Rozdział 33
Powoli zapadła noc. Wszyscy znajdowaliśmy się w jadalni, jedząc kolację.
Bez Kai'a.
Siedziałam zamyślona przy stole z kubkiem kakao w dłoniach.
Wciąż myślałam nad tym, co stało się w pokoju, gdzie wypoczywał chłopak.
Możliwe, że coś do mnie czuje?
Och, wiesz jaka ja byłam zawiedziona, gdy do pokoju weszła Nya?
Nie mów głupstw...
Mówię serio. Mogło być tak pięknie.
No nie wiem.
Ugh... zdecyduj się w końcu. Najpierw mówisz, że ci na nim zależy, a potem nie wiesz.
No, bo... zależy mi na nim, ale też trochę się boję. Nigdy z nikim nie byłam i...
Nigdy się nie całowałam.
Wow, takiego zwrotu akcji się nie spodziewałam.
Boję się. To będzie dla mnie coś zupełnie nowego i... nie mam pojęcia, czego się spodziewać.
Jestem taka zacofana.
Skończyłam szkołę i pracowałam w cukierni. Nadal nie znalazłam sobie chłopaka. Ani w szkole, ani, gdy przeszłam na wyższy etap mojego życia. Nie poznałam nikogo, kto mógłby mnie wspierać, poznać, kochać. Któremu mogłabym zaufać do granic możliwości.
Jejku, dużo tego... ale spokojnie, nie obawiaj się. Często w twoim życiu będą momenty, kiedy będziesz musiała spróbować czegoś nowego. Zawsze znajdzie się taka rzecz. U ciebie jest akurat to, że nie miałaś okazji z nikim być.
Wiesz, co? Podniosłaś mnie na duchu. Dziękuję.
Nie ma sprawy. Może jestem twoim wnerwiającym alter ego, ale to nie oznacza, że nie mogę ci niczego doradzić.
Muszę jeszcze porozmawiać z Nyą, tak na wszelki wypadek. W końcu to moja przyjaciółka.
- Hej, Yumi. Wszystko OK?- spytał mnie Jay.
Otrząsnęłam się i spojrzałam na niego.
- Tak, a co?
- Nic, tylko... ciągle siedzisz, wpatrując się w to kakao. To trochę dziwne.
Przeszłam wzrokiem po każdej osobie przy stole.
- Oł... yyy... przepraszam. Zamyśliłam się - Zaśmiałam się nerwowo, po czym szybko wzięłam łyk z kubka.
Zjedliśmy już kolację i mieliśmy zamiar iść spać.
Weszłam do swojego pokoju i dosłownie padłam na łóżko.
Byłam tym wszystkim tak zmęczona...
Ktoś zapukał do drzwi i bez wahania wszedł.
- Dobra, powiedz, o co chodzi, bo chcę iść już spać - Usłyszałam głos Nyi.
Miałam zamiar porozmawiać z nią jutro, ale skoro tu jest, to czemu nie?
Usiadłam na skraju łóżka. Dziewczyna zrobiła to samo.
- OK, no więc... ten - Wzięłam głęboki wdech.- Zanim weszłaś wtedy do pokoju, to... tak jak jakby - Na chwilę się zatrzymałam.- Kai... prawie mnie pocałował - ostatnie zdanie powiedziałam bardzo cicho.
Nya raczej to usłyszała, bo jej oczy natychmiast zrobiły się ogromne.
- Co?!- krzyknęła chyba na cały klasztor.
- Ciszej może, co?- Zakryłam przyjaciółce usta.
Ta odsunęła moją dłoń i zaczęła skakać.
- O ja cie kręce! Nie mogę w to uwierzyć! Wiesz, co to oznacza?!
- Że drzesz się tak głośno, że na pewno słychać cię w całym Ninjago?- zapytałam sarkastycznie.
- Nie! To oznacza, że on też jest w tobie zakochany!
- Nya... proszę cię, mów ciszej. Błagam.
Do pokoju wszedł Jay, Lloyd i Zane.
- Czego się tu drzecie?! My chcemy spać, a wy co?!- nakrzyczał na nas Jay.
- Jay, spokojnie. Sam teraz krzyczysz - Uspokoił go Lloyd.- Chcemy iść spać, a wy nam w tym przeszkadzacie. Jest cisza nocna - zwrócił się do nas.
- Hałasy dobiegające z tego pomieszczenia, uniemożliwiają nam spanie w całych stu procentach. Wysyłacie z tąd dźwięki z tak wysoką częstotliwością, że...
- Dobrze, Zane. Na pewno zrozumiały - przerwał mu blondyn.- Chodźmy już... a wy nie krzyczcie.
On i droid wyszli stąd, a Jay popatrzył na nas burzliwym wzrokiem, po czym wyszedł.
