Klątwy i Losy


Umysł Naruto Namikaze-Uzumaki był rzeczą fascynującą i przerażającą zarazem. Coś, co miało naturalnie należeć do jednej duszy, mieściło w sobie cztery osobowości i demona na dokładkę. Kogoś słabszego mogłoby to zniszczyć, lecz chłopiec przetrwał pierwsze, najgorsze lata i teraz jego umysł był mocny, choć niezaprzeczalnie inny.

Czarodzieje pamiętali doskonale, jak wyglądał, kiedy obudzili się tu po raz pierwszy. Był to wówczas ciemny kanał, zalany warstwą wody, ze spękanymi ścianami i wijącymi się wokół rurami pod nienaturalnie wysokim ciśnieniem – po prostu pusty i mroczny umysł dziecka, które nie znało miłości rodziców oraz posiadało zapieczętowanego w sobie potężnego lisiego demona. Z wiekiem pojawiało się coraz więcej korytarzy, ciśnienie w rurach (symbolizujące system czakry) nieco zmalało, ale miejsce nie stało się o wiele jaśniejsze czy bardziej wypełnione wiedzą i umiejętnościami. Przybywało jedynie wspomnień, które były w dużej części przykre, ku smutkowi lokatorów tego zakątka.

Hermiona niemalże płakała kiedy przypominała sobie, że Naruto nie potrafił jeszcze płynnie czytać, gdy po raz pierwszy spotkali się z nim twarzą w twarz. Dzieciak nie miał nikogo, kto pomyślałby o konieczności nauczenia go tej sztuki.

Oczywiście, byli ludzie, którzy interesowali się nim i pomagali młodemu Jinchuuriki, ale w wieku trzech lat rzadko kiedy uczy się szkraby czegoś naprawdę pożytecznego. Nie wspominając o tym, że chłopiec spędził te trzy pierwsze lata w łóżku, najpierw walcząc o przetrwanie z swoją unikalną „chorobą", a potem po niej odpoczywając. Dziecko było przeładowane zarówno czakrą, jak i mocą magiczną. Tym pierwszym mogli zająć się ninja, a to drugie musiało uwalniać się naturalnie – to znaczy w postaci przypadkowej magii. Ileż to razy opiekunowie (ewentualnie opiekunki) Naruto odkrywali, że są przemalowani na różne kolory (najczęściej pomarańczowy), totalnie mokrzy czy w drastycznych przypadkach zmuszeni do wykonania serii uników przed lewitującymi w powietrzu przedmiotami? Na szczęście różni shinobi widzieli w swoim życiu wiele dziwacznych rzeczy i przypisywali to zaburzeniom w zdrowiu swojego podopiecznego.

Ale pomimo zalet, jakie miała taka opieka, trzeba było przyznać wprost: jounin, który bez problemu radził sobie z misją rangi S, przeważnie nie miał żony i totalnie nie nadawał się na ojca. Nie wiedział, czego trzeba nauczyć dziecko, jak się nim zająć… zabawianie chłopca różnymi sztuczkami z kunai było w porządku, lecz tylko do pewnego momentu. A kiedy blondyn podrósł i wyzdrowiał, musiał poradzić sobie sam. Jego dotychczasowi opiekunowie nie mogli go niańczyć wiecznie, bo mimo najszczerszych chęci, ninja byli potrzebni przede wszystkim wiosce i nie mieli czasu na dziecko.

Krótko mówiąc, odpowiedzialność za edukację Naruto spoczęła całkowicie na barkach Harry'ego, Rona i Hermiony.

Z początku szło jak po grudzie. Będąc magami i przebywając tu od tak dawna, mogli zrozumieć język, którym tubylcy się posługiwali, ale pismo znali ledwie-ledwie, a nie chcieli uczyć Naruto własnej mowy i alfabetu łacińskiego zanim pozna porządnie swoją. Nie wspominając o różnicach kulturowych, które utrudniały im zdeterminowanie, jakie zachowanie i maniery są odpowiednie w tym świecie. Dlatego zaczęli od spotkania się z nim i zaprezentowania kilku niewinnych sztuczek magicznych, aby zachęcić swojego Jinchuuriki do nauki. Dopiero odkrycie, jak obserwować świat przez oczy oraz inne zmysły dziecka i porozumiewać się z nim bez potrzeby stanu głębokiej medytacji było przełomem. Od tego momentu Harry, Ron i Hermiona mogli poznawać otaczający ich świat wraz z chłopcem i służyć mu radą w każdej chwili. Zaczęli eksperymentować, sprawdzając jak wiele ograniczeń stwarza pieczęć i co mogą zrobić. Możliwości były bardzo ciekawe.

Odkryli na przykład, że kiedy jeden umysł spał lub był nieprzytomny, inny mógł funkcjonować i przejmować kontrolę nad ciałem (poza Kyuubim, oczywiście). Hermiona porównała to do zaburzenia osobowości mnogiej, rzadkiej choroby umysłowej. W tym interesującym schorzeniu psychika jednego człowieka rozdzielała się na dwie lub więcej innych, które czasami przejmowały kontrolę nad ciałem i zachowywały się jak zupełnie odrębni ludzie. Sytuacja Jinchuuriki była bardzo dosłowna, biorąc pod uwagę ten opis. On aktualnie miał psyche trzech ludzi (oraz jednego demona) uwięzione w jego umyśle. Naruto był „rdzeniem", gospodarzem, który był oryginalną duszą tego ciała, dlatego to on posiadał najwięcej władzy i inni nie mogli przejąć kontroli, dopóki im na to nie pozwolił lub nie odniósł jakichś mentalnych obrażeń. Kyuubi został dodatkowo odseparowany pieczęcią, więc nie był w ogóle w stanie posługiwać się ciałem i dopóki owo fuuinjutsu nie zostało nadwyrężone, zerwane czy zniszczone, mógł co najwyżej dawać Naruto własną czakrę i zachęcać go do określonych działań.

Czarodzieje mieli więcej swobody. Zanim Naruto uświadomił sobie ich istnienie, stanowili oni jedynie gości, pasażerów na gapę, nie wnoszących do umysłu dziecka nic nowego. Jednak kiedy ich poznał, nastąpiło coś, co można było nazwać nadaniem praw lokatora. Umysł przybrał postać czegoś na wzór osobnego wymiaru, więc każde z nich uzyskało zakątek, który mogli zapełnić symbolami własnej osobowości. Na przykład Hermiona, która była bardzo zorganizowaną czarownicą, posiadała księgozbiór złożony z wszystkich książek jakie kiedykolwiek przeczytała, szafkę z fiolkami pełnymi wspomnień, myślodsiewnię oraz pełno innych rzeczy ułożonych porządnie wokół. Pomieszczenie w którym „mieszkała" przypominało nieco bibliotekę hogwarcką. Podobnie było z pokojami Harry'ego i Rona, z tą różnicą, że wystylizowano je na dormitorium w Hogwarcie i piętro w Norze. Na początku w porównaniu z spękanym umysłem Naruto, ich psychiki zadawały się być o wiele silniejsze i bogatsze, ale i nad tym magowie wytrwale pracowali. W miarę jak pomagali swojemu „braciszkowi", opiekowali się nim i uczyli go, reprezentacja jego uczuć oraz osobowości stawała się coraz piękniejsza. Pęknięcia wzdłuż korytarzy oraz woda zniknęły. Kamienie w ścianach, z niedopasowanych i niekiedy źle spojonych, stały się równe i mocne. Rury zostały wzmocnione i nabrały połysku. Umysły z zasady były ciemnawe, ponieważ nie było człowieka, który nie doświadczyłby czegoś przykrego w swoim życiu, lecz psyche Naruto wreszcie wypełniła złota poświata, sygnalizując, że osiągnięto upragnioną równowagę i ich Jinchuuriki nie grozi depresja czy skłonności samobójcze.

Po udzieleniu tej swoistej „pierwszej pomocy" Złota Trójca zaczęła uczyć się o świecie ninja i regułach w nim rządzących. Niejednokrotnie pozwalali oni Naruto spokojnie spać, podczas gdy jedno z nich przejmowało władzę nad ciałem i wybierało się na zwiad. Najczęściej była to Hermiona. Dzięki swoim naturalnym zdolnościom do zmieniania wyglądu, przybierała postacie różnych shinobi i wchodziła bez przeszkód do tajnych bibliotek ANBU, poznawszy wszystkie potrzebne hasła i sygnały za pomocą subtelnej legilimencji (strażom potem wymazywała wspomnienia o swojej obecności, aby nikt nie zauważył żadnych dziwnych rzeczy). Tam zasiadała spokojnie wśród zwoi i czytała do białego rana co tylko się dało. Niedługo potem zaczęli szkolić w tej sztuce Naruto, aby nie trzeba było „pożyczać" jego ciała.

Kolejnym dużym przełomem było zdobycie i opanowanie Kage Bunshin no Jutsu. Ta technika miała nominację do tytułu Najbardziej Użytecznego Jutsu Pod Słońcem i duże szanse na wygraną. Po raz pierwszy natrafili na wzmiankę o niej w bibliotece ANBU i nie trzeba było dużo czasu, aby wydedukować, gdzie można się jej nauczyć. Wówczas Naruto był już świetnym (nawet jeśli używającym prawie jedynie magii) ninja-szpiegiem. Dlatego chłopiec po prostu wkradł się do Wieży Hokage i nauczył owej techniki. Potem Hermiona przeczytała z pomocą kilku własnych Kage Bunshinów cały Zakazany Zwój oraz sporo innych, na wypadek gdyby były tu jakieś użyteczne rzeczy, których mogliby nauczyć Naruto później. Nie zostawili tam żadnych śladów po sobie.

Akademia była… ciekawym doświadczeniem, choć również nieco frustrującym. Naruto uważał, że mógłby w ogóle nie postawić tam stopy i wciąż być genialnym shinobi (i pewnie miał rację) ale szkoła przydała się, aby nabyć jakieś zdolności socjalne i dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy na temat jego rówieśników. Posłużyła też jako sprawdzian cierpliwości, zdolności aktorskich i sprytu. Chłopiec właśnie w tym czasie nauczył się używać magii subtelnie oraz niezauważalnie.

Hermiona, Harry i Ron wychowali Naruto i nie mogliby znaleźć lepszego kandydata na przekazanie swoich umiejętności w żadnym z dwóch znanych im światów. Dzieciak był odważny, lojalny, honorowy i dobry aż do bólu, biorąc pod uwagę zachowanie mieszkańców jego wioski. Niestety, jak każdy wychowanek, chłopiec nie był idealny i niekiedy nadużywał swojej mocy. Pokusa była ogromna. Nikt oprócz czarodzieja lub czarownicy nie mógł go na tym przyłapać, a tym bardziej udowodnić popełnienie jakiegokolwiek wykroczenia, więc Złota Trójca musiała uważnie obserwować swojego podopiecznego.

– Braciszku… tak nie można robić. Potraktowałeś ich jak wrogów. A to przecież twoja drużyna. Jakbyś się poczuł, gdyby ktoś zrobił to tobie?

