Rozdział 10 - Pierwsze żniwa na Pawiaku

Dziewczynka oglądała film. Klatki zmieniały się szybciej, niż zdołała nadążyć. Zaczęło się niewinnie, w sumie schematycznie. Masa ludzi biegnących w jej kierunku, otwierające się niebo i cichy głos spośród chmur. Ckliwa muzyka rozdzierająca serce. I postanowienie. Mocna decyzja wypełniłająca jej ciało życiem, którego zabrakło ojcu.

Potem środek, łzy, punkt kulminacji i determinacji bohatera. Napięcie, wstrzymane oddechy, zatrzymane bicie serca. W jednym z dwóch przypadków już na zawsze.

I koniec. Tym razem nie szczęśliwy, a tragiczny. Pełen bólu i wołania o pomstę do nieba dla tych, których kula trafiła serce.

Młody policjant niemiecki odciągnął Berenikę od ojca. Dziewczynka szarpała się, szamotała jak ptak uwięziony w uścisku. A on, wbrew pozorom, mówił do niej łagodnie, jakby do córki. Bo nie wszyscy Niemcy byli źli. I nie wszyscy Polacy dobrzy. Nie każdy była patriotą i bohaterem, tak jak nie każdy z początkiem jesieni zeszłego roku stał się zdrajcą i bandytą.

Jednak ludzie już tak mają, że lubią przyczepiać innym łatki, by samemu szczycić się pięknym ubraniem. Lubią sprawiać wrażenie ważniejszych, raniąc przy tym niewinnymi słowami. Tak pozornie nic nie znaczącymi. A słowa bolą. Czasem bardziej niż czyny.

– Tato! Tato, wstawaj! – krzyczała mała, wyrywając się z rąk Niemca.
– Spokojnie, uspokój się – mówił do niej tak, jakby była jego własnym dzieckiem. – Odratujemy go, rozumiesz? Żeby mógł ratować inne życia, tak?
– Zna go pan? – dziwiła się, ustając nieco w swej szarpaninie.
– Powiedzmy, że miał okazję mnie spotkać. – Uniósł nieco rękaw munduru, pod którym kryła się znacząca blizna. – Gdyby nie on, pewnie bym się wykrwawił.

Berenika czuła się zdezorientowana. Ojciec pomógł Niemcowi. Człowiekowi, któremu nie powinna ufać. Człowiekowi, takiemu samemu jak ona. Uniosła oczy na mężczyznę i blado się uśmiechnęła. Odpłacił jej tym samym, zerkając jednocześnie na ciało pana Pawlus.

– Zabierzcie go na Pawiak – polecił jakimś dwóm innym z patrolu. Kiwnęli głowami, a on zwrócił się do małej. – Wiesz, ceniłem twojego ojca. Mimo wszystko, mimo tego, że nie powinienem. I ty również go doceń – zakończył po niemiecku.

I choć miał dobre intencje, to w sercu Berki powstała myśl, że zrobi ona wszystko, by nikt na jej oczach nie padł już na warszawski bruk. Że zdobędzie harcerki krzyż, zdobędzie broń i będzie broniła Warszawy. A raczej tego, co z niej zostało. Lub zostanie, jak kto woli.

Przygryzła usta aż do krwi i wpatrzyła się w Niemca, zaciskając rękę na kieszeni płaszcza. Najchętniej rozdarłaby sobie w tamtym momencie serce, jednak nie było to takie łatwe. Ze mną tak to już jest, że nie pozwalam ludziom ranić siebie, a pokazuję im słabe strony innych, by mogli wbić nóż prosto w plecy. I to boleśnie.

***

Bezcelowe istnienie. Tak swoje życie oceniał teraz Tomek. Czuł się jak liść bezwiednie pływający na powierzchni wody. Trącany, zalewany wodą, sponiewierany, dający zmieść się jednym podmuchem wiatru.

A chciał, by delikatna dłoń, na którą spływałyby rozpuszczone karmelowe włosy uniosła go i przycisnęła do ust. Żeby odratowała go z tej fali, coraz bardziej wyrywającej go z bezpiecznej przystani. Nie czuł już gruntu pod stopami, a zamiast tego pod nim malowała się głębia, której końca nie umiał dostrzec.

A chciał wypłynąć na powierzchnię, znowu poczuć się wolny, pełen siły do działania.

