Uzdrowicielka
Przestraszyła się, była pewna, że mężczyzna, który podszedł do niej chce ją zgwałcić jak to robią teraz z innymi dziewczynami.
-Nie bój się. Prosze to są ubrania. Ubierz się i zaraz stąd odejdziemy. Nie chce ci zrobić krzywdy. Zawioze cię do domu. Dziewczyna patrzyła na niego zdziwiona. Nie chciała pytać. Pragnęła jak najszybciej uciec z tego miejsca. Chwyciła ubranie i wlot się ubrała. Gdy byli już na zewnątrz mogła spokojnie przyjrzeć się mężczyźnie. Był w średnim wieku, włosy obrastały siwizną. Ubrany w bogatą tunike. Przez głowę przechodziło jej tysiąc pytań.
- Panie dlaczego? -zapytała się cichutko jak już wsiedli na konia.
- Nie pytaj panienko miałem takie rozkazy. Powiedz gdzie mam cię zawieźć? -nie była pewna czy może mu zaufać. A jeśli będzie chciał podstępem coś osiągnąć? Ale niby co? Nie była bogata. Nawet nie miała ojca, który mógłby ją wykupić. Ani matki, która by płakała z tęsknoty. Miała tylko wuja, który przygarnął ją sierotę z ulicy. A może myśli, że ma więcej sióstr, które chce zabrać dla uciechy możnych panów. Tylko to nie możliwe po pierwsze wuj ma tylko dwóch dziesięcioletnich synów i pięcioletnią córkę niemowe. Po drugie to wszystko nie trzyma się kupy, ona ma wrażenie że nic o niej nie wie. Postanowiła jednak na wszelki wypadek nie mówić gdzie mieszka. Kazała wysadzić się na przydrożnej drodze obok królewskiego lasu.
- Panienko powiedz jak masz na imię
- Irina
- Bądź zdrów i uważaj na siebie
- Dziękuję Panie za uratowanie mi życia
- Nie mnie dziękować ale przekażę temu kto cię uratował -chciała jeszcze coś zapytać ale mężczyzna odjechał.
Szła przez las, a serce kołatało jej z powodu dzisiejszych przeżyć. Jak mogła tak głupio dać się złapać. Pojechała do miasta aby zawieść dla wuja wodę i jedzenie. Zatrzymała się przy straganach aby popatrzeć na piękne tkaniny, biżuterię. Powąchać wspaniałe kwiaty i pooglądać dziwne owoce. Był tłum ludzi. I biedni i bogaci wszyscy coś kupowali i sprzedawali. Była pochłonięta miejskim rozgardiaszem. Nagle ktoś zaczął krzyczeć. Ludzie zaczeli biegać i rozstępować się przed żołnierzami. Kilku z nich wyskoczyło z koni. Łapali dziewczęta uciekajace, a niektóre wyrywali z pod ramion matek. Schowałam się za straganem. Skuliłam się. Przerażona zerķałam przez szczelinę co się dzieje. Raptem nade mną stanęła wielka gruba baba. Złapała mnie za włos i szarpiąc z całych sił darła morde.
- Tu jest, tu jest, bierzcie ją. ...- żołnierz chwycił mnie, a w drugiej ręce trzymał jeszcze jedną dziewczynę. Wrzucił nas do klatki. Było nas około dziesiecioro. Klatka ruszyła. Wokół zebrali się ludzie. Słychać był lament kobiet. Płakały, błagały o wypuszczenie ich córek. Niestety to był bilet w jedną stronę. Wszyscy znali zabawy księcia. Dziewczęta zostaną zgwałcona i zabite dla zabawy. Co za rozpacz co za nieszczęście.
Irina już nie szła tylko biegła. Była cała roztrzesiona. Unikneła strasznej śmierci dzięki komuś kogo nie znała. Czy dowiem się komu zawdzięczam życie? Los pokaże. Dotarła do domu. Z radości łzy spływały po policzkach. Rozpłakana upadła na ziemię. Z chałupy wyszedł wuj.