Naruto spuścił głowę, słusznie czując okropne wyrzuty sumienia. Hermiona-neesan była mistrzynią, kiedy przychodziło do wywoływania poczucia winy. Dyskutowali temat już przez pół godziny w obszernej Sali Pieczęci, a Kyuubi obserwował ich jednym półprzymkniętym okiem zza krat, pozostając na wszelki wypadek cicho. Demon wolał nie mieszać się w ludzkie sprawy, a tym bardziej te dotyczące etyki i honoru. Ostatnim razem, kiedy otworzył pysk aby podzielić się swoją opinią, ci zwariowani czarodzieje obłożyli jego klatkę magicznymi runami, pozostawiając go na kilkanaście dni w całkowitej ciemności, idealnie odciętego od umysłu dzieciaka. Nie zamierzał powtórzyć tego. Już wystarczająco okropna była perspektywa spędzenia reszty swoich dni w tym słabym ciele bez jakiejkolwiek kontroli nad własnym losem, a potem śmierci.

A tym razem dzieciak nieźle przeskrobał. Chłopiec zdawał sobie sprawę z faktu, że jego przybrane rodzeństwo nie będzie zadowolone z tego wybryku jeszcze zanim go popełnił, ale nie sądził, że aż do tego stopnia.

Przez chwilę trójka dorosłych poddawała dziecko torturze Zawiedzionego Spojrzenia, po czym Harry westchnął i rozkazał:

– Wymień wszystkie powody, dla których nie powinieneś tego robić i nie powtórzysz czegoś takiego w przyszłości.

– Po pierwsze, to są członkowie mojej drużyny i powinienem o nich dbać, nieważne jacy są – zaczął posłusznie Naruto pokornym tonem. – Po drugie, nie powinienem szargać ich prywatności w taki brutalny sposób, zupełnie jakby stanowili dla mnie niebezpieczeństwo. Po trzecie, nie powinienem używać takich zaklęć podczas walki, nawet pozorowanej. Mogłem skończyć nieprzytomny na parę godzin i zawalić w efekcie test. Po czwarte, moc nie służy po to, aby jej nadużywać, ale po to, aby chronić. Dobry Hokage wie, że wraz z siłą przychodzi odpowiedzialność.

– Konkluzja, młody człowieku? – zażądała szatynka tonem, którego nie powstydziłaby się profesor McGonagall.

– Nigdy więcej nie użyję zaklęcia kopiującego wspomnienia poza sytuacją, która będzie tego niezwłocznie wymagać.

Po chwili grobowej ciszy czarodzieje przytaknęli. Harry miał wyjątkowo niezadowolą minę, wspominając swoje własne doświadczenia przy beztroskim grzebaniu w cudzych wspomnieniach. Snape zapewne dotąd dostawał białej gorączki na samą myśl o tym nieszczęsnym incydencie (niezależnie od tego, czy wciąż był żywy, czy też zginął podczas jakiejś bitwy), a Harry nie czuł się ani odrobinę dumny z siebie. Ludzie mieli w głowach wiele rzeczy, które lepiej pozostawić w spokoju.

– Wciąż musimy cię ukarać – zakomunikował Ron. Zwykle starałby się nieco złagodzić gniew Hermiony, ale tym razem sam był zirytowany. Naruto rzucił zaklęcie, tuż przed tym zanim on, Sasuke i Sakura opuścili osłonę gęstwiny, kiedy rudzielec już go nie pilnował. Przegapienie tego było raczej irytujące dla miejscowego „eksperta od legilimencji". Uzumaki miał przecież pozwolenie jedynie na wykorzystanie „magicznej sugestii" wobec z natury upartego i niechętnego do współpracy Sasuke.

Naruto zrobił minę psiaka, którego ktoś wyrzucił za drzwi podczas ulewy.

– Bez takich sztuczek – ostrzegł Harry, poprawiając okulary (ta nieszczęsna mina w zestawieniu z wielkimi oczyma powinna być oficjalnym kinjutsu, czyli Bardzo Zakazaną Sztuką). – To jest lekcja, którą musisz zapamiętać, braciszku. Gdyby nie refleks Hermiony, która przechwyciła własną wolą wspomnienia Sasuke i Sakury, wróciłbyś do Akademii. I nie byłoby to niezasłużone.

Naruto wymamrotał coś niezrozumiałego, co reszta uznała za niechętną zgodę.

– Naruto, nie będziesz oglądał tych wspomnień. To jest jasne, prawda? – chłopiec szybko przytaknął. – Świetnie. A teraz kara: przez najbliższe dwa tygodnie nie udzielimy ci ani jednej lekcji.

To był cios. Hermiona potrafiła by twarda i bezlitosna.

– Dwa tygodnie?! – wykrzyknął Uzumaki.

– Tak, DWA TYGODBIE, młody człowieku! Jeśli ci się to nie podoba, mogę przedłużyć ten okres do miesiąca!

Naruto mądrze nie protestował dalej, mimo że oznaczało to czternaście dni nudy.

Wbrew pozorom, czarodzieje mogli go nauczyć jeszcze bardzo wiele, choć blondyn miał już za sobą parę lat raczej intensywnej magicznej edukacji. Mieli oni wszyscy około dwudziestu pięciu lat, kiedy zmierzyli się po raz ostatni z Voldemortem i nie próżnowali przez swoje życia, zdobywając tony wiedzy. Uczyli ich mistrzowie: Dumbledore, McGonagall, Lupin, Snape, Moody. Czytali notatki twórcy Kamienia Filozoficznego i geniuszy w dziedzinach numerologii oraz starożytnych run. Pomimo że w świecie Naruto nie było zbyt wiele zastosowania dla ich studiów o eliksirach ze względu na brak odpowiednich zwierząt i roślin, wszystkich innych gałęzi wiedzy i tak było zanadto. Uzumaki mógł się nauczyć jeszcze pełno pożytecznych rzeczy.

– Co mam robić przez dwa tygodnie? – westchnął żałośnie chłopiec.

– Poćwicz to co umiesz albo znajdź sobie sam coś nowego do roboty. Nie zabraniam ci się uczyć, po prostu informuję cię, że my nie będziemy pomagać – przewróciła oczyma Hermiona.

Naruto przytaknął i zniknął, wracając do fizycznego świata.

Trójka przyjaciół spojrzała po sobie i wszyscy zgodnie podążyli do komnaty Hermiony. Kobieta wyjęła z swojej szafki dwie spore butelki wypełnione wspomnieniami. Powiedzieli Naruto, że nie będzie tego oglądał, prawda… Ale to nie znaczyło, że oni nie chcieli poznać bliżej członków jego drużyny.

Musieli w końcu dbać o swojego podopiecznego, co równało się konieczności uważania na ludzi, którzy go otaczali.

– Sakura czy Sasuke? – zapytał Ron.

– Najpierw Sakura. Nie sądzę, aby znaleźliśmy tam coś ciekawego, więc będziemy mieli potem więcej czasu na obejrzenie masakry klanu Uchiha. Itachi wciąż jest na wolności, a ma rangę S jakby tego było mało, więc jeśli Sasuke chce go zabić, Naruto na sto procent zostanie wciągnięty w całą awanturę – zakomunikowała czarownica. – Zdaje mi się, że odziedziczył nasz talent do przyciągania kłopotów jak magnes.

Reszta przytaknęła (Ron mrucząc ironicznie „tylko ci się zdaje?") i Hermiona wlała zawartość pierwszej butelki do myślodsiewni, po czym wszyscy po kolei zanurkowali w srebrnej substancji.

Kakashi, ku swemu zdumieniu, odkrył, że naprawdę zaczyna szczerze chcieć uczyć tą drużynę.

To było coś, czego się zupełnie nie spodziewał.

Z drugiej strony, Naruto, Sasuke i Sakura byli… inni od reszty. Nie potrzebowali nawet drugiej szansy na teście. Hatake oczywiście podejrzewał (podejrzewał? Ha, praktycznie wiedział), że ta cała współpraca została zaaranżowana przez zdeterminowanego aby zostać tego roku geninem Uzumakiego, ale znaczyło to, że być może Naruto może stać się dobrym przywódcą dla tej formacji… o ile Sasuke się z tym pogodzi. Dzieciak niewątpliwie musiał mieć talent do przekonywania innych, skoro pozostała dwójka zgodziła się postępować według jego planu.

Kakashi już wiedział, że dwaj chłopcy mają duży potencjał, ale potrzebował bardziej szczegółowych informacji. Wbrew pozorom, nie znał Naruto zbyt dobrze. Pamiętał go głównie jako trzyletniego szkraba, a od tego czasu blondyn zmienił się znacząco. Przez ostatnie lata spotykali się przelotnie, czasami jounin obserwował chłopca lub wpadał na wizytę, aby zorientować się, czy jakiś zaślepiony nienawiścią mieszkaniec wioski nie sprawia mu kłopotów (lubił rozwiązywać takie problemy; szczególnie w duecie z Ibikim Morino, kiedy ten miał wolną chwilę). Naruto jednak stawał się stopniowo coraz bardziej skryty i obudził jakąś Zaawansowaną Linię Krwi, który musiał odziedziczyć ze strony ojca lub matki (albo była to jakaś moc Kyuubi'ego, choć osobiście Kakashi wątpił w to – w końcu nie poczuł czakry lisa). Kushina nigdy nie opowiadała o swojej rodzinie, a Minato niewiele wiedział na temat własnego klanu, będąc jednym z ostatnich Namikaze, więc teoria wydawała się prawdopodobna. Nie można było stwierdzić, czy któreś z nich posiadało uśpione predyspozycje genetyczne do genjutsu, ale nie można było tego również wykluczyć.

Sasuke nieco go niepokoił. Najbardziej motywowała go zemsta i to nie było dobre. Uchiha mógł zrobić coś drastycznego, co poprowadziłoby do rozpadu drużyny w najlepszym razie, a śmierci dwójki pozostałych jej członków w najgorszym. A dzieciak jednocześnie miał otwartą drogę do wielkości! Gdyby tylko ktoś ułożył mu odpowiednio priorytety… Argh, Morino był tysiąckrotnie lepszy w takich sprawach. No cóż, jeżeli przyjdzie do tego, Kakashi był gotowy poprosić o asystę. Poznał przez ostatnie lata speca od tortur i przesłuchań bliżej, więc wiedział, że jego zdolności są naprawdę wiele warte.

Sakura również potrzebowała brutalnego ściągnięcia z obłoków na ziemię. Dziewczyna była inteligentna jak diabli, ale traciła totalnie cel z oczu, kiedy w zasięgu wzroku pojawiał się Sasuke. Och, zaraz, to było złe sformułowanie… bo właściwie to Sasuke był jej celem. Sakura musiałaby skupić swoją determinację na czymś innym (najlepiej na staniu się dobrą kunoichi i przeżyciu najtrudniejszych pierwszych lat w zawodzie). Radzenie sobie z fankami nigdy nie należało do mocnych stron Kakashiego (jeden z wielu powodów, dla których nosił swoją maskę), ale być może uda mu się wybić głupie mrzonki z jej głowy. Ta przyjaciółka Kurenai i okazjonalna asystentka Ibikiego, Anko o ile się nie mylił, na pewno będzie miała kilka interesujących pomysłów. Wyglądała na taką. Zapyta ją przy szklaneczce sake w któryś weekend, jeśli Haruno stanie się zbyt wielkim problemem.

