Determinacja Kunoichi
Mieszkanie Naruto było bardziej luksusowe, niż ktokolwiek mógłby podejrzewać, spoglądając na odrapany budynek z zewnątrz. Były to dwa połączone ze sobą apartamenty (Naturo mógł rozgościć się bez przeszkód w sąsiednim, bo kto przy zdrowych zmysłach chciałby wynająć siedzibę tak blisko domu jinchuuriki?), wyposażone dość specyficznie i odpowiednio zabezpieczone przed złodziejami.
Chłopiec rzadko miewał gości, co oszczędzało mu dotąd wielu niewygodnych pytań. Na przykład: dlaczego na wewnętrznej stronie drzwi są wyryte w kręgu te dziwne znaki? Albo: po co ci kryształowa kula? Czy coś w stylu: do czego służy ta dziwaczna, srebrna rzecz, która dymi nieprzerwanie?
Bo, szczerze mówiąc, apartament Naruto przypominał trochę kryjówkę szamana i laboratorium szalonego naukowca w jednym. Była to taka mała jaskinia pełna magii w świecie shinobi. Uzumaki robił co tylko mógł, aby zrekonstruować według wskazówek Hermiony niektóre delikatne przyrządy Dumbledore'a. Miał również myślodsiewnię, choć aby jego „rodzeństwo" mogło ją dla niego zrobić, musiał oddać im parokrotnie kontrolę nad swoim ciałem. Podobnie było w przypadku wielkiej mapy Konohy na ścianie, która na pierwszy rzut oka wyglądała zupełnie normalnie (może poza faktem, że były tam detale, których nie powinien znać nikt poza Hokage…). Dopiero specjalny kod uaktywniał dodatkowe zaklęcia szukające i identyfikujące. Do zdobycia kryształowej kuli zainspirowała go wszystkowidząca zabawka Sandaime. Naruto próbował stworzyć zaklęcie które pozwoliłoby mu podglądać mieszkańców Konohy, jednak dotąd nie udało mu się to i szklany glob chwilowo zbierał jedynie kurz.
Krótko mówiąc, było tu pełno rzeczy, których inni nie powinni widzieć.
Dlatego Naruto wpadł w prawdziwą panikę tego szczególnego ranka, kiedy ktoś niespodziewanie zapukał do jego drzwi.
– Naruto? Jesteś tam?
Sakura. Do diabła!
Chłopiec nie spał już od dawna, czytając pożyczoną z biblioteki książkę o fuuinjutsu, więc zerwał się z łóżka i szybko zaczął chować wszystkie dekonspirujące rzeczy. Wspomnienia z myślodsiewni wróciły do jego głowy i miska mogła teraz ujść za ozdobę. Wszystko co się ruszało, dymiło czy świeciło zostało potraktowane brutalnym Finite Incantatum. Mapa Konohy wyblakła i zniknęła, pozostawiając czysty papier który się złożył i zwinął, dzięki czemu można było go wsadzić pod łóżko.
Oczywiście, gdyby ktoś tu wszedł pod nieobecność Naruto, lub próbowałby się włamać z wrogimi intencjami, powitałyby go odpowiednie zaklęcia antymugolskie i ukrywające. Niestety, Naruto był w apartamencie, a Sakura nie wyglądała na sekretnego zabójcę. Panna różowe-włosy, agentka wrogiej wioski? Sama myśl prowokowała do śmiechu.
Sakura zapukała jeszcze raz, bardziej donośnie.
– Naruto?
– Zaraz otwieram! – odpowiedział głośno, rzucając zaklęcie niewidzialności na parę rzeczy (oby Sakura nie nadziała się na nie przypadkiem) i chowając w specjalnym schowku pod podłogą kilka magicznych zabawek. Dopiero wówczas ośmielił się otworzyć drzwi i przywitać się niewinnie: – Hej. O co chodzi?
– Mogę wejść do środka? – zapytała nieśmiało Sakura.
– Um, jasne… – Naruto odsunął się nieco i wpuścił ją do mieszkania.
Z początku nie mógł się domyślić, co robiła tu dziewczyna. Wątpił, żeby było to coś związanego z drużyną; mieli dzisiaj dzień wolny, bo wczoraj nagle okazało się, że Kakashi jest potrzebny na jakiejś misji wysokiej klasy. Ich sensei mógł wrócić już jutro, lub dopiero za parę dni i przez ten czas członkowie Drużyny Siedem mogli robić, co im się żywnie podoba.
Dla Naruto znaczyło to, że jego klony spędzały w Wieży Hokage nie tylko rana, ale cały cholerny dzień. Gdyby nie Kyuubi i regenerujące właściwości czakry lisa, chłopiec zwariowałby od migreny.
Sakura, rzecz jasna, od razu zaczęła się rozglądać wokoło z ciekawością. Jej oczy zatrzymały się na srebrnych przyrządach, które sprawiały teraz wrażenie jakiś ekstrawaganckich ozdóbek. Spojrzała dziwnie na runy na drzwiach (utrzymujące w miejscu zaklęcia ochronne), zapewne zastanawiając się, czy Naruto należy do jakiejś sekty, czy też tylko lubi się wygłupiać. Widząc podobne znaki na kamiennej misie stojącej na stoliku w kącie uniosła leciutko brwi. Ale przede wszystkim jej uwagę przyciągnęła szklana kula, zajmująca honorowe miejsce na środku okrągłego stołu w pokoju dziennym.
– Po co ci to? – zapytała. Nigdy życiu by się nie domyśliła, że Naruto Uzumaki lubi takie… babskie ozdóbki. Albo że wierzy we wróżby.
Naruto, widząc z jaką podejrzliwością obserwuje jego nieudany eksperyment, przybrał poważną minę i gestem zaprosił ją do zajęcia miejsca przy wspomnianym stole. Następnie zaciągnął zasłony w oknie i sam zajął krzesło tuż naprzeciwko niej.
Sakura nagle pomyślała, że być może powinna dziś po prostu zostać w domu…
– To jest kryształowa kula – ogłosił Naruto takim tonem, jakby zdradzał jej niezwykły sekret.
– No tak, tego się domyśliłam – przytaknęła niepewnie dziewczyna, obserwując go podejrzliwie. Matka zawsze jej powtarzała, żeby się nie zadawać z blondynem, choć nigdy nie wyjaśniała dlaczego. Sakura zastanowiła się, czy właśnie ma się dowiedzieć, z jakiego powodu jej rodzice tak się obawiali Uzumakiego.
– Sakura-san – kontynuował śmiertelnie poważnym tonem blondyn. – Ta kula jest źródłem mojej wiedzy i najcenniejszą rzeczą, którą posiadam. Ona pokazuje przeszłość… teraźniejszość… a nawet przyszłość.
O mało nie parsknął histerycznym śmiechem, widząc pełną napięcia i podekscytowania minę Haruno. Dla efektu przysunął kulę do siebie i zbliżył do niej dłonie, jakby chcąc naładować przejrzysty glob nieznaną nikomu tajemniczą mocą. Zmrużył również oczy i wbił spojrzenie w gładką powierzchnię szkła.
– Spójmy w otchłań oceanu wiedzy, Sakura-san… Dzięki tej kuli wiem dosłownie wszystko, nawet najskrytsze myśli i pragnienia innych ludzi. Wiem, że przyszłaś tu, aby poprosić mnie o przysługę oraz radę. Chcesz stać się silniejsza, nieprawdaż?
Nie musiał nawet używać legilimencji do zgadnięcia tego faktu. Sakurę dręczyło to od dawna, a wszystkie jej myśli nieustannie widoczne były w jej oczach i wyrazie twarzy. Jednakże jego małe przedstawienie zrobiło piorunujące wrażenie na kunoichi. Haruno zbladła, wpatrując się w Naruto wielkimi jak spodki oczyma.
– J-jak… – zaczęła dukać, jednakże nie była w stanie dokończyć.
Uzumaki, pomimo swojego na pozór leniwego i obojętnego sposobu bycia po prostu kochał robić żarty. Odziedziczył to po swojej matce. Ileż to razy Sandaime klął siarczyście, znajdując w swoich szatach proszek wywołujący swędzenie? Jak wiele czasu Iruka spędził, szukając dowodów na to, że właśnie nie kto inny jak Naruto zawsze podkładał w pokoju nauczycielskim śmierdzące bomby? Czyż członkowie Rady Wioski nie drżeli ze strachu na wspomnienie Niewymownych Rzeczy, które przydarzyły im się w ich własnych domach? Biorąc po uwagę, jaki chaos blondyn był w stanie wywołać, Sakura miała naprawdę wiele szczęścia. Chłopak zamierzał ją jedynie nieco nastraszyć i namieszać odrobinę w tej jej różowej główce.
Nie byłoby też źle, gdyby Haruno nabrała do mnie trochę więcej respektu… – dodał w myślach młody shinobi.
Naruto wykonał kilka „tajemniczych" ruchów nad przeźroczystym globem i wbił w niego wzrok. Przez długie chwile trwała idealna cisza. Sakura również wielkimi oczyma obserwowała rozgrywającą się przed nią scenę, podczas gdy blondyn wpatrywał się intensywnie w nudną mgiełkę wypełniającą wnętrze kuli. Dziewczyna drżała lekko z niepokoju i ekscytacji jednocześnie. Z jakiegoś powodu była w stanie uwierzyć, że to Naruto, z wszystkich ludzi, mógłby mieć takie… moce.
Prawdą było, że Sakura przyszła zasięgnąć u niego rady. Poprosiła nawet dyskretnie Kakashiego, aby dał jej adres Uzumakiego. Kunoichi od czasu, kiedy po raz pierwszy ujrzała prawdziwe zdolności Naruto, czuła się w Drużynie Siedem jak piąte koło u wozu. Sasuke i Kakashi byli geniuszami, którzy zostali wychowani w bardzo podobny sposób i rozumieli się na jakimś poziomie. Najgorszy uczeń w klasie niespodziewanie okazał się nieoszlifowanym diamentem, z którego jubiler zaczyna wydobywać naturalny blask. Blondyn co chwila zaskakiwał ich swoją przenikliwością, talentem albo niestandardowym podejściem do życia. Bycie w pobliżu niego gwarantowało, że wydarzy się coś zajmującego. Naruto po prostu nie dawał żadnych szans nudzie. Nawet misje klasy D potrafił zmienić w interesujące zadania.
Sasuke po kilku dniach ponurego milczenia zdawał się pogodzić z faktem, że jego kolega przestał pasować do kategorii „idiota" i dwaj chłopcy zaczęli ze sobą konkurować we niemalże wszystkim, rozszerzając swoje horyzonty w zastraszającym tempie. Kakashi-sensei zdawał się uważać uczenie tej dwójki za kwintesencję przyjemności.