- Irina! -krzyknął -Boże dzięki ci, dziecko drogie co się stało -przez łzy próbowała opowiadać co się stało. Wuj przytulił ją mocno.
- Już dobrze dziecko, chodź ogrzać się przy kominku -Irina dopiero teraz zobaczyła, że jest całkowicie ciemno. W oddali słychać wycie wilków i pochukiwanie sów. Poczuła ogromne zmęczenie i trzęsła się z zimna.
Rano gdy się obudziłam zobaczyła ją -Oli. Pięcioletnią małą dziewczynkę siedząca przy mojej sieni. Patrzyła na mnie i czekała aż się obudzę.
-Witaj -przytuliła mnie mocno. Nic nie mówiła. Od urodzenia była kaleką. Pamiętam jej matkę, była tak piękna jak ona. Zmarła przy porodzie. W ostatnich minutach wezwała mnie. Chwyciła moją rękę i z trudem wydusiła z siebie słowa.
- Irino błagam zaopiekuj się moją córeczka -zgodziłam się. Miałam wtedy dziesięć lat. Kochałam Oli jak własne dziecko. Dawałam jej tyle miłości ile chciała. Wiedziałam, że trudno jest być sierotą na tym świecie. Miała ojca, ale ojciec nigdy nie zastąpi matki. Wuj ciężko pracował w kuźni. Kuł podkowy dla koni żołnierzy. Marny z tego zarobek. Musiał pracować od świtu do nocy. Irina zajmowała się domem. Sprzątała, gotowała, opiekowała się dziećmi.
Teraz leżała na swojej sieni i głaskała dziecko po długich ciemnych włosach.
-Jestem już przy tobie. Nie martw się nikt nas nie rozdzieli. -Była strasznie zmęczona po ciężkim dniu ale musiała wstać. Szybko zamiotła izbę i wstawiła gar z wodą na ogniu.
Nagle z podwórka rozległ się straszny płacz. Do domu wbiegł najstarszy z synów wuja -Szon.
-Irino chodź szybko Alanowi coś się stało -przerażona ruszyłam za nim. Alan, drugi z chłopców, leżał na ziemi obok dużego drzewa. Nogę miał zakrwawioną i wykrzywioną w nie ludzkiej pozycji. Kość wystawała mu z rany.
-Boże Alan co się stało.
-Spadłem z drzewa -płakał w niebo głosy
-Spokojnie będzie wszystko dobrze. -wiedziała co ma zrobić ale bała się tego. W głowie słyszała głos matki, która ją ostrzegała.
-Masz dar uzdrowienia nie używaj jej. Twoja moc przyciąga złych ludzi. Będą na ciebie polować. Jeśli użyjesz mocy przyjdą po ciebie jak po nitce do kłębka. -miała racje.
Miała wtedy pięć lat. W ręku trzymała ptaszka ze złamanymi skrzydełkami. A po chwili wbił się w powietrze. Nie minął tydzień jak użyła mocy. Przyjechało wojsko z królem na czele. Spalili całą wioskę i zabili moją rodzinę. Szukali mnie.
Co teraz mam zrobić. Przecież Alan wykrwawi się. Nie miała wyboru. Zbyt dużo moich bliskich już umarło teraz jestem duża poradzę sobie. Westchnęła. Położyła ręce na nodze chłopca i delikatnie poruszyła palcami. Dziecko poczuło ciepło i rana zagoiła się momentalnie. Wstał i uradowany zaczął biegać.
-Irino jak to zrobiłaś.
-Mam moc uzdrawiania. Błagam nie mówcie nikomu nawet wujowi.
-Ale dlaczego?
-Nie mówcie nikomu -krzyknełam -obiecajcie
-Dobrze -odpowiedzieli hurem.
Bałam się, czy na pewno dotrzymają słowa. Byłam przerażona. Od trzynastu lat nie używałam tej mocy. Nawet nie zrobiłam tego jak matka Oli umierała mi na rękach. Wstałam i schowałam się w pokoju. Płakałam. Czy na pewno przyjdą źli ludzie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top