Dzieciaki nawet nie wiedziały (a przynajmniej na pewno nie wiedzieli Sasuke i Sakura… Naruto zawsze lubił zaskakiwać) jakim zaszczytem było nazwanie ich formacji Drużyną Siedem. Oznaczało to, że Hokage oczekuje od nich wielkich rzeczy. Była to w pewnym sensie tradycja. „Siódemkę" zawsze sprawdzało się za pomocą testu z dzwonkami i większość potencjalnych kandydatów go nie przechodziła. Jednak ci którzy to zrobili, byli zarówno szczęściarzami, jak i przeklętymi.

Pierwsi byli Sanninowie. Jiraiya, Tsunade oraz Orochimaru. Zdobyli sławę podczas wojny i stali się legendami. Ale historia nie skończyła się wesoło, bowiem ich gwiazda rozbłysła jasno… i zgasła, spadając z monstrualnym hukiem. Orochimaru stał się nukeninem, Tsunade porzuciła życie ninja, a Jiraiya był Kami wie gdzie, pracując dla wioski tylko wówczas, kiedy uważał to za nieuniknioną konieczność.

Druga była drużyna złożona z Namikaze Minato, Uchihy Mikoto i Unakouby Matatsu. Przyszły Yondaime był znany z swojego ogromnego talentu do Fuuinjutsu, Mikoto, zanim wyszła za mąż i została zamordowana przez własnego syna, należała do najlepszych w sztuce subtelnej infiltracji i „cichego zabijania", nie pozostawiając po sobie prawie żadnych śladów (nie licząc samego truposza, rzecz jasna!), zaś Matatsu, choć pochodził z rodziny zwykłych cywili, posługiwał się wodnymi jutsu niczym Nidaime, a kiedy trzymał w ręku swoją katanę, jego przeciwnik nie miał szans na przeżycie. On, razem z Minato, również zginął podczas ataku Kyuubi'ego.

Kakashi, Obito i Rin także byli „siódemką". Niestety, ta formacja rozpadła się, zanim była w ogóle w stanie wspólnie osiągnąć coś znacznego. Hatake wielokrotnie żałował tej straconej szansy – czego dowodem było jego nieskończone sterczenie nad pamiątkowym pomnikiem, który znajdował się, o ironio, na polu treningowym numer siedem – ale nie można zmienić biegu wydarzeń.

I teraz on był sensei kolejnego pokolenia. Odnajdywał z niepokojem wiele podobieństw do przeszłości. Sakura była trochę jak Rin z charakteru, a jej kontrola czakry była równie idealna co kontrola Tsunade. Sasuke przywodził na myśl Orochimaru, „geniusza", a niekiedy jego samego (kolejnego geniusza, o zgrozo), i był już trzecim Uchihą z kolei w tej szczególnej drużynie. Powtórzyła się formacja Namikaze-Uchiha. Naruto był bardzo podobny do swojego ojca i zupełnie jak Matatsu, nie rozstawał się z książkami. Blondyn był także żartownisiem, jak przed nim Jiraiya, Minato i Obito. Sasuke i Sakura zachowywali się zupełnie jak Kakashi i Rin; czyli układ fanka oraz obiekt jej uczuć (choć Rin była nieco mniej irytująca i nigdy się nie narzucała).

Trudno było również zapomnieć o jego własnej roli. Pierwszą Drużynę Siedem uczył Hokage, następną jego uczeń, później znów Hokage, a teraz on był uczniem Hokage na stanowisku nauczyciela.

Kakashi nie był przesądny, ale czuł się… zaniepokojony. Tak, zaniepokojony; to dobre słowo. Łatwo było mówić, że ta drużyna ma ogromny potencjał, ale to był potencjał, aby wznieść się na niewyobrażalne wysokości lub stoczyć najniżej jak tylko jest to fizycznie możliwe.

Oto i osławiona Klątwa Drużyny Siedem.

Właśnie z powodu tak zwanej „klątwy" Lustrzany Ninja znalazł się przed drzwiami domu Umino Iruki, poprzedniego sensei swoich uczniów. Był zdeterminowany, aby zdiagnozować i rozwiązać wszelkie problemy zanim będzie za późno. Sharingan Kakashi nie popełniał dwukrotnie tego samego błędu.

Iruka wydawał się być raczej zaskoczony na jego widok.

– Hatake-san! Czy mogę w czymś pomóc?

– Mów mi po prostu Kakashi – rzekł leniwie jounin, przewracając stronę w swojej ukochanej książce (Iruka, zauważając jakiej dokładnie serii jest to część, podjął znaczne wysiłki, aby spalić egzemplarz Icha Icha wzrokiem). – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale chciałbym porozmawiać na temat moich uczniów.

Chuunin uniósł lekko brwi i zaprosił go do środka. Najwyraźniej nikt dotąd nie złożył mu takiej wizyty. Właściwie nie było to dziwne; większość instruktorów zadowalała się po prostu pisemnym raportem na temat swoich studentów. Ale Kakashi nie należał do większości instruktorów, a jego drużyna nie była w żadnym wypadku przeciętna.

Iruka zaparzył herbatę i obaj ninja usiedli na werandzie. Umino posiadał niezbyt duży, ale wygodny dom, odziedziczony po rodzicach. Miał nawet ogródek.

– Więc co chcesz wiedzieć?

– Chciałbym jedynie poznać twoją opinię na temat całej trójki. Niewątpliwie znasz ich bardzo dobrze.

– Wszystkie swoje obserwacje spisałem w raporcie – zauważył chuunin.

– Tak, i na papierze wygląda to bardzo ładnie, ale nikt nigdy nie pisze rzeczy typu „wróżę mu karierę seryjnego zabójcy, a z tą czarującą osobowością uczeń ten niewątpliwie stanie się zdrajcą w przeciągu kilku lat" – uśmiechnął się czarująco Hatake, co można było stwierdzić dzięki jego widocznemu oku.

– Znam te głupie historie o Klątwie Drużyny Siedem, ale Sasuke nie jest ani swoim bratem, ani Orochimaru! – rzucił się natychmiast w obronę swojego byłego ucznia Iruka. Hm, więc to dlatego wszyscy znali go jako najbardziej matczynego chuunina w wiosce. Umino bezsprzecznie przejmował się losem swoich pupili (nawet byłych) aż do przesady.

– Czy ja wspominałem coś o Sasuke? – zastanowił się niewinnie na głos srebrnowłosy shinobi. Oho, już mamy tu jakieś pikantne szczegóły. Wycisnę z niego wszystkie informacje jak wodę z gąbki.

To będzie długa, długa dyskusja.

Naruto oderwał wzrok od książki i spojrzał na mostek, gdzie miała się spotkać ich drużyna. Oczywiście Sasuke i Sakura, ci naiwniacy, byli już tu pewnie od godziny czekając bezsensownie na wiecznie spóźnialskiego Hatake. Uzumaki jednak wiedział, że Kakashi pewnie nie zjawi się na czas nawet na własny pogrzeb, więc nie było powodów aby przypuszczać, że uzna spotkanie ze swoją drużyną na tyle ważne, żeby przyjść o umówionej godzinie. Dlatego Uzumaki wyleżał się dziś w łóżku, a później zdążył jeszcze zrobić dwie rundy dookoła wioski na rozgrzewkę i wpaść do Ichiraku na śniadanie. Rozważał nawet poszukanie Konohamaru dla rozrywki, lecz po namyśle zrezygnował.

– Hej – przywitał się znudzonym tonem któremu towarzyszyło leniwe machnięcie ręką (nieświadomie imitując ich nauczyciela) i usiadł na barierce.

– Spóźniłeś się – zauważyła poirytowana Sakura groźnie.

Chłopak jedynie wzruszył ramionami.

– Kakashi-sensei zawsze spóźnia się co najmniej półtora godziny, więc uznałem za niemądre czekanie tutaj więcej czasu niż jest to absolutnie konieczne – Uzumaki wyjął książkę i otworzył ją na zaznaczonej stronie, nieświadomie wywołując u swojej koleżanki nerwowy tik na wspomnienie ich zboczonego sensei. – Mam lepsze rzeczy do roboty.

Sakura, słysząc to zazgrzytała zębami, chwyciła się rękoma za głowę i spojrzała w niebo.

– Co to za instruktor, który totalnie lekceważy swoją drużynę?! – zawołała, jakby adresując bliżej nieokreśloną siłę wyższą. Oczywiście, nie otrzymała od owej siły odpowiedzi, będąc żałosną przedstawicielką patetycznej rasy ludzkiej.

Naruto zadał kiedyś słynnemu Lustrzanemu Ninja podobne pytanie. Tamtego dnia Kakashi spotkał go na targowisku, kupił dla niego trochę świeżych warzyw (których nie dostałby żadnym innym sposobem) i zapowiedział, że odwiedził go wczesnym popołudniem… tylko po to, aby zjawić się późnym wieczorem.

– Dlaczego nigdy nie możesz być na czas? Jeśli będziesz się zawsze spóźniał, ludzie pomyślą, że lekceważysz swoje obowiązki – zauważył Uzumaki po tym, jak Hermiona wytknęła dokładnie to samo.

– Naruto… za dużo czasu spędzasz z Ibikim, robisz się odpowiedzialny – ostrzegł go mężczyzna z uśmiechem (pomimo, że Naruto nie widział Ibikiego na oczy od dobrych paru tygodni), po czym wyjaśnił zdawkowo. – Wielu ludzi ma problemy z punktualnością. Poza tym, trzeba też trochę luzu w życiu!

Chłopiec wkrótce zrozumiał, że spóźnianie się jest jakimś dziwnym, ale ważnym rytuałem jounina i przestał się tym przejmować. Kakashi po prostu miał taką osobistą, specyficzną definicję obowiązkowości. Jeśli działo się coś ważnego, był zwarty i gotowy do akcji, lecz kazał na siebie czekać kiedy tylko mogło mu to ujść na sucho.

Naruto uznał, że właściwie męczy go jęczenie Sakury (wcale nie chciał rzucić Silencio, wcale a wcale), więc przewrócił oczyma, westchnął głośno i zamknął książkę z głuchym trzaśnięciem, zwracając na siebie uwagę pozostałej dwójki. Następnie założył nogę na nogę i oparł podbródek na dłoni w zamyśleniu, z mocnym postanowieniem, aby namieszać członkom swojej drużyny w głowach.

Tak… Czas na nawiązanie paru więzi pomiędzy nimi! Musieli zaczął ze sobą przynajmniej rozmawiać! Każde słowo, które opuści jego usta, zostanie wypowiedziane w dobrej wierze!

(Hermiona prychnęła kpiąco w swoim zakątku umysłu, a Ron i Harry wymienili uśmieszki).

