądając na nich zmrużonymi oczyma. - Najgorszy jest fakt, że Sharingan pozwala na skopiowanie technik przeciwnika. Gdy byłem jeszcze członkiem ANBU Kirigakure, w naszej Księdze Bingo miałeś swoją stronę - zwrócił się do Kakashiego. - Człowiek, który skopiował ponad tysiąc jutsu. Lustrzany Ninja Kakashi.
Sakura i Tazuna spojrzeli na jounina z nowym respektem, podczas gdy Sasuke wyglądał, jakby myślał intensywnie. Naruto postanowił oszczędzić mu wysiłku tworzenia skomplikowanych teorii spiskowych obracających się wokół pytania, czy Kakashi może być członkiem jego klanu.
- Kakashi-sensei jest sławny także z innego powodu - dodał szeptem Uzumaki, pozornie zwracając się do Tazuny. - W świecie ninja ktoś taki jak on to fenomen. Sensei nie należy do klanu Uchiha. Jego oko jest przeszczepione i sam fakt, że jest go w stanie używać świadczy o geniuszu medyka który przeprowadził operację oraz jego własnych zdolnościach. Doujutsu Konohy, Sharingan i Byakugan zawsze były obiektem zazdrości innych wiosek, ale dotąd nikomu nie udało się ich zdobyć.
- Przeszczepione? Jak to się stało? - zapytał równie cicho Sasuke. Choć bacznie obserwował Zabuzę i Kakashiego, widać było, że z napięciem wyczekuje odpowiedzi.
- Niestety, nie mam pojęcia - odpowiedział Naruto. - Ale sensei ma je od czasów Trzeciej Wojny Ninja, więc prawdopodobnie dorobił się go podczas walk na froncie.
Sasuke skinął tylko głową i geninowie zamilkli.
Zabuza w końcu się zniecierpliwił i przycupnął na rękojeści swojego miecza, gotując się do ataku.
- Wystarczy tego gadania - warknął nukenin. - Muszę się zająć staruchem. A żeby to zrobić, najpierw rozprawię się z tobą, Kakashi.
Ich przeciwnik odepchnął się od drzewa i jeszcze zdążył wyjąć z pnia swój miecz; a wszystko to w mgnieniu oka. Jedynie Sharingan Kakashiego był w stanie nadążyć za błyskawicznymi ruchami nukenina. Hatake natychmiast zauważył, że Momochi obrał najwygodniejszą dla siebie pozycję - taflę jeziora. Niestety, otoczenie dawało byłemu ANBU z Kiri przewagę. Było tu pełno wody, z której mógł korzystać. I potwierdzając podejrzenia jounina, Zabuza natychmiast zaczął zbierać dużą ilość czakry oraz mieszać ją z cieczą pod jego stopami, co Sharingan był w stanie wyraźnie zobaczyć.
- Kirigakure no Jutsu.
Otoczyła ich gęsta mgła.
Sprytny ruch, pomyślał Kakashi. Sharingan, w przeciwieństwie do Byakuganu nie jest w stanie przejrzeć na wylot przez gęsty dym, mgłę lub ściany. I teraz techniki cichego zabijania będą równie efektywne, jak w ciemnościach nocy. Muszę uważać na Sasuke, Naruto i Sakurę... nie poradzą sobie beze mnie.
Naruto tymczasem przeżywał własne wewnętrzne rozterki.
Czy powinienem zaryzykować ustawienie magicznej bariery? Bez wątpienia wydałoby to moje czarodziejskie zdolności od razu, bo musiałbym użyć runów. Nie wiem, jak długo potrwa bitwa i nie zdołałbym utrzymać zwykłego zaklęcia przez dłużej niż godzinę. Magiczna tarcza do tego unieruchomiłaby nas w miejscu. A przecież mamy tu też Kakashiego-sensei, który na pewno poradzi sobie z Zabuzą. Nie chcę im pokazywać magii już teraz, szczególnie po tej wpadce z Demonicznymi Braćmi. Wciąż nie wiem, jak zareagują. Może da się zrobić coś subtelniejszego?
Jego rodzeństwo milczało, ale chłopiec wiedział od dawna, że decyzja o pokazaniu prawdziwego potencjału jego magicznych zdolności należy wyłącznie do niego samego, więc nie oczekiwał odpowiedzi.
