Rozdział 46

Yumi

- To wszystko... to wszystko to było kłamstwo!- krzyknęłam rozpaczliwie w stronę czarnowłosej.

Leżałam na łóżku cała we łzach, żaląc się mojej przyjaciółce, która próbowała mnie pocieszyć. Siedziała obok z chusteczkami w rękach i gładziła moje plecy, co działało trochę uspokajająco.

- Myślałam, że on mnie kocha! Że w końcu znalazłam miłość w moim beznadziejnym, nudnym życiu - Użalałam się nad sobą.- Byłam głupia, po co ja mu w ogóle zaufałam? Najwyżej bym nie cierpiała - stwierdziłam i przykryłam się kołdrą.

- Nie zawsze wszystko układa się tak, jak chcemy... i wcale tak nie mów. Nie mów, że byś mu nie zaufała. Dzięki temu osiągnęłaś pełnię możliwości.

- Ale jakim kosztem?- zapytałam, po czym wzięłam jedną chusteczkę od Nyi i nie wydmuchałam w nią nos.

Moja głowa znowu opadła na poduszkę. Włożyłam pod nią rękę, co zwykle robię i zaraz tego pożałowałam. Pod opuszkami palców poczułam inny materiał. Wyciągnęłam go. W mojej ręce była czerwona koszulka tego... tego parszywego zdrajcy.

Z nienawiścią cisnęłam nią w drzwi.

Nya zaskoczona obróciła głowę w stronę materiału. Schyliła się i podniosła go do ręki.

- Skąd to właściwie się tu wzięło?- spytała zdziwiona.

- To... już nieważne.

- Nie mów, że wy...

- Przestań!- przerwałam jej.

Zdenerwowana schowałam głowę pod poduszkę i bardziej przykryłam się kołdrą.

Dziewczyna zaczęła śmiać się w niebogłosy.

Nagle w pokoju rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Mistrzyni wody powiedziała "proszę" i po chwili do środka ktoś wszedł. Nie widziałam, kto dokładnie, ponieważ wciąż leżałam zakryta.

- Hej, Nya. Mistrz cię potrzebuje - rozpoznałam po głosie mojego brata.

- Co się stało?- spytała. Poczułam, jak materac odgina się, co znaczyło, że dziewczyna wstała.

- Jej chłoptaś i Lloyd walczyli ze sobą. Teraz Wu potrzebuje pomocy przy opatrzeniu ich ran.

Nya już miała odpowiedzieć, lecz ja wyłoniłam się z mojego "kokonu".

- Jak to? Kai i... co?!

Nie mogłam w to uwierzyć? Kai i Lloyd walczyli ze sobą? Przecież to przyjaciele. Chociaż... biorąc pod uwagę to wszystko, co się stało mogło do tego dojść. Kai pewnie wściekł się na Lloyda, że wyznał mi prawdę o nim. To jest takie pogmatwane.

- Tak. Co najważniejsze, nie mamy pojęcia, o co poszło - powiedział.

Nya popatrzyła na mnie znacząco.

- Ty wyjaśnisz mu, co się wydarzyło, a ja pójdę pomóc sensei'owi - oznajmiła i wyszła z mojego pokoju.

- Wyjaśnić co?- spytał, posyłając mi zdziwione spojrzenie.

- Usiądź - rozkazałam.

Chłopak zrobił to, co powiedziałam, więc mogłam spokojnie opowiedzieć mu wydarzenia z dzisiaj, plus z kilku ostatnich dni.

- I dlatego omal się nie pozabijali?- Popatrzyłam na niego pytająco.- Lloyd ma poparzenia prawie na całym ciele, a Kai jest wszędzie poobijany i ma tą szramę na policzku - Chłopaka przeszły dreszcze.

- Kai zdenerwował się, że Lloyd powiedział mi prawdę.

- Zranił cię, należało mu się... i tak za mało oberwał - powiedział, nieco zdenerwowany.

Westchnęłam głęboko.

Szatyn przysunął się bliżej i mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk, pozwalając sobie uronić kilka łez.

- Kai to sobie zapamięta, zobaczysz.

Zaśmiałam się smutno.

- Nie rób mu krzywdy.

Pokręcił głową i wstał z łóżka.

- Idę sprawdzić co z nimi - oświadczył i wyszedł, a ja zostałam sama.

Z powrotem przykryłam się kołdrą. Może spróbuję trochę pospać.

*
- Yumi... Yumi, wstań - Usłyszałam.

Postanowiłam to zignorować. Obróciłam się na drugi bok, chcąc spać dłużej.

- Nie wiem, czy we śnie będzie chciało ci się spać - powiedziała rozbawiona postać.

Natychmiast otworzyłam oczy. Zobaczyłam moją mamę. Zamrugałam kilka razy, nie wierząc w to, co widzę. Kiedy już zorientowałam się, że naprawdę śnię, powoli wstałam.

Przede mną stała roześmiana kobieta.

- Co ja tu robię? Przecież nie medytuję...

- Wezwałam cię tutaj.

Byłam nieco tym zdziwiona.

- Ostatnio się pokłóciłyśmy... myślałam, że więcej cię nie zobaczę.

Brunetka posłała mi radosny uśmiech.

- Ja nie chowam urazy długo, w porównaniu do ciebie, córeczko.

- Ech, no tak.... przepraszam.

- Nic się nie stało. Wiem, że cierpisz - powiedziała, a ja popatrzyłam na nią zaciekawiona.- Twój... chłopak...

- Mój były chłopak - poprawiłam ją szybko, próbując powstrzymać napływające mi do oczu łzy.