– Właściwie – rozpoczął powoli oraz lekceważąco, jakby jedynie komentował stan pogody – nigdzie nie napisano, że Kakashi musi poświęcać nam jakąś szczególną uwagę. Z tego co wiem, ma tylko dwa obowiązki: monitorować nas podczas misji i dbać o to, aby nie zginęliśmy w jakiś spektakularnie głupi sposób.

– Co?! – wykrzyknęła Sakura z oburzeniem.

– Spójrzmy prawdzie w oczy – rozłożył ręce Uzumaki w „przykro mi moi drodzy, taki już jest świat" geście. – Bycie sensei drużyny geninów to najłatwiejsza robota pod słońcem! Płacą ci więcej niż zwykle, a ty masz urlop!

Sasuke parsknął, co było w jego unikalnym języku wyrazem zirytowanego rozbawienia. Najwyraźniej on również zauważył komizm owej sytuacji.

– Niewielu jouninów naprawdę zajmuje się przydzielonymi im drużynami – kontynuował blondyn. – I przeważnie nie warto tego robić, biorąc pod uwagę, że te formacje rozpadają się po egzaminach na chuunina, czasami odejściu czy śmierci któregoś z członków… Bycie shinobi nie jest takie łatwe, jak to się wydaje w Akademii. To nie zabawa. Spójrzcie choćby na naszą klasę. Z dwudziestu siedmiu osób geninami tego roku zostało tylko dziewięć. Ci, którzy wezmą się poważnie za trening, zostaną chuuninami; załóżmy, że to będzie siedem osób. Z tego zwykle trzy mają potencjał na bycie specjalnym jouninem, a z tych trzech jedna, może dwie osiągają poziom jounina. Reszta prędzej czy później rezygnuje lub w tym czasie już gryzie ziemię. To jest selekcja naturalna. MY mamy się starać, a nie nasz sensei. Ninja musi umieć radzić sobie i myśleć samodzielnie, aby nie był ciężarem dla całej drużyny.

Sakura zamilkła i spuściła wzrok, zapewne myśląc o tym, jak będzie wyglądała w obliczu takiej statystyki jej kariera kunoichi. Sasuke mocniej splótł dłonie i zdawał się sztyletować swoje odbicie w wodzie spojrzeniem.

– Oczywiście, zdarzają się wyjątki! – zawołał nagle Naruto obrzydliwie radosnym tonem. Sasuke wzdrygnął się lekko, ponieważ przypomniało mu to równie obrzydliwie radosne szczebiotanie chorych na miłość fanek.

– Wyjątki? – podjęła z nadzieją Haruno.

– Na pewno słyszeliście o Legendarnych Sanninach czy formacji Ino-Shika-Cho. To są przykłady niezwykle rzadkiego zjawiska, kiedy cała drużyna jest dobra i współpracuje… nawet jeśli jedynie przez jakiś czas. Ale to zdarza się bardzo sporadycznie. Właściwie, to nie powinno się zdarzać. To wybryk natury! Albo cud, zależy jak się na to patrzy. Ludzie są ohydnymi egoistami. Dlaczego mieliby zajmować się członkami swojej drużyny? Każdy ma własne cele i ambicje, po co przejmować się innymi? Wielu shinobi przez całe swoje życie nigdy nie pojmuje, jaka siła tkwi w współpracy. To dlatego Kakashi-sensei oblał wszystkie swoje dotychczasowe drużyny.

W głosie Naruto pod koniec tej krótkiej przemowy pojawiła się pewna gorycz. Harry, Ron i Hermiona wychowywali go w własny, raczej honorowy sposób i chłopiec miał twarde zasady moralne, do których zaliczała się na bardzo wysokiej pozycji lojalność. Czekał z taką niecierpliwością na przydział do drużyny nie tylko dla okazji zaprezentowania swoich niezwykłych zdolności, ale również miał nadzieję stworzyć taką więź z swoimi kolegami, jaką posiadali między sobą czarodzieje (przybysze z innego świata naprawdę niezwykle przypominali standardową drużynę ninja, tworząc typowe zestawienie „dwóch chłopców i dziewczyna" oraz uzupełniając się nawzajem zdolnościami). Niestety, osobowości Sasuke i Sakury stały mu na przeszkodzie (a przynajmniej on sam widział to w ten sposób); zresztą, nigdy szczególnie nie lubił akurat tej dwójki. To był jeden z powodów, dla których skopiował ich wspomnienia, chcąc ich poznać bliżej i znaleźć sposób, aby móc zaprzyjaźnić się z nimi.

Smutno to mówić, ale Naruto niewiele wiedział na temat normalnych stosunków między dziećmi. Nie był osobą, której łatwo znaleźć wspólne tematy z innymi. Wychowali go sami dorośli i pod wieloma względami był aż nadto dojrzały, a pod innymi miał żałośnie mało doświadczenia.

Po chwili ciszy i bezruchu, która powitała dość nietypowe jak na niego, gwałtowne i ekspresyjne wprost zachowanie, Uzumaki znów otworzył książkę i pogrążył się w lekturze, powiedziawszy swój kawałek. Nie mógł tego na razie wiedzieć (bo nie zadał sobie trudu obserwowania reakcji swoich towarzyszy), ale wszyscy słuchacze podchwycili ową nutkę złości w jego słowach.

Czy to miało być skierowane do mnie? – zastanowił się Uchiha Sasuke, mrużąc oczy i debatując zawzięcie w głowie, czy klasowego lenia i idiotę stać na taki poziom subtelności. – Jeśli tak, to czemu ten dobe się tak tym przejmuje? To zupełnie do niego niepodobne. Zawsze sprawiał wrażenie, że nie przejąłby się końcem świata, gdyby tylko zdążył dokończyć czytanie książki na czas. Dziwne…

Naruto musiał zauważyć to samo, co Kakashi-sensei… że za bardzo przejmuję się Sasuke-kun, pomyślała Sakura, święcie wierząc, że to miał być przytyk w jej stronę. Wczoraj Kakashi odwiedził ją w domu, aby przekazać wiadomości o klasyfikacji zdolności Naruto jako sekretu rangi A. Ich nowy sensei nie omieszkał wykorzystać okazji, aby udzielić jej kazania na temat istoty współpracy między członkami drużyny i powodów, dla których została kunoichi i dla których powinna zostać kunoichi. Nie trzeba było wspominać, że była tu spora różnica, której być nie powinno. Bardzo to zabolało dziewczynę, biorąc pod uwagę fakt, że zawsze starała się zadowolić swoje otoczenie, a w szczególności przełożonych i nauczycieli.

Ukryty wśród liści niedalekiego drzewa Kakashi uniósł lekko brwi.

Naruto widocznie dorastał w bardzo interesujący sposób, zaczął roztrząsać podsłuchaną konwersację jounin. Nie spodziewałbym się usłyszeć takich mądrości od kogoś tak młodego… zupełnie jak Obito. – Mężczyzna uśmiechnął się smutno do swoich myśli. – Sandaime-sama jest pewien, że chłopak nie zawsze wie, co się dzieje w jego iluzjach, czerpiąc obrazy z podświadomości ofiary, więc pewnie wciąż nie ma pojęcia o swoim ojcu czy matce… ale ten dzieciak na pewno wie, jak zdobyć wartościowe informacje i gadać z autorytetem. Gdyby tylko chciał, byłby równie dobrym Hokage co Minato-sensei. Większość naszych chuuninów nie ma tak szczegółowych wiadomości na temat funkcjonowania wioski jak on. Hm, z każdym dniem moi uczniowie wydają się być coraz bardziej interesujący.

Hatake postanowił, że nadszedł czas na jego wielkie wejście, więc cicho opuścił swoją kryjówkę i zbliżył się do swojej drużyny z przeciwnej strony.

– Yo! Przepraszam za spóźnienie, ale spotkałem dzisiaj tą staruszkę, która potrzebowała pomocy z zakupami i musiałem…

Jego uczniowie spojrzeli na niego; dwójka z niedowierzaniem, a Naruto z rozbawieniem.

– …a potem zauważyłem te nieszczęsne rybki, które miały się lada chwila utopić w sadzawce i po prostu nie mogłem ich tam zostawić…

Z gardła Sakury wydobyło się raczej alarmujące warczenie (jounin chyba obrażał ich inteligencję, do diabła! Topiące się rybki?!), więc Kakashi zdecydował dać sobie spokój z dalszymi idiotycznymi wymówkami. Tym razem.

– …więc pomogłem tej dziewczynce policzyć stokrotki rosnące na trawniku, no i tak to się skończyło – zakończył pośpiesznie. – Ehem. Cóż, moja droga drużyno, zaczynamy swoje obowiązki. Chcecie najpierw odbyć mały trening, czy idziemy do Wieży Hokage po misję?

– Trening! – zagłosował natychmiast Naruto, nie odrywając wzroku od swojej książki. Jego sensei poczuł się nieco zawiedziony. Najwyraźniej chłopiec wiedział już i o misjach rangi D. Jaka szkoda; Kakashi miał nadzieję zobaczyć jego reakcję.

– Boisz się misji, dobe? – zadrwił Sasuke i uśmiech natychmiast powrócił na twarz ich sensei. Nie wszystko stracone, jak widać!

Brew Uzumakiego zadrgała.

– Moja dobra rada brzmi: zajmijmy się treningiem – powtórzył z naciskiem.

Naruto nie nasączył tego zdania legilimecją (bez której współpraca drużyny była do diabła, mówiąc wprost), więc Sasuke jedynie uśmiechnął się ironicznie i skrzyżował ręce na piersi, jakby mówiąc „jesteś tak żałośnie beznadziejny jak podejrzewałem od początku". Kakashi westchnął w duchu. Jak znał życie (a znał je dość dobrze), to się wkrótce przerodzi w rywalizację o pozycję samca alfa w sforze. Sakura siedziała cicho, nie wiedząc, co zrobić. Z jednej strony chciała automatycznie poprzeć Sasuke-kun, a z drugiej powinna przecież zwracać uwagę na całą swoją drużyną i jak dotąd, Naruto zdawał się zawsze wiedzieć, co mówi… Właściwie, to dziwne. Odkąd jesteśmy drużyną, Naruto jest jakby zupełnie inną osobą. Nigdy nie podejrzewałabym go o posiadanie takiej… głębi, patrząc na niego w klasie. Zawsze był tylko idiotą, próżniakiem i błaznem, który pozwalał innym na przejęcia inicjatywy. A tymczasem okazuje się, że jest lepiej przygotowany do bycia ninją niż ja.

Sakura zaczynała mieć poważne problemy z wiarą we własną wartość. Zawsze była świadoma, że siła fizyczna nie jest jej mocną stroną, ale uważała za swój atut rozum i wiedzę. Tymczasem Uzumaki zabrał jej niespodziewanie pozycję inteligenta w ich małej grupie.

Jej teraźniejszy problem dotyczący rozterki, po której stronie się opowiedzieć został na szczęście szybko rozwiązany przez samego blondyna.

– Dobrze – zwrócił się Naruto do ich sensei. – Sasuke potrzebuje praktycznej lekcji. Chodźmy po tą… misję – ostatni wyraz został praktycznie wypluty z pogardą.