Popatrzył na mundur, zalegający w szafie od kilku tygodni. Czyżby nie czuł już potrzeby bycia harcerzem? Ogień w nim płonący został zalany, a ognisko skopane i rozrzucone na wiele stron i dróg. A on chciał znów kroczyć tą drogą, na którą wszedł na początku, gdy tylko się spotkaliśmy. Och, Tomku, Tomku, trasy nie zawsze są proste. Czasem potrzeba wielu dni i pomocy różnych osób, by wejść na szczyt.

Chłopak wyszedł z mieszkania. Czuł się przytłoczony miejscem, gdzie przebywał z ojcem. Tak bardzo mu go brakowało. Był pewny, że gdyby tylko Bóg dał mu jakąś nadludzką siłę, to rozniósłby Pawiak w pył, powybijał tych, którzy zabrali ojca i wrócił razem z nim do domu. Wszak, gdzie był teraz jego dom?

Spuścił głowę i parł do przodu, nawet nie patrząc na mijanych ludzi. Wydawali mu się wszyscy tacy szarzy i bez znaczenia. Jak on sam. Chciał znów poczuć się pełen barw, jednak jego oczy straciły swą szarość i blask, by stać się puste i bez wyrazu.

Był smutny, choć chciał wydusić z siebie uśmiech. Nie wiedział jak. Czuł się głupi, tak bardzo głupi. Pragnął wziąć w swe ramiona Jagodę i przekonać ją do tego, że Polska jej potrzebuje. I że on jej potrzebuje.

– Musisz mieć taką skwaszoną minę? – Usłyszał za sobą. Odwrócił się gwałtownie, a widząc przed sobą wspomnianą wyżej osóbkę, cofnął się w stronę rogu ulicy.
– Wpadniesz pod samochód i co ja zrobię z plackiem zamiast Tomka, co? – Zaśmiała się. – Druga osoba ma mi umrzeć w ciągu tygodnia? – Mówiąc to, wysiliła się na uśmiech i zacisnęła oczy tak mocno, że łzy zdecydowały się zostać wewnątrz nich.
– Jaga, ja... – Przeczesał ręką włosy i spojrzał na nią ze skruchą. – Wiesz, że nigdy bym nie... Nie byłbym zdolny.
– Wiem, Tomek. – Zbliżyła się do niego tak, że poczuł delikatny zapach perfum, które podbierała mamie. – Przecież wiem...

Nie odpowiedział. Przylgnął tylko do niej i oddychając szybko tulił ją do siebie. Tak bardzo bał się, że ją straci. Hm, jeśli miłość jest życiem, to owszem, straci je. Ale może zmienią mi się plany. Muszę pomyśleć.

– Nie ważne, co się stanie, ty masz żyć, rozumiesz? – Jej spojrzenie przeszywało go na wylot. – Polska poradzi sobie bez ciebie. Ale ja nie.

***

Droga Bereniko, a może Kochana, Najlepsza Bereniko. Sama wybierz, Karmelkowa!
Tak rzadko się teraz widujemy. Praktycznie nie masz dla mnie czasu. Smutno mi trochę, bo Ciebie nie ma. Jednak jak gadam z chłopakami z drużyny czy podwórka, to nie to samo. Bo lubię Cię, Berka. Mimo tego, jak chciałaś wyrzucić moją czapkę do Wisły i patrzyłaś na Michała Kwiatkowskiego jakoś tak inaczej niż na mnie. Nie chcesz być już moją przyjaciółką? Za słabo gram w piłkę? Berka, ja dla Ciebie wygram każdy mecz. Wejdę na Pawiak, zabiorę książki z niemieckiej biblioteki. Nawet skopię tych Hitlerjugend, co to przyjechali popatrzeć sobie na stolicę. Tak im dokopię, żebyś była dumna. Chcesz? Albo wiem! Krzyż Ci swój oddam. Chcesz go, prawda? Odpowiedz mi, Berka. Tęsknię za naszymi spacerami. Obraziłaś się? Dlaczego, Beruś? Co zrobiłem źle? Rudy Ci coś nagadał? Ja się do niego nie będę odzywał, jeśli tylko zechcesz. Zrobię wszystko, wypiję gorzką herbatę, zjem trawę, wejdę w grudniu do Wisły. Tylko przyjdź znowu do parku. Powiedz mi znów, że cokolwiek się nie stanie, to będziesz ze mną. Bo będzie, prawda, ciumoku?
Czekam na Ciebie jutro przy Miodowej.
Przyniosę Ci ciastka, które Tomek miał dla Jagi, chcesz? Tylko mu nie mów.
Wojtek

Berka otarła łzy i uśmiechnęła się. Spojrzała na zdjęcie taty, a mama siedząca obok pogładziła ją po włosach. Jej dobre, ciemne oczy wyrażały całą miłość do córki, jaką tylko nosiła w sobie.