Sakura była równie błyskotliwa, ale czuła, że nie nadąża za tempem chłopaków w innych dziedzinach. Była taką szarą myszką, obciążeniem dla całej drużyny. Pomimo jej kontroli czakry i inteligencji, ograniczała ją oczywiście mała siła fizyczna i prawie nieistniejąca wytrzymałość, nie wspominając o starych kompleksach, które znów wytknęły brzydkie łby z swoich kryjówek. Sakura potrafiła być głośna, uparta i agresywna. Owszem. Tylko rzecz w tym, że zadziwiająco łatwo było uderzyć leniwego głupka, który nie kłopotał się nawet z uniknięciem jej pięści. Teraz okazało się, że leniwy głupek paruje jej wszystkie ciosy, oddaje dwa razy mocniej i – co najważniejsze – nie jest już leniwym głupkiem. Dziewczyna coraz częściej myślała, że Ino albo Hinata poradziłyby sobie na jej miejscu dużo lepiej.
Ale była też część Sakury, która nie zgadzała się na skapitulowanie bez walki. Część, która wiedziała, że już sporo osiągnęła i może osiągnąć jeszcze więcej. Część, która tego ranka zacisnęła pięści oraz postanowiła wyciągnąć z Naruto (siłą, jeśli będzie trzeba! Shannaro!), jakiego dopalacza użył, aby zmienić się z brzydkiego kaczątka w pełnego gracji łabędzia tak nagle i szybko.
Wewnętrzna Sakura nigdy nie ukrywała swoich uczuć i nie pozwalała nikomu stać na jej drodze.
Tymczasem blondyn uniósł oczy i spojrzał na nią z szelmowskim uśmiechem.
– Sakura… muszę najpierw zadać ci bardzo ważne pytanie… – obwieścił tajemniczo, a jego oczy zabłysły niebezpiecznie.
Haruno pochyliła się odrobinę do przodu, chcąc usłyszeć co jej kolega ma do powiedzenia.
– Co sądzisz o moim genjutsu?! – zapytał Naruto entuzjastycznie, a mistyczna atmosfera prysła jak bańka mydlana.
Sakura nagle ze zdumieniem stwierdziła, że okno wciąż jest odsłonięte, kula wydaje się najzwyklejsza na świecie, a Uzumaki szczerzy się z nieznośną bezczelnością (Wewnętrzna Sakura miała wielką ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z gęby. Rekompensowała sobie brak wpływu na świat zewnętrzny, rozrywając na strzępy małą figurkę podejrzanie przypominającą blondyna).
– To było genjutsu? Jak to! Nic nie zauważyłam! Kiedy wykonałeś pieczęcie? – zaatakowała pytaniami dziewczyna, zawstydzona, że dała się nabrać na tą sztuczkę.
– Kiedy odwróciłaś się do mnie placami – chłopak skrzyżował ramiona na piersi i przybrał pozę pełną wyraźnego samozadowolenia. Iluzja posłużyła też jako przykrywka dla klonów, które wyniosły kilka magicznych przedmiotów o których wcześniej zapomniał. Zauważywszy niedowierzanie Sakury, dodał: – Nie czuj się źle. Kakashi-sensei też dał się na to nabrać podczas testu i nic nie zauważył, choć obserwował mnie bez przerwy.
Nagle coś delikatnie zabrzęczało; Haruno zerknęła przez ramię i ujrzała, jak klon gospodarza odchyla wiszące w przejściu do następnego pomieszczenia paciorki (jeszcze więcej babskich ozdóbek… Sakura gotowa była pomyśleć, że mieszkanie Naruto urządzała jakaś tajemnicza przyjaciółka blondyna, o której nikt nic nie wie, i wcale nie byłaby daleko od prawdy). Musiała to być kuchnia, ponieważ Kage Bunshin niósł w rękach kubki z herbatą.
– Herbaty? Albo może preferujesz kawę? – zapytał klon, odrobinę zaskakując dziewczynę. Sakura jeszcze nigdy nie widziała, aby ktoś używał Kage Bunshin no Jutsu w ten sposób; nie podejrzewała nawet, że klony są w stanie rozmawiać. – Czy chciałabyś także coś do zjedzenia?
Haruno zaniemówiła na sekundę.
Oryginalny Naruto obserwował reakcję swojego gościa z niejakim rozbawieniem.
– Kage Bunshina możesz traktować jak mnie samego – wyjaśnił. Sakura spojrzała na niego z zainteresowaniem, zawsze chętna do zdobycia nowej wiedzy. – Są materialne i myślą niemalże dokładnie w ten sam sposób co ja, choć niekiedy przejawiają się w nich silnie jakieś wybrane aspekty mojej osobowości. Do tego otrzymuję ich wspomnienia, kiedy zostaną zniszczone. Są idealnymi szpiegami… oraz wspaniałą pomocą domową, rzecz jasna.
Kage Bunshin, który wciąż sterczał przy milczącej Sakurze, skrzywił się.
– Puszysz się jak paw, Szefie – stwierdził zgryźliwie. – Tylko uważaj, bo ktoś w końcu ci powyrywa te piękne pióreczka.
Naruto poczuł się odrobinę zirytowany tym słownym prztyczkiem w nos (ten klon musiał mieć sarkastyczne poczucie humoru w trochę zbyt dużym stężeniu), ale ukrył to zręcznie, roześmiawszy się głośno w odpowiedzi.
– Przynieś kanapki – polecił następnie kopii, a ta opuściła pokój z wyraźną niechęcią.
– Dziwne… – skomentowała Sakura, zauważywszy, że klon i oryginał zachowują się jak dwaj inni ludzie, choć w gruncie rzeczy byli jednym człowiekiem. – Czy nie rozmawiasz, teoretycznie rzecz biorąc, z samym sobą?
Uzumaki wzruszył ramionami.
– To musiała w takim razie być samokrytyka – zażartował, sięgając po swój kubek.
Dziewczyna obserwowała go przez chwilę, po czym sama wysączyła łyk napoju. Pomimo wielu spędzonych wspólnie dni, wciąż nie za bardzo wiedziała, jak traktować Naruto.
Cała ich drużyna w ogóle była dziwna. Sakura posunęłaby się do stwierdzenia, że nieco się zawiodła. Nie, żeby nie byli w stanie wypełnić swoich obowiązków, broń Kami. Po prostu… czegoś wciąż brakowało. Z chłopakami współpracowało się bardzo przyjemnie i profesjonalnie; obaj zawsze rzetelnie wypełniali własną część zadania. Ale kiedy misja dobiegała końca i Kakashi-sensei nie planował żadnego wspólnego treningu, wszyscy troje rozchodzili się we własne strony. Zero wypadów w trójkę na lunch albo obiad, czy czegoś w tym rodzaju. Ich znajomość nie pogłębiła się ani odrobinę od czasu, gdy przedstawili się sobie na dachu Akademii. Sakura oczywiście nie omieszkała wytknąć Ino przy każdej okazji, że to ona, a nie blondynka spędza czas z Sasuke, ale było to tylko bezczelnym blefem.
Miała tyle samo kontaktu z Sasuke, co siedząc obok niego w Akademii. To znaczy nic.
Zniecierpliwiony ciszą Naruto już miał rozpocząć rozmowę, kiedy wtrąciła się Hermiona-neesan.
– Pozwól załatwić mi tą sprawę, braciszku – poprosiła.
Hm? – zdumiał się Naruto. – Co zamierzasz zrobić?
– To co powiedziałam, Naru. Wiem, że nie chcesz pogrążać się w filozoficznych czy też terapeutycznych pogawędkach z Sakurą. A dziewczyna potrzebuje rozmowy z kimś, kto ją wesprze, więc na razie patrz, jak robi to mistrzyni.
To właściwie moje życie, neesan – przypomniał jej chłopak. Nie protestował jednak zbyt mocno, wiedząc, że jego lokatorzy tęsknią za zewnętrznym światem, za niezależnością i posiadaniem własnego ciała. Parę minut to nic wielkiego, szczególnie jeśli oszczędzi mu to konieczności wysłuchania och-jakże-istotnych zwierzeń jego koleżanki. – A Sakura może zauważyć coś podejrzanego. Ale, skoro nalegasz…
Przymknął oczy i rozluźnił się całkowicie, czując, jak Hermiona delikatnie przejmuje kontrolę. Nie można było tego teraz zauważyć, ale jego tęczówki przybrały powoli brązowy kolor. Gdyby ktoś mógł zobaczyć jego aurę magiczną i system czakry, również ujrzałby jak oba układy powoli się zmieniają. Aura magiczna (której nie powinno się mylić ze zwykłą aurą wszystkich żywych stworzeń!) była u każdego zwykłego człowieka fioletowa, ale mogła mieć inne odcienie tej barwy (osoby płci żeńskiej zwykle miały jaśniejszą aurę, a przedstawiciele płci męskiej ciemniejszą, choć zdarzały się wyjątki). A chociaż ludzka czakra zawsze miała kolor niebieski, ktoś z Byakuaganem lub Sharinganem mógł zauważyć, jak dobrze dana osoba kontroluję tą energią i jak ma jej dużo. I każdy, kto potrafił „wyczuwać" czakrę zwykle bardzo szybko rozróżniał kobietę od mężczyzny.
Nie trzeba chyba przypominać, że czakra Hermiony była zdecydowanie kobieca.
Czarownica potrafiła szybko skorygować fizyczną manifestację zmiany „właściciela" ciała (wspomnianą zmianę koloru oczu) za pomocą swoich zdolności metamorfomagicznych, ale nie mogła ukryć swojej obecności całkowicie. Gdyby przejęła kontrolę na polu walki, wróg mógłby nagle stwierdzić z zaskoczeniem, że stojący przed nim chłopak jest kobietą. Mogło się to wydawać śmieszne, lecz gorzej byłoby, gdyby na czymś takim przyłapał Naruto jounin z Konohy. Jak wyjaśnić Hokage, że „tak, mam w swojej głowie jedną kobietę, czarownicę do tego, i od czasu do czasu użyczam jej swojego ciała"?
Dlatego Złota Trójca powinna być po prostu wdzięczna losowi za to, że Sakura nie potrafi jeszcze wyczuwać czakry, nie posiada Sharinganu ani Byakuganu i jest jeszcze za bardzo niedoświadczoną kunoichi aby wyrobić sobie paranoję oraz manię prześladowczą.
Do pokoju akurat wszedł Kage Bunshin z przekąską, zwracając na siebie uwagę głośnymi narzekaniami, więc Sakura przegapiła tą „zamianę miejsc". Jednakże nawet pomimo tego najinteligentniejsza kunoichi z tegorocznej klasy nie mogła nie zauważyć faktu, że coś w Naruto nagle się zmieniło, kiedy spojrzała z powrotem na oryginał. Haruno zmarszczyła leciutko brwi, zauważywszy, że chłopak przyjął nagle inną pozycję – skrzyżował nogi i położył dłonie na kolanie, jednocześnie prostując się nieco. I to coś dziwnego, coś intrygującego i obcego w jego oczach…
– A więc o czym dokładnie chciałaś porozmawiać?