Kakashi zmrużył oko, co oznaczało, że się głupio szczerzy. Sasuke natychmiast zrobił się podejrzliwy, widząc tą nagłą kapitulację bez walki, ale nie mógł już zmienić stanowiska; był na to za dumny. Dlatego po prostu uznał, że Naruto jest zbyt wielkim leniem, aby się kłócić.

Uzumaki przewrócił jedynie mentalnie oczyma, uniósł wysoko głowę z miną osoby, która wie lepiej, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę Wieży Hokage, nie czekając na resztę. Poświęcił za to z powrotem uwagę swojej książce. Opisywała ona różne dziedziny wiedzy, w których mógł kształcić się ninja i ich zastosowanie przez różnych shinobi w historii. Naruto starał sobie znaleźć jakieś interesujące hobby na czas szlabanu.

Sandaime uśmiechnął się szeroko na ich widok. I to nie był miły, pełen ciepła uśmiech.

– Drużyna Siedem zgłasza się po swoją misję – zakomunikował Kakashi.

Hokage wziął do ręki plik papierów i zaczął przeglądać je powoli.

Mam nadzieję, że ktoś inny zdążył już dostać misję złapania Tory, pomyślał Naruto, wzdrygając się lekko. Widział już stan geninów, którzy byli zmuszeni do ścigania Diabelskiego Kota kiedy czasami przychodził do wieży odwiedzić Sarutobiego. Żaden nie wyglądał ładnie.

– Hm, zobaczmy – zastanowił się Sandaime. – Opiekowanie się dzieckiem, malowanie płotu, zakupy…

– Malowanie płotu będzie dobre na początek, Hokage-sama – zasugerował jounin.

Niańczenie dzieci i robienie zakupów wymagało bezpośredniego kontaktu z innymi ludźmi. Hatake wolał nie zmuszać do tego swoich uczniów, kiedy będą w złym humorze. Ninja w złym humorze mieli tendencję do nadużywania brutalnej siły i powodowania poważnych zniszczeń. A rodzaj misji, które nowi genini będą wypełniać przez najbliższy czas na pewno nie był ekscytujący ani satysfakcjonujący. Nawet zwykle nieporuszony Naruto, teraz wiedząc co go czeka stał nadąsany w kącie, odgradzając się od reszty świata swoją książką. Choć akurat powodem tego zachowania był raczej fakt, że Sasuke był na tyle głupi, aby w ogóle chcieć iść po jakąś misję.

Niewątpliwie Naruto bardzo nie lubi, kiedy coś idzie nie po jego myśli. I nie jest do tego przyzwyczajony. Dotąd polegał tylko na sobie, nie musiał liczyć się z zdaniem ani czynami innych. Może wiedzieć o tym, jak ważna jest współpraca drużyny, ale nie powinienem z góry zakładać, że ta wiedza zawsze będzie się przekładać gładko na praktykę – zanotował sobie w pamięci Kakashi, widząc tą naburmuszoną pozę.

Najwyraźniej Sasuke nie będzie jedynym źródłem problemów w ich małej grupie.

– Dobrze, chodźmy, drużyno! – zakomenderował srebrnowłosy shinobi i odwrócił się.

– Jeszcze jedno, Kakashi – zatrzymał go Hokage. – Chciałem tylko spytać, kiedy zamierzasz zwolnić swoich podopiecznych.

– Podejrzewam, że około czwartej.

– Ach, to dobrze. Martwiłem się, że Naruto nie będzie wolny przed szóstą. Jest mi tutaj potrzebny – uśmiechnął się tak jakby odrobinę niebezpiecznie Sarutobi. Obecni nie przegapili też grymasu, który wykrzywił twarz Uzumakiego. – To wszystko, Kakashi.

– Do czego potrzebuje cię Hokage-sama? – zapytała Naruto zaciekawiona Sakura, kiedy wyszli z budynku.

– Och, to nic takiego – zbagatelizował sprawę chłopak, udając, że jest zupełnie pochłonięty lekturą. Nie zamierzał się do tego przyznawać, ale Sandaime zaplanował na dzisiejsze popołudnie jakąś karę za jego żart i nauczenie Konohamaru Oiroke no Jutsu. Najwyraźniej ten liliput nie miał oporów przed używaniem owej straszliwej techniki przy każdej nadarzającej się okazji.

Naruto westchnął. Jeszcze sobie z Konohamaru porozmawiają o wpędzaniu w kłopoty ludzi, którzy postanowili zmarnować trochę swojego cennego czasu i nauczyć takiego brzdąca Niesamowitej, Oszałamiającej, Legendarnej I Absolutnie Zakazanej Techniki.

Tak podobno nazywali teraz Oiroke no Jutsu starsi shinobi.

Drużyna Siedem miała pomalować płot otaczający sporą posesję jednego z członków Rady Wioski. Na miejscu zastali taką ilość farby i pędzli, że ktoś mógłby pomyśleć, że to praca dla całego zastępu malarzy. Geninowie z zrezygnowaniem zabrali się za otwieranie puszek z farbą, podczas gdy jasne słońce wznosiło się coraz wyżej ponad horyzont. Wkrótce padające na ich ramiona promienie zaczęły przypominać potoki lawy. Naruto, w swoich ciemnych ubraniach, był sfrustrowany jak nigdy już po półgodzinie.

To misja, którą powinni wykonać uczniowie z Akademii! – narzekał w myślach rozzłoszczony Uzumaki. – Budowanie współpracy? Phi! To służy jedynie torturze nowicjuszy! Jak mnie świerzbi ręka, żeby użyć jednego, małego zaklęcia…

– Myślisz, że to naprawdę jest takie płytkie, Naruto? – odezwała się nagle Hermiona z rozbawieniem. Było to dość niespodziewane, bo zwykle Złota Trójca nie przeszkadzała mu podczas codziennych zajęć, aby nie rozproszyć jego koncentracji, chyba że mieli coś istotnego do powiedzenia lub nie mogli powstrzymać się od komentarza. – Szukaj ukrytego sensu w ukrytym sensie, braciszku. Spójrz tylko na Kakashiego; czuję wprost, że obserwuje was jak sokół i czeka na coś.

Naruto nagle zamarł w pół ruchu i odwrócił się w stronę ich nauczyciela, który wylegiwał się bezczelnie na ławce nieopodal z tomem Icha Icha w ręce. Kakashi, napotykając jego spojrzenie, posłał mu swój oko-uśmiech. Chłopak zmarszczył brwi i cofnął się nieco od płotu, oparł dłonie na biodrach w nieco kobiecym geście przejętym od Hermiony-neesan, po czym zaczął się w niego wpatrywać takim wzrokiem, jakby deski lada chwila miały przemówić i zdradzić mu jakąś tajemnicę wszechświata. Hermiona-neesan miała rację, jak zwykle. Hokage nie zabierałby im cennego czasu, który można przeznaczyć na trening, gdyby nie mogli się czegoś tutaj nauczyć. Tylko o co chodziło?…

– Coś nie tak, Naruto-chan? – zawołał Hatake ze swojej ławki.

Naruto nawet nie zwrócił uwagi na ten odrobinę obraźliwy dla chłopca w jego wieku zwrot, tylko machnął swoim pędzlem w stronę jounina w „ucisz się" geście i zaczął myśleć intensywnie. Sasuke i Sakura również zerknęli na niego, zastanawiając się, dlaczego nie pracuje.

– Trening, mały, trening – podszepnęła czarownica.

Oczy blondyna nagle rozszerzyły się, a na jego twarz wpłynął lisi uśmiech. Nowicjusze nie powinni marnować czasu, który można przeznaczyć na trening… A jak można trenować podczas malowania płotu? Tak się składało, że czytał kiedyś w bibliotece ANBU o wojnie z Suną i lalkarzach tamtejszej wioski…

– Ha! – zawołał głośno i wycelował oskarżycielsko palcem w płot, jakby to do niego się zwracał. Ten nagły okrzyk sprawił, że reszta jego drużyny podskoczyła. – Mam! Jestem cholernym geniuszem!

Czy on dostał udaru?… – pomyśleli Sakura i Sasuke.

Niemożliwe… Głowę dałbym sobie uciąć, że dotąd nikt nie wydedukował tego od razu. Prędzej uwierzyłbym, że to Nara w przebraniu a nie Naruto, gdyby tylko Shikaku i jego syn nie byli zbyt wielkimi leniami na robienie żartów – zdumiał się Kakashi.

Naruto tymczasem przyłożył pędzel do płotu i połączył go z swoim palcem strużką czakry. Następnie wziął jeszcze dziewięć innych i zrobił z nimi to samo, aby na każdy jego palec przypadało jedno narzędzie. Pozostali przyglądali się mu z dyskretnym zainteresowaniem. Blondyn tymczasem zaczął się krok po kroku oddalać tyłem od płotu, aż w końcu usiadł na ławce obok swojego sensei. Podczas tej operacji pędzle pozostały nieruchomo na swoim miejscu, przytknięte prostopadle do desek. Naruto skrzyżował nogi po turecku, oparł łokcie na kolanach i po pełnej napięcia chwili (podczas której wszyscy zastanawiali się, co on do diaska wyprawia) poruszył palcami.

Pędzle zostały natychmiastowo wprawione w ruch. Skoczyły i zaczęły same z siebie, jeden obok drugiego, malować spory kawałek ogrodzenia. Były odrobinę niezgrabne, ale wciąż niezaprzeczalnie szybkie. Sakura upuściła własny pędzel i patrzyła na to przedstawienie z otwartymi ustami oraz wytrzeszczonymi oczyma, a Sasuke wcale nie miał mądrzejszej miny. Kakashi zmrużył widoczne oko i każdy głupi mógł stwierdzić, że uśmiecha się od ucha do ucha.

Mam w drużynie cholernego GENIUSZA! – pomyślał rozradowany jounin, wewnętrznie wykonując mały taniec zwycięstwa, widząc jak jego uczeń wykorzystuje do pracy skomplikowaną metodę użycia czakry, którą ninja z Konohy ukradli Sunie podczas wojny (choć wciąż nie potrafili skonstruować porządnych lalek). – To oznacza jeszcze mniej roboty niż przewidywałem!

Trzeba zaznaczyć, że Naruto nie byłby w stanie tego zrobić, gdyby czakra czarodziei nie balansowała energii lisiego demona. Wielką rolę w jego raczej dobrej kontroli odgrywały również ćwiczenia, które wykonywał odkąd miał zaledwie siedem lat. Ten poziom precyzji bynajmniej nie przychodził mu naturalnie i był okupiony godzinami ciężkiej pracy.

– Wow! – zawołał Naruto. – Nigdy dotąd czegoś takiego nie próbowałem! Czuję się jak lalkarz z Suny! Hehehe… musimy to koniecznie jutro powtórzyć!

Gdyby ujrzał go jakikolwiek prawdziwy lalkarz, to facet (lub kobieta) dostałby zawału na miejscu, potem powstał z grobu i zabiłby blondyna za to, że tak bestialsko posługuje się tą finezyjną metodą kontroli czakry. Naruto mógł nauczyć się poruszać rzeczy takie jak pędzle, czy kunai, ale jedyne co zrobiłby z delikatnym oraz skomplikowanym mechanizmem lalki, to rozwalenie go na kawałki. Bardzo drobne kawałki.

