Skarb

Władca - siwy starzec siedzący na tronie. Tkwiący wzrokiem w podłodze rozmyślal nad czymś intensywnie. Był zmęczony. Ręce i nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Nie mógł już jechać na wojnę. Był już bezużyteczny i tak się czuł.
- Wezwać synów - zawołał chrapliwym głosem. Czekał, a jego wzrok dalej tkwił w podłodze. Nawet nie spojrzał na swoich synów jak się pojawili. Nie chciał na nich patrzeć. Był już stary, a oni młodzi, silni i pełni życia. Nienawidził ich za to. Gdyby mógł wyssałby z nich życie by dalej żyć. Był okrutnym władcą. Mordował i zabijał dla przyjemności. Podbił tysiące miast i wsi, zdobył wiele krain i teraz musiał oddać to tym młodym synom.
Stali przed ojcem i czekali na jego słowa. Nienawidzili jego był tyranem, despotą. Każdy z jego trzech synów miał powody by go nienawidzić. Pierwszy najstarszy Voku -najsilniejszy, najlepszy we wszystkim, kochający zabijać. Był bardzo podobny do ojca -tyran, despota. Na jednej z wojen łupieszczych razem z królem zamordowali tysiące bezbrony ludzi. Nienawidził ojca tylko dlatego, że jeszcze on żył. Chciał władzy pragnął tego.
Edward drugi syn -młody, gniewny, uwielbiał polowania ale nigdy nie zabił człowieka. Kiedy był z ojcem na wojnie zawsze chował się aby tylko ten nie kazał nikogo zabić. Tylko patrzył na okrucieństwa swego ojca i brata. Edward nienawidził ojca. Gdy miał pięć lat król kazał skrócić jego matkę o głowę tylko dlatego, że odezwała się w jego obecności.
Najmłodszy brat Kris był dzieckiem rozpieszczonym, glupowatym. Miał straszne durne pomysły. W wieku dziesięciu lat wlewał do zupy dla służby swoje szczyny, a mając już piętnaście lat torturował starego ogrodnika -Szuma. Gdy ten się schylił Kris pobiegał do niego i wrzucał za koszule czerwone mrówki. Biedny starzec biegał i krzyczał w wielkiej rozpaczy. Długo tak nie wytrzymał, po tygodniu zmarł. Nie miał litości dla nikogo. Teraz stał przed ojcem i głupowato się uśmiechał. Nienawidził ojca bo ten go nie kochał.
Król zdjął z szyi kamień. To było najcenniejsze co posiadał. Skarb, który dawał nadludzką moc. Człowiek stawał się wtedy najsilniejszy, najszybszy, najlepszy we wszystkim. To dzięki niemu król był niepokonany przez wiele lat. A teraz musiał oddać swoją najcenniejszą rzecz. Tylko komu? Kto jest godzien posiadać taką moc.
-Postanowiłem, że każdy z was dostanie po jednym kawałku.
-Jak to każdy! -krzyknął Voku przecież jemu się należy jako pierworodnemu.
-Zamknij mordę głupcze -warknoł król. Bracia stali jak wryci nic nie rozumiejąc ze słów. Kamień jest jeden. A to nie jest żaden problem. Do komnaty wszedł wielki grubas z młotem. Wziął kamień od króla położył go na ziemi i jednym ruchem uderzył. Posadzka zadrżała, a kamień posypał się na trzy różne wielkości kamieni. Najstarszy dostał największy, średni kamień dostał Edward, a najmniejszy Kris.
-Voku jako mój najstarszy syn i przyszły władca dostaniesz ziemię do rządzenia oraz ożenisz się z księżniczką Izabelą Turyńską z Pagwy.
-Tak ojcze
-Pozostali moi synowie zostaną przy mnie. Po mojej śmierci wy też dostaniecie część ziem do rządzenia.
-Tak ojcze
-A teraz wynocha -nienawidził ich. Oddał swój najcenniejszy skarb, a teraz czuł się jeszcze słabszy. Nie mógł już wstać, co za los.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top