Wbrew swoim wcześniejszym obawom, Sakura poczuła, że może zaufać Naruto. W końcu powinni zacząć ze sobą naprawdę współpracować… a jaki istnieje lepszy sposób na porozumienie się między sobą, niż szczera rozmowa?
Panna Granger, najmądrzejsza czarownica swojego pokolenia, uśmiechnęła się wewnętrznie. Ach, cuda magicznej sugestii…
Ich małe rendez-vous przekształciło się w sesję treningową. Hermiona nie zmierzała przecież załatwiać za Naruto wszystkiego; po prostu delikatnie naciągnęła Sakurę na zwierzenia i później oddała kontrolę chłopakowi. W ogóle nie rozmawiałaby z Haruno, gdyby nie fakt, że ona, Harry i Ron obejrzeli jej wspomnienia i byli świadomi, że dziewczyna ma dużo kompleksów. Trzeba było ważyć słowa, kiedy się z nią mówiło, ponieważ Sakura – jak większość kobiet – doszukiwała się w każdym wyrazie ukrytego znaczenia… a Naruto wciąż jeszcze czasami potrafił palnąć towarzyską gafę rozmiarów smoka walijskiego. Jego „rodzeństwo" uważało, że dobre kontakty pomiędzy członkami Drużyny Siedem to witalna sprawa, która może usprawiedliwić ich drobną interwencję.
Instynkty czarownicy okazały się słuszne, jak zwykle. Odkryli, że Sakura może być nieocenioną pomocą w zbudowaniu solidnej więzi pomiędzy członkami Drużyny Siedem, na czym tak zależało trójce przybyszy z innego świata. Dobrze będzie mieć ją „rozpracowaną", zanim zaczną „Operację Sharingan".
– Sasuke będzie nie lada wyzwaniem – zauważył Ron.
Trójka czarodziejów odbywała miedzy sobą małą naradę, podczas gdy Naruto był zajęty uczeniem Sakury wspinania się po drzewach bez użycia rąk.
– Jego wspomnienia z tamtej nocy są okropne – mruknął Harry. – A potem poprawa jest minimalna. Kto by pomyślał, że dzieciak jest takim wrakiem psychicznym?
Hermiona przewróciła oczyma.
– JA bym pomyślała – przypomniała im z zirytowaniem, opierając ręce na biodrach i spoglądając na swoich przyjaciół z góry. – Jeśli jeszcze pamiętacie, to zauważyłam to praktycznie tuż po Masakrze. Wtedy jednak mieliśmy bardziej naglące własne problemy, przede wszystkim edukację Naruto. I, oczywiście, to zaniedbanie wróciło i ugryzło nas w tyłek…
– Zupełnie jak nieodrobiona praca z eliksirów dla Starego Nietoperza – wtrącił Ron sarkastycznie. Harry prychnął, rozbawiony.
Ich przyjaciółka posłała im karcące spojrzenie.
– …bo, oczywiście, Sasuke po prostu musiał zostać członkiem tej samej drużyny, co Naru. To było do przewidzenia – zakończyła kwaśno.
– Wiesz, że to nie nasza wina, Hermiono. Nie jesteśmy wolontariuszami i nie prowadzimy żadnego Biura Pomocy Psychologicznej – rzekł Potter spokojnie po chwili ponurej ciszy, jaka zapadła. – Szczerze mówiąc, to powinniśmy się wylegiwać w raju po drugiej stronie zasłony, a nie mieszać się w sprawy jakiegoś zwariowanego, alternatywnego wszechświata. Naruto to jedyna osoba w tej rzeczywistości, której jesteśmy coś winni. Nie powinniśmy przejmować się zbytnio losem innych ani na siłę naprowadzać ich na dobrą drogę. Fakt, że to robimy, to wynik jedynie naszej dobrej woli.
Harry potrafił być czasami najbardziej dojrzałym z ich wszystkich. Choć to Hermiona była najmądrzejsza i miała najwięcej zdrowego rozsądku, a Ron potrafił doskonale planować z wyprzedzeniem i chłodno ocenić sytuację (oklumencja pozwalała mu ujarzmić złość, kiedy się naprawdę starał), to właśnie Potter był złotym środkiem, połączeniem tych wszystkich cech w odpowiednich proporcjach. Pomagał, ale nie uszczęśliwiał nikogo na siłę – jak Hermiona ze swoją niesławną W.E.S.Z. – i potrafił zachować dystans, jednocześnie wiedząc, kiedy wkroczyć do akcji – w przeciwieństwie do Rona, który nawet z całym treningiem w sztukach umysłu potrafił wciąż być w gorącej wodzie kąpany.
Lecz wciąż pozostało w nim coś z tego Kompleksu Wojennego Zbawiciela. Kiedy widział dziewicę (metaforyczną, rzecz jasna) w potrzebie, trudno było mu nie chwycić za miecz i pośpieszyć jej na ratunek. Ale tylko wtedy, kiedy wołała o pomoc.
– Taa, poza tym nasze pole manewru jest raczej ograniczone – dodał Ron. – Nie mamy nawet własnych ciał.
– Wiem, wiem – burknęła Hermiona.
Po chwili milczenia wszyscy troje skierowali wzroku ku myślodsiewni Hermiony. Bił z niej srebrny blask kotłujących się tam wspomnień Uchihy. Sam widok wywołał u czarodziejów poczucie winy.
– Dzieciak nie miał łatwego życia.
– Ten Itachi to prawdziwy… (BIIIP!)
Weasley użył epitetu, którego nie dorobił się nawet Severus Snape ani żaden ze śmierciożerców za ich poprzedniego życia.
– RON! Jeśli Naru cię usłyszał!…
Rudzielec schował głowę w ramiona, przywodząc na myśl skarconego szczeniaka z podkulonym ogonem, i znów zapadła ciężka cisza. Złota Trójca usilnie starała się wmówić sobie samym, że to nie była ich cholerna sprawa.
Nie trwało to długo. Byli z góry skazani na kapitulację. Czuli się trochę współwinni za cierpienie dziecka; mogli przecież kazać Naruto zaprzyjaźnić się z nim i jakoś mu pomóc przebrnąć przez najgorsze chwile. Każde z nich znało ból po stracie kogoś bliskiego… a to, przez co przeszedł Sasuke, było prawdziwym piekłem. Teraz, gdy wiedzieli wszystko co do najmniejszego szczegółu, nie mogli już go tak zostawić, nie byli w stanie bezczynnie patrzeć, jak chłopak się stacza. Uchiha nie różnił się ani odrobinę od tych wszystkich sierot pozbawionych rodzin przez śmierciożerców i Voldemorta. A jeśli pomyśleć, że sprawcą zbrodni był jego własny brat, którego zawsze podziwiał i starał się naśladować… Nic dziwnego, że biedak zupełnie stracił grunt pod nogami.
Nie było nieuzasadnioną obawą, że dzieciak odstawi powtórkę historii Petera Pettigrew, który zdradził swoich przyjaciół i bardzo tego później żałował, bo kiedy w końcu znudził się Voldemortowi, ten go zabił. A Złota Trójca wiedziała, że jeśli Uchiha podporządkuje swoje życie zemście, to potem nie będzie w stanie funkcjonować bez niej. I dowie się o tym dopiero, kiedy Itachi będzie martwy.
Praktycznie ta sama sytuacja. Sasuke, shinobi Konohagakure no Sato („Jasnej Strony") przestawał zważać na interesy wioski oraz rady Hokage (który był niczym tutejszy Albus Dumbledore). W efekcie pochłania go jego osobista krucjata („Ciemna Strona") i po jakimś czasie kończy martwy (ten sam efekt ma Avada Kedavra z rąk Voldemorta).
Uchiha był też niestety niebezpieczeństwem dla całej Konohy. Jeśli na horyzoncie pojawi się jakiś dosłowny „Voldemort", na przykład szpieg z innej wioski i zacznie kusić dzieciaka z pozoru lepszą ofertą…
Nie musieli kończyć tej myśli. Widzieli, jak to się działo. Było tylu ludzi, którzy mogli wziąć różdżki w dłoń i stawić czoło śmierciożercom, a tak wielu z nich wolało ukryć się we własnych domach albo ugiąć pod groźbami popleczników Riddle'a. Dwa lata po rozpoczęciu wojny Zakon Feniksa był już małą garstką ludzi, bo niektórzy woleli się po prostu wycofać. Wybrali „bardziej atrakcyjną" ofertę, która jednak nie zmieniała sytuacji i nie gwarantowała niczego.
– No dobra – Harry pierwszy podszedł do myślodsiewni i spojrzał w nią. – To jak zabierzemy się do uspołecznienia naszego delikwenta?
Hermiona szybko dołączyła do swojego przyjaciela przy kamiennej misie i pogrążyła się w wykładzie na temat sposobów, dzięki którym Naruto mógłby zdobyć zaufanie Sasuke. Od czasu do czasu trącała różdżką srebrną substancję w misie i przywoływała na powierzchnię jakieś wspomnienie chłopca, które mogło uzasadnić jej hipotezy.
Tylko Ron pozostał na fotelu, pogrążony w myślach.
Ten Uchiha Itachi… – rozważał cicho rudzielec. – Gdy patrzę na jego gębę, mam wrażenie, jakbym widział pionka wykonującego ruchy wieży… Jego zachowanie wygląda tak cholernie ŹLE. To człowiek szalony, bez wątpienia. Ale skoro widziałem, jak szaleństwo Voldemorta poprowadziło do jego upadku, to dlaczego obłęd Itachiego przyprawia mnie o dreszcze? Czyżby coś nam umknęło?…
W końcu Weasley potrząsnął głową i postanowił zająć się tą sprawą kiedyś indziej. Przecież Itachiego tu nie było i na razie nie musieli się nim zajmować. Przy odrobinie szczęścia drań wyświadczy im przysługę – pośliźnie się na kostce mydła i rozwali głowę o coś bardzo ostrego.
Pokryliby nawet koszty pogrzebu.
Naruto tymczasem „na zewnątrz" obserwował Sakurę przez półprzymknięte oczy. Dziewczyna miała genialną kontrolę czakry i opanowała ćwiczenie natychmiast. Gorzej było z utrzymaniem się na drzewie. Uzumaki nie mógł pojąć, jak można tak zaniedbać swoją czakrę! Zupełnie jakby Haruno postanowiła się zadowolić jedynie minimum, co niestety sprawiało, że będzie bezużyteczna w prawdziwej walce!
Choć może nie powinien być aż tak surowy. Sam miał naturalnie duże rezerwy, o których powiększanie nigdy nie musiał się specjalnie starać. A trenującą nieopodal kunoichi ledwie co wypuszczono z Akademii.
Słyszał wyraźnie ciężkie dyszenie Sakury, kiedy jego koleżanka zaciekle walczyła, aby dotrzeć po raz kolejny do czubka drzewa. Zadziwiająca determinacja, jak na kogoś o reputacji fanki. On sam bezczelnie wylegiwał się u stóp innego drzewa, otoczony zwojami które powinien czytać, i rozkoszował się ciepłem popołudniowego słońca na twarzy. Gdzieś w tle rozległ się brzdęk katany uderzającej w katanę; najwyraźniej nie tylko oni zapuścili się w najbardziej odległe od wioski pola treningowe.