Kobieta podeszła bliżej, tuląc mnie do siebie. Chciała pocieszyć swoją córkę, ale to i tak nic nie da. Nikt nie pocieszy mnie w tym stanie. Choćby nie wiem co... nie ma sposobu.

Jednak... teraz coś innego zaprzątało moje myśli. Skąd mama wie o wszystkim, co niedawno mi się wydarzyło?

- Mamo, skąd wiesz o K-kai'u?- z trudem wypowiedziałam jego imię.

Wycofałam się trochę, by widzieć twarz matki.

- W końcu i tak musiałabym ci to powiedzieć - zaczęła.- To ja jestem twoim sumieniem - wyznała.

Byłam w kompletnym szoku. Moja mama, to... moje sumienie? Cały czas nim była?

- Ale... nie brzmiałaś jak ty.

- Ech, no wiesz... zmieniłam sobie głos i mówiłam nieco inaczej, żebyś mnie nie rozpoznała. Pewnie nie chciałabyś, żeby mama wtrącała się w twoje życie, lecz... chciałam cię trochę poznać, doradzić ci, chronić - wytłumaczyła.

Teraz zrobiłam coś, czego ona by się nie spodziewała.

- Dziękuję, że mi pomagałaś przez ten cały czas - powiedziałam i przytuliłam ją.

Odwzajemniła uścisk. Odsunęła się, patrząc mi w twarz, po czym delikatnie jej uśmiech zmalał.

- Wiesz, co jeszcze chciałabym abyś zrobiła?- zapytała trochę ciszej.

Westchnęłam.

- Mam spotkać się z tatą, prawda?

Na twarzy kobiety znów pojawił się uśmiech.

- Kocham cię. Wiem, że sobie poradzisz... ze wszystkim. Proszę, uważaj na siebie - wypowiedziała te słowa i sen zaczął powoli zanikać.

*
- Ja też cię kocham - powiedziałam.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że wróciłam już do swojego pokoju. Wstałam z łóżka i na chwilę stanęłam w miejscu.

- Muszę spotkać się z tatą - szepnęłam do siebie.

Podeszłam do okna, by sprawdzić, jak jest na dworze. Gdy dowiedziałam się, jaka temperatura panuje na zewnątrz, szybko znalazłam się przy szafie, z której wzięłam moją ulubioną, fioletową bluzę. Zakładałam ją, kierując się do drzwi. Otworzyłam je i niespodziewanie zobaczyłam w wejściu Jay'a.

On popatrzył na mnie krzywo i wepchnął lekko do środka.

- Gdzie ty się wybierasz?

- Ja?- Usiłowałam wymyślić jakiś pretekst, żeby wymknąć się z klasztoru.- Do... kuchni - wyjaśniłam, a na mojej twarzy zagościł promienny uśmiech.

Założył ręce na piersi.

- Yumi, zdążyłem cię poznać przez ten czas i wiem, że tą bluzę zakładasz tylko, jak gdzieś wychodzisz.

No to wpadłam...

Przez chwilę zastanawiałam się, czy mam mu powiedzieć, gdzie tak naprawdę chcę... a nawet muszę się wybrać. Z drugiej strony i tak nie mam innego wyboru, bo ja też dobrze go znam i wiem, że tak łatwo sobie nie odpuści.

Podeszłam do drzwi, opierając się o nie, tym samym zamykając je. Oparłam o nie dłonie i wzięłam głęboki wdech. Niebieski ninja wciąż bacznie mnie obserwował. Widać, że nie należał do osób cierpliwych.

- Idę do - przerwałam, zastanawiając się, czy na pewno chcę mu to powiedzieć.- taty - powiedziałam tak cicho, żeby nikt inny przypadkiem tego nie usłyszał.

- A myślałem, że to ja jestem głupi. No patrz, myliłem się - stwierdził i oparł ręce na biodrach, unosząc ze zdziwienia brwi do góry.

Westchnęłam cicho.

- Jay, ale ja muszę do niego pójść - powiedziałam z lekką irytacją w głosie.

- Zaginęli mistrzowie pochłaniania, ty jesteś jedną z nich. Myślisz, że jak nauczyłaś się walczyć i używać swoich mocy, to stałaś się niezniszczalna? Pomyśl trochę... wróg tylko czeka, aż wyjdziesz z domu. Jeśli to zrobisz, będzie cię miał jak na widelcu.

Widać było, że się o mnie martwił. Tak, wiem, wróg może zjawić się w każdej chwili, ale... muszę odwiedzić tatę, a, żeby przekonać Jay'a, muszę wymyślić jakiś sensowny argument...

- Dawno go nie widziałam. Popełniłam błąd, ignorując mojego ojca. Byłam zła... i teraz jeszcze... Kai. Muszę spotkać się z kimś... z kimś bliskim, z kimś z rodziny - wytłumaczyłam.

- Ja jestem twoją rodziną - powiedział, bym została w klasztorze.

Uśmiechnęła się smutno i przytuliłam władcę błyskawic.

- Wiem, ale on też jest moją rodziną. To mój tata. Proszę, pozwól mi do niego pójść - mówiłam, wciąż tuląc chłopaka.

- Na piechotę na pewno nie pójdziesz - oznajmił.

Nie wiedziałam, czy to odpowiednia chwila na to, co teraz powiem, ale prędzej czy później i tak musiałabym się tego podjąć.

Odsunęłam się od niego.

- Jay - wypowiedziałam jego imię.- naucz mnie, jak przywołać smoka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top