– Dlaczego tata odszedł, mamo? – zapytała mała. Pani Klara rozpogodziła się.
– Wiesz, tatuś chciał po prostu popilnować cię bardziej z góry, bo tu na dole nie miał czasu patrzeć na swoją córeczkę. A teraz już zawsze będziesz mogła spojrzeć na niebo i tam go zobaczysz.
– Czy on poszedł do Nieba?
– A myślisz, że mógłby?
– Był dobry... Tak mówił ten Niemiec. Mamo... kochałaś go?
– A dlaczego miałabym go nie kochać? Skarbie, jeśli przysięgam komuś wierność i miłość aż po grób, to słowa dotrzymuje. Bo przysięg danych innym się nie łamie. Choćby inni cię złamali, to ty nie dopuść do tego, byś sama się złamała.
– Nie rozumiem...
– Masz jeszcze czas, by zrozumieć wiele rzeczy, kochanie. A zresztą... myślę, że niedługo wszystko się wyjaśni. A teraz wskakuj do łóżeczka i śpij. – Otarła lekką mgiełkę w kącikach oczu i ucałowała Berkę w czoło. – I pomódl się za tatę. On cię teraz uważnie słucha.

Berenika zeszła z kanapy i przeszła do swojego pokoju. Jagoda spała już wtulona w poduszkę, gdy dziewczynka usiadła na podłodze wpatrując się w rozświetlone latarnią okno.

Zamknęła oczy i wyciszyła się. W myślach wciąż miała obraz taty. Nie mogła go wyrzucić, zbyt był silny i dobrze namalowany.

– Boże, jeśli w ogóle mnie słuchasz, to proszę, weź tatę obok siebie, żeby też usłyszał – zaczęła niepewnie. – Tatusiu, jesteś tam? Wiem, że jesteś? Leczysz teraz anioły, naprawiasz im podziurawione od kul skrzydła. Tęsknię za tobą, a ty się wylegujesz na chmurach. Ładnie to tak? Mamusia często o tobie myśli, a gdy myśli, to płacze. Nie pozwól jej płakać, tato. Jeszcze nie teraz. I może ześlij jakiś deszcz, żeby Wojtek znów poszedł nad Wisłę i patrzył na mokry piasek. Wtedy ja też pójdę, a tak to wyjdę na natrętną. Pomóż mi tato. Tak bardzo chciałabym żebyś tu był. Poszlibyśmy na ciastka przy Piwnej i karmili gołębie na rynku. Kupiłbyś mi lody na Starowiślnej w Krakowie i zawiózł do Gdańska, żeby policzyć statki w porcie. Zrywalibyśmy kwiaty na łące. Pokazałabym ci mój krzyż harcerski. Fakt, jeszcze go nie mam, ale zdobędę, tatusiu. Żebyś był dumny. Choć wiem, że z Jagody zawsze byłeś, gdy grała, to ja też chcę ci coś od siebie dać. Żebyś mógł temu Bogu tam na górze powiedzieć „ha, moja córka ma krzyż". I żebyś się cieszył. Uśmiechniesz się dla mnie? Tato, śpij dzisiaj dobrze. Będę o tobie pamiętać. Choćbym miała i sto lat, to będziesz zawsze moim tatą, a ja twoją małą Berką. Bo kochasz mnie, prawda, tato?

Kochał cię, mała. I ja także. Dlatego zabrałam ci tak wiele. Dlatego zaczęłam usuwać swe myśli w cień, być mogła dostrzec swoje. Za dużo mnie w tobie, maluchu. Jesteś jeszcze taka bezbronna, a jednak czujesz jak ja. Bo obie chcemy kogoś pokonać, prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top