Nie możemy się ruszyć, zauważyła Sakura z rosnącym zdenerwowaniem. Jeśli Kakashi-sensei straci nas z oczu, będziemy martwi. Od niego zależy wszystko. Zabuza jest nieba ponad naszymi zdolnościami. Gdyby Sasuke-kun miał Sharingan, być może byłby w stanie coś zrobić, ale nigdy nie widziałam, aby go używał... więc najprawdopodobniej jeszcze go nie obudził. A nawet iluzje Naruto mają ten sam słaby punkt, co każde genjutsu...
Sasuke również chłodno analizował sytuację, pomimo własnego niepokoju.
Musimy być ostrożni. Dopóki Zabuza nie pokona Kakashiego, wszystko będzie w porządku, ale gdyby mu się to udało, nasze szanse przeżycia będą marne - czarnowłosy nastolatek spojrzał na dwóch pozostałych członków swojej drużyny. - Żadne z nas nie jest w stanie konkurować z nim w taijutsu. Zaś Naruto musi najpierw wiedzieć, gdzie jest jego przeciwnik, aby rzucić genjutsu. Nie zrobi tego bez kontaktu wzrokowego lub fizycznego, a Zabuza na pewno nie będzie stał uprzejmie w jednym miejscu, tak jak Kakashi podczas testu. Sakura jest aż nazbyt łatwym łupem. Jedyną naszą nadzieją będzie to, że być może Momochi zechce się nieco z nami pobawić, zanim nas zabije i że popełni błąd, nie uważając nas za niebezpiecznych. Albo po prostu zlikwiduje Tazunę, nie przejmując się nami.
Uchiha nie miał złudzeń. Jeśli ich dowódca polegnie, nie będą w stanie ochronić architekta, to jasno wynikało z jego obecnych wiadomości na temat umiejętności Drużyny Siedem. Próby powstrzymania nukenina rangi A od osiągnięcia celu równałyby się dla trójki nieszczególnie dobrze skoordynowanych geninów ze samobójstwem.
- Uważajcie - rzekł Kakashi, stając między swoją drużyną a miejscem, gdzie po raz ostatni byli w stanie ujrzeć Zabuzę. - Na pewno najpierw spróbuje wyeliminować mnie, lecz nie możecie pozwolić sobie na choćby sekundę nieuwagi. Zabuza jest znany z technik cichego zabijania. Jego ofiary nie są nawet świadome momentu swojej śmierci. A ja w tej sytuacji nie jestem w stanie użyć Sharinganu w pełni.
M-może naprawdę powinienem posłać tą całą szaradę z ukrywaniem magii do diabła... - przełknął ślinę Naruto.
Mgła robiła się coraz gęstsza. Co gorsza, przesiąknięte czakrą Zabuzy drobinki wody sprawiały, że trudno było zlokalizować samego ninja. Jutsu zablokowało nawet możliwości percepcyjne magii, więc Naruto był zdany tylko na swój słuch i węch. A Momochi był ekspertem w unikaniu detekcji.
- Nic nie widać! - szepnęła Sakura.
- Tu często podnosi się mgła, jesteśmy w pobliżu oceanu - mruknął Tazuna z wyraźnie słyszalnym drżeniem w głosie. Naruto przelotnie zastanowił się, jak wielkim głupcem trzeba być, aby uznać tak ewidentny efekt jutsu za naturalne zjawisko. Chociaż budowniczy mógł jedynie próbować zachować jeszcze jakieś pozory spokoju, lub po prostu nie myśleć jasno; był w końcu tylko cywilem.
W przeciągu sekund drużyna straciła ze wzroku plecy Kakashiego.
- Sensei! - zawołała Sakura zduszonym tonem.
Naruto zamknął oczy i postarał się oczyścić swój umysł, skupiając się na doznaniach odbieranych przez zmysły. Następnie chłopiec wsłuchał się w otoczenie i powoli wciągnął nosem powietrze, wzmacniając nieco swój węch czakrą. Nie mógł marzyć o poziomie Inuzuki, ale musiało mu wystarczyć to, co miał.
Nie dowiedział się zbyt wiele. Kakashi wciąż nie ruszył się ze swojego miejsca, a reszta obecnych była w różnym stopniu zdenerwowana i przerażona. Zabuza mógł być wszędzie.
