Rozdział 51
Yumi
Byliśmy prawie gotowi. Wszyscy szykowali się na placu treningowym. Inni jedli dopiero śniadanie, a drudzy ćwiczyli. Każdy robił coś innego. Była podajże szósta, a może i nawet kilka minut po siódmej... nie wiem. Kompletnie straciłam rachubę czasu.
Siedziałam na schodku przed klasztorem, żeby móc przetrawić to wszystko.
Lloyd mnie pocałował... i czemu tak mnie to dziwi? Podobam mu się... ale szkoda mi go. Zakochał się w osobie, która nie czuje tego samego co on. Pewnie jest przybity... znów z mojej winy. Dlaczego człowiek zakochuje się w osobie i nie ma na to wpływu? Było by lepiej, gdybyśmy potrafili nad tym panować. Ja też przez to cierpię. Kocham władcę ognia, choć mnie okłamał i sprawił, że moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Czułam, jak w środku serce krzyczało jego imię.
Dlaczego ludzie muszą tak cierpieć? Gdyby wszystko mogłoby być łatwiejsze...
- Yumi - Uklęknął przy mnie Jay, kładąc rękę na prawym ramieniu.- już czas - oznajmił.
Uśmiechnął się, jednak było widać smutek w niebieskich oczach chłopaka.
- Tak, jasne - Westchnęłam.- Myślisz, że damy radę pokonać to... coś?- Nie byłam przekonana do tej walki.
- Co to za pytanie? No pewnie! Ta kupa złomu ma nas pokonać?- Prychnął, na co ja zaśmiałam się.- Weź, przestań, my jesteśmy super bohaterami, którzy od ładnych paru lat bronią tego miasta niczym swój największy skarb. Jak dotąd nikt nam nie podskoczył... a teraz? Byle jakaś maszyna nas nie pokona. My mamy rozum.
- No, reszta tak, ale nie wiem jak z tobą - stwierdziłam i popatrzyłam w jego stronę, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Ej, nie podskakuj! Jestem starszy i masz się mnie słuchać!- odparł zdenerwowany.
- Jesteś starszy o miesiąc, a poza tym, kiedy się ciebie słucham, nie kończy się to dobrze i...
- Dobra!- przerwał mi.- Chodźmy już, bo zaraz nie wytrzymam i zrzucę cię z tych schodów - dodał.
Podał mi rękę. Chwyciłam ją i z jego pomocą wstałam. Ruszyliśmy do środka, kierując się na plac treningowy, gdzie zapewne wszyscy już czekali. Zaraz mamy polecieć i walczyć z wrogiem.. To takie nierealne. Miałam okazję być na kilku misjach, lecz to, do czego przygotowujemy się teraz jest trudne. Takie jest bynajmniej według mnie.. nie do wykonania.
Gdy weszliśmy znikąd pojawiła się Nya i pociągnęła mnie w inną stronę. Władcy błyskawic kazała się odsunąć. On obrażony prychnął i podszedł do rozmawiających między sobą Cole'a, Zane'a i Lloyd'a.
Dziewczyna zaprowadziła nas w chyba najciemniejszy kąt. Posłałam jej zdziwione spojrzenie. Zupełnie nie wiedziałam o co może chodzić czarnowłosej.
- W końcu porozmawiałaś z moim bratem?- Zadała pytanie pełna nadziei. Niestety musiałam ją rozczarować.
- Nie.. nie miałam okazji.- Odpowiedziałam zawstydzona.- I prze ten atak na miasto nie ma na to czasu, Nya. Jeśli już wolałabym to zrobić jak wróg zostanie pokonany i będziemy mieli święty spokój oraz tyle czasu, że moglibyśmy odbyć tę rozmowę z tysiąc razy albo i więcej.
Mistrzyni wody westchnęła ciężko, opierając się z bezradności o ścianę.
- Nie mogę na was patrzeć jak ciepricie.. musicie wreszcie dojść do porozumienia inaczej będzie tylko gorzej. Wiesz o tym prawda?
- Tak.- Szepnęłam.
Nie było wyjścia. Musiałam z nim pomówić. Jednocześnie tak bałam się tej rozmowy, odrzucenia z jego strony. Spojrzeć mu jeszcze raz głęboko w oczy.. te piękne bursztynowe oczy. Mogłabym patrzeć na nie wieczność. Nigdy nie wiedziałam u nikogo oczu o tak wyjątkowym kolorze. Zwykle ludzie mają oczy niebieskie lub brązowe, a on pod tym względem wyróżnia się.. bardzo.
