Już czas

Edward wstał bladym świtem. Ubrał się i wyszedł. Zajrzał do komnaty Iriny. Spała razem z dziewczynką. Zamknął drzwi i poszedł do komnaty chłopców.
-Wstawajcie -odsunął pierzyne
-Ej no co ty
-My śpimy
-Wstawajcie. Chcieliście uczyć się więc ruszać się.
Chłopcy przeciągali się i mamrotali coś pod nosem.
-Czekam na was na dole. Zjemy i będziemy ćwiczyć łucznictwo.
Edward wyszedł. Przy stole siedzieli żołnierze. Wstali i skineli głowy
-Siadajcie. Dobrze że was widzę. Dziś w nocy ruszymy na zamek.
-Tak Panie
Cały ranek Edward ćwiczył chłopców. Kiedy przyszli na posiłek Irina z Oli siedziały przy stole. Irine unikała wzroku Edwarda. Była zmieszana. Miała wrażenie że Edward jest na nią zły że uciekła. W myślach próbowała się usprawiedliwić że to co chciał Edward od niej było złe. Nagle spostrzegł że dzieci wyszły Edward wstał i podszedł do niej. Irina chciała wyjść ale złapał ją za rękę
-Dlaczego mnie unikasz?
-Bo ... -bała się spojrzeć na niego- bo myślałam że jesteś zły na mnie.
Edward spojrzał na nią zaskoczony
-Czemu miałbym być zły na ciebie?
-No bo przestraszyłam się i uciekłam
Edward uśmiechnął się i mocno ją przytulił
-Oj głuptasku to ja powinienem cię przepraszać za swoje zachowanie
-Nie jesteś zły?- Irina spojrzała na niego
-Oczywiście że nie- Edward pocałował Irine w czoło
Nagle Edward poczuł jak ktoś wali w niego pięściami. To była Oli. Była wściekła
-Oli co ty robisz? -Irina była zdziwiona
-Ona jest zazdrosna o ciebie. -Edward pogłaskał dziewczynkę po główce i wyszedł. Oli mocno przytuliła Irine.

Wieczorem Edward z żołnierzami przygotowali konie do drogi.
-Panie nie wiemy co tam zastaniemy.
-I tak nie możemy dłużej czekać. Czarny Mrok jest bardzo silny a nam kończy się jedzenie. Wiecie że idziemy na pewną śmierć- Edward spojrzał po twarzach mężczyzn. Nie widział żadnego strachu
-My już straciliśmy wszystko. Została nam tylko pomsta za najbliższych- odparł najstarszy z nich Griff
-Kiedy weszliśmy do naszych domów zobaczyliśmy tylko ciała naszych dzieci- odparł smutno Otton
-Zabrali nasze kobiet. Chcieliśmy je uwolnić ale nas pojmali -pokręcił głową Snop. Czwarty żołnierz Ulf milczał.
-A ty Panie co będzie z nimi? -zapytał Benklej najmłodszy z nich. Edward spojrzał na bawiące dzieci. Irina stała i patrzyła na Edwarda smutno.
-To dla nich muszę zwyciężyć -westchnął- Idę się pożegnać i ruszamy.
Podszedł do chłopców.
-Macie ćwiczyć jak wrócę sprawdzę was
-Tak królu- odpowiedzieli hurem. Podszedł do Iriny. Miała łzy w oczach. Rzuciła mu się na szyję.
-Nie martw się wróce -ucałowała go w usta. Wsiadł na konia i odjechali.

Jechali w milczeniu. Było cicho, ciemno i zimno. Pod kopytami szeleścił śnieg a wiaterek kołysał gałęziami. Wyjechali z lasu i zobaczyli spalone domy. Wokół nie było nikogo. Jeszcze nie tak dawno Edward przejeżdżał obok tych domów i było tu mnóstwo ludzi. Wszystko żyło. Teraz w powietrzu unosił się zapach zgliszczy. Ruszyli dalej. Omineli wioskę i znów wjechali do lasu.
-Kiedy wyjedziemy z lasu będziemy na miejscu -odparł jeden z żołnierzy
-Raczej nie napotkamy nikogo.
-Ciekawe czy ktokolwiek jeszcze żyje- Edward milczał. Był przygnębiony. Zaczął zastanawiać się co będzie jak odzyska tron. Będzie rządził zgliszczami i ludźmi których nie ma.
-Panie- wyszeptał jeden z nich. Edward spojrzał przed siebie. Przez las przedzierali się dziesięciu zbrojnych na koniach. Ich twarze były kościste i przerażające. W rękach trzymali pochodnie
-Z koni- Edward wyszeptał
-Panie to te potwory które zostały zamienione przez Czarny Mrok
-Co robimy ?
-Czekamy aż sobie pójdą -oparł Edward. Nagle konie się spłoszyły. Zarżały. Zbrojni ruszyli w ich stronę.
-Niech to szlak! Do broni ! -krzyknął Edward. Żołnierze chwycili za miecze. Rozległ się zgrzyt metalu przecinające mróz. Potwór chlasnął mieczem po bebechach Ulfa. Padł zalany krwią. Edward ustrzelił z łuku dwóch i chwycił za miecz. Przerżnął potworowi po bebechach. Padł. Kolejni żołnierz zaatakował. Ciął po bebechach. Padł. Potwór obronił się i dźgnał Grifa. Griff padł.  Edward dźgnał kolejnego. Padł. Odwrócił się i potwór rozciął Edwardowi ramie. Dźgnął prosto w serce potwora i potwór padł. Edward ostatnimi siłami ciął kolejnego i padł razem z nim.
Nie mogę tak zginąć. Jeszcze nie teraz.
Próbował wstać. Jeden z potworów podbiegł do niego. Przycisnął butem. Edward próbował się bronić. Potwór przyłożył miecz do szyji.
Nagle nad głową usłyszał świs strzał.
Potwora przebiły pięć strzały i padł na śniegu martwy. Kolejna strzała pomkneła i ostatni potwór padł. Nastała cisza.
-Ilu żyje?- Edward z trudem łapał oddech.
-Dwóch. Otton nie żyje. Griff i Ulf są ciężko ranni.
Edward zaczął rozglądać się kto strzelał z łuku. W oddali zobaczył jakąś postać, która szła w ich stronę. Twarz była przykryta kapturem.
Edward zamarł. Postać zsuneła kaptur z tawrzy a jej rude włosy rozwiały wiatr. To była Sefana
-Stęskniłeś się za mną?- próbowała go pocałować ale on się odsunął.
-Co ty tutaj robisz ?
-Jak widzisz ratuje Ci życie - burkneła. Oczekiwała na piękniejsze powitanie.
-Porozmawiamy sobie później. Bierzemy rannych.
Ruszyli z powrotem.

Edward był przygnębiony. Czuł się pokonany. Zawiódł. Gdyby nie Sefana już leżałby w śniegu martwy a nawet nie dotarł na zamek. Ta ruda dziewczyna nie tylko uratowała mu życie to jeszcze będzie musiał prosić ją o pomoc. Już wiedział że sam z garstką ludzi sobie nie poradzi.
Niech to szlak. Wolałbym jednak leżeć już w tym śniegu.
Jego duma cierpiała.

Wrócili do domu. Położyli rannych na stole. Do pomieszczenia wbiegła Irina
-Co się stało? -chciała rzucić Edwardowi się na szyje. On ją tylko przytrzymał.
-Pomożesz im? -Nie mógł spojrzeć jej w oczy. Irina odsuneła się i spojrzała na rannych. Byli nieprzytomni i mieli rozcięte brzuchy.
-Ja nie mogę... -Irina smutno patrzyła na rannych. Przypomniała sobie słowa matki. Nie uzdrawiaj bo przyjdą źli ludzie.
-Czemu? Przecież uzdrowiłaś mnie- Edward spojrzał na nią zaskoczony
-Amatorka- prychneła Sefana
-Kto to? -dopiero teraz Irina zauważyła nie znajomą
-Ona boi się. Jeśli uzdrowi tych ludzi jej moc przyciągnie Czarny Mrok - ziewneła od niechcenia Sefana.
-Słuchaj no mała i tak musimy zwabić tutaj tego porąbańca bo na zamek się nie dostaniemy a ty jesteś świetną przynętą -kontynuowała
-Proszę zrób to dla mnie. Potrzebuje ich -Edward wziął ją za ręke.
Sefana zagryzła zęby ze złości. Acha to przez nią Edward mnie odtrącił. Pożałuje tego.
W oczach pojawiły się ogniki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top