– Więc zrozumiałeś prawdziwy cel tych misji, hm? – zapytał radośnie Kakashi.

– Trening! – odpowiedział Uzumaki, przebierając teraz palcami w taki sposób, że tworzył teraz na płocie piękny kwiatowy wzór w stylu abstrakcyjnym (trochę mu nie wychodził, ale wciąż wyglądał ładnie). – Podczas każdej misji rangi D powinniśmy znaleźć jakiś sposób, aby użyć swoich zdolności shinobi.

Przechodzący obok cywil przystanął i wpatrzył się z zachwytem w błyskawicznie powstający ozdobny wzór na deskach. Najwyraźniej był tu nowym mieszkańcem, bo zawołał:

– Hej, ty! Za ile zrobisz coś takiego dla mnie?!

Dzięki owemu małemu okryciu misja skończyła się w rekordowym tempie i przyszedł czas na porządny trening.

– Co będziemy dzisiaj robić, sensei? – zapytała zaintrygowana Sakura. Dziewczyna miała nadzieję nauczyć się czegoś, co pozwoli robić jej sztuczki podobne do wyczynu, który przed chwilą zaprezentował Naruto.

Kakashi zaprowadził ich na to samo pole treningowe, gdzie odbył się poprzednio test z dzwonkami. Tylko dwóch członków drużyny było świadomych faktu (sam Hatake i jak zawsze dobrze poinformowany Naruto), że zakątek miał numer siedem i był oficjalnym miejscem treningowym ich formacji. Tuż obok znajdował się pomnik z imionami zmarłych w akcji bohaterów wioski, co zakrawało niemalże na jakiś omen.

Naruto zadecydował, że ma mieszane uczucia co do tego uroczego skrawka. Atmosfera tutaj była nieco zbyt ponura, aby mogła mu szczerze przypaść do gustu. Patrząc na trzy samotne pale sterczące z ziemi, niemalże mógł ujrzeć przy nich młode osoby łudząco podobne do współczesnej Drużyny Siedem, które podczas późniejszej wojny uzyskały tytuł Densetsu no Sannin, Trzech Legendarnych Ninja. Obraz chwały i grozy, mając świadomość, co z nich wyrosło.

Blondyn pomyślał, że nikt, a w szczególności stary Hokage nie mógł przegapić faktu, jak wiele wspólnego Sannini mieli z Sasuke, Sakurą i Naruto.

– Muszę sprawdzić na jakim poziomie jesteście – zadeklarował jounin, zamykając swoją książkę i chowając ją. Niesamowity gest natychmiast przyciągnął uwagę Uzumakiego, który odgadł, że Kakashi przestał się wreszcie wygłupiać. – Zacznijmy może… od taijutsu.

Reakcje były dokładnie takie, jak Kakashi przewidywał. Na ustach Sasuke pojawił się uśmieszek pełen przekonania o własnej wyższości oraz pewności siebie, entuzjazm Sakury wyraźnie przygasł, bo to ona była fizycznie najsłabsza w Drużynie Siedem, a Naruto wzruszył ramionami, jakby to go tak naprawdę nie interesowało, co prawdopodobnie znaczyło, że jego taijutsu nie było niczym zapierającym dech w piersi. Nic zaskakującego. Pomimo krzepy i wytrzymałości, Uzumaki zdawał się być wyznawcą szkoły „zaatakuj z daleka i dobij, gdy już się nie rusza". Sasuke – wręcz przeciwnie. Uchiha preferował mieć oponenta ciągle na oku i nacierać rany wroga solą, przedłużając drogę do jego klęski. Typowe dla klanu, którego Zaawansowana Linia Krwi kopiowała ruchy przeciwnika. Sakura… hm. Widać było, że dziewczyna w ogóle nie lubi walki wręcz; typowe dla kunoichi. Pewnie dużo lepiej będzie sobie radzić jako cichy zabójca, używając broni nasączonej trucizną lub atakując ofiarę dyskretnie, kiedy ta się relaksuje podczas snu lub w podobnych sytuacjach. O ile będzie w stanie znieść psychiczną presję.

– Zasady są proste. Żadnych jutsu. Żadnych broni. Wygrywa ten, kto unieruchomi przeciwnika. Wszystko jasne, moi drodzy?

Jego uczniowie przytaknęli.

– Więc – oświadczył jounin i Naruto ugryzł się w język, aby nie powtórzyć mu jednej z wielu pouczających uwag Hermiony, brzmiącej „zdania nie zaczyna się od więc" – może pierwsi zmierzą się Naruto i Sakura. Rozpocznijcie, gdy tylko będziecie gotowi.

Wytypowana dwójka stanęła naprzeciw siebie. Sakura przyjęła tradycyjną formę, której uczono w Akademii. Za to Naruto po prostu włożył ręce do kieszeni i czekał cierpliwie na atak. Dziewczyna widząc to zacisnęła zęby i skoczyła na przód, z początku sprawiając wrażenie, jakby zamierzała uderzyć w splot słoneczny chłopaka. Naruto zablokował zręcznie cios, więc Sakura obróciła się odrobinę i spróbowała wybić mu łokciem kilka zębów. Uzumaki chwycił ją wolną ręką i musiał nacisnąć jakieś czułe miejsce, ponieważ kunoichi krzyknęła rozdzierająco i upadła na ziemię, trzymając się za nieopanowanie drżące ramię. Dziewczyna była naprawdę zaskoczona. Naruto był wprost słynny z swojego okropnego taijutsu, które obrażało wszystkie istniejące sztuki walki. Odparcie jej natarcia było dla Haruno przykrą niespodzianką.

Chłopak odskoczył od niej i pozwolił, aby odzyskała panowanie nad sobą. Sakura znów podjęła atak, tym razem z większą uwagą i trzymając się w rozsądnej odległości. Jednak oczywiste było, że Naruto nie stara się zbytnio, a kunoichi bez możliwości użycia jutsu i broni radzi sobie kiepsko. Po dwóch minutach wymiany ciosów chłopak uderzył ten sam punkt i tym razem unieruchomił dziewczynę.

Kakashi skinął głową i Sakura usiadła pod drzewem, aby rozmasować wciąż nieco obolałą rękę.

– Sasuke – polecił jounin.

Uchiha stanął naprzeciwko swojego przeciwnika z uśmieszkiem na ustach. Naruto napiął mięśnie i zmarszczył brwi, uważnie obserwując ruchy Sasuke. Zdawał sobie sprawę, że to będzie o niebo lepszy poziom niż poprzednio. Brunet znał inny, bardziej zaawansowany styl taijutsu, był szybki, sprytny i precyzyjny oraz przed chwilą miał okazję zobaczyć styl swojego przeciwnika. Uzumaki skrzywił się, wreszcie odczuwając lekkie zdenerwowanie. Nie cierpiał walki wręcz, która prowokowała jego magię do… odrobinę nieobliczalnych zachowań. Nawet tylko z kunai w ręce czułby się lepiej. Kunai można rzucić.

– Hej, będziesz gotów kiedyś w tym stuleciu, dobe? – zawołał Sasuke drwiąco.

W odpowiedzi Naruto rzucił się do przodu szybciej niż kiedykolwiek indziej. Ale Sasuke był czujny, ujrzawszy poprzednio z jaką beztroską blondyn bawił się z Sakurą, więc zablokował zbliżające się dłonie i spróbował kopnąć swego przeciwnika. Prawie mu się tu udało, bo Uzumaki wyraźnie nie spodziewał się tej taktyki. Tak jak Uchiha wcześniej zaobserwował, Naruto z jakiegoś powodu skupiał się głównie na ramionach wroga (przyzwyczajenie powstałe podczas mentalnego treningu z czarodziejami używającymi różdżek trzymanych w ręce). Jednak blondyn szybko naprawił swój błąd i odskoczył.

Spokojnie. To nie jest prawdziwy wróg, pomyślał Naruto, nie pozwalając, aby magia wymknęła się mu spod kontroli.

Sasuke nie dał mu czasu na odetchnięcie. Natychmiast podążył się za nim. Teraz Naruto był zmuszony przejść na defensywę, parując raz za razem szybkie uderzenia i cofając się powoli. Uzumaki zauważył, że Sasuke jest nieco słabszy od niego samego kiedy przychodziło do czystej siły fizycznej, jednak nie przeszkadzało mu to w odpowiednio bolesnym wycelowaniu natarcia.

Pewnie bym go zmęczył, gdybym przeciągnął walkę, ale zapłaciłbym za to niezłą kolekcją siniaków i mógłbym popełnić jakiś błąd w międzyczasie – skrzywił się blondyn, myśląc intensywnie i jednocześnie uchylając się przed kolejnymi ciosami. – Mogę też go wykiwać, lecz to nie będzie łatwe.

W końcu wewnętrzną debatę wygrała opcja druga i Naruto zaczął udawać, że zaczyna brakować mu energii na dalszą walkę. Sasuke, będąc aroganckim dupkiem którym zawsze był, nie wykorzystał okazji natychmiast tylko również zwolnił, pokazując, że wcale nie musi się wysilać. Uzumaki pozwolił, aby dosięgło go jedno z mniej bolesnych uderzeń, po czym zaatakował z zdwojoną energią, natychmiast celując w nerw.

Naruto nie zaniedbał taijutsu całkowicie. Po prostu wolał przestudiować anatomię człowieka, aby móc unieruchomić nieprzyjaciela kilkoma celnymi ruchami, bez potrzeby długiego pojedynku, co było raczej stylem praktykowanym przez medycznych ninja. Złota Trójca próbowała nauczyć go walki wręcz, ale jedyne, co mu wpoili, to jakieś skrawki karate zapamiętane przez Hermionę z mugolskiej lekcji o samoobronie. Nie było to szczególnie efektywne, więc Naruto starał się być nieprzewidywalny i dyskretnie atakować za pomocą jutsu. Nie zmieniało to faktu, że bał się utworzyć z czakry precyzyjne ostrza aby wypróbować je na sojuszniku (nie żeby mógł to teraz zrobić z zasadami ustanowionymi przez Kakashiego), bo kiedy był zdenerwowany jego kontrola miała tendencję do pogarszania się. Ale mógł wciąż wykorzystać czułe punkty na ciele wroga.

Trafił. Widać było, że Sasuke poczuł przeszywającą falę bólu. Mimo to, ku nieskończonej irytacji Naruto, Uchiha wciąż zdołał wykonać unik i skoczyć w tył. Uzumaki zmrużył oczy, podążając za nim.

Powinienem uderzyć go tak, aby stracił natychmiast przytomność…

Naruto znów spróbował dosięgnąć odpowiedniego punktu, ale Sasuke chwycił jego ręce. Obaj zaczęli napierać, zdeterminowani, aby pojedynek nie skończył się remisem.

– Dobrze, wystarczy! – uciął Kakashi rozkazującym tonem.