- Hej! Mówię do ciebie!- Zwróciła mi uwagę. Pomachała ręka przed moją twarzą, co wybudziło mnie z transu.- Jak masz być taka zamyślona na akcji, to zrobią z ciebie pasztet w trzy sekundy.
- Nie będę pasztetem!- Zaprzeczyłam.
- Proszę, zachowaj trzeźwość umysłu.- Poprosiła i spojrzała na mnie błagalnie.
Posłałam uśmiech w jej stronę i przytuliłam, co ona odwzajemniła. Cieszę się, że oprócz chłopców jest tutaj jakaś dziewczyna, która gra rolę mojej jedynej przyjaciółki. Bez niej chyba bym zwariowała z bandą tych idiotów.
- Za chwilę ruszamy! Przygotujcie swoje smoki!- Krzyknął zielony ninja. Po chwili obok niego znajdowała się zielona bestia, na którą natychmiast wskoczył.
Puściłyśmy się i poszłyśmy w różne strony.
Stanąłem w odpowiednim miejscu i skupiłam całą swoją moc. Przede mną stał czarno-fioletowy smok. Schylił się, bym mogła na niego wsiąść. Każdy już był gotowy do odlotu.
- Dobra! Myślę, że najlepiej będzie kiedy podzielimy się w pary. Jay, Cole.. wy będziecie razem, potem Yumi i Nya. Natomiast ja, Zane i Kai będziemy działać w trójkę.- Mnie i moją towarzyszkę zdziwiło to, że blondyn przydzielił do siebie czerwonego ninja. Spojrzałyśmy po sobie lekko zdezorientowane.- Czas uratować Ninjago!- Dał nam znak, że możemy już lecieć.
Wszyscy wzbiliśmy się w górę.
Wiatr jak zwykle sprawiał, że moje włosy czuły się wolne. I ta cisza, która zawsze towarzyszyła przy lataniu na smoku. Tym razem jednak nie była uspokajająca, była wstępem do naszej walki o miasto, o wolność i spokój mieszkańców, którym teraz groziło niebezpieczeństwo, a my byliśmy jedynymi, mogącymi zatrzymać zło, atakujące świat.
Ja oraz Nya wylądowałyśmy na dachu jednego z wieżowców, stojącego niedaleko maszyny zagłady. Tak jak ustaliliśmy wcześniej, Lloyd powierzył mi i mistrzyni wody w jakiś sposób dostanie się do środka tego ustrojstwa.
- Gdzie może być wejście?- Rozmyślała na głos dziewczyna, wpatrując się w robota.
- Pamiętaj, że wejścia wcale nie musi być. Równie dobrze ta maszyna mogła zostać zaprogramowana tak, aby bez problemu można by było sterować nią z innego miejsca.- Przypomniałam i stanąłem obok.
- Masz rację, ale, żeby się upewnić, musimy być bliżej. Inaczej nic nie zobaczymy.
Kiwnęłam potwierdzająco i szybko pobiegłyśmy do krawędzi budowli. Spojrzałam w dół, czego natychmiast pożałowałam. Było tu strasznie wysoko.. czemu wcześniej nie zwróciłam na to uwagi?
- Umm.. yym. Ugh, czy.. uh.. musimy?- Ledwo udało mi się cokolwiek powiedzieć. Popatrzyłam zdenerwowana na czarnowłosą. Ona posłała mi rozbawione spojrzenie.
- Masz lęk wysokości?- Spytała.
- Huh, bocianem nie jestem.- Odparłam nieco zła.- Jak spadnę to umrę.- Powiedziałam, żeby dać jakiś argument i nie musieć ryzykować.
- Damy radę, nie martw się. Jesteś ninja.- Przypomniała.
Cofnęła się o kilka kroków. Wzięła rozbieg i skoczyła. Zasłoniłam oczy wystraszona. Nie słyszałam krzyków przerażenia, więc odsunęłam rękę, by móc znowu widzieć. Nya stała na drugim wieżowcu i machała w moją stronę, zachęcając do tej samej czynności.