Naruto zastanowił się przez chwilę, co robią Kakashi i Sasuke. Ich sensei prawdopodobnie wciąż był na misji, albo wracał już do Konohy. Sasuke zapewne zajmował dokładnie tym samym, co dwójka innych członków jego drużyny, treningiem. Nic ciekawego… Znudzony Uzumaki ziewnął szeroko i po chwili namysłu postanowił sięgnąć po jedną ze swoich ulubionych książek, aby zająć się lekturą. Nosił ją przy sobie przez większość czasu, schowaną w niewielkiej torbie przytwierdzonej do pasa.
Okładka była zupełnie czarna, bez żadnego tytułu. Sama książka nie należała do cienkich, ale na pierwszy rzut oka przypominała jedynie niewinny dziennik. Było na niej też delikatne zaklęcie, pierwotnie antymugolskie, zmodyfikowane aby zapobiec zwracaniu na wolumin uwagi kogokolwiek poza właścicielem. Zawartość w końcu była bardzo ważna, i to nie tylko dla Naruto.
Książka Bingo, najnowsza edycja w wersji Konohy.
Naruto przekartkował ją, dopóki nie dotarł do samego końca. Nie interesowały go chwilowo nowe gwiazdy świata ninja – jeśli w ogóle pojawiły się jakieś – ale sekcja nukeninów, którą sprawdzał regularnie co roku.
I jak zwykle, znalazł dokładnie to samo, co zawsze.
Dwa ostatnie, „zaszczytne" miejsca okupowali Uchiha Itachi i Orochimaru, najgroźniejsi nukenini z Konohagakure no Sato. W ich profilach nie zmieniło się ani słowo od lat. Brat Sasuke spoglądał z starej fotografii na czytelnika beznamiętnie, nie zdradzając niczego, jeszcze wciąż z hitai-ate Konohy na czole i w ubraniu członka ANBU. Naruto poczuł ukłucie zazdrości, spoglądając na podsumowanie licznych umiejętności osławionego mordercy. Genin w wieku siedmiu lat, chuunin – dziesięciu, kapitan ANBU – trzynastu. Geniusz w niemalże każdej dziedzinie związanej z życiem shinobi. Wszystkie misje zakończone sukcesem. A potem… Masakra. Itachi był wtedy zaledwie dzieciakiem, a pozbył się wszystkich swoich krewnych, posiadaczy potężnego Sharinganu, w przeciągu jednej nocy i nikt tego nie zauważył.
Ludzie często mówili, że im wyżej się znajdujesz, tym gorszy i bardziej bolesny jest upadek. Było w tym niewątpliwie coś więcej niż tylko ziarnko prawdy.
Uzumaki wzdrygnął się i spojrzał na stronę obok. Widząc wężowatą gębę Orochimaru, poczuł głównie niesmak. Zdrajca bardzo przypominał mu Lorda Voldemorta, o którym opowiadali niekiedy Harry, Ron i Hermiona. Ta sama biała skóra, to samo okrucieństwo czające się w pionowych źrenicach, ten mroczny geniusz, ta determinacja, żeby osiągnąć nieosiągalne… Ci dwaj byli zbyt podobni do siebie, aby Naruto i jego rodzeństwo mogli spać spokojnie (choć nukenin przynajmniej nie był ohydnie łysy, trzeba było przyznać). Niejednokrotnie Złota Trójca rozważała, czy dusza Voldemorta również nie znalazła się jakimś cudem w tym świecie, jednak szanse na to były bardzo małe. Oni dostali się tu już po śmierci czarnoksiężnika. Ta… dziwna zbieżność musiała być zupełnie przypadkowa, co nie znaczyło, że niegodna uwagi.
Może po prostu każdy wszechświat i każdy wymiar potrzebował jednego genialnego, wężowatego, wrednego czarnego charakteru dla równowagi czy jakiegoś podobnego filozoficznego nonsensu…
– GYAAAH!
Naruto drgnął (zwalczając pokusę, aby sięgnąć lewą ręką po kunai, a prawą rzucić zaklęcie), niespodziewanie wyrwany z swoich myśli i zobaczył jak Sakura na poły zbiegła, a na poły spadła z drzewa.
Najwidoczniej skończyła się jej czakra i pani Grawitacja upomniała się o swoje prawa.
Uzumaki westchnął i podniósł się z ziemi, po czym podszedł do wyczerpanej Sakury. Kunoichi po prostu położyła się na trawie z zamkniętymi oczyma, oddychając głęboko.
– Jedenaście razy – podsumował chłopak. – Nie jest źle, ale może być lepiej. Ćwicz codziennie, jasne? I staraj się za każdym razem wspiąć na drzewo chociaż o jeden raz więcej.
– Mhm – mruknęła półprzytomnie Haruno.
Naruto postał nad nią jeszcze przez chwilę, niepewny, co teraz robić. W końcu podrapał się w tył głowy i spytał:
– Dojdziesz sama do domu?
– Mhm…
Pomimo tego niewyraźnego potwierdzenia, Sakura sprawiała wrażenie osoby, która właśnie odpływa w krainę snów.
– Sakura, czy Sasuke ma naturalnie różowe włosy?
– Mhm…
Ok., to wszystko wyjaśniało. Dziewczyna totalnie nie wiedziała, co się wokoło dzieje.
– Odprowadź ją – poleciła mu zdecydowanie Hermiona. – Zachoruje na sto procent, jeśli zostanie tutaj na noc. A wierz mi, z własnej woli to się ona nie ruszy.
Dobra, dobra, właśnie widzę – odrzekł Naruto swojej neesan poirytowanym tonem i złożywszy pieczęć, przywołał jednego Kage Bunshina, który pomógł mu podnieść dziewczynę.
Sakura okazała się na tyle lekka, że nawet ktoś tak niewielkiej postury jak Naruto mógł ją bez problemu nieść w pojedynkę. Nie, żeby Uzumaki był mały, po prostu… pewnie zacznie rosnąć później! Tak, dokładnie tak! Na sto procent!
Czarodzieje przewrócili oczyma, ale nie rzekli ani słowa. Wzrost był bardzo czułym punktem dla ich braciszka.
Naruto czuł się niezwykle głupio, trzymając dziewczynę w swoich ramionach jak jakiś idiotyczny książę z bajki, więc nie zwlekając dłużej skoczył na najbliższą gałąź i podążył prosto w stronę domu Haruno. Na szczęście poruszał się zbyt szybko, aby cywile mogli go rozpoznać czy zatrzymać. W przeciwnym razie pewnie oskarżono by go o porwanie niewinnej dziewicy jako ofiary do swoich demonicznych rytuałów.
Tym bardziej nie zamierzał ryzykować spotkania z rodzicami swojej koleżanki, kiedy ta była nieprzytomna. Na szczęście Hermiona-neesan jakimś cudem wiedziała, które okno w domu Sakury należy do jej pokoju.
– Alohomora – mruknął Naruto i bezszelestnie wsunął się do środka. Jego czułe uszy wychwyciły dźwięki krzątaniny piętro niżej, dlatego chłopak postanowił darować sobie obejrzenie pomieszczenia. Tym razem.
Uzumaki zatrzasnął za sobą okno innym czarem i rozpłynął się w powietrzu, używając niezawodnego zaklęcia niewidzialności. W przeciwieństwie do genjutsu, ninja nie byli go w stanie poczuć.
Co mi przypomina… Warto by mieć pelerynę-niewidkę…
Tymczasem liście na drzewie rosnącym nieopodal pola, gdzie trenowała dwójka geninów, zaszeleściły – pomimo niemalże zupełnego braku wiatru. Po chwili z gęstej korony wytknęła zamaskowana twarz… jedynego i unikalnego Kakashiego Hatake, który wrócił ze swojej misji jeszcze wczesnym rankiem. W jego ręce znajdował się nieodłączny tom z serii Icha Icha.
W końcu musiał się odrobinę zrelaksować i nadrobić zaległości. Podczas tej misji nie miał ani chwili na lekturę.
Natknął się na swoich słodkich uczniów zupełnie przypadkiem. No, może niezupełnie, ale i tak zamierzał znaleźć sobie jakieś zaciszne miejsce do poczytania swojej ukochanej książki, a ta dwójka wybrała do treningu jeden z najrzadziej uczęszczanych zakątków. To, że mógł przypilnować w międzyczasie Naruto i Sakurę było jedynie dodatkowym bonusem. Był naprawdę usatysfakcjonowany, kiedy ujrzał, że Sakura zebrała się na odwagę i pomimo wszystkiego (swojej niechęci, plotek mieszkańców wioski, dezaprobaty rodziców…) postanowiła pójść i poprosić Naruto o pomoc z własnej woli.
Może jednak coś wyrośnie z tej dwójki.
Gdyby jeszcze przyłączył się do nich Sasuke, to Lustrzany Ninja byłby zupełnie usatysfakcjonowany. Ale Kakashi rozumiał, że na to może być jeszcze odrobinę za wcześnie. Uchiha odrzuciłby każde zaproszenie ze strony Sakury, a Naruto nie czułby się zapewne wygodnie w obecności bruneta i nie zaproponowałby mu uczestnictwa w tych małych sesjach za żadne skarby świata.
No cóż, więc teraz Sakura również nauczyła się triku z wykorzystaniem czakry, aby utrzymywać się na pionowych powierzchniach. Naruto znał to od dawna… z czego oczywiście wynikało, że ich mały geniusz został odrobinę z tyłu.
Och Kami… – westchnął w myślach Kakashi. – To znaczy, że ja będę musiał mu to kiedyś pokazać. Bycie sensei to takie czasochłonne zadanie…
Fuuinjutsu pochłonęło Naruto całkowicie. Zapomniał nawet o tym, że jego szlaban się skończył i zamiast naciągać czarodziejów na dalszy trening magiczny, paprał się specjalnym atramentem do pieczęci radośnie niczym dwuletnie dziecko, które po raz pierwszy odkryło cuda farb plakatowych. Harry, Ron i Hermiona nie mieli nic przeciwko… tak długo, jak był ostrożny z eksperymentowaniem. W końcu po dokonaniu tylu heroicznych czynów (jak uwolnienie ich świata od licznych potworów i pokonanie złego czarnoksiężnika) śmierć podczas domowego wypadku wydawała się raczej… zawstydzająca.
Prosta sztuka pieczętowania różnorakich rzeczy w zwojach przyszła Uzumakiemu z łatwością i wkrótce zaczął się interesować wszelakimi rodzajami eksplodujących notek, które pod wieloma względami były jeszcze prostsze do zrobienia… i o wiele bardziej efektowne. Naruto czuł się wyjątkowo dumny z zmodyfikowanych wersji tej broni. Nie było to nic odkrywczego ani genialnego, ale nieraz się przydawało. Na przykład „notka malująca". Blondyn uwielbiał wspominać, jak podczas pojedynku przylepił jedną na Sasuke. Do końca życia nie zapomni min jego drużyny, kiedy zamiast rozbroić pieczęć, odpalił ją (nie mówiąc nikomu wcześniej, że to NIE jest eksplodująca notka, a różnicę naprawdę trudno było zauważyć). Po sekundzie absolutnego horroru okazało się, że Uchiha jest „tylko" pokryty różową farbą.