Za swoje dobre chęci został obdarzony dwoma morderczymi spojrzeniami. Sasuke i Naruto z wielką niechęcią przerwali walkę i odstąpili od siebie. Kakashi nie pozwolił żadnemu z nich wygrać, bo wiedział, że to mogłoby poważnie zaważyć tym, który z chłopców przejmie wodze w drużynie. Hatake wciąż nie był zdecydowany, którego z nich wolałby na tej pozycji. Sasuke – skupionego, spokojnego i kompetentnego, ale jednocześnie bardzo niestabilnego psychicznie? Czy Naruto – kogoś z silną wolą, odpowiednimi priorytetami i determinacją, lecz także zupełną niewiadomą po wszystkimi innymi względami?

Lepiej przełożyć tą decyzję na potem.

Jounin, pomimo troszkę niepokojącej zażartości pojedynku, wciąż był mile zaskoczony poziomem obu chłopców. Szczególnie zaintrygował go fakt, że Naruto jakimś tajemniczym sposobem poznał i praktycznie wykorzystał styl walki dostosowany specyficznie do swoich potrzeb. To był poziom wiedzy na temat taijutsu dostępny dla kogoś rangi chuunina, co najmniej. Takich rzeczy NIE uczono w Akademii Shinobi.

Takich rzeczy uczono w ANBU.

Źródło licznych i szczegółowych informacji młodego Jinchuuriki było raczej frapującą zagadką, lecz legendarny Lustrzany Ninja nie kłopotał się tym zbytnio. Niejedna osoba zauważyła, że oceny dzieciaka w Akademii były jedynie na pokaz i Kakashi byłby dużo bardziej zaniepokojony, gdyby Naruto nie okazał się wybitnym uczniem. To był w końcu chłopiec, który opanował ćwiczenie „wspinania się po drzewach" przed ukończeniem ośmiu lat, a kinjutsu rangi B w niecałe półtora godziny!

– Siadajmy, gołąbeczki, i przedyskutujmy to ćwiczenie – zarządził sensei.

Dzięki „gołąbeczkom" zarobił cały komplet spojrzeń o różnych stopniu zirytowania. Hatake wyszczerzył się za swoją maską. Może powinien jakoś udokumentować swoje osiągnięcia na polu „wkurzanie niewinnych geninów"? Ciekawe, jak daleko powinien się posunąć, aby jego słodcy studenci sięgnęli po kunai? W gruncie rzeczy był to trening, i do tego istotny! Hej, jeśli ta trójka nie mogła znieść kilku przytyków, to jak mają zachować niezachwiany spokój podczas walki?

– Zacznijmy od Naruto. Wyraźnie widać, że klasyczne taijutsu nie jest twoją mocną stroną, ale bardzo sprytnie poradziłeś sobie z tą słabością. Myślisz i nieustannie analizujesz słabości drugiej strony podczas walki i to już jest duży atut. Zauważyłem, że uderzasz szybko i celnie w odpowiednie miejsca na ciele przeciwnika, zupełnie jak medyczny ninja. To dobra taktyka, jednak radziłbym ci mimo wszystko wyćwiczyć jakiś bardziej tradycyjny styl walki. Żal byłoby zmarnować tą siłę oraz wytrzymałość. I masz nieco problemów kiedy przychodzi do uników i parowania ciosów, czasami reagujesz zbyt wolno.

– Liczę na swoją wrodzoną odporność na uszkodzenia – wzruszył ramionami chłopiec, uzupełniając analizę swojego sensei. – Poza tym, trudno mi się zdyscyplinować i nie lubię mieć bliskiego kontaktu z przeciwnikiem, preferuję broń albo ninjutsu, a najczęściej atakuję z daleka moim genjutsu. Wolę nie dać im szansy, aby mnie zezłościć… i nie znam żadnego klasycznego stylu taijutsu – tutaj Naruto skrzywił się. Wcale nie chciał tego przyznać głośno, ale Harry był nieubłagany.

Dlaczego muszę mieć w mojej głowie nadzorców?! – zaskowyczał wewnętrznie Uzumaki.

– To twój sensei, musi wiedzieć, z czym masz kłopoty, aby to poprawić. My nie rozwiążemy wszystkich twoich problemów, bo nie jesteśmy ninja – uciął zdecydowanie dyskusję czarodziej.

Sasuke parsknął i uśmiechnął się kpiąco, słysząc to niechętne wyznanie, ale Kakashi spojrzał na niego groźnie.

– Nie śmiej się, Sasuke-kun. Umiejętność przyjęcia do wiadomości swojej niedoskonałości jest bardzo ważna dla każdego shinobi, a już szczególnie tych z dużym ego. W tym aspekcie powinieneś wziąć przykład z Naruto.

Jounin aż nazbyt dobrze zapamiętał sobie grymas na twarzy Iruki, kiedy chuunin opowiadał mu o kompleksie wyższości ostatniego lojalnego Uchihy i jego obojętności wobec innych ludzi. Sam Hatake również nie mógł nie skrzywić się mentalnie, widząc reakcję na swoją uwagę: Zabójcze Spojrzenie nr 9, „Jak śmiesz insynuować, że nie jestem wcieleniem perfekcji? To przecież definicja każdego Uchihy!". Sasuke przypominał mu samego siebie sprzed kilkunastu lat: wielkiego dupka i jeszcze większego głupca. Czy to nie było ironiczne zrządzenie losu? „Geniusz" Drużyny Siedem na mecie zwykle żałował, że od początku nie słuchał „idioty".

– Dobrze, kontynuujmy – stwierdził nauczyciel, ignorując „palącą dziewiątkę". – Sakura. Mówiąc wprost, twoje taijutsu jest do kitu.

Sakura zwiesiła głowę, świadoma faktu, że każde słowo jej instruktora jest szczerą prawdą. Zauważywszy ewidentną depresję dziewczyny, Kakashi postanowił się nad nią zlitować.

– To nic zaskakującego u kunoichi. Kobiety z reguły mają lepszą kontrolę czakry oraz inne zdolności, na przykład aktorstwo, i celują w takich dziedzinach jak medycyna, znajomość trucizn, szpiegowanie, subtelne i ciche zabójstwa lub genjutsu – dodał. – Choć musisz popracować nad swoją kondycją; za szybko się męczysz.

– Hai – przytaknęła pokornie Sakura.

– I wreszcie Sasuke-kun.

Kakashi jakimś cudem sprawił że zabrzmiało to odrobinę obraźliwie i kpiąco jednocześnie, pomimo że „kun" był przyrostkiem o czysto pozytywnym znaczeniu.

– Twoja forma jest prawie idealna i masz dużą wprawę, zwinność oraz szybkość. W tych aspektach na pewno jesteś najlepszy z drużyny – pochwalił szczerze jounin. Sasuke miał powód do dumy; gdyby nie fakt, że Naruto był wyjątkowo wytrzymały i odrobił jakimś cudem dodatkowe lekcje z egzotyczniejszych stylów taijutsu, blondyn zostałby rozłożony na łopatki. – Taijutsu jest na pewno jedną z twoich mocniejszych stron. Mam tylko jedno zastrzeżenie: tutaj, podczas treningu, możesz pozwolić sobie na przeciąganie walki, ale nigdy nie rób tego podczas misji. Nie wolno dawać wrogowi czasu na odetchnięcie. Wielu silnych ninja straciło w ten sposób życie.

– Hn – mruknął Sasuke.

Kakashi, obserwując jego minę, doszedł po chwili do wniosku, że to miało być przytakujące „hn".

– Cóż, na dzisiaj to wszystko. Naruto, czy Hokage nie potrzebował cię przypadkiem do czegoś w Wieży?

Uzumaki jęknął rozdzierająco, zapewne widząc już oczyma wyobraźni czekające na niego kupy papieru, po czym stwierdził:

– Lata świetlne przed tobą, Kakashi-sensei – i Kage Bunshin zniknął w kłębie dymu.

Blondyn najwyraźniej bardzo lubił się popisywać.

Jedna kopia chłopca przekładała liczne dokumenty, rozdzielając je na stosy według stopnia ważności. Druga odbierała wypełnione formy i podsuwała pracującemu w pocie czoła oryginałowi następne. Naruto siedział przy stoliku w gabinecie Sandaime, podbijając pieczęcią Hokage wszystkie wymagające tego papiery, podczas gdy sam Sarutobi zajmował się jedynie najważniejszymi raportami, nie przeznaczonymi dla oczu innych ludzi. Kilka innych klonów robiło porządek w szafkach pod ścianą, w których papier i zwoje zalegały chyba już od paru lat razem z kurzem.

Gdyby Naruto mógł to zrobić, wysłałby tu same Kage Bunshiny. Jednak Sandaime był nieubłagany: chłopiec musiał odbyć karę również osobiście. Uzumaki właśnie odkrywał radości papierkowej roboty.

Kiedy ja zostanę Hokage – poprzysiągł cicho Naruto – będę zostawiał tu jedynie swojego Kage Bunshina, a jednocześnie przydzielę sobie samemu jakąś ekscytującą misję. Nikt i nic nie zdoła mnie przykuć do biurka na stałe!

Chłopiec nie mógł o tym wiedzieć, ale nie był pierwszym człowiekiem w historii, który wpadł na ten pomysł. Osoba o nazwisku „Kazama Arashi" miała na koncie kilka misji rangi A i S, przyznanych mu osobiście przez Yondaime Hokage, ale gdyby ktoś miał cierpliwość pogrzebać w archiwum, być może odkryłby, że ów Kazama nigdy nie istniał, pomimo dziwnie niezachwianego zaufania, którym obdarzał go Namikaze Minato…

Na szczęście Naruto nie marnował czasu zupełnie. W jego apartamencie również przebywały klony; jeden medytując, a drugi czytając książkę. Uzumaki próbował zdecydować, czym się powinien zająć przez następne trzynaście dni szlabanu. Kenjutsu było raczej pociągające, tym bardziej, że później Harry mógłby mu pokazać kilka użytecznych rzeczy. Czarnowłosy czarodziej od siódmego roku w Hogwarcie do swojej śmierci w tamtym świecie używał magicznego miecza Godryka Gryffindora. Lecz Naruto nie był do końca przekonany; zastanawiały go też Elementarne Jutsu i kilka innych ciekawych dziedzin sztuk ninja. Warto byłoby się dowiedzieć, jaki żywioł ma jego czakra.

I było jeszcze fuuinjutsu.

Blondyn zamrugał i zamarł na chwilę, kiedy w jego mózgu znalazły się niespodziewanie wspomnienia dotyczące przeczytanej książki.

– Coś nie w porządku, Naruto? – zapytał Sarutobi, podnosząc wzrok.

Wyrwany z zamyślenia chłopak spojrzał w jego stronę.

– Nie, tylko tak sobie myślałem… – przerwał na chwilę, rozważając następne słowa. – Yondaime Hokage był znany ze swojego fuuinjutsu, prawda Jiji?

– Tak, był genialnym Mistrzem Pieczęci. Dlaczego pytasz?

– Tylko tak sobie – zbagatelizował sprawę Naruto i wrócił do roboty.