Obydwie w tym samym czasie się roześmiałyśmy.
- To pójdę do siebie... dobranoc - Jeszcze przed wyjściem zatrzymała się.- Życzę ci powodzenia!
Nya zniknęła za drzwiami.
Kiedy umyłam się i przebrałam w piżamę, wskoczyłam do łóżka i próbowałam zasnąć.
Mam nadzieję, że to wszystko jakoś się ułoży...
*
Obudziłam się... ale zamiast na łóżku, leżałam na podłodze.
Zdziwiona oparłam się łokciami i popatrzyłam w obie strony.
Wow, chyba miałam niezły sen.
Do tego w ogóle go nie pamiętam.
Powoli wstałam, otrzepując się z kurzu.
Nagle poczułam ból w kręgosłupie.
- Moje plecy! Matko...
Podłoga raczej nie nadaje się do spania.
Obolała poszłam do łazienki. Wykonałam tam wszystkie czynności i wyszłam z pokoju.
Powoli kierowałam się do jadalni. Popatrzyłam na zegarek, za prawie jedenaście minut miała być dziewiąta.
Idealna pora na śniadanie.
W czasie, gdy sprawdzałam godzinę, ktoś na mnie wpadł.
Tą osobą okazał być się Lloyd.
- O, cze...
- Wybacz Yumi, spieszę się. W centrum miasta jest napad na bank!
Chłopak w zielonym stroju ninja pognał przed siebie, zostawiając mnie samą i zdezorientowaną na środku korytarza.
Czyli... wszyscy teraz pójdą na misję?
Super, zostaję sama. No bo przecież niedoświadczona nie pójdę z nimi.
Nie zostaniesz sama. A mistrz?
A, no tak. Wu.
I jeszcze ktoś...
Kai.
Ha! No właśnie!
Ogłaszam alarm! Czerwony alarm! Szybko, kryć się nim będzie za późno!
Spokojnie.
Nie, nie spokojnie! Muszę się gdzieś schować. Nya mówiła, że jeśli Kai do dzisiaj wypocznie, to będzie mógł wyjść.
Jak znam życie to już sobie hasa po klasztorze!
Spanikowana wbiegłam do swojego pokoju, głośno trzaskając drzwiami.
Weszłam na łóżko i owinęłam się kołdrą.
Tu mnie nie znajdzie.
Nie wygłupiaj się. To, że ty go nie będziesz widzieć, nie znaczy, że cię nie zobaczy. Bo zobaczy.
Nie. Nie znajdzie mnie.
Tak. Bo kto by nie widział wielkiej kulki pościeli na łóżku?
Jęknęłam.
Kurczę... to co ja mam zrobić? Może wykopię sobie jakiś dół? Zakopię się i będzie z głowy.
Przestań się przed nim ukrywać. Przed przeznaczeniem nie uciekniesz.
Może rzeczywiście zostanę?
Tak, zmierzę się z przeznaczeniem!
I oto chodzi! Zuch dziewczyna.
Trochę się jednak denerwuję, może zrobię babeczki? Tak.
Zwykle tak robię, gdy coś mnie niepokoi, albo mam zły dzień, czy chcę zapomnieć o zmartwieniach.
Ukradkiem wyszłam z pokoju i powoli szłam do kuchni.
Na szczęście nie spotkałam nikogo niechcianego.
Uff...
Przecież miałaś zmierzyć się z losem... i co?
Wolę się zbytnio nie narażać. Sam przyjdzie, to sam przyjdzie.
Czasami nie pojmuję twojej logiki.
Wcale nie musisz jej rozumieć.
Zaczęłam przygotowywać wszystkie składniki.
Jak na razie mam tylko mleko i jedno jajko.
Z tego niczego nie zrobię...
Dalej rozglądałam się po szafkach, lecz nie znalazłam nic, co mogłoby się przydać.
Czyli mam do połowy pełny karton mleka i jajko.
Wow, jak dużo. Super.
Oparłam się rękoma o blat i myślałam, co mogę zrobić.
Hmm... skoro nie mam odpowiednio dużo składników, to może...
Nie, nie, nie. Nawet o tym nie myśl.
Za późno, już pomyślałam.
Nie! Nie możesz wyjść z klasztoru.
Nikt nie musi się dowiedzieć.
Yumi, masz zakaz. Jeśli komuś znów stanie się krzywda...
Będę uważać.
To zbyt duże ryzyko, nie pozwalam ci.
Wybacz, ale nie możesz mnie zatrzymać.
A poza tym muszę coś upiec. Pracowałam w cukierni. To tak jakby cząstka mojego życia. Mojej duszy. Mam to we krwi.