Ron niemalże pękł ze śmiechu, ponieważ znał intencje swojego braciszka od samego początku, podobnie jak jego przyjaciele (w końcu znajdowali się w głowie Uzumakiego od kilkunastu lat… mieli czas, aby poznać jego sposób myślenia). Harry nie zdołał ukryć swojego rozbawienia pod dezaprobatą, chociaż desperacko próbował. Hermiona tylko westchnęła z zrezygnowaniem. Wiedziała, że pomimo jej usilnych starań, Naruto już dawno temu przekroczył niewidzialną granicę wyznaczoną przez rozsądek oraz dojrzałość i wstąpił na terytorium należące do nieodpowiedzialności.
Sakura po raz pierwszy od czasu testu na genina była tak wściekła, że zdołała uderzyć Naruto w głowę i posłać go ekspresem na czułe spotkanie z Matką Ziemią. Kakashi po treningu zatrzymał go i zaczął prawić długie kazanie na temat takich wątpliwej jakości żarcików, co okazało się jeszcze gorsze (bo nudne). Ale warto było znieść te drobne niedogodności, choćby dla widoku jaki sobą prezentował Sasuke. Brunet potrzebował paru dni, aby całkowicie pozbyć się pozostałości po farbie, a był tak wściekły, że powinien co najmniej obudzić swój Sharingan.
Naruto wciąż się zastanawiał, kiedy nastąpi nieunikniona zemsta.
Za to dzielenie się tym wynalazkiem z Konohamaru miało o wiele bardziej przykre konsekwencje. Chociaż Uzumaki dał mu tylko jedną notkę, to już następnego dnia musiał cierpieć za swój dobry uczynek. Zirytowany Sandaime, którego broda miała z bardzo „tajemniczego" powodu lekko zielony odcień, zatrzymał specjalnie dla nich misję złapania przeklętego kota z piekła rodem, osławionej Tory.
A blondyn już miał nadzieję, że jego kariera genina minie bez oglądania tego irytującego stworzenia…
Ganiali już za nim dwie godziny, do diabła! Konohamaru wkrótce dostanie porządną (i bolesną) lekcję na temat wpędzania swojego nieoficjalnego szefa w kłopoty!
– Drętwota! – syknął Naruto, z irytacji niemalże używając wężomowy.
Czerwony promień minął demonicznego kota o milimetry, już któryś raz z kolei. Tora nastroszyła się i skoczyła w bok, chcąc rzucić się na nowo do szaleńczej ucieczki, ale Naruto był gotowy. Szybko przeciął linkę przywiązaną do gałęzi obok i siatka (leżąca dotąd niewinnie na ziemi, ukryta wśród trawy i liści) została poderwana do góry wraz z Torą w środku.
Kot miauczał i prychał, szarpiąc się w swoim więzieniu, lecz Uzumaki nie zwracał na to uwagi. Napawając się swoim zwycięstwem, odrzucił głowę w tył i zaśmiał się z wredną satysfakcją.
Tak zastała go reszta jego drużyny, kiedy przedarli się wreszcie przez zarośla. Sakura i Sasuke odetchnęli z widoczną ulgą, widząc uwięzioną Torę.
– Dzięki Kami… Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby znowu nam uciekła… – wydyszała Sakura.
– Hn – skomentował elokwentnie sytuację Sasuke, w duchu zgadzając się z dziewczyną. Użyłby któregoś z swoich ognistych jutsu na tym przeklętym kocie, gdyby nie musieli złapać go żywcem.
Naruto wyciągnął ich nemezis z pułapki, trzymając Torę za skórę na jej szyi. Ta natychmiast podjęła działania mające na celu pozostawienie dużej ilości zadrapań na ciele blondyna. Na szczęście dla Naruto, nie była w stanie go dosięgnąć, więc Uzumaki ją unieruchomił, po czym niespostrzeżenie włożył jej na łapę coś niewidzialną magiczną obrączkę.
Był to świstoklik, który miał przyzwać do niego Torę za każdym razem, kiedy wypowie słowa: „Wielka bogini Bastet, bądź tak łaskawa i pozwól mi zakończyć tą misję z twoim błogosławieństwem oraz bez uszczerbku na zdrowiu". Zdanie było dziwne, lecz chodziło przede wszystkim o to, aby Naruto nie przywołał Tory do siebie przypadkiem. Ułożyła je Hermiona i chłopiec zanotował sobie w pamięci, aby zapytać ją, kim jest ta „bogini Bastet".
Tora, jakby zgadłszy czym jest owa niewinna obrączka, natychmiast postarała się jej pozbyć (dla nieświadomych niczego Sasuke i Sakury wyglądało to tak, jakby kot nagle postanowił odgryźć sobie łapę). Oczywiście, nie udało się to. W końcu to był magiczny artefakt.
– Tak, tak, Tora-chan! – tryumfował Naruto z mściwą satysfakcją. – Wiedziałem, że nadejdzie w końcu ten dzień… dzień w którym staniemy twarzą w pysk i zmierzymy się w walce! – blondyn znów zarechotał głośno. – Wodziłaś za nosy niezliczonych geninów, ale JA, Uzumaki Naruto, jestem przygotowany! Nie dam się zwieść na manowce, nie pozwolę abyś kpiła ze mnie bezkarnie! Kukukukuku!
Sakura i Sasuke mimowolnie drgnęli, słysząc ten wywołujący ciarki na plecach śmiech. Brzmiał on bardzo niepokojąco. Osoba, która chichotała w taki sposób, nie mogła być zupełnie normalna. Nawet Kakashi, który właśnie się zbliżał do nich ze swoją książką w ręce, przystanął i zadrżał. On już gdzieś to słyszał…
(Orochimaru nagle kichnął w swojej tajnej bazie i zmarszczył brwi, po czym wzruszył ramionami z irytacją. Nie miał czasu się zastanawiać, kto co mówi na jego temat. Przecież planował właśnie Totalną Destrukcję Konohagakure no Sato i był bardzo zajęty… I gdzie, do jasnej cholery, jest ten raport o dzieciaku w którym zapieczętowano Kyuubi'ego?!)
Naruto niespodziewanie kichnął i to wreszcie sprawiło, że przestał się tak dziwnie śmiać.
– Wracajmy do Wieży Hokage – zaproponował z godnością, jakby przed chwilą nie zachowywał się w bardzo alarmujący sposób.
– Hn – mruknął Sasuke. – Ty bierzesz kota.
Kto oszalał i zrobił cię tu dowódcą?! – kwaśno pomyślał Naruto, rozzłoszczony jego aroganckim tonem, ale nie dał niczego po sobie poznać na zewnątrz. Choć wziąłby Torę czy tak, czy siak, sam fakt, że otrzymał taki rozkaz wywołał u niego ochotę, aby puścić kota wolno, tylko na złość Sasuke. – Typowy Uchiha, myśli sobie, że wszyscy będą mu się kłaniać…
– Nie zwracaj na niego uwagi – poradził Harry natychmiast.
Naruto spojrzał na bruneta krzywo (zastanawiając się jednocześnie, dlaczego jego przybrane rodzeństwo tak nalega na unikanie konfliktu z Uchihą) i Drużyna Siedem wraz z pojmanym więźniem podążyła w stronę siedziby Hokage.
Hinata Hyuuga, najstarsza córka Głowy Klanu, posiadaczka potężnego doujutsu, tak zwanych „Białych Oczu", czyli Byakuganu, nie sprawiała wrażenia kogoś wyjątkowego.
Była zbyt nieśmiała, zbyt wrażliwa i zbyt cicha. Miała za mało talentu, za mało dumy oraz za mało zdecydowania. Nie chciała zabijać, nie mogła znieść nawet myśli o torturach i nie potrafiła się zdobyć na wydukanie choćby jednego obraźliwego słowa… Niektórzy kpili, że gdyby ktoś zaofiarował jej na złotej tacy związanego i bezbronnego Itachiego Uchihę, Hinata nie byłaby w stanie wziąć do ręki kunai i pozbyć się problemu, nawet w imię dobra całej Konohy (i niestety było w tym więcej prawdy niż kpiny). Jak taka osoba mogła wybrać zawód ninja, profesję w której mordowanie, torturowanie i zażarta walka o przetrwanie to chleb powszedni?
Brunetka była słaba psychicznie, nawet jak na standardy czarodziejów z innego wymiaru. Życie w rzeczywistości Harry'ego, Rona i Hermiony podczas wojny z straszliwym czarnoksiężnikiem także by ją przytłaczało, a biedaczka miała nieszczęście przyjść na świat tutaj, w miejscu które spływało krwią raz za razem. Hinata powinna być pielęgniarką, ekspedientką w kwiaciarni albo opiekunką dla dzieci, nie ninja (z drugiej strony… jeszcze by się okazało, że nie może patrzeć na umierających rannych, małe potworki zapewne totalnie by ją zdominowały, a z klientami nie potrafiłaby się porozumieć bez jąkania).
Tak widział ją jej klan i większość ninja. Czy mieli słuszność? To się miało dopiero okazać.
Ale pomimo tego wszystkiego, Hinata wciąż miała swoje nazwisko. Była posiadaczką Byakuaganu, potomkinią Głównej Linii rodu i dumnego „trzonu" klanu. Wszyscy mieli ją za pomyłkę oraz wielki zawód, lecz nawet pomyłka z klanu Hyuuga musiała mieć jakieś standardy. Niektórzy wciąż się łudzili, że być może coś jeszcze z niej wyrośnie, że życie ninja ją zahartuje.
Dlatego dziewczyna wylądowała w Akademii, pomimo swojej słabości.
I tam Hinata zauważyła tajemniczego blondyna, w którym natychmiast się zadurzyła. Można powiedzieć, że ich pierwsze spotkanie twarzą w twarz było raczej prozaiczne… albo kiczowate, jak kto woli. Brunetka wpadła na Naruto, książki się posypały, a ona sama niemalże zemdlała z wstydu. Nieświadom niczego Uzumaki pomógł jej wszystko pozbierać i zanieść do klasy, po czym obdarzył ją najpiękniejszym uśmiechem jaki dziewczynka w życiu widziała.
Przypominał jej on trochę uśmiech jej zmarłej matki.
Uczucie z jakiegoś powodu zakiełkowało i natychmiast nabrało ochoty, aby rozkwitnąć w pełni.
