8.

Byłam w nicości. Wszędzie była czerń, a ja lewitowałam w powietrzu.

Wkącu przede mną pojawiło się szare światło, a zaraz obok fioletowe, niebieskie i różowe.

Po chwili te śwaitła zmieniły się na postacie. Niemalże odrazu je rozpoznałam. To szare światło, zamieniło się w kobietę o szarych skrzydłach, biało-niebieskich oczach, czarno-siwych włosach z różowym pasemkiem i z gwiazdą pod lewym okiem.

A te trzy kolorowe światełka to ja, Rose i Bella jako dzieci. Kilka łez popłyneło mi z radości.

Pamiętam jak zawsze powtarzała ,, Chodźby jedna z was zraniła się, to tak jagby jedna z was zgnieła"

-Święte słowa mamo... Święte słowa...-wyszeptałam z lekkim uśmiechem.

-Luuuuunaaaaaaaa!-otworzyłam zaspane oczy i ujrzałam dziewczyny stojące nade mną-Jednak żyjesz.

-No jednak, a co?-spojrzałam na nią i uśmiechnełam się lekko.

-Bo ktoś do ciebie-powiedzoała rozbawiona Rose. Spojrzałam na nią, a ona pokazała mi chłopaka który stał przy drzwiach.

-MIKO!!-Krzyknełam i zerwałam się z łóżka, by rzucić się na niego.

-Też się ciesze że cie widze-powiedział lekko rozbawiony, po czym lekko musną moje usta.

-Ale nie przy nas-oznajmiła Bella. zaśmiałam się lekko na to i przytuliłam do chłopaka.

-WIESZ JAK TĘSKNIŁAM?! MYŚLAŁAM ŻE BEZ CIEBIE TO OSZALEJE!!-wykrzyczałam.

-To tylko dwa tygodnie-powiedział o uśmiechnął się do mnie-Pod moją nie obecność, kogo zajebałyści-zapytał rozbawiony.

Miko jako jedyny wie że mordujemy, bo raz widział jak zastrzeliłyśmy kogoś.

-Tylko policjantke-powiedziała Bella.

Gadaliśmy jeszcze kilka minut kiedy przypomniałam sobie że dalej jestem nie przebrana. Wstałam od chłopaka i podeszłam do szafy. Wyjełam kilka rzeczy i udałam się do łazięki.

Gdy skączyłam, wyglądam tak:

Wyszłam z pomieszczenia i odrazu zobaczyłam Miko. Patrzył na mnie z przerażeniem.

-Luna...-przerwałam mu.

-To długa historia-powiedziałam i przytuliłam go co odwzajemnił.

-Idzie sobie na miasto albo do lasu na amory, a nie przy nas-powiedziała rozbawiona Rose. Zanim co kolwiek powiedziałam, chłopak wstał i razem ze mną wyszedł. Na szybko wziełam plecak i udałam się z nim na miasto.

***Time skip***

Siedzę właśnie z Miko w kawiarni i gadamy. Było spokojnie do czasu kiedy nie przyszła Kate i jej plastiki.

-Ooo! Jaka miła niespodzianka!-powiedziała irytująco.

-Czegoś chcesz czy mam ci jebnąć?-zapytałam i spojrzałam na nią gniewnie.

-Luna, spokojnie...-powiedział Miko.

-Tak, posłuchaj swojego chłoptasia, ty mała kurwo-powoedziała złośliwie.

-Ja przynajmiej mam "chłoptasia", nie to co ty-powiedziałam podle i wystawiłam jej język.

-Ugh!... Bith!-krzykneła.

-A ja Luna-powiedziałam i wstałam z krzesła-Idziemy?

-Yhy-odpowiedział i złapał mnie za ręke, i wyszliśmy z kawiarni zostawiając Kate i inne dziunie z pomidorem i wściekłością na twarzy-Ty to jednak nigdy się nie zmienisz.

-Oj wiem-powiedziałam i uśmiechnełam się do niego-Ale za to mnie kochasz.

-Masz racje-powiedział po czym mnie pocałował.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top