- Osiem punktów...
Te niespodziewane słowa przyprawiły Naruto niemalże o atak serca. Jego magia zawirowała wokoło, wijąc się niczym podrażnione węże. W dotychczasowej ciszy głos nukenina przypominał wystrzał armatni, szczególnie dla czułych uszu blondyna. Dźwięk zdawał się dochodzić zewsząd; niewątpliwie była to jeszcze jedna technika.
- ...kręgosłup, płuca, wątroba, żyła szyjna, obojczyk, nerki, mózg oraz serce.
Miejsca, w których najłatwiej, najszybciej i najciszej zabić - dodał w myślach Naruto, domyśliwszy się dlaczego Zabuza wymienia te części ciała.
- Które z nich powinienem wybrać?
Naruto zadrżał. Musiał narysować runy i rzucić najsilniejszą tarczę jaką znał, jego mózg mu to bez przerwy powtarzał. Powinien w końcu coś zrobić. Trzeba chronić siebie i swoją drużynę, nie myśląc o dalszych konsekwencjach. Inaczej zginą. Chłopak był tego świadom, lecz jednocześnie bał się wykonać jakikolwiek ruch, który mógłby sprowokować Zabuzę do ataku. Uzumaki stawał już oko w oko z Kyuubim i czuł jego przerażającą zabójczą intencję; ale zawsze robił to ze świadomością, że dzielą ich grube pręty „klatki", a Harry, Ron i Hermiona gotowi są powstrzymać demona oraz wiedząc, że lis nie będzie miał żadnych korzyści z zabicia swojego jinchuuriki.
Teraz pomiędzy nim a innym tak zwanym demonem nie stało nic oprócz Kakashiego - którego nie było nigdzie widać - oraz jego własnych talentów. A cóż mógł zrobić bez magii? Nagle jego zdolności ninja wydały mu się bezwartościowe. W jego arsenale ninjutsu nie było niczego, z czym nukenin nie byłby w stanie sobie poradzić. Taijutsu, strugi czakry, jedno z kilku tradycyjnych genjutsu, których zdołał się nauczyć? Nie uchyli się przed tym mieczem dość szybko, aby pozwolić sobie na zbliżenie do wroga i atak fizyczny; a jego kontrola była zbyt niepewna, aby mógł na niej polegać w pełnej napięcia sytuacji.
Co my tu w ogóle robimy?... - zwątpił na chwilę chłopiec, będąc w pełni świadomym zagrożenia.
Właśnie ten cudowny moment wybrał Kakashi, aby rozproszyć nieco mgłę swoją własną czakrą pomieszaną z zabójczą intencją.
Znajoma mieszanka podziałała jak policzek na bliskiego niemej paniki Naruto. Chłopiec kilka razy był świadkiem, jak Kakashi używał tego triku, aby przestraszyć bardziej nienawistnych cywili. Choć tamta zabójcza intencja była jedynie słabym echem w porównaniu do obecnej fali czakry i emocji, Naruto ledwie zwrócił uwagę na te negatywne uczucia. To był Kakashi; człowiek, który zajmował się nim od dziecka, wcześniej nawet niż czarodzieje. Facet, który dał się przemalować na pomarańczowo, żeby rozśmieszyć chorego niemowlaka. Nie było się czego obawiać.
Niemalże dałem się nabrać na sztuczki Zabuzy - pomyślał Naruto ze złością. - Sztuczki, o których czytałem sto razy i których powinienem spodziewać się od początku. Naprawdę straszny ze mnie idiota... nie mogę sobie na to pozwolić drugi raz.
Znów czując się pewnym siebie, chłopiec wyprostował się lekko.
I zauważył, że coś niepokojącego dzieje się z Sasuke.
W jego przypadku zabójcza intencja dwóch jouninów robiła swoje. Uchiha drżał, a na jego skórze widoczny był pot. Duszące uczucie towarzyszące takiej taktyce niewątpliwie przywoływało najgorsze wspomnienia chłopaka i powodowało, że zaczynał wątpić w jakąkolwiek szansę przeżycia. Sasuke musiał czuć się tak, jak Naruto czuł się przez sekundę podczas pierwszej konfrontacji z Kyuubi i jego zabójczą intencją. Gotowy do śmierci ze strachu.
