7.

Pov. Rose

Gdy usłyszałam co ci kretyni mówią o Lunie, krew się we mnie zagotowała!

-MASZ TO NATYCHMIAST ODSZCZEKAĆ TY KUNDLU!!! TY JEBANY UŁOMIE! POKRAKO ŻYCIOWA!!-Wykrzyczałam razem z Bellą w jednej chwili.

Wszyscy patrzyli na nas z przerażeniem. Spojrzałam na Bella a ona na mnie, i wszystko stało się jasne.

Gdy się BARDZO wkurwimy to włosy są rozwalone na wszystki strony, z oczu płyną nam "łzy" i przedewszystkim że mamy skrzydła demona.

Jeszcze troche darłyśmy na nich, a później poszłyśmy szukać Luny. Ona jest dla nas najważniejsza.

Pov. Luna

Patrzyłam w ciemną wode, z łami w oczach. Weszłam na mórek niespuszczając wzroku z wody. Zastanowiłam się czy napewno chcę to zrobić. Zabije się, i skącze swoje marne życie, ale zostawie Rose u Belle w tym świecie.

-Na co czekasz?-Ten ochrypły głos..

-Nie żal ci?-zapytałam przez łzy. Odwróciłam się i spojrzałam na niego-Twoje własne dziecko, zaraz zeskiczy z mostu i zabije się, a tylko na to czekasz?

-Niemoge się doczekać kiedy porażka zniknie-spojrzałam w taflne wody i uśmiechnełam się delikatnie.

-Kiedy ona żyła, muwiłeś że oddasz swoje życie za nas. Że nas kochasz, a teraz co? Moge palić, moge się najebać, sprzedać i nakurwić, a tobie to obojętne-Podwinełam rękawy i stanełam przed nim-Widzisz to?

-Luna...

-Dziękuje. Dla ciebie jestem niewarta życia, ale to się zaniedługo skączy-powiedziałm i poszłam murkiem do budynków a później do sierocinca.

***Time skip***

Weszłam do pokoju, a tam Rose i Bella, rozmawiają. Gdy spojrzały na mnie, wydawały się zmartwione.

-Luna...-zaczeła Bella.

-Wszystko dobrze, niemartwie się-powiedziałam i uśmiechnełam się sztucznie.

Dziewczyny spojrzały na mnie z lekkim uśmiechem i przytuliły. Oczywiście oddałam gest.

Gdy odczepiłam się od nich podeszłam do szafy i wyjełam z niej bluze i czarne leginsy.

Weszłam do łazięki i rozebrałam się. Ubrałam na siebie bieliznę i bluze, podwinełam rękawy i spojrzałam w lustro. Związałam włosy w kucyka, i odsłoniłam oko. Gdy już miałam wyjmować rzyletke, drzwi do łazięki otworzyły się, a w nich nikt inny jak Bella i Rose.

-T-to nie tak-powiedziałam i poczułam łzy w oczach. Dziewczyny ruciły się na mnie, i zamkneły w zelażnym uścisku.

-C-czemu?-zapytała drwiącym głosem Bella.

-On, tamci, ... Wszyscy chcą abym znikneła-powiedziałam przez łzy.

-O-on?-zapytała Rose-Żartujesz, prawda?

-Nie...-spojrzałam na nie-Dzisiaj, po tym jak... Tamci mnie zywzywali, poszłam na most. On chciał abym to zrobiła... On chciał abym zgineła-powiedziałam i rozpłakałam się na dobre.

Dziewczyny spojrzały na mnie, i również się rozpłakały.

Siedziałyśmy taj jeszcze chwilę, później wyszły a ja ubrałam się do końca. Spojrzałam na rzyletke. Zacisnełam ręce, wziełam ją i wyrzuciłam.

Weszłam do pokoju i porozmawiałam z dziewczynami. Chyba jeszcze nigdy nie rozmawiałyśmy tak szczerze i poważnie.

O 23 wkącu zasnełyśmy. Ciesze się że mam je przy sobie, niewiem co bym zrobiła bez nich.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top