Wzrok Sarutobiego mimowolnie skierował się w zakątek gabinetu, w którym schowany był sejf z zwojami, które pozostawił po sobie Namikaze Minato. Czyżby Naruto szedł w ślady swojego ojca? Stary Sandaime poczuł okropną ochotę, aby tu i teraz wyjąć zawartość sejfu i przekazać ją młodemu geninowi. Staruszek był pewien, że dziecko zdążyło już dorosnąć do tej odpowiedzialności. Niestety, życzenia Yondaime stały mu na przeszkodzie. Naruto musiał najpierw zostać chuuninem lub skończyć osiemnaście lat.

Fuuinjutsu… – rozważał tymczasem Naruto – to brzmi interesująco. Nie zaszkodzi też dowiedzieć się, co dokładnie mogą zrobić pieczęcie, skoro mam jedną na sobie. I to będzie świetny wstęp do starożytnych run oraz numerologii.

Na twarzy młodego shinobi pojawił się mały uśmiech. Nie mógł się już doczekać, aby porzucić nudne papierzyska i zacząć studiować specjalność swojego ojca.

– Naruto – odezwał się Sarutobi, wstając z krzesła. – Sprawdzę tylko u sekretarki, czy nie przyszły jakieś nowe papiery.

Uzumaki przytaknął i Sandaime opuścił gabinet. Wkrótce z korytarza dobiegły odgłosy rozmowy. Znudzony Naruto rozejrzał się wokoło i jego wzrok padł na kapelusz Hokage, zostawiony przez staruszka na biurku.

Oczy chłopca zabłysły niebezpiecznie.

– Accio kapelusz – szepnął i nakrycie głowy znalazło się w jego ręce. Następnie wsadził sobie je na głowę i mruknął: – Henge!

Na miejscu Naruto znajdował się teraz Minato Namikaze w całej swojej chwale.

– Jestem wielki Minato Namikaze, Czwarty Hokage Konohagakure no Sato! – rzekł Naruto do pustego pokoju, eksperymentując z magiczną modulacją swojego głosu. Starał się pogłębić jego dziecinne brzmienie i nawet nieźle mu to wychodziło. – Ninja z Iwy wyją ze strachu na sam mój widok, a reszta świata shinobi drży słysząc słowa „Żółty Błysk"…

„Yondaime" stanął przy oknie w pełnej godności pozie i z poważną miną na twarzy.

– To jest tak głupie, że aż śmieszne – skomentowała Hermiona z czymś na wzór rozbawionego niedowierzania w głosie. Naruto mógł sobie wyobrazić, że jego neesan pacnęła się dłonią w twarz, nie wierząc w nieskończoność dziecinności kryjącej się za pozornie dojrzałym zachowaniem, podczas gdy Harry-niisan i Ron-niisan musieli śmiać się otwarcie.

Muszę się kiedyś zjawić w Iwagakure no Sato pod tą postacią – wpadł na „genialny" pomysł Naruto. – Na Merlina, Tsuchikage dostałby zawału na miejscu!

Akurat ten moment sekretarka i Sarutobi wybrali, aby przynieść do gabinetu nieliczne pozostałe dokumenty. Kiedy ujrzeli stojącą przy oknie wysoką figurę w kapeluszu Hokage, oboje zamarli, zaskoczeni. Mężczyzna, słysząc ich kroki, odwrócił się.

Sekretarka wrzasnęła i zemdlała.

Sandaime otworzył usta, zapominając na chwilę o swojej fajce, i chwycił ją dopiero milimetry zanim ta zetknęła się z podłogą.

Naruto, wciąż w przebraniu, przez chwilę gapił się na nich równie zaskoczony. Mina huncwota przyłapanego na gorącym uczynku na twarzy legendarnego bohatera Konohy była po prostu komiczna (nie, żeby wytrzeszczone oczy dwojga prawdziwych dorosłych prezentowały się godniej). W końcu Naruto – nie mogąc się powstrzymać – parsknął śmiechem, który brzmiał dokładnie tak samo jak śmiech prawdziwego Yondaime Hokage.

– Hahaha! Wasze miny! Hahaha! Um, Jiji, co się dzieje? Dlaczego masz taką dziwny wyraz twarzy?

Hokage szybko usiadł przy swoim biurku, plecami do blondyna, po czym ukradkiem otarł zdradzieckie łzy. Żart Naruto przypomniał mu o starych, dobrych czasach, kiedy wszystko wyglądało dużo prościej.

– Nic, Naruto.

Przez chwilę panowała niezręczna cisza. W końcu Sarutobi odchrząknął.

– Mógłbyś oddać mi kapelusz i ocucić tą biedną kobietę?

– Ach! Przepraszam! Już się robi!

Oczywiście, Naruto totalnie zapomniał anulować Henge no Jutsu i sekretarka, ujrzawszy po obudzeniu nad sobą zatroskaną twarz zmarłego Yondaime, zemdlała po raz drugi.

Kushina, Minato… jaka szkoda, że nie możecie tego zobaczyć. Naruto jest perfekcyjnym połączeniem was obojga. Bylibyście tacy dumni – pomyślał z smutnym uśmiechem Sandaime.

Skończyło się na tym, że Naruto zarobił guza za swój „niesmaczny żart" od oburzonej sekretarki. Uzumaki był tylko wdzięczny niebiosom, że reszta jego drużyny i kolegów z Akademii nie może zobaczyć tego żenującego zajścia (ninja, który daje się uderzyć kobiecie… jakoś nigdy nie mógł tego uniknąć!). Po tym przedstawieniu Sarutobi postanowił, że chłopiec odbył swoją karę i był nawet z na tyle dobrym humorze, że obaj wybrali się do Ichiraku na ramen.

– I co sądzisz o swojej drużynie? – indagował Hokage. Był naprawdę zainteresowany, jak powodzi się jego ulubieńcowi.

Naruto wzruszył ramionami.

– Nie szczyt moich marzeń, ale mogło być gorzej – przyznał bez pardonu. – Kakashi-sensei spóźnia się jak zawsze. Zaczynam myśleć, że robi to tylko dlatego, żeby Sakura mogła potem na niego nawrzeszczeć. Sasuke jest ciągle nadętym dupkiem, nic się nie zmieniło.

Starszy mężczyzna zmarszczył lekko brwi. Umieścił Sasuke i Naruto w jednej drużynie z wielu powodów, ale jednym z nich była nadzieja, że przy Uzumakim ten biedny dzieciak stanie się nieco bardziej otwarty i że obaj chłopcy będą się w stanie zrozumieć. Chociaż Naruto ukrywał się za maską Leniwego Króla Obojętności, potrafił być przyjazną i ciepłą osobą, która miała tendencję do wydobywania z innych ludzi tego, co w nich najlepsze (zupełnie jak jego matka). Kushina zawsze miała swoje serce na dłoni. Jej syna nieprzyjazne otoczenie nauczyło traktowania innych z dozą nieufności, ale kiedy Naruto wreszcie uznał kogoś za swojego przyjaciela, to była więź na całe życie.

– Sasuke nie miał łatwego życia, Naruto – upomniał Hokage łagodnie.

Blondyn odłożył pustą miskę na blat z westchnieniem.

– Jiji, wiem do czego zmierzasz, ale nie mam pojęcia jak go nawrócić, skoro praktycznie nic o nim nie wiem – nie był to pierwszy raz, kiedy Naruto popisywał się taką zdumiewającą przenikliwością. Sandaime był przyzwyczajony do niespodzianek ze strony swojego pupila. – No, może poza faktem, że kilka lat temu zmasakrowano jego klan i że bardzo, bardzo chce kogoś zabić, najprawdopodobniej mordercę.

To było kłamstwo z ziarnkiem prawdy w środku. Naruto wiedział o Itachim i znał po tych kilku spędzonych w jednej drużynie dniach meandry charakteru Sasuke raczej dobrze – na tyle dobrze, że już wiedział, jak go ewentualnie zmusić do współpracy bez użycia silnej legilimencji. Jednak nie zmieniało to faktu, że Uzumaki nie miał pomysłu, jak nawiązać szczery, oparty na wzajemnym zaufaniu kontakt z swoim kolegą. Kiedy sięgnął zaklęciem w jego umysł, po wspomnienia Uchihy, sensacja której doznał była przykra. Naruto miał wrażenie, że ich mentalności różnią się jak ogień i woda. Sasuke najwyraźniej nie podzielał żadnego z ideałów blondyna, żadnego przekonania ani spojrzenia na świat; krótko mówiąc, mieli niewiele wspólnego. Samo wspomnienie tego doświadczenia napawało go chęcią, aby otrząsnąć się tak, jak mokry pies otrząsa się z wody.

– Czy ja ci każę kogoś nawracać? – uniósł niewinnie brwi Sandaime.

– Nie, ty to zaledwie delikatnie sugerujesz – burknął Naruto, udając że się dąsa.

Staruszek zaśmiał się cicho i obaj zapłacili, po czym opuścili Ichiraku i zaczęli przechadzać się po wiosce. Słońce już zaszło i na niebie mrugały pierwsze gwiazdy. Sarutobi odetchnął głęboko, rozkoszując się słodkim, letnim powietrzem. Zwykle o tej porze siedziałby jeszcze w gabinecie, wciąż z kupą papierkowej roboty na biurku.

– Muszę cię częściej karać – zaczął się drażnić z dzieckiem, które było praktycznie jego drugim wnukiem. – Wtedy szybciej ubywa mi tych bezużytecznych śmieci z gabinetu.

Naruto pokazał mu język. Był to rzadki akt otwartej dziecinności z jego strony.

– Bardzo zabawne, Jiji. Może chcę być Hokage, ale nie jest mi aż tak śpieszno; papierkową robotę możesz sobie na razie zatrzymać.

– Nawet jeśli zapiszę to w twoich aktach jako misję rangi B?

Uzumaki zmrużył oczy i uśmiechnął się lisio.

– Przyślę ci codziennie rano pomocników, jeśli każde dwa tygodnie będą liczyły się za jedną misję… i jeśli będziesz mi płacił!

– Ty mały sępie, ty! – roześmiał się Sandaime dobrodusznie czochrając jasne włosy dziecka, po czym w jego oczach pojawiły się iskierki, przezywane przez czarodziejów „Iskierkami Zagłady Profesora Dumbledore'a". – Umowa stoi.

Ton jego głosu wskazywał, że tym razem mówił poważnie.

– H-hej! To było nieczyste zagranie! – zaprotestował natychmiast Naruto. – Myślałem, że tylko żartujemy!

– Przykro mi, Naruto-kun. W świecie ninja nie ma czegoś takiego jak „nieczyste zagranie".

– Moja biedna głowa! – chwycił się za wspomnianą część ciała Uzumaki. – Jak ja zachowam równowagę psychiczną przy takiej ilości biurokracji? Jesteś bezlitosny, Jiji!

Rozbawiony Sarutobi jedynie poczochrał mu znowu włosy w odpowiedzi, spoglądając z nostalgią na powoli spowijany ciemnością Monument Hokage i uśmiechając się lekko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top