Naruto zastanowił się, czy powinien coś powiedzieć (nie chciałby mieć do czynienia z zarozumialstwem Sasuke, gdyby jego rady okazały się „niepotrzebne" i niechciane). Brunet ściskał mocno drżącą dłonią kunai i można było odnieść niepokojące wrażenie, że ma zamiar wpakować je sobie w jakąś ważną część ciała niezbędną do kontynuowania jego egzystencji.
- Sasuke - rzekł nagle Kakashi, najwyraźniej również świadom tego, co dzieje się za jego plecami. - Nie martw się. Nie pozwalam moim towarzyszom umrzeć.
Uchiha uspokoił się trochę.
Śmieszny był fakt, że to Tazuna i Sakura najlepiej znieśli falę przerażających, morderczych wrażeń niesioną wraz z czakrą. Cywil oczywiście nie był tak wyczulony, kiedy przychodziło do używania energii ludzkiego ciała oraz umysłu. Zaś Sakura wciąż była jeszcze zbyt niewinna, co uniemożliwiało jej wyobraźni spotęgowanie efektu zastraszającej techniki. Naruto i Sasuke czuli już kiedyś prawdziwy terror, lecz kunoichi wciąż miała przed sobą to okropne doświadczenie.
Naruto nagle uświadomił sobie, że jest coś, co może zrobić. Blondyn uniósł ręce i złożył je w pieczęć, skupiając się na swoim niewidzialnym pierścieniu.
- Otiumpulsus! - szepnął ze zdecydowaniem.
Wokoło przetoczyła się fala pozytywnej, uspakajającej magii. Uzumaki zadbał o to, aby nie sięgnęła ona poza Kakashiego; nie zamierzał przecież ulżyć Zabuzie. Zaklęcie, którego użył, powinno właściwie być rzucane bezróżdżkowo i mieć o wiele łagodniejszy efekt (aurorzy używali go, aby wygenerować wokół siebie aurę spokoju - Złota Trójca nauczyła się tego od Kingsleya Shacklebolta), ale blondyn sądził, że jego drużyna potrzebuje mocnego zastrzyku czegoś, co oczyści im umysł oraz poprawi samopoczucie.
W połączeniu z poprzednimi słowami Kakashiego, ten zastrzyk był definitywnie pozytywny. A także jego efektem ubocznym był fakt, że Naruto wyczuł zbliżającego się błyskawicznie Zabuzę.
- Zobaczymy, czy to prawda, Kakashi! - odpowiedział na deklarację Hatake nukenin.
- On tu jest! - krzyknął jednocześnie Naruto, chwytając dwie osoby (zdecydował się na Tazunę i Sakurę, wiedząc że Uchiha poradzi sobie sam) za ubrania i odciągając ich z zaskakującą siłą od miejsca, w którym ułamek sekundy później pojawił się Momochi. Sasuke zdążył uskoczyć tylko dzięki temu ostrzeżeniu i na jego twarzy widoczny był szok spowodowany niespodziewanym atakiem.
Niestety, wciąż byli w zasięgu monstrualnego miecza Zabuzy.
- To koniec! - tryumfował były ANBU z Kiri.
Ale Kakashi nie próżnował. Już tu był, wbijając kunai w brzuch przeciwnika.
Pierwszym, co zwróciło uwagę Naruto w nagłej ciszy która powlekła pole walki, był plusk wody uderzającej o ziemię.
- Sensei, to Bunshin! - Dlaczego, do cholery, Kakashi się nie ruszał z miejsca? Powinien uciec w momencie, gdy zauważył wodę!
W następnej sekundzie było już na to za późno. Mizu Bunshin eksplodował, tracąc ludzkie kształty, a prawdziwy Zabuza - znienacka stojący za Lustrzanym Ninja - wykonał wielki zamach swoim mieczem, przecinając ciało srebrnowłosego jounina na połowę bez trudu. Sakura krzyknęła, ale ku uldze Naruto okazało się, że ich sensei wcale nie musiał uciekać. I on był tylko kopią stworzoną z wody.
Niemożliwe! Udało mu się skopiować moje jutsu pomimo mgły?! - Momochi był zupełnie zaskoczony.