Cholernie się bałam. Ale.. co mam zrobić? Nie mam innego wyjścia.
Wzięłam duży rozbieg i skoczyłam, mając nadzieję, że mi się uda. Już prawie stykałam się z drugim budynkiem, jednak zabrakło mi kilka centymetrów. Zaczęłam spadać..
Nie wiedziałam co robić! Za chwilę zginę! Uh, wymyśl coś, przecież jesteś mistrzynią blasku księżyca, więc musisz wymyślić jakiś plan! Skup się, skup..
Wzięłam zamach rękoma, próbując odepchnąć się wiatrem. Zadziałało! Zaczęłam lecieć w górę.
Opadłam z gracją na dach, gdzie była również Nya, która podbiegła do mnie przestraszona.
- Yumi! Mój Boże, nic ci nie jest!?- Krzyknęła i przytuliła mnie.
- Wszystko o dziwo w porządku.- Odpowiedziałam.
- Nigdy więcej tak nie rób!
- Spokojnie..- Uspokoiłam ją jeszcze raz.- Lepiej chodźmy, robot jest coraz dalej.- Zauważyłam i wskazałam na stalowego olbrzyma.
- Masz rację.
Skakałyśmy po następnych wieżowcach. Nya robiła to normalnie, a ja od tamtej sytuacji, która mnie spotkała, używałam wiatru, żeby łatwiej dostać się na kolejny budynek. Byłyśmy już naprawdę blisko. Wieżowiec, na którym zostałyśmy to była siedziba Borg Industries. Nigdy nie miałam okazji jej zobaczyć, a tu proszę. Jest się na misji, żeby pokonać wroga i w między czasie można odwiedzić jakieś fajne miejsce. Szkoda, że tylko dach, ale zawsze coś..
- Chyba widzę.. drzwi? I to z tyłu jego głowy. Myślałam, że to będzie jakaś klapa na samej górze..- Powiedziała zawiedziona.
- Cóż, mamy ułatwione zadanie. Wystarczy tylko wejść i robocik pokonany.- Uśmiechnęłam się.
- Trzeba jeszcze odłączyć zasilanie.- Upomniała mnie niebieskooka.
- No tak.
Robot był bardzo blisko. Gdy podejdzie jeszcze bliżej, będziemy mogły wskoczyć na niego i dostać się do drzwi. To wydaje się być zbyt proste. Fakt, że zniszczył trochę miasta, ale.. coś tu jest nie tak. Albo po prostu mi się wydaje.
Kiedy maszyna podeszła, wskoczyłam na nią. Tuż za mną była Nya. Stałyśmy dokładnie na czubku głowy robota. Na krawędzi była przyczepiona drabina prowadząca prosto do wejścia. Ostrożnie zeszłyśmy na dół.
Drzwi.. były na wprost nas. Złapałam za klamkę. Popatrzyłam na Nya'ę. Wskazała brodą w stronę wejścia, co oznaczało, że jak gdyby nic możemy bez problemu zobaczyć co znajduje się w środku. Popchnęłam drzwi. Pierwsza weszłam ja. Znajdowała się tu najprawdopodobniej sterownia. Wszędzie były guziki i panele sterowania, ale nikogo nie było. Widocznie robotem kierował ktoś ze swojej kryjówki.
Zrobiłam kolejny krok. Nagle pomieszczenie oblał kolor czerwony. Chyba uruchomił się alarm. Odwróciłam się stronę drzwi, lecz one zostały zamknięte, a Nya stała po drugiej stronie.
- Nya! Co się dzieje!? Pomóż mi!- Krzyczałam rozpaczliwie, lecz ona mnie nie słyszała przez te grube drzwi.
Mówiła coś do mnie. Ja także nie mogłam jej usłyszeć. Widziałam wyłącznie twarz mojej przyjaciółki, przez okienko we drzwiach.
Z pojedynczych otworów wentylacyjnych, wydobywał się gaz. Nie wyglądało to dobrze. Stałam, oparta o ścianę. Co miałam zrobić? Nie ma stąd wyjścia, a jedyne jakie było, zostało zablokowane.
Gaz do mnie doleciał. Zaczęłam tracić panowanie nad swoim ciałem. Powoli odpływałam do krainy snów. Ostatnie co pamiętałam, to chłodna, metalowa podłoga..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top