Zima

O świcie wszyscy zebrali się i ruszyli w dalszą drogę. Nikt nie odzywał się do nikogo. Coś wisiało w powietrzu. Czy to był strach przed wojną czy tęsknota za domem? Szum drzew sprawiał przygnębiający nastrój, a szuranie tysiąca nóg żołnierzy przypominał konwój pogrzebowy. Kris zachowywał się bardzo dziwnie. Jechał na koniu zamyślony od czasu do czasu  rozglądał się dookoła jakby ktoś jego śledził. Nastał wieczór i zorganizowano postój. Tylko Kris nie schodził z konia. Patrzył w las i czekał.

-Co robisz? - Kris aż podskoczył na siodle
-Edward co ty tak się skradasz? Nie masz nic innego do roboty?
-Od kilku dni obserwujesz las. Po co?
-Eee... lepiej cieplej się ubierz bo nadciąga zima
-Zima? Przecież jest wiosna? -Kris odjechał szybko. Czego on się boi? I o co chodzi mu z tą zimą?
Edward miał złe przeczucia. Zaczął patrzeć na las tam gdzie patrzył Kris. Drzewa zamilkły. Nie było słychać żadnego wiatru, żadnych ptaków. Kompletnie nic. Pustka.
-Co u diabła? -za drzew wyłoniło się coś białego. Zaczęło sypać śniegiem.
-Jak to jest możliwe przecież jest wiosna? -zza pleców było słychać głosy niedowierzania. Po paru modlitwach było wszędzie biało i przerażająco zimno. Wszyscy zaczeli nakładać na siebie co się da.
-Co to do cholery ma być - Voku był wściekły -Rozpalić ogniska i zwołać zebranie.

-Wasza Wysokość co teraz mamy robić? W takich warunkach nie możemy dakej iść. Nie jesteśmy na to przygotowani -przyboczny dowódca Voka załamał ręce
-Izaak co o tym sądzisz?
-Wasza Wysokość dowódca Tosz ma rację. Musimy wracać. Zamarzniemy
-Edward gdzie jest Kris?
-A skąd mam wiedzieć.
-Wszyscy wynocha -Voku był wściekły -Edward ty zostajesz
Kiedy wszyscy opuścili namiot. Voku podszedł do Edwarda i spojrzał mu głęboko w oczy.
-Co o tym sądzisz?
-Sądzę że to nie jest normalne.
-Wiesz o co mi chodzi. Odkąd powiedziałeś że Kris zajął się czarną magią zaczęło wszystko trzymać się kupy
-Nie rozumiem
-Ja też tego nie rozumiałem. Pamiętasz jak znalazłeś Izabele?
-Eee... pamiętam -Edward spojrzał na brata pytająco
-I co sądzisz że to ja ją skatowałem?
-Jak nie ty to kto?
-Tak ja... ale nie do końca... -Voku zaczął chodzić w tą i z powrotem - byłem to ja ale jakbym stał z boku a moje ciało robiło co chciało... rozumiesz?
-Nie bardzo ale myślę że to sprawka Krisa. Od dłuższego czasu obserwuje go. Zabicie bibliotekarza dziwne zachowanie Izabeli czy teraz ta zima.
Podobno sprzedał swoją duszę dla czarnoksiężnika zwany czarny mrok a inaczej Piero
-Przecież to tylko legenda
-Ja też tak myślałem. Podobno Izaak widział jak Kris rozmawiał z tym czarownikiem...
-Rozmawiacie o mnie? -do namiotu wszedł Kris. Stał i uśmiechał się szyderczo
-Ty szujo -Voku chwycił za miecz. Ruszył na Krisa. Zamachnął się a Kris zniknął. W powietrzu rozległ się śmiech i dziwne słowa
-Zabawę czas zacząć
-Ten idiota bawi się z nami
-Teraz przynajmniej już wiem dlaczego wcześniej nas nie pozabijał -Edward zagryzł zęby. On po prostu bawi się z nami. Szlak tylko czemu kosztem tysięca żołnierzy.

-Wasza Wysokość ... -do namiotu wbiegł żołnierz.
-Co się stało?
-Ludzie znaleźli jakąś dziewczynkę i chcą ją spalić
-Spalić? Czy wy podurnieliście?
-Mówią, że to czarownica -Voku i Edward wyszli na zewnątrz. Padał śnieg, a żołnierze popychali rozpłakaną dziewczynkę. Była przerażona.

-Zostawcie ją. Co wy wyprawiacie? Mózgi wam przymarzły? -Voku złapał dziewczynkę
-Wasza Wysokość to czarownica. Przyniosła zimę.
-Nikt bez mojej wiedzy nie będzie nikogo palił. Czy to jasne. 
-Tak Wasza Wysokość
-A teraz ruszać się. Macie wypocząć. Jutro z samego rana wracamy. A ty chodź mała pewnie jesteś głodna. 

Edward spojrzał na brata zdziwiony.  Od kiedy Voku tak troszczy się o innych? Miał jakieś dziwne przeczucia. Wszedł do namiotu i stanął jak wryty.  Dziewczynka zamieniła się w wilka i skoczyła na Voka. Runął na ziemię. Zwierzę sapało i dyszało. Z wściekłości szarpał i ujadał. Voku miał kamień, który dawał siłę ale i tak z trudem udawało mu się utrzymać potwora.
-Co tak stoisz zrób coś -Edward chwycił za miecz i wbił go w plecy zwierzęcia. Wilk zamienił się w dziewczynkę. Krwawe łzy ciekły jej po policzkach. Patrzyła na Edwarda smutnymi oczami, które powoli gasły. Edward nie mógł się ruszyć. Był przerażony. Pierwszy raz zabił człowieka na dodatek małą dziewczynkę. Wiedział, że będzie musiał w końcu zabić. Przecież była wojna. Ale co innego zabić żołnierza w zbroi i z mieczem w dłoni, a co innego dziecko.
Stał otępiały. Nic do niego nie docierało. Cisza....
-Edward ogarnij się- Voku stał przed nim i go trząsł
-Zostaw mnie -wyszedł z namiotu i zwymiotował. Tyle razy widział czyjąś śmierć. Nawet rozprute bebechy i walające się wnętrzności. Ale zabicie kogoś było to coś innego. To była jego bariera człowieczeństwa, którą właśnie przekroczył
-Czy wszystko w porządku? -Izaak spojrzał na Edwarda.
-Nic nie jest w porządku. Idź do Voka trzeba mu opatrzeć rany -Edward ruszył do swojego namiotu chciał zostać sam. Pogoda ułatwiała mu samotność. Śnieżyca zmogła się i przesypała wszystkie namioty. Nie było widać nikogo. Była noc. Było zimno, przerażająco zimno. Edward wszedł do namiotu i zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top