Podczas gdy reszta jej koleżanek ganiała za Sasuke, Hinatę zawsze przyciągała bardziej egzotyczna uroda Naruto. Kiedy inne kunoichi wzdychały nad tym jaki cool jest Uchiha, Hyuuga całą swoją uwagę skupiała na Uzumakim. Blondyn był wszystkim, czym ona sama chciałaby być: pewny siebie (ale nie arogancki), optymistyczny, spokojny, zabawny, zawsze uśmiechnięty, pomocny, dojrzały…
Inni mogli tego nie zauważać, ale Hinata obserwowała swoją sympatię na tyle długo, aby poznać jego prawdziwy charakter. Wiedziała, że zachowanie w klasie często było genialnie wyreżyserowanym przedstawieniem. Naruto zawsze trenował do upadłego i nigdy się nie poddawał. Jego tytuł najgorszego ucznia w klasie był tylko kolejną przewagą, która powodowała, że wrogowie go nie doceniali.
Och, gdyby tylko mogła zdobyć się na odwagę, aby chociaż przez chwilę z nim porozmawiać!…
– HAAALO! Ziemia do Hinaty!
Hyuuga, wyrwana z swoich przyjemnych rozmyślań, poczerwieniała lekko i poświeciła swoją uwagę jednemu z jej dwóch towarzyszy. Cała Drużyna Osiem wracała właśnie wspólnie z pola treningowego po lekcji z Kurenai-sensei.
– K-kiba…
– Znowu fantazjowałaś o Naruto, eh? – zapytał Inuzuka z szerokim, odrobinę kpiącym uśmiechem.
– J-ja…
– Co ty w nim widzisz? – przewrócił oczyma młody ninja. – Uzumaki mógłby konkurować z Shikamaru o tytuł Największego Lenia we wszechświecie!
Hinata nie odpowiedziała. Kiedy ostatnio próbowała mu to wyjaśnić, Kiba znudził się jej jąkaniem po pięciu minutach.
Idący obok nich Shino zauważył spokojnie:
– Uzumaki-san wydaje się bardziej logicznym wyborem niż Uchiha-san, Kiba. Dlaczego? Hinata ma o wiele większe szansę, kiedy nie musi konkurować o jego względy z dużą grupą innych kandydatek.
Kiba spojrzał na niego dziwnie, natomiast Hinata zrobiła się czerwona jak pomidor. Była wdzięczna stoickiemu Aburame za jego poparcie, ale… Czy wszyscy w jej drużynie musieli wiedzieć o jej uczuciach i otwarcie dyskutować na ten temat? Poza tym, powód tego poparcia pozostawiał wiele do życzenia. Hyuuga nie lubiła Naruto tylko dlatego, że łatwiej (teoretycznie łatwiej, bo dziewczyna jakoś nigdy nie umiała się zdobyć na odwagę, aby podejść do swojej sympatii) jest się z nim umówić na randkę.
– Hm – mruknął Kiba. – W gruncie rzeczy racja. I dobrze, że Hinata nie gania za Sasuke, bo te przeklęte fanki są po prostu żałosne! Ugh! Nie zniósłbym żadnej! Współczuję Naruto… nie dość, że ma w drużynie Haruno, to jeszcze dorzucili mu do kompletu Króla Dupków, samego Jego Nadętą Wysokość Uchihę!
– N-nie p-powinieneś tak m-mówić o S-sasuke-san, K-kiba…
– Muszę przyznać, że motywy dla których dobrano w ten sposób Drużynę Siedem są dla mnie tajemnicą – zgodził się Shino. Był dużo bardziej rozmowny w ich małej grupie niż poprzednio w Akademii. Wierzył, że jego wkład zawsze może służyć całej drużynie. – Muszą istnieć jakieś nieznane nam fakty, które wyjaśniają decyzję Hokage-sama.
– Może spytamy samego Naruto? – zaproponował Kiba, po czym spojrzał na coś za Hinatą i pomachał ręką energicznie. – Hej! Naruto!
– EEK! – wydała zduszony okrzyk Hyuuga, odwracając się gwałtowanie. Jak mogła go nie zauważyć?!…
Kiba wybuchnął głośnym śmiechem, kiedy okazało się, że za nimi nikogo nie ma.
– Ktoś mnie wołał? – rozległo się niespodziewanie niewinne pytanie zza ich pleców. A dokładnie, zza pleców Inuzuki.
– GAH! – podskoczył Kiba. Naruto, stojący tuż obok, jedynie uniósł brew w wyrazie żartobliwego politowania.
Hinata zamarła, jeszcze bardziej czerwona niż przed chwilą.
– Trzydzieści cztery do trzydziestu dla mnie, kundlu! – podsumował Naruto z satysfakcją, widząc osłupienie na twarzy Inuzuki. Akurat przechodził nieopodal, kiedy usłyszał jak Kiba wykrzykuje jego imię, więc musiał sprawdzić o czym plotkuje Drużyna Osiem. – Znowu mnie nie zauważyłeś! Hej, Hinata, Shino – przywitał się z resztą drużyny.
Zawstydzony Kiba spojrzał na Akamaru, oczekując, że jego partner jest równie zmieszany. Różnica wynosiła już cztery porażki! To się nigdy wcześniej nie zdarzało! Szczeniak powinien być tak samo zaniepokojony, jak on sam. Tymczasem oczy chłopaka napotkały widok, którego nigdy w życiu się nie spodziewał ujrzeć: zamiast mu pomagać, Akamaru gryzł z zapamiętaniem bardzo smaczną kość.
– Akamaru! – wykrzyknął oburzony Inuzuka.
– Hau, hau!
– CO?! Że niby mam polegać też na własnym nosie?! Jesteś moim partnerem! To jest zdrada! Powinieneś mnie ostrzec, a nie dawać się przekupić!
– Hau, hau, hau!
– Nie wciskaj mi kitu! Dbam o twoje jedzenie tak samo, jak o moje! Wszystkie kości, jakie można tu kupić są takie same!
– Ta jest importowana z Kumo – zażartował Uzumaki, obserwując zabawną scenę. Kiba i Akamaru byli nierozłączni, ale potrafili też czasami się ze sobą kłócić. Młody shinobi wydzierający się na malutkiego pieseczka przypominającego uroczą pluszową maskotkę był zaiste osobliwym widokiem.
– Hau! – potwierdził wyższość rzekomych kości z Kumo Akamaru.
Kiba spojrzał krzywo na nich obu.
– Ciesz się, dopóki możesz, Uzumaki! – zagroził. – Wiem, że to twoja jedyna sztuczka. W prawdziwej walce nie miałbyś ze mną szans!
Naruto wzruszył ramionami, z pozoru nieporuszony tą uwagą. Kiba, jako jego okazjonalny partner w robieniu żartów, wiedział, że Uzumaki może być szybki i niedostrzegalny (w końcu nawet Iruka-sensei nie mógł dowieść ich winy kiedy blondyn zacierał ślady). Ale Inuzuka nie miał pojęcia o jego innych zdolnościach.
– I jak się wam podoba bycie geninami? – zapytał blondyn, dołączając do grupy.
Hinata spuściła wzrok na swoje palce.
– Jest świetnie! – zawołał entuzjastycznie Kiba, szybko zapominając o fakcie, że przed chwilą buchał wściekłością niczym wulkan. – Kurenai-sensei trenuje z nami cały czas! Założę się, że nasza drużyna skopałaby tyłki waszej bez problemu!
– Muszę przyznać, że ocena Kiby wydaje się być prawidłowa, biorąc uwagę nasze obecne informacje na temat zdolności Drużyny Siedem – przytaknął Shino.
– Hej, hej! – skrzywił się Uzumaki, choć bez specjalnego przekonania i gorliwości. – My też się nie obijamy! Wprawdzie Kakashi-sensei pała gorącą miłością do misji rangi D, ale spójrzcie tylko na jego stronę w Księdze Bingo! Jest jednym z naszych najlepszych jouninów.
– Ha! A ja słyszałem, że cały czas się spóźnia i czyta pornole!
Naruto uniósł jedną brew w bardzo Snape'owy sposób, po czym wycedził chłodno:
– Kiba, ty hipokryto. Wiem, że twój kuzyn co najmniej od roku pożycza ci Icha Icha.
Inuzuka zaczerwienił się gwałtownie, kiedy Hinata sapnęła z wzburzeniem i zdumieniem. Dziewczyna niemalże zapomniała o swojej nieśmiałości, słysząc owe szokujące rewelacje.
– N-nie masz nic do gadania! – wykrzyknął Kiba, celując palcem w swojego jasnowłosego kolegę oskarżycielsko. – Jesteś największym zboczeńcem z nas wszystkich! Słyszałem o tym twoim Oiroke no Jutsu!
– Ja? Zboczeńcem? Oburzające! – rzekł Naruto z niemalże autentycznym zgorszeniem. – I chyba nie wierzysz w te idiotyczne plotki, że pokonałem Hokage-sama, zmieniając się w nagą dziewczynę! To niedorzeczność! Hinata-chan, na pewno nie dałaś się zmylić takim kłamstwom? – zwrócił się do cichej, odrobinę dziwnej brunetki, chwytając ją dramatycznym gestem za ręce.
Hyuuga zemdlała, ku konsternacji Uzumakiego. I nie zdołała wykrztusić nawet jednego słowa zanim to się stało.
Hermiona, Harry i Ron (obserwujący tą scenę z uwagą poprzez zmysły Jinchuuriki) pacnęli się jednocześnie w twarze. Ta dwójka była beznadziejna. Miną chyba LATA zanim Naruto coś zauważy albo Hinata zbierze się na odwagę i powie mu o swoich uczuciach. Czarodzieje sami uświadomiliby swojego wychowanka… ale nie chcieli, aby Naru zainteresował się brunetką tylko z powodu ich sugestii. Takie rzeczy lepiej pozostawić własnemu biegowi.
– Eh?! Co jej jest, na Merlina?! – zapytał zaskoczony Naruto, przytrzymując odruchowo bezwładne ciało. – Przed chwilą była zupełnie w porządku!
Kiba nie wiedział, czy sprać blondyna na kwaśne jabłko, czy wyć ze śmiechu na widok jego przerażonej miny.
– Najwyraźniej wasza dyskusja nie była odpowiednia dla uszu damy – podsumował Shino dyplomatycznie.
Naruto westchnął, malując na jednych z drzwi w swoim apartamencie kilka run. Miały one zapewnić wiekuistą trwałość iluzji, którą rzuci za chwilę. Przejście prowadziło do drugiego mieszkania tuż obok, które dotąd wykorzystywał bezkarnie.
Od jutra nikt nawet nie będzie pamiętać, że ten nieużywany lokal w ogóle istniał. Drzwi wychodzące na korytarz zostały transmutowane w zwykłą ścianę, a Hermiona rzuciła kilka silnych zaklęć ukrywających wokoło tej części budynku. Zabiegi te miały na celu stworzenie bezpiecznej kryjówki, gdzie chłopiec będzie mógł trzymać wszystkie swoje czarodziejskie graty i przeprowadzać magiczne eksperymenty.
