Znajdę Cię
"Jak mogłem dać się tak upokorzyć?" Edward chodził po komnacie i nie mógł znaleźć sobie miejsca. Rzucił się na łóżko i próbował zasnąć. Ciągle myślał o Iranie. "Ukradła mi konia, ośmieszyła mnie i nie potrafię być na nią zły ...jakie ona miała piękne oczy."
Kiedy zasnął, śnił o niej. Stała przed nim. Uśmiechała się słodko. Zaczęła tańczyć -Chodź do mnie mój Panie -rękami zapraszała do tańca -Jestem tylko twoja. Kiedy próbował ją chwycić zniknęła. Pojawił się ogromny biały smok. W łapie trzymał leżąca dziewczynę. Wyglądała na martwą. Potwór zionął ogniem i przemówił ludzkim głosem -Ona jest uzdrowicielkę. Chroń ją, a otrzymasz nagrodę "
Edward obudził się cały zlany potem. Za oknem było szaro. "Za kilka modlitw będzie switać." Nie czekał na służbę. Ubrał się i wyszedł z komnaty.
-Panie dokąd idziesz? -jeden ze sług stanął zaskoczony
-Jadę po mojego konia
Irina wstała i szybko rozpaliła kominek. Dzieci jeszcze spały. Cichutko wyślizgneła z izby i ruszyła do stajni. Była w samej koszuli nocnej bosa z potarganymi włosami. Nie myślała o tym. Chciała jak najszybciej zobaczyć konia. Nie mogła doczekać się jak na nim pojeździ. Jak była mała często jeździła ze swoim tatą na koniu. To były przyjemne czasy za którymi tęskniła. Wuja nie było stać na utrzymanie takiego zwierzaka. "Muszę chodź raz poczuć wiatr we włosach zanim wuj nie wymyśli..... o Boże a jak go zabije?"
Stajnia była słabo oświetlona podeszła do zwierzaka i delikatnie go głaskała.
- Witaj koniku przyniosłam tobie trochę smakołyków -sięgnęła do koszyka kiedy kontem oka zauważyła jak ktoś ją obserwuje. Ze strachu puściła koszyk który bezładnie poturlał się pod czyjeś nogi. Edward siedział na pieńku i obserwował każdy jej ruch.
-Kim jesteś? -wyszeptała
-Przyjechałem po mojego konia -przyjrzała się młodzieńcowi "Boże to ten leśniczy " Chciała już uciekać kiedy mężczyzna chwycił za jej nadgarstki i przyciągnął ją do siebie. Patrzył w jej przerażone oczy z których płynęły łzy.
-Proszę odejdź -z trudem wydusiła głos. Z jego twarzy nie mogła nic wyczytać. Jakoś dziwnie na nią patrzył.
Edward nie mógł zrozumieć jak taka śliczna dziewczyna jest uzdrowidzielką. Wszyscy ją szukają a teraz on jest jej tak blisko. Czuje jak kamień drga schowany pod ubraniami. To na pewno ona.
- Nie zrobie ci krzywdy. Przyjechałem tylko po konia. Puszczę Cię jeśli obiecarz że nie będziesz uciekać -kiwnęła głową na tak. Puścił. Odsunął się na krok. Dziewczyna masowała nadgarstki. Mężczyzna dopiero teraz przy świetle słońca zobaczył, że dziewczyna ma na sobie cieniutki materiał przez które sterczały sutki. Edward przygryzł wargi. Nie mógł się skupić.
-Irina gdzie jesteś? -dziewczyna odwróciła się kiedy usłyszała wołania chłopców. Zaczęła uciekać
-Chłopcy uciekajcie! -Edward znowu chwycił Irine i przywarł ją do ściany
-Miałaś nie uciekać -Edward był coraz bardziej zły. Męczyło go że nie udaje mu się normalnie porozmawiać. Chciał jakoś ją uspokoić a miał wrażenie że tylko pogarsza sprawę. Dziewczyna coraz bardziej jego się bała. Znowu był przy niej blisko i mógł jej patrzeć w oczy. Czuł jej szybko bijące serce i niespokojny oddech. Irina była przerażona.
- Puść ją -któryś z chłopców zaczął okładać go kijem po plecach.
"Cholera jaki odważny " Pomyślał. Powoli puścił dziewczynę.
- Przyjadę jutro - podszedł do konia wyciągnął go ze stajni. Wsiadł na niego i odjechał. Rzucił tylko okiem na Irine, która przytuliła chłopca i również patrzyła na niego.
Całą drogę rozmyślał o niej. "Znalazłem cię i tak łatwo mnie się nie pozbędziesz" uśmiechnął się sam do siebie. "Cholera tylko co mam teraz zrobić? Mam uzdrowicielkę, a nie mam kamieni. Nie uda mi się zdobyć grala. Hmm...na pewno bibliotekarz będzie wiedział co mam zrobić. Boże jaka ona jest śliczna i ma takie...hmm... piękne.....hmm....oczy też.
