Prolog
Ludzie to dziwne istoty. Niby odważne, a wciąż pełne strachu. Boją się, idąc do przodu. Upadają z podniesioną głową. Ludzie...
Mówią, że jestem zła, że pełna goryczy. Ach, głupcy! Sami mnie wywołują, przyzywają. Pragną mnie, robią wszystko, by doprowadzić do spotkania. Niby trzymają się ode mnie z daleka, ale jak już przyjdzie, co do czego, to biegną w moje ramiona z oszalałym wzrokiem i karabinem w dłoniach. Ci leniwi jadą czołgami, nieraz nadlatują. Ludzie...
Od lat kłócą się o to, który prowadzi mnie lepiej. Mają swoich specjalistów ode mnie. Ha, naiwni! Myślą, że mogą mną kierować. Nic z tego, dzieci tej ziemi, nic z tego. Żyję sobie sama, umieram też samotna. Odchodzę i przychodzę, czas mojej wizyty często się dłuży. Jestem dobrym gościem, przynoszę podarki. Daję ruiny, krew, krzyk, zapał, ogień, płacz. Czasami przyprowadzam Śmierć. To moja dobra kompanka. Przednio się razem bawimy, gdy idziemy ulicami, a pomiędzy nami leżą oni. Ludzie...
Lubują się we mnie mężczyźni. Teraz szczególnie jeden zaleca się do mnie. Na imię mu Adolf, na nazwisko Hitler, pod nosem ma wąsa, a w sercu czerń. Jest malarzem, powinien znać się na barwach, prawda? Głupiec! Poznał tylko czerń, czerwień i biel. I mnie. Jestem barwą. Stworzyli mnie artyści. Ludzie...
Śpiewają o mnie, gdy zapada noc. „Cóżeś ty za pani, że za tobą idą chłopcy malowani?" nucą. Och, jestem panią, panią tego szarego świata. Szarość tak dumnie brzmi. Bo szary nie jest czarny, ani czerwony, a te kolory są wizytówką mojej kościstej przyjaciółki. Szary daje nadzieję. A nadziei nigdy za wiele. Niech żywi ludzie nie tracą nadziei. Ludzie...
Chciałabym przejść się po Polsce. Dziś na nią przyszła pora. Polska jeszcze nie wie o mojej wizycie, lubię być niespodziewanym gościem. Taka ze mnie groteskowa żartownisia. Tylko, że oni się nie śmieją. Ludzie...
Czas pokazać im, że kto mnie wywołuje, od mojej dłoni ginie. Niech zobaczą kim jestem. Niech poczują, że gdy ja wchodzę w ich progi, to ani wiatr, ani deszcz, ani głód, ani nawet ich Bóg im nie pomoże. Chcieli mnie, to mają. Oto jestem. Ja. Wojna.
Czuwaj!
Nieco poprawiłam WR. Temat nie jest oryginalny, wiem. Ale narracja i bohaterowie, których Wam przedstawię są niezwykli. To dzieci. To Wojna. A w takim zestawieniu dziać się mogą i cuda, i katastrofy.
Zapraszam!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top