|15|

  *Dylan*

  Za godzinę miną dwie doby odkąd uwięziła mnie policja. Jak na razie zaglądali do mnie tylko, aby dać coś do jedzenia. Czy stąd wyjdę? Czy znajdą dowody na moją niewinność? Nie mam pojęcia, jednak nadal tli się we mnie płomyk nadziei, że ktoś mi pomoże.

  Oparłem się o ścianę. Skrzyżowałem ręce i spojrzałem na podłogę. Sam beton. Po pełnym przejrzeniu pomieszczenia, zauważyłem jedną rzecz. Nie było tu ani grama ciepłych kolorów. Sama szarość. To jeszcze bardziej pogrążyło mnie w smutku.

  Westchnąłem.

  Po upływie kilku minut, ktoś otworzył karty.

 - Wychodź - polecił mężczyzna.

  Był dość niskiego wzrostu. Pośród innych policjantów wyglądał śmiesznie. Powstrzymywałem się, aby nie parsknąć. Podszedłem do niego. Ten skuł mnie w kajdanki i popchnął lekko do przodu.

 - Idź prosto - oznajmił.

  Wykonałem polecenie. Mijałem kilka innych pomieszczeń, w których znajdowały się osoby na oko w moim wieku. Pewnie też zostały o coś niesłusznie posądzone... Albo kradły lub napadały wtedy są ku temu jakieś powodu.

 - Zawsze pan był taki niski? - zapytałem, chociaż wiedziałem, że moje pytanie zabrzmiało śmieszne.
 - Nie twoja sprawa kurduplu - mruknął.
 - I kto tu jest kurduplem - parsknąłem.
 - Co żeś powiedział!? - zdenerwował się. - Jeszcze jedno słowo, a postaram się, abyś tutaj posiedział o wiele dłużej.

  W tym momencie Madeline była dla mnie najważniejsza, więc postanowiłem być ostrożny i już więcej się nie odzywać. Po chwili doszliśmy do pomieszczenia. Drzwi były zamknięte. Policjant otworzył je. Znajdował się tam o wiele wyższy mężczyzna w mundurze. "Mniejszy" wychodząc zamknął za sobą drzwi. Policjant wskazał abym usiadł. Posłusznie wykonałem polecenie.

 - I jak? Przyznasz się? - powiedział zimnie.
 - Nie mam do czego. Nic nie zrobiłem - odpowiedziałem równie poważnie jak on.

  Nasze spojrzenia spotkały się. Czułem, jakby chciał we mnie wywiercić dziurę. Po chwili odpuścił.

 - Niejaka Madeline Smith dała nam dowody, dzięki którym jesteś wolny - oznajmił opierając się biurko.
 - Made? - zdziwiłem się. - Byliście u niej? Jak się czuje? W jakim jest stanie?
 - Jest dobrze, więcej nie mogę ci powiedzieć - oznajmił rozpinając moje kajdanki.

  Przetarłem miejsca, w które mnie uciskały.

 - Możesz już iść - stwierdził.
 - Dziękuję - powiedziałem z ulgą.

 ***

  Byłem w drodze do szpitala. Nie mogłem czekać ani minuty dłużej. Gdyby nie Made jeszcze bym tam siedział i nie wiadomo czy w ogóle by mnie wypuścili. Wchodząc do budynku skierowałem się do recepcji.

 - Dzień dobry, gdzie mogę znaleźć Madeline Smith? - spytałem.

  Recepcjonistka popatrzała na mnie ukradkiem.

 - Jesteś kimś z rodziny? - zapytała.
 - Chłopakiem - oznajmiłem.
 - Czyli nie jesteś rodziną - pokręciła głową po czym wyszła z jakimiś wypełnionymi drukami.

  Made jest w takim w stanie, a mi nie dadzą się z nią spotkać. O nieee... nie za mną takie numery. Kiedy utwierdziłem się w przekonaniu, że kobieta na pewno poszła, wszedłem za ladę po czym szybko wstukałem imię i nazwisko mojej dziewczyny do komputera.

 - Piętro piąte pokój dwunasty - uśmiechnąłem się po czym zamknąłem otwartą stronę.

  Idąc korytarzem wszedłem do windy po czym wcisnąłem piątkę.

***

 - Dziesiąty... jedenasty... dwunasty! To tutaj - stwierdziłem.

  Zajrzałem do środka. Znajdowała się tam moja piękność. Spała. Wszedłem do pomieszczenia, wziąłem po cichu krzesło, które stało przy ścianie i postawiłem je przy łóżku. Usiadłem. Tak smacznie spała... aż żal było budzić. Złapałem ją za rękę i lekko pocałowałem.

  Dziewczyna powoli otworzyła oczy. Kiedy mnie zauważyła od razu podniosła się.

 - Jesteś... - ucieszyła się.

 - I to wszystko dzięki tobie - posłałem jej szczery uśmiech. - Dziękuję.
 - Zawszę będę bronić swojego chłopaka - prychnęła.
 - A to nie powinno być na odwrót? - zaśmiałem się.
 - Jesteśmy inni... wyjątkowi - powiedziała i zbliżyła się do mnie. - I jesteś mój... tylko mój.

  Przegryzłem wargę po czym pocałowałem ją.

 - Zawsze razem - pomyślałem.
















Nie bijcie!!! Rozdziału nie było od... od bardzo dawna. Ale niestety pierwsza gimnazjum daje w kość. Trzy sprawdziany tygodniowo... ehhhh życie ;-; I przepraszam, że taki krótki, ale piszę to baardzo na szybko ze względu, że jeszcze nie skończyłam się uczyć i prawdopodobnie nie zostanie on sprawdzony. Za wszystkie błędy nie odpowiadam XDD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top