Dotąd nigdy nie potrzebował tak obwarowanej skrytki, ale sytuacja uległa ostatnimi czasy diametralnej zmianie.
Przedtem posiadał dużo mniej magicznych rzeczy, a jego „opiekunowie", czyli ninja których Hokage wyznaczył po ataku Kyuubi'ego do ochrony Naruto, odwiedzali go tylko od czasu do czasu. Dopiero przez ostatnie półtora roku stał się na tyle wykwalifikowanym czarodziejem, aby tworzyć niektóre przyrządy bez pomocy swojego przybranego rodzeństwa. A i wizyty od znajomych jouninów stały się rzadkością – w końcu mieli oni własną robotę. Zwykle po prostu zamieniali kilka słów na ulicy. Harry rzucił też profilaktycznie czar służący omamieniu wszelkich aparatur, które mogłyby spróbować „zajrzeć" do apartamentu (czyli przede wszystkim kryształowej kuli staruszka Sandaime). Hokage nie był w stanie obejrzeć nic więcej poza iluzją, która pokazywała, jak jego podopieczny zajmuje się najbardziej trywialnymi rzeczami na świecie – jedzeniem, sprzątaniem, spaniem czy nauką.
Niestety, poranne wizyty Sakury stały się niemalże rutyną. Coś ją zaintrygowało i teraz dziewczyna próbowała dowiedzieć się więcej na temat swojego jasnowłosego kolegi. Ich wspólne sesje treningowe były świetną wymówką, aby przyjść tu co rano pod pretekstem „wyciągnięcia go z łóżka".
Naruto nie zmienił nic w pomieszczeniach, które kunoichi już obejrzała – jego pusta obecnie myślodsiewnia i kryształowa kula wciąż stały na swoich miejscach. Ale za to pozbył się wszystkich innych podejrzanych przedmiotów. Nie zdziwiłby się, gdyby Sakurę kiedyś ogarnęła ochota, aby wejść do środka podczas jego nieobecności lub przejrzeć szybko szafki, jeśli gospodarz wyjdzie z pokoju. On na jej miejscu zapewne zrobiłby to samo.
Z jednej strony to było nawet pochlebiające, że jego koleżanka (wciąż nie chciał nazywać jej przyjaciółką) uważała go za interesującą i tajemniczą osobę. Ego chłopaka na pewno czuło się mile połechtane. Lecz z drugiej, cała sytuacja była nieskończenie wkurzająca i przysparzała mu zbędnych kłopotów – jak na przykład wspomnianego przemeblowania.
Irytujący był również fakt, że nie mógł sprawdzić jej intencji.
Tak. Zero legilimencji. Z powodu… odwyku.
Naruto skrzywił się do namalowanych na drzwiach run na samo wspomnienie.
Jego Neesan miała chyba ostatnio za mało zajęć, ponieważ wciąż jeszcze roztrząsała tamtą nieszczęsną sprawę z skopiowaniem wspomnień Sasuke i Sakury. Ile już czasu minęło, odkąd to się stało? Miesiąc? Dwa? Na Merlina, przecież przeprosił, obiecał że nigdy więcej się to nie powtórzy i odbył już karę! Ale nieee, to wciąż było za mało. Więc Hermiona zarządziła „odwyk od legilimencji".
Co gorsza, Harry i Ron najwyraźniej się z nią zgadzali.
– Twoje wykorzystanie legilimencji staje się tym samym, co zbytnie poleganie na jednej sztuczce, jak to robią posiadacze Zaawansowanych Linii Krwi – wytłumaczył mu Harry. – Używasz tego triku zawsze i wszędzie, dopóki nagle nie wpadniesz na kogoś, kto go zupełnie zneutralizuje. A wtedy jesteś w bardzo kiepskim położeniu. To zdarzało się posiadaczom Sharinganu i Byakuganu, więc co czyni ciebie wyjątkiem? – zapytał retorycznie, rozkładając ręce z wzruszeniem ramion.
Dla czarodziei sprawa była jasna jak słońce. Dlaczego używać cały czas jednego zaklęcia, skoro jest tyle innych? Jeśli nie Drętwota, to Petrificus Totalus lub Impedimento. To sama zasada powinna odnosić się do technik ninja. Legilimencja mogła kiedyś niespodziewanie zawieść, więc Naruto powinien posiadać jakiś inny as w rękawie na taką okazję.
– I wbrew pozorom, są ludzie którzy mogą przeciwstawić się legilimencji – włączył się do rozmowy Ron. – Niektórzy nieświadomie używają oklumencji, zdarzały się nawet takie przypadki wśród mugoli wytrenowanych w sztuce medytacji. Jeszcze inni mają „niebezpieczny" umysł.
Naruto uniósł brwi.
– Co to znaczy, że ktoś ma „niebezpieczny" umysł?
– Ot, choćby ty – wyszczerzył się Ron. – Gdyby ktoś próbował włamać się tutaj, zastałby NAS – uderzył się dumnie w klatkę piersiową, jakby był co najmniej płatnym ochroniarzem któregoś z Daimyo. – Albo, co gorsza, JEGO – wskazał palcem w stronę więzienia Kyuubi'ego. – A umysły niektórych ludzi, w szczególności tych nieco… ekscentrycznych, budują tak zwane „pułapki". Automatycznie wciągają legilimentę w jakieś okropne wspomnienia, albo tworzą nieskończony mentalny labirynt… niedoświadczeni czarodzieje tracili w ten sposób rozum i potem nadawali się już tylko do wariatkowa.
Weasley zadrżał mimowolnie na wspomnienie swoich przygód w umyśle Luny Lovegood, kiedy próbował obudzić ich przyjaciółkę z magicznej śpiączki podczas ucieczki przed Śmierciożercami. Harry, Hermiona i Neville ledwo uszli z życiem, ponieważ musieli targać ze sobą dwójkę nieprzytomnych ludzi zamiast jednego.
– A innych jinchuuriki może być nawet osiem, zakładając, że zapieczętowano wszystkie demony – wtrąciła się Hermiona. – I, znając twoje szczęście, Naru, nadziejesz się na każde z nich po kolei. Poza tym, na pewno są jakieś techniki uniemożliwiające wejrzenie ludziom w ich umysły. Przecież są tutaj tacy ludzie, jak Inoichi Yamanaka! Inne wioski na pewno spróbowały znaleźć jakiś sposób na zabezpieczenie się przed nim, w końcu stał się sławny dzięki tym technikom. I ostrzegam cię od razu: możemy bronić twój umysł tutaj, ale nic nie poradzimy, jeśli wybierzesz się na wycieczkę do cudzej głowy, a potem zastaniesz tam coś, co przerasta twoje umiejętności!
Naruto postanowił w tym momencie użyć starej, sprawdzonej taktyki: milczeć i pozwolić Hermionie-neesan na kontynuowanie tej tyrady w spokoju. Nauczył się tego podejścia od Harry'ego i Rona, którzy także bynajmniej nie byli święci. A szatynka potrafiła się naprawdę rozkręcić, kiedy tylko chciała i czuła zapał do tematu. Rozpoczęło się zwykłą śpiewką – naruszanie cudzej prywatności, wyciąganie na światło dzienne sekretów, których lepiej nie znać, niebezpieczeństwa używania Sztuk Umysłu dla samego Naruto… A potem przybyło jeszcze nawet parę nowych argumentów (jakim cudem Neesan wymyślała je w takim tempie?). Coś o zastępowaniu normalnej, ludzkiej konwersacji tchórzliwym czytaniem w myślach, o jakimś syndromie uzależnienia od legilimencji, którego istnienie udowodniono jeszcze w tamtym świecie, o problemach z zapanowaniem nad jego własną paranoją, i tak dalej, i tak dalej… Niemalże w nieskończoność.
Hermiona była po prostu w takich rzeczach dobra. Naruto w duchu dziękował wszelakim siłom wyższym, że w tym świecie nie było skrzatów domowych, ponieważ wspomnienia Harry'ego i Rona na temat organizacji W.E.S.Z. i zapału Neesan do tej prywatnej krucjaty przyprawiały o ciarki.
Naruto, powracając do swojego teraźniejszego zadania, wymamrotał inkantację zaklęcia. Runy zabłysły na chwilę fioletowym światłem. Farba, którą były namalowane zniknęła, ale w drzwiach pozostał ślad po starożytnych znakach, zupełnie jakby ktoś je wyrył starannie w drzewie.
Chłopiec rozejrzał się wokoło i uśmiechnął z satysfakcją, kiedy ujrzał, że jego mieszkanie wyglądało teraz zupełnie normalnie… jak na standardy ninja i czarowników. Hermiona przy okazji przemeblowania zmusiła go także do zrobienia gruntownych porządków.
Skończył w samą porę, bo kilka sekund później rozległo się pukanie do drzwi.
– Otwarte! – zawołał Naruto, wiedząc doskonale, kto stoi na korytarzu.
Sakura weszła do środka bez wahania.
– Cześć, Naruto – powiedziała. Rozejrzała się odruchowo wokoło i oczywiście ujrzała wytarte kurze oraz poprzekładane przedmioty. – Robiłeś tu porządki?
– Mhm – mruknął chłopak i natychmiast przeszedł do sedna sprawy. – Pomyślałem sobie, że dzisiaj moglibyśmy posiedzieć sobie nad genjutsu dla odmiany. Przyda ci się coś więcej niż akademickie jutsu, bo zapewne za niedługo zostaniemy wysłani na misję rangi C – dyplomatycznie nie wspomniał, że zamierza „poprosić" o to Hokage osobiście jeśli Sarutobi będzie się dalej ociągał z przydzieleniem im czegoś sensownego do roboty. – Mam parę technik, które dostałem od Iruki-sensei. Zaraz je przyniosę.
Dziewczyna przytaknęła i usiadła przy stole, podczas gdy Uzumaki opuścił pokój, aby poszukać swoich zwojów.
Sakura westchnęła, opierając łokcie na blacie. Nigdy by się tego nie spodziewała, ale Naruto był trudnym orzechem do zgryzienia. Próby poznania sposobu jego myślenia były jak ślęczenie nad kostką Rubika (albo jak usiłowanie przekonania Sasuke do pójścia na randkę) – im dłużej próbowało się ją ułożyć, tym trudniej było to zrobić (a im dłużej prosiła Sasuke o wspólny lunch, tym bardziej zdecydowana była jego odmowa).
Blondyn był totalnie nieprzewidywalny.
Czasami zachowywał się jak zupełny profesjonalista, wojenny weteran z powagą i skupieniem analizujący wszystko wokoło oraz kalkulujący rezultaty każdego ruchu. Wtem stawał się beztroskim żartownisiem, który potrafił popisywać się zdumiewającą dziecinnością i nieuwagą. Lecz zaraz potem otoczenie przestawało go obchodzić całkowicie, zamykał się w sobie i rozmyślał nad czymś tajemniczym albo ignorował wszystkich wokoło, poświęcając swoją uwagę jakiejś książce. Jeszcze indziej traktował swoich rówieśników jak małe dzieci, obserwując ich poczynania z spokojnym, lekko kpiącym uśmiechem starego dziadka, który widział już tak wiele, że nic nie jest w stanie go zaskoczyć czy zadziwić.