OK, dobra. Rób, co chcesz. Tylko nie mów, że cię nie ostrzegałam.
Może jednak powiedzieć Wu?
Ugh... nie pozwoliłby mi. Ja po prostu muszę wyjść. To mój instynkt.
Szybko pobiegłam po pieniądze.
Ubrałam buty i kurtkę zimową.
No tak, zima. Nie wiem, kiedy to zleciało. Niby listopad, ale jest strasznie zimno.
Ta pora roku taka jest. Nieobliczalna.
Tak jak Kai...
I znowu zaczęłam o nim myśleć.
Dobra mózgu, na razie nie myśl o Kai'u.
Wzięłam głęboki wdech i ze świstem wypuściłam powietrze.
OK, teraz po prostu wyjdę z klasztoru. Nic się nie stanie.
Umiem zapanować nad mocą...
... po części.
Ale dam radę.
Taak. Nie wliczając tego, jak zniszczyłaś cukiernię, kichnęłaś ogniem, zrobiłaś Jay'owi koszmar wszech czasów i...
Zrozumiałam. Nie umiem nad nią panować, ale spróbuję.
Pff... powodzenia.
Otworzyłam drzwi. Od razu poczułam powiew zimnego powietrza.
Tak mi tego brakowało.
Wiem, że mogę wychodzić na dziedziniec, ale to nie to samo...
Już zapomniałam, jak to jest iść gdzieś, gdzie chcesz. Bez czyjejś kontroli. Sama ze sobą.
W tej właśnie chwili miałam postawić pierwszy krok, lecz poczułam czyjąś ciepłą dłoń na moim nadgarstku.
- Dokąd to się wybierasz, co?
Nie, nie, nie, nie! Czemu?!
Byłam tak blisko! Już miałam wyjść i co?
Dlaczego mnie to spotyka?
Miało być tak pięknie...
W duchu łkałam żałośnie.
Nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa. W końcu wyszło na moje.
Już miałam wyjść, miało mnie tu nie być. O mały włos!
2:0 dla mnie!
Skąd ta dwójka?
Oj, przepraszam pomyliło mi się. 3:0...
Co? Kiedy?
Miałam rację, że Kai cię kocha i cię nie nie porzuci. No i oczywiście teraz. Trzy punkciki dla mnie.
Ech, skoro tak.
Wracając do sytuacji, która dzieje się w tej oto chwili.
Co ja mam zrobić?!
Ten ktoś wciągnął mnie z powrotem do środka.
Zobaczyłam... Kai'a.
Mam podwójnie przerąbane.
- Czy ty właśnie miałaś zamiar wyjść stąd bez pozwolenia? Sama?- spytał.
Nie, chciałam tylko ulepić bałwana.
Popatrzyłam w jego mieniące się, bursztynowe oczy.
- Yy... nie?
Chłopak podniósł jedną brew do góry.
Wyglądał zabawnie.
Po chwili westchnął.
- Nie możesz stąd wyjść, przecież wiesz. Jeszcze komuś stanie się krzywda.
Odruchowo popatrzyłam na bandaż czerwonego ninja.
Zdałam sobie też sprawę z tego, że Kai nadal trzymał mnie za nadgarstek.
No i zrobiłam się nieco czerwona.
Nie cierpię tego...
Mój mały pomidorek.
- N-no wiem... przepraszam - Westchnęłam.
- Po co chciałaś wyjść?
- No bo... chciałam zrobić... babeczki - wyszeptałam.
Chłopak parsknął śmiechem.
Zmarszczyłam brwi.
- Tylko po to?
- Mhm...
Fajnie. Wyśmiał mnie.
Na swój sposób, to jest trochę śmieszne.
Najwidoczniej macie inne poczucie humoru.
Zastanów się. Złamać zasady, żeby móc upiec babeczki...
Może trochę. OK... jest zabawne.
- To chodźmy - Wzruszył ramionami.
- Czy ty właśnie zaproponowałeś mi, żebyśmy poszli?
- Tak, zgadza się.
W co on sobie ze mną pogrywa?
Zrobiłam zdziwiony wyraz twarzy.
Kai to zauważył.
- Mogę pójść z tobą. Ktoś musi cię pilnować. Sensei i tak już wyraził zgodę.
Zgodził się! Mistrz się zgodził!
- Więc chodźmy!
Miałam zamiar wyskoczyć przez próg drzwi, ale on znowu mnie powstrzymał, łapiąc w talii i stawiając koło siebie.
- Może poczekasz, aż się ubiorę?
- Przecież tobie nie jest zimno.
- Bez przesady. Jestem osłabiony i wolałbym ubrać coś cieplejszego.
Władca ognia nałożył na siebie kurtkę i buty.
Mogliśmy już iść.
W końcu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top