Role niespodziewanie odwróciły się. Teraz to Kakashi stał za Zabuzą, przykładając mu nóż do gardła.
- Nie ruszaj się. To koniec - powtórzył słowa nukenina jounin. Uzumaki zastanowił się przelotnie, czy Kakashi nie przywiązał się za bardzo do swojego przezwiska. Zdawał się naśladować zachowanie wroga bez przerwy.
Geninowie i Tazuna odetchnęli, choć nikt nie poruszył się z miejsca, czekając, aż przeciwnik zostanie ostatecznie unieszkodliwiony.
Jednak Zabuza, zamiast się poddać, zaczął śmiać się szyderczo.
Wciąż ma jakieś asy w rękawie - uświadomił sobie Naruto. Chłopiec ostrożnie zmienił pozycję i sięgnął do pochwy z bronią. Jego ręka natrafiła nie tylko na notki eksplodujące domowej roboty, shirunkeny, zwój specjalnej linki, ale także na charakterystyczne kunai o trzech końcówkach.
To była jego naprawdę ostatecznie ostateczna broń. Kiedy wszystko inne zawiedzie, mógł zawsze wyjąć te kunai i wraz z teleportacją oraz okrzykiem „Hiraishin no Jutsu!" postraszyć wroga „odrodzonym" Żółtym Błyskiem Konohy. Mogłoby się wydawać, że to będzie równie efektywne (a nawet efektywniejsze) jak oryginalna technika, lecz Hiraishin nie zrobił z Minato legendy bez powodu. Jutsu było szybsze, cichsze i wymagało mniej koncentracji od teleportacji, jeśli wierzyć wspomnieniom Kakashiego i Sandaime.
Ale to jeszcze nie pora - postanowił Uzumaki. - Mamy jeszcze inne opcje. Poza tym, Kakashi-sensei dostałby zawału na miejscu, nie wspominając o piekle, jakie urządziłaby mi Rada Wioski po przeczytaniu raportu.
- To koniec, co? - rzekł Zabuza kpiąco. - Wątpię, Kakashi. Twoje małpie sztuczki to o wiele za mało, choć dla takich żółtodziobów jak ci genini mogą się one wydawać imponujące. Po prostu schowałeś się we mgle i skopiowałeś moje jutsu, podczas gdy twój klon odstawił tą całą sentymentalną gadkę. Ale dla mnie...
- ...to nic nowego - dokończył kolejny nukenin zza pleców Hatake, biorąc zamach mieczem.
Kakashi był zmuszony się uchylić, i Zabuza wykorzystał okazję. Momochi kopnął swojego przeciwnika z taką siłą, że jounin wylądował w jeziorze, na którego brzegu się znajdowali. Nukenin natychmiast podążył za nim.
Naruto, ufając, że ich nauczyciel sam sobie poradzi, natychmiast przyklęknął i zaczął ryć w ziemi odpowiednie runy. Ochrona reszty drużyny wyraźnie ograniczała pole manewru Hatake, więc w końcu Uzumaki zadecydował przygotować magiczną barierę, dopóki wszyscy inni byli zajęci walką. Niestety, nie udało mu się to.
- Suiro no Jutsu!
Chłopiec zerknął na jezioro - i zamarł w pół ruchu.
Kakashi znajdował się w środku dużej kuli wody, która uniemożliwiała mu ruch. Zabuza stał tuż obok i satysfakcja była wyraźnie widoczna w jego oczach.
- Zbliżanie się do jeziora było kolosalnym błędem, Kakashi - zaśmiał się nukenin. - Z mojego wodnego więzienia nie można uciec! Wiesz, w końcu musiałbym się trochę bardziej wysilić, gdybym pozwolił ci poruszać się bez przeszkody.
Geninowie i Tazuna obserwowali z przerażeniem, jak Momochi zwraca się w ich stronę. Pomimo bandaży zasłaniających dolną cześć jego twarzy, każdy bez problemu mógł wyobrazić sobie krwiożerczy uśmiech, który na niej gościł.
- Ale możemy skończyć to później, Kakashi - dodał Demon Kirigakure. - Najpierw zajmę się nimi.
Naruto miał tylko jeden komentarz w zanadrzu.
Jasna cholera.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top