Tych „trybów" było jeszcze więcej, niestety. I nie sposób było zgadnąć, którego Naruto użyje w danej chwili.
To nie były nastoletnie problemy emocjonalne. To było popadanie z jednej skrajności w drugą! Zupełnie jakby Naruto miał kilka osobowości, które cały czas walczyły o dominację. Albo nieustannie krył się za maskami, które zmieniał bez przerwy, odgrywając rolę, która akurat najbardziej mu odpowiadała.
„Shannaro! Który z nich jest prawdziwy?!" – zafrasowała się Wewnętrzna Sakura, trzymając w dłoniach kilka lalek przypominających Naruto i spoglądając na nie bezradnie. Każda z podobizn różniła się jakimiś szczegółami od innych.
Gdybym tylko mogła się tego domyślić… – pomyślała dziewczyna w odpowiedzi na to pytanie, wpatrując się w zamgloną kryształową kulę stojącą przed jej nosem.
Nagle w kuli pojawiło się coś ciemnego. Sakura mrugnęła, zaskoczona.
Czy coś się odbiło w szkle? – zastanowiła się Haruno, odwracając się za siebie. Jednakże za jej plecami była tylko ściana. Nic, co mogłoby się poruszyć i wywołać refleksje na powierzchni kuli.
Rozsądek podpowiadał, że to tylko kolejny głupi żart Naruto, ale pomimo tego Sakura przyciągnęła kulę bliżej do siebie i spojrzała na nią uważnie. Obmacała nawet jej powierzchnię, upewniając się, że jest idealnie gładka.
I wtedy znowu coś mignęło wśród białych oparów. Tym razem Sakura była pewna, że obraz powstał wewnątrz kuli i nie był żadnym odbiciem.
Jak to możliwe? Czy to jakaś egzotyczna zabawka? – zaczęła roztrząsać intrygujące zjawisko Sakura. Podniosła kulę, a potem okrągłą podstawkę na której położono glob. Zauważyła tylko jakieś dziwne znaczki wymalowane atramentem na spodzie. Przypominały trochę ten wzorek, który Naruto wyrył na drzwiach wejściowych, choć były inne. – Może one mają jakieś znaczenie?
Jednakże nic nie było w stanie wyjaśnić, jakim cudem obrazy pojawiają się w środku kuli.
„Shannaro! Może to zabawka dla ninja?" – wtrąciła swoje trzy grosze Wewnętrzna Sakura.
Oczywiście! – Haruno miała ochotę pacnąć się w twarz. – To musi być zasilane czakrą!
Słysząc, że Naruto wciąż przetrząsa szuflady w poszukiwaniu zwoi, dziewczyna postanowiła przeprowadzić mały eksperyment. Położyła dłonie na kuli w ten sam sposób jak zrobił to Naruto podczas jej pierwszej wizyty i posłała w nią odrobinę czakry.
Jej teoria okazała się prawdziwa. Mgiełka w kuli zawirowała i pojawił się jakiś widok. Sakura zmrużyła oczy, wpatrując się w niego z uwagą.
Ujrzała wzburzony ocean, ponad którym nagle zaczęły wirować płatki śniegu. Zamieć wkrótce przysłoniła fale i dopiero, kiedy ustała, można znowu było zobaczyć zamarznięte już wody. W lodzie tkwił wbity dziwny miecz, który chyba był wysokości człowieka i miał niesamowicie szerokie ostrze. Po chwili Sakura zauważyła obok miecza pokrytego lekko śniegiem… stracha na wróble.
Było to niedorzeczne połączenie – strach na wróble i miecz pośród lodowego pustkowia, – ale obraz szybko zniknął, znów zakryty kotłującą się mgłą. Wkrótce opary zebrały się razem, formując dużego, białego węża. Gad przez chwilę sunął po piaszczystym podłożu, po czym dotarł do samotnego drzewa. Była to młoda roślina o cienkim pniu, do tego nadpalona. Wąż owinął się wokół niej, po czym zaczął ją łamać pod swoim ciężarem.
Lecz zanim mu się to udało, schwyciła go… małpa. Wąż przez chwilę próbował uwolnić się z jej uścisku, lecz przeszkodziły mu w tym jakieś ciemne, niewyraźne sylwetki innych zwierząt. Sakura nie była w stanie powiedzieć, jakich dokładnie, ponieważ kształty sprawiały raczej wrażenie niestałych cieni niż fizycznych postaci. Jeden czy dwa wydawały się mieć skrzydła.
I znów surrealistyczna wizja rozpłynęła się we mgle, z której następnie wyłoniła się jakaś postać w płaszczu, z kapturem narzuconym na głowę. Postać ta wyciągnęła rękę i po chwili usiadł na niej kruk. Ptak trzymał w dziobie kunai, lecz nie było to zwykłe ostrze. Kunoichi rozpoznała je jako specjalne kunai z trzema końcówkami, które niegdyś Yondaime używał do wykonania swojej słynnej techniki.
Haruno zauważyła coś jeszcze: zamaskowana postać rzucała aż pięć cieni. Jednak kiedy tylko zwróciła uwagę na ten fakt, cienie zaczęły się wić i stały się dziewięcioma ciemnymi smugami, które powoli oderwały się od gruntu i uformowały za plecami człowieka w płaszczu wielki, ciemnoczerwony kształt z szkarłatnymi ślepiami. Dziewczyna rozpoznała Kyuubi'ego, demona który niegdyś zaatakował Konohę.
Potwór wyciągnął swoją łapę w stronę postaci w płaszczu. Kruk odleciał, gdy nieznany człowiek gwałtownie się odwrócił. Zanim Kyuubi zdążył zgnieść stojącego przed nim śmiertelnika, ten nagle transformował się w pięknego ptaka, którego upierzenie było mieszaniną fioletowych, srebrnych i złotych piór.
Sakura nie mogła tego wiedzieć, ale właśnie oglądała feniksa bardzo podobnego do Fawkesa, towarzysza Albusa Dumbledore'a.
Kunoichi nie była w stanie ujrzeć wyniku walki pomiędzy dwoma stworzeniami, ponieważ ta irytująca mgła znów przysłoniła widok, aby pokazać jej coś innego. Teraz przyszła kolej na czerwone koło, które po chwili dziewczyna rozpoznała jako krwawy księżyc. Na jego tle zmaterializowała się czarna postać, coś w rodzaju demonicznego ducha z świecącymi na czerwono oczyma. „Duch" poruszył się i zaczął stąpać na przód, w stronę kogoś w białym płaszczu. Można było niemalże usłyszeć, jak stąpa po podłożu zasłanym zeschłymi liśćmi oraz połamanymi gałązkami.
Zaraz… czy to nie jest motyw z płaszcza Yondaime Hokage?! – pomyślała Sakura, zauważając czerwone płomienie wymalowane na brzegu ubioru białej postaci. Niestety, nie była w stanie stwierdzić, czy to naprawdę Yondaime, czy tylko ktoś podobnie ubrany, bo ta wizja była cienista i niewyraźna.
Sakura już miała użyć więcej czakry w nadziei, że obraz stanie się bardziej klarowny, gdy nagle rozległy się kroki. Haruno niemalże zapomniała o Naruto. Przy akompaniamencie cichych przekleństw Wewnętrznej Sakury, dziewczyna pośpiesznie odłożyła kulę na swoje miejsce i przybrała niewinną minę. Sama nawet nie wiedziała z jakiego powodu nie chce, aby Naruto dowiedział się, że spojrzała w kryształowy glob. Po prostu postąpiła tak, jak podpowiadał jej instynkt.
– Trochę to długo trwało, ale w końcu je znalazłem… – powiedział Naruto, wchodząc z powrotem do pokoju. Nos miał wetknięty w jeden z zwoi, co dało Sakurze kilka cennych sekund na uspokojenie szybkiego bicia jej serca. – Tak to jest, kiedy robi się gruntowne porządki. Jakoś łatwiej mi się zorientować w artystycznym nieładzie…
– Tylko spróbowałbyś znów tu nabałaganić, Naru! – natychmiast warknęła Hermiona.
Uzumaki drgnął. Czarownica wciąż nie była do końca ugłaskana. Musiał uważać na swoje czyny i słowa, aby nie sprowokować następnego kazania lub jakiejś jeszcze bardziej absurdalnej kary.
Chłopak rozłożył zwoje na stole i zaczął instruować Sakurę, jak używać poszczególnych technik. Było to dużo przyjemniejsze, niż trening fizyczny z dziewczyną. Haruno miała zdecydowanie więcej talentu oraz zapału, kiedy przychodziło do wysiłku umysłowego. Bardzo szybko pojęła teorię, a praktyka nie sprawia jej już takich trudności. Specjalista od genjutsu nie musiał być tak wysportowany, jak ktoś, kto polegał na taijutsu. Przy okazji Sakura niemalże zupełnie zapomniała o dziwnym zajściu z tajemniczym szklanym globem.
Dopiero godzinę czy dwie potem, kiedy ich mała lekcja się skończyła, Naruto poczuł coś osobliwego. Przez chwilę rozglądał się wokoło za źródłem tego uczucia i w końcu zauważył, że to kryształowa kula zdaje się być dziwnie naładowana magią.
Dlaczego to się tak zachowuje? – zastanowił się młody shinobi z zmarszczonymi brwiami, biorąc swój nieudany eksperyment w ręce. Mgła w środku kuli kotłowała się gwałtownie, ale Naruto jak zwykle nie mógł nic w niej dostrzec. Do wróżbiarstwa to on nie miał talentu za grosz, podobnie jak jego rodzeństwo (Hermiona milczała wyniośle, kiedy przychodziło do takich „bzdur", a Harry i Ron zawsze zmyślali swoje „przepowiednie" od początku do końca).
– Na podkładce Hermiona namalowała kiedyś kombinację runów, która może przyciągać magię – rzekł Harry. – Ale powinno się to dziać tylko wtedy, kiedy czarodziej skupia swoją energię całkowicie na kuli. Dziwne.
Może to po prostu wina tych wszystkich zaklęć, które dzisiaj rzuciliśmy na apartament – zasugerował po chwili zastanowienia Naruto. – Magii mogło być tu tak dużo, że runy zaczęły działać.
– Może – zgodził się Harry, choć brzmiał odrobinę powątpiewająco.
Co innego mogłoby to spowodować? Przecież nie wszedł tu ukradkiem żaden wróżbita, żeby popatrzeć sobie w przyszłość! – zażartował Naruto, nieświadom faktu, że Sakura przed chwilą popisała się darem, którego pozazdrościłaby jej słynna Kasandra Trelawney. – Nikomu w tym świecie nie przyszłoby do głowy, aby spojrzeć w kryształową kulę w tak idiotycznym celu!
Gdyby tylko chłopiec mógł docenić ironię swoich słów…
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top