Edward znów przygryzł wargi i nie mógł skupić się nad czym innym. Kiedy dojechał do zamku gwizdał coś po nosem.
-Panie czy ty dobrze się czujesz -podszedł do niego Izaak
-Świetnie się czuje a co? -z siadł z konia i uśmiechał się tajemniczo
-Panie może wezwać medyka? -Edward spojrzał na niego z iritacją
-Nie wkurzaja mnie. Czego chcesz? -No i po moim dobrym chmurze niech go szlak trafi
-Bibliotekarz prosił żebyś do niego poszedł -"Ciekawe co ten stary dureń ode mnie chce "
-To dobrze się składa ja też mam do niego sprawę. Chodź ze mną.
Izaak milczał i tylko badawczo obserwował księcia. Edward nie zwracał na niego uwagę i wciąż gwizdał coś pod nosem.
-Panie czy na pewno nie jest chory?
-Nie jestem chory. Ale dobrze, że się pytasz czy może wiesz jak się czuje Izabela
-Bez zmian dalej jest nieprzytomna -pokrecił głową
-Może i dobrze. Przynajmniej nie będzie wiedziała, że wyruszamy podbić jej państwo. Czy może wiesz jak przygotowania?
-Tak Panie. Idą pełną parą. Za tydzień będziemy gotowi -Edward stanął i spojrzał na dowódcę
-Już za tydzień?
-Tak Panie. Twoi bracia przyśpieszyli wszystko. Chcą dziś popołudniu omówić z nami szczegóły.
-Patrz- drzwi do biblioteki były uchylone. Jakaś postać niszczyła książki. Edward i Izaak chwycili za miecze.
-Stój łotrze -postać odwróciła się. Miała zakrytą twarz. Rzuciła w mężczyzn jakimś proszkiem i znikła. Książę i dowódca zaczęli się dławić.
-Co jest. Gdzie ten....orześ -kiedy dym rozproszył się zobaczyli ogrom zniszczeń. Rozrzucone, poniszczone książki i dwa trupy młodych skrybów.
-Gdzie jest starzec ?-książę przedarł się przez komnatę. Usłyszał jęki i cherczenie. Bibliotekarz leżał między książkami. Był cały we krwi.
-Co się stało?
-Słuchaj chłopcze -kaszlał i wypluwał krew. Miał przebite płuca. "Nie ma szans " Edward pokiwał głową.
-Strzeż się mój Panie. Twój brat Kris zajął się czarną magią....
-Co ty mówisz starcze to nie możliwe -krzyknął Edward.
-Uważaj na siebie. Jesteś naszą nadzieją...-opadł bezładnie. Umarł na rękach. "Cholera jasna co ten Kris kombinuje?" Edward wstał. Nie lubił starca, a teraz było mu go szkoda. Nawet nie zdążył zapytać co ma zrobić z uzdrowicielką.
-Niech to szlak -powiedział głośno
-Panie czy sądzisz, że ten zamaskowany zbir to sprawka Krisa?
-Ciężko mi w to uwierzyć. Trzeba być bardzo silnym magiem żeby coś takiego uczynić. A dobrze wiesz, że mój ojciec wytępił wszystkich magów. Cholera jasna jak ja wyglądam -Edward zorientował się, że cały jest we krwi -Idę do łaźni a ty zajmij się tym całym bajzlem.
Idąc przez korytarz nie mógł uwierzyć, że ktoś tak sobie wtargnął na zamek i zabił bibliotekarza. Jakim cudem strażnicy nic nie zauważyli?
-Ożesz w mordę....-książę zdębiał przed nim szła korytarzem Izabela. Ale jakoś dziwnie. Obijała się od ściany do ściany. Jakby naćpała się muchomorkami. W ręku trzymała nóż.
-Izabela -Edward chwycił kobietę. Oczy miała zamglone. Nawet na niego nie spojrzała. Wyrywała się. Chciała iść dalej.
-Panie -podbiegli do nich strażnicy. Chwycili Izabele i zabrali jej nóż.
-Panie nic ci nie jest? -Edward spojrzał na siebie. "No tak jestem cały we krwi "
-To nie moja krew. Zabieszcie Izabele do medyka. Ona jeszcze nie wyzdrowiała -jeden ze strażników wziął Izabele na ręce. Była nieprzytomna -i zajmijcie się zabitym bibliotekarzem. Macie znaleźć winnego.
-Jak to bibliotekarz nie żyje? -popatrzeli po sobie
-No tak z was strażnicy jak kozie dupy. Przekażę to królowi na pewno nie ominie was kara
-Panie ale my...
-Milczeć! Wykonać moje rozkazy
-Tak Panie -odeszli
To co dzieje się na zamku nie mieści mi się w głowie. Co do jasnej cholery tutaj się dzieje? Edward nie mógł się skupić. W łaźni z przyjemnością oddał się relaksom. Służące go myły i smarowały oliwkami. Przed oczami znów ukazała się Irina. Bawiła się włosami i słodko się uśmiechała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top