Rozdział 2
Następnego dnia koty były załamane. W końcu miały wyruszyć już jutro! Bardzo mało kotów było w obozie. Prawie połowa polowała, aby mieli co jeść dzisiaj i jutro rano. Medyczka i uczniowie zbierali zioła, aby móc wszystkich wzmocnić i zapewnić zapas ziół na podróż. Starszyzna rozgrzewała się do wędrówki, a karmicielka dbała o swoje kociaki. W żłobku była tylko jedna matka z jej kotkami. Młode nie miały jeszcze imion.
- Wielkie Serce, ty nazwiesz jedną z nich, a ja drugą.- Zaproponowała zielonooka kotka.
- Dobrze kochanie- Zamruczał jej partner- Którą chcesz nazwać?
- Jedna jest moim sobowtórem, a druga twoim- Zauważyła kocica- Wiec nazwijmy nasze klony!
- Świetny pomysł!- Zgodził się kocur- Nazwę ją..........Bursztyn!
- Cudowne imię!- Karmicielce rozbłysły oczy- A ja nazwę ją......Złotka? Nie.......Kremka? Nie......już wiem! Perła!- Uradowana, że jej kociaki mają takie śliczne imiona, zamruczała głośno. Spojrzała na rudawego kota stojącego obok niej, jednak na widok jego pyska jej entuzjazm wyparował.
- O co chodzi?- Spytała łagodnie kotka. Nie była na zgromadzeniu, wiec nie wiedziała o czekających ich kłopotach.
- W-Wyszczerbiona Muszlo....ja...nie wiem jak ci to powiedzieć....ale.....- Kocur wziął głęboki wdech, zamknął oczy i opowiedział wszystko partnerce. Jej długie futerko nastroszyło się gdy skończył mówić.
- A-ale......Bursztyn.....Perła......j-jak....?
- Wiem skarbie, wiem. Ale dadzą radę- ,,chyba" dodał w myślach i pocieszająco polizał ją po głowie. Rozmawiali na ten temat, powoli godząc się z losem, gdy nagle do żłobka wparowała Słodki Wrzos. Ta piękna blado-ruda kotka to medyczka klanu Ognia. Jest łagodna i pomocna, ale jest zbyt delikatna. Słodki Wrzos przyniosła w pysku zioła idealne dla matek i kociąt. Podeszła do Wyszczerbionej Muszli i ostrożnie dała jej małe zawiniątko. Beżowa kotka zjadła powoli zioła i zaczęła myć swoje kociaki. Gdy medyczka zobaczyła, że nie otworzyły jeszcze oczu, pobiegła na chwile do swojego legowiska i przyniosła jeszcze mniejsze mieszanki ziół. Wróciła gdy Wielkie Serce został wezwany do patrolu łowieckiego. Została wiec sam na sam z Wyszczerbioną Muszlą. Położyła słodko pachnące zioła i powiedziała:
- Wiem, że to dla ciebie trudne. Jednak Wielkie Serce ci pomoże. A klan Nieba nad nami czuwa. Twoje kociaki muszą być gotowe do wyprawy, daj im te zioła.
- Dobrze.- Biaława kotka przysunęła zawiniątko koło swoich szkrabów.
Bursztyn była najbliżej jednej z kupek ziół, wiec podążając za zapachem w końcu dotknęła noskiem jedzonka. Otworzyła buzie, ukazując małe, ostre ząbki. Zjadła ostrożnie słodkie zioła. Zakręciło jej się w nosie i kichnęła. Przestraszyła się tego odgłosy i...otworzyła oczy! Za chwile je zamknęła, a potem znowu otworzyła! Kilka bicia serca później biegała już po żłobku, czekając na siostrę. Tym czasem Perła wąchała już zioła. Podeszła, ale potem się odsunęła. Jej matka delikatnie przysunęła ją z powrotem w pobliże ziół. Dopiero wtedy Perła spróbowała jedzenia. Smakowało jej, zjadła całe! Potem tak samo jak jej siostra, kichnęła, ale nie otworzyła oczu. Słodki Wrzos zmartwiła się, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Dlaczego nie otwiera oczu mamo?- Spytała Bursztyn. Potrząsnęła lekko swoją siostra, nie mogąc doczekać się zabawy.
- Uważaj Bursztyn! Perła potrzebuje jeszcze trochę czasu.- Wytłumaczyła medyczka. Spróbowała jeszcze raz i tym razem otworzyła oczka! Chwiejnie podeszła do mamusi i przytuliła sie do niej. Potem zauważyła Bursztynkę, która niecierpliwie czekała na siostrę. Mrugnięcie okiem i już